Kroniki pradawnego mroku V Zlamana przysiega - PAVER MICHELLE.txt

(342 KB) Pobierz
PAVER MICHELLE





Kroniki pradawnego mroku VZlamana przysiega





MICHELLE PAVER





Przelozyl Krzysztof Mazurek

Tytul oryginalu: Oath Breaker

Copyright



Warszawa 2009





Rozdzial 1

Bywa i tak, ze pojawia sie bez ostrzezenia. Zupelnie znienacka.

Twoj kajak z foczej skory sunie nad falami jak kormoran, wioslo rozbryzguje srebrzyste kropelki wody nad lamiacymi sie grzywaczami i wszystko jest dokladnie tak, jak byc powinno - rozkolysane morze, slonce razace w oczy, chlodny wiatr bijacy w plecy. I wtedy z wody nagle wylania sie gora wieksza niz wieloryb, a ty pedzisz wprost na nia, za chwile sie rozbijesz...

Torak rzucil sie na bok i pociagnal mocno wioslem wzdluz burty. Jego kajak wyrwal do przodu, malo co sie nie wywrocil i z szumem przemknal obok gory lodowej, mijajac ja o grubosc palca.

Caly mokry, kaszlac morska woda, Torak z trudem odzyskiwal rownowage.

-Wszystko w porzadku? - krzyknal Bale, zawracajac.

-Nie zauwazylem tej gory - mruknal pod nosem Torak. Czul sie glupio.

Bale usmiechnal sie od ucha do ucha.

-Mamy w obozowisku kilku zoltodziobow. Chcesz zawrocic i ustawic sie z nimi w jednym szeregu?

-Powiedzial, co wiedzial! - odcial sie Torak, uderzajac wioslem w wode i ochlapujac Bale'a. - Kto pierwszy za przyladkiem Crag!

Chlopiec z klanu Foki krzyknal wesolo i w tej samej chwili ruszyli - drzeli z zimna, byli mokrzy, ale przepelniala ich radosc. Wysoko nad glowa Torak ujrzal dwie czarne kropki. Gdy gwizdnal, Rip i Rek puscily sie w dol i przelecialy tuz obok niego, a konce ich skrzydel niemal dotykaly fal. Zawrocil ostro, zeby ominac kre kolyszaca sie na wodzie, a kruki zrobily to samo. Slonce polyskiwalo purpura i zielenia na ich gladkich, czarnych piorach. Wyrwaly sie do przodu. Torak przyspieszyl, zeby nie zostawac w tyle. Czul, ze jego miesnie sa gorace od wysilku, a sol wzera sie w policzki. Rozesmial sie w glos. To bylo swietne, prawie tak dobre jak latanie.

Bale - dwie wiosny starszy od niego, najlepszy wioslarz na wyspach - wysunal sie naprzod i zniknal w cieniu wysokiego cypla zwanego Crag. Morze rozkolysalo sie poteznie, kiedy wyplyneli z zatoki, i wysoka fala runela na lodz Toraka od dziobu. Szarpnelo kajakiem, ktory nieomal przewrocil sie do gory dnem.

Kiedy Torak opanowal lodz, okazalo sie, ze dziob jest skierowany w zla strone. Zatoka Fok wygladala pieknie w sloncu i Torak na chwile zapomnial o wyscigu. Wodospad na jej poludniowym krancu otaczal woal mgly, a wokol klifow krazyly mewy. Nad plaza unosil sie dym snujacy sie spomiedzy przygarbionych szalasow klanu Foki, a dlugie rzedy solonych dorszy polyskiwaly w sloncu, jak gdyby pokryte szronem. Torak zobaczyl Fin-Kedinna, jego ciemnorude wlosy wsrod jasnowlosych Fok swiecily jak ognista latarnia na brzegu; ujrzal tez Renn, ktora udzielala lekcji strzelania z luku grupce dzieci stojacych wokol niej z otwartymi z podziwu buziami. Torak usmiechnal sie. Foki znacznie lepiej poslugiwaly sie harpunem niz lukiem i strzala, a Renn nie byla zbyt cierpliwa nauczycielka.

Bale zawolal do niego, zeby sie z nim zrownal, wiec Torak zawrocil kajak i przylozyl sie do wiosla.

Kiedy mineli Crag, zdali sobie sprawe, ze sa straszliwie glodni, wiec zawineli do malej zatoczki, gdzie rozniecili ogien, zebrawszy uprzednio suche wodorosty i drewno wyrzucone przez morze. Zanim zaczeli jesc, Bale rzucil kes suszonego dorsza na plycizne Matki Morze, opiekunki jego klanu, a Torak, ktory nie mial opiekuna klanu, wetknal kawalek kielbasy z losia w krzak jalowca, jako ofiare dla Lasu. Czul sie troche dziwnie, bo Las byl o dzien zeglugi lodzia na wschod, ale czulby sie jeszcze dziwniej, gdyby tego zaniechal.

Pozniej Bale podzielil sie z nim reszta suszonego dorsza - slodkiego, twardawego i zadziwiajaco slabo smakujacego ryba, Torak zas zaczal odrywac od skaly przyczepione do niej malze. Jedli je na surowo, odlamujac polowki muszli i wygrzebujac nimi cudownie sycace, sliskie, pomaranczowe mieso. Na zakonczenie posilku Bale pomogl mu sie rozprawic z kielbasa z losia. Podobnie jak reszta klanu nie mial juz takich oporow przed mieszaniem Lasu z Morzem, dzieki czemu wszystkim zylo sie latwiej.

Chlopcy wciaz byli glodni, postanowili wiec ugotowac sobie potrawe jednogarnkowa. Torak napelnil naczynie do gotowania woda ze strumienia, zawiesil je na skrzyzowanych patykach blisko ognia i wrzucil do srodka pare kamyczkow ogrzanych w ognisku. Bale dorzucil kilka garsci purpurowego mchu morskiego, ktory znalazl w wodzie plytkiego zaglebienia skaly, i kilka sporych garsci skorupiakow, ktore wykopal z piasku. Torak dodal troche wodorostow, bo tesknil za czyms zielonym, co by mu przypominalo Las.

Podczas gdy potrawa sie gotowala, Torak kucnal przy ogniu, wyciagnal dlonie i czekal, az wroci mu czucie w zziebnietych palcach. Bale zrobil lyzke, wciskajac pol muszli malza w kawalek twardej lodygi wodorostu, i polaczyl obie czesci sciegnem foki, ktore wyjal z woreczka do szycia.

-Dobrych polowow! - uslyszeli glos z Morza, ktory rozlegl sie tak nagle, ze obaj az podskoczyli.

To byl rybak z klanu Kormorana, siedzacy w kajaku z foczej skory. Jego siec ze skory lwa morskiego byla pekata od sledzi.

-I tobie dobrych polowow! - Bale pozdrowil go tak, jak to bylo w zwyczaju klanow Morza.

Kiedy mezczyzna wplywal na plycizne, spojrzal z ukosa na Toraka i na jego delikatne, czarne tatuaze na policzkach.

-Kim jest twoj przyjaciel z Lasu? - spytal Bale'a. - A te tatuaze? To klan Wilka?

Torak juz mial odpowiedziec, ale Bale go uprzedzil.

-To moj krewniak. Przybrany syn Fin-Kedinna. Poluje z Krukami.

-Nie jestem z klanu Wilka - powiedzial Torak. - Jestem bezklanowcem. - Jego spojrzenie mowilo zas, zeby mezczyzna na lodzi rozumial to tak, jak chce.

Dlon rybaka uniosla sie bezwiednie ku piorom ptaka - opiekuna klanu, przyczepionym do ramienia.

-Slyszalem o tobie. Jestes tym wyrzutkiem. Rownie bezwiednie Torak dotknal czola. Tam, pod opaska, kryl sie tatuaz. Fin-Kedinn zmienil ten rysunek tak, by juz nie oznaczal wyrzutka, ale nawet sam przywodca klanu Kruka nie potrafil zmienic jego wspomnien.

-Klany przyjely go z powrotem - rzekl Bale.

-Tak mowia - odparl mezczyzna. - No coz, w kazdym razie dobrych polowow. - Mowil teraz tylko doBale'a. Zanim zanurzyl wioslo w wodzie, rzucil na Toraka spojrzenie pelne powatpiewania.

-Nie przejmuj sie nim - powiedzial Bale po chwili ciszy.

Torak milczal.

-Masz. - Bale rzucil mu lyzke. - Zostawiles swoja w obozowisku. I uszy do gory! To Kormoran. A co oni wiedza o zyciu?

Torak czul, ze usmiech powraca na jego twarz.

-Tyle samo, co Foki.

Bale rzucil sie na niego i przez chwile mocowali sie rozesmiani, przetaczajac sie po kamyczkach, az Torak pochwycil przeciwnika i nie puszczal, dopoki ten nie zaczal blagac o litosc.

Jedli w ciszy, wypluwajac resztki przeznaczone dla Ripa i Rek. Pozniej Torak polozyl sie na boku i grzal sie w cieple ogniska, a Bale dokladal suchego drewna znalezionego na plazy. Chlopiec z klanu Foki nie zauwazyl Ripa, ktory podchodzil do niego na sztywnych nogach. Oba kruki byly zafascynowane dlugimi, jasnymi wlosami Bale'a, w ktore chlopiec wplotl paciorki z blekitnego kamienia i malenkie, delikatne kostki gromadnika.

Rip chwycil jedna z nich w potezny dziob i pociagnal. Bale wrzasnal. Ptak puscil zdobycz i skulil sie z na wpol rozlozonymi skrzydlami - niewinny kruk nieslusznie oskarzony. Bale zasmial sie i rzucil mu kawalek malza.

Torak usmiechnal sie do siebie. Dobrze bylo znow wypuscic sie z Bale'em na Morze. Byl dla niego jak brat. Cieszyli sie tym samym, smiali sie z tych samych zartow. A jednak bardzo sie roznili. Bale mial prawie siedemnascie wiosen, wkrotce znajdzie kobiete i zbuduje wlasny szalas. Jako ze Foki nigdy nie przenosily sie z obozowiskiem, oznaczalo to, ze nie liczac wypraw handlowych do Lasu, bedzie zyc do konca swoich dni na waskiej plazy w Zatoce Fok.

Nigdy nie zmieniac miejsca obozowania. Na sama mysl o tym Torakowi brakowalo tchu i czul, ze lapia go skurcze w zoladku. A jednak - to piekne miec taka pewnosc. Cale zycie czlowieka jest jasno nakreslone. Czasami sie zastanawial, jakie to uczucie.

Bale wyczul u niego jakas zmiane i zapytal go, czy teskni za Lasem.

Torak wzruszyl ramionami.

-A za Wilkiem?

-Zawsze. - Wilk zdecydowanie odmowil wejscia do lodzi, wiec byli zmuszeni go zostawic. Niedlugo wracam - powiedzial Torak swojemu wilczemu bratu w wilczej mowie. Nie byl jednak pewien, czy zwierze zrozumialo.

Mysl o Wilku sprawila, ze nie mogl sobie znalezc miejsca.

-Robi sie pozno - powiedzial. - Przed zmierzchem musimy byc przy urwisku Crag.

Wlasnie z tego powodu on, Renn i Fin-Kedinn przybyli do Zatoki Fok. Niepokoje na wyspie zaczely sie znowu pod koniec zimy - podejrzewali, ze to Pozeracze Dusz szukaja ostatniego kawalka opalu ognia, ktory byl ukryty od smierci Czarownika Fok. Juz przez pol ksiezyca wystawiano straze. Dzisiaj przypadala kolej Toraka i Bale'a.

Bale wygladal na bardzo zaabsorbowanego, kiedy szorowal naczynie do gotowania piaskiem. Otworzyl usta, zeby cos powiedziec, po chwili potrzasnal glowa i zmarszczyl brwi.

Takie wahanie bylo dla niego nietypowe, wiec to, co mial do powiedzenia, bylo z pewnoscia wazne. Torak bawil sie zdzblem morskiej trawy, przesuwajac je miedzy palcami, i czekal.

-Kiedy wrocisz do Lasu - powiedzial Bale, nie patrzac mu w oczy - poprosze Renn, zeby tu zostala. Ze mna. Chce wiedziec, co o tym myslisz.

Torak znieruchomial.

-Toraku?

Torak wrzucil zdzblo do ognia i patrzyl w plomienie, ktore na chwile rozblysly purpura. Czul sie tak, jak gdyby dotarl do konca urwiska, nie wiedzac, ze tu wlasnie jest krawedz.

-Renn moze robic to, co jej sie podoba - powiedzial w koncu.

-Ale ty. Co ty o tym sadzisz?

Torak zerwal sie na rowne nogi. Czul, ze dostaje gesie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin