Losy Zośkowców po wojnie_Anna_Borkiewicz_Celińska.doc

(112 KB) Pobierz
CZŁOWIEK W POLAKU

 

Anna Borkiewicz-Celińska, autorka monografii batalionu "Zośka", wśród harcerzy

ZBIORY BARBARY WACHOWICZ

"Harcerki i harcerze, żołnierze Batalionu «Zośka» mieli przed sobą najpiękniejsze lata. Zginęli. Ocalała ich garsteczka. Siedzieli w PRL-owskich więzieniach. Wyszli... Jacy? Oglądam na wystawie «Kamyk na szańcu» ich dyplomy z najwyższymi notami. Lekarze, architekci, nauczyciele, historycy. Skąd brali moc? Bardzo chciałabym ich spotkać, zapytać" - to list z 1996 roku Sylwii Fink, uczennicy Zespołu Szkół im. Władysława Zamoyskiego w Zakopanem.

Druh Aleksander Kamiński po napisaniu książki "«Zośka» i «Parasol»" zaczął w roku 1959 gromadzić materiały do opowieści o losach tych, którzy przeżyli. Rozpisał ankietę. Niestety - anonimową, co jest dziś stratą niepowetowaną. Na publikację rozprawy "Powojenne losy byłych żołnierzy Batalionu «Zośka»" czekał Kamiński lat jedenaście - do 1971 roku. Z pracy nad książką zrezygnował.

A oto fragment wizerunku zośkowców z roku 1959, zarysowany na podstawie ankiety: nie kontaktują się ze sobą, wyszedłszy z więzień, unikają spotkań. Wiek w chwili wybuchu powstania - od 17 do 24 lat, żyje 111, procent inwalidztwa po ranach powstańczych - bardzo znaczny, niektórzy powyżej 75 proc. Nikt się nie skarży. Wykształcenie po wyjściu z więzień PRL, wedle liczebności: inżynierowie, lekarze, naukowcy, rzemieślnicy, jeden aktor, jeden solista operowy, ani jednego polityka.

Ze 111 żołnierzy "Zośki", którzy przeżyli, tylko czterech nie powróciło z tułaczki powojennej do kraju. Od roku 1946 - nikt nie opuścił Polski.

W czerwcu 1966 r., z inicjatywy harcerzy batalionu odznaczonego Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari za bohaterstwo żołnierzy w powstaniu - narodziło się Środowisko Żołnierzy AK Batalionu "Zośka". Odnaleźli wszystkich żyjących, dotarli do rodzin poległych. Otoczyli opieką osierocone matki. Zgromadzili dokumentację. Ustalili, że batalion liczył 556 żołnierzy (dziewcząt i chłopców). W akcjach, więzieniach i powstaniu zginęło 453!

Dziś - jesienią 2004 roku, żyje 34 tych, którzy walczyli w "Zośce" od 1 sierpnia 1944. Odchodzą, zagasają... Najpiękniejsi ludzie naszej epoki. We wrześniu roku 1939 wielu z nich stało ledwo u progu dojrzałości. Zdawali matury. Byli - jak napisał jeden z nich w pamiętniku - gotowi do lotu, z wiarą, iż "z młodej siły, radości rodzi się zwycięstwo". Przeżyli pięć lat okupacji, "grozy-ojczyzny mojej", jak powie ich towarzysz broni z "Zośki" - Krzysztof Kamil Baczyński. 63 dni powstania, gdy braterstwo było bohaterstwem. Wrócili, by wydobyć spod gruzów poległych i złożyć ich pod białymi brzozowymi krzyżami. Wszyscy rzucili się na studia. Od stycznia 1949 - znaleźli się w więzieniach. Wyszli po pięciu, ośmiu latach. Nikt się nie załamał. Nie uciekł. Nie popadł w nałogi. Są żywym zaprzeczeniem gorzkiej konstatacji Norwida, że Polak to olbrzym, ale człowiek w Polaku to jakże często karzeł. Ich życie jest widomym przykładem, że Polak w Polaku i człowiek w Polaku może być olbrzymem. A oto losy niektórych.

Jan Rodowicz - "Anoda", zwany ułanem Batalionu "Zośka" dla werwy, fantazji, żywiołowego humoru i nieprawdopodobnego szczęścia. Opowiadała mi jego matka, gdym ją odwiedzała - jakże okrutnie samotną w domu starców - że gdy powrócił z akcji pod Arsenałem, gdzie dowodził sekcją, która ciskała zapalające butelki pod więźniarkę ze skatowanym Rudym - "Anoda" miał przestrzelony krawat, wygnieciony portfel, z poszarpanej kurtki matka wypruła kulę. Był niedraśnięty. Tak wyszedł z dwudziestu akcji!!! W powstaniu - ranny dwukrotnie. Z przestrzelonym płucem wyniesiony pod ogniem nieprzyjaciela przez Staszka Sieradzkiego - do szpitala, gdzie go ocali legendarny lekarz Zygmunt Kujawski "Brom". Ranny drugi raz na Czerniakowie, ze strzaskaną ręką, był jednym z nielicznych zabranych pontonami przez żołnierzy I armii Wojska Polskiego - na drugi brzeg Wisły.

Wrócił. Brał udział w ekshumacjach, organizował pogrzeby poległych, wspierał matki. A jednocześnie - to on rzucił hasło: piszcie wspomnienia. Tylko wy możecie ocalić pamięć tych, którzy zginęli! Nie byłoby książki "«Zośka» i «Parasol»", nie byłoby "Pamiętników żołnierzy Baonu «Zośka»", gdyby nie mrówczy trud "Anody". Pokonał kalectwo. Studiował wymarzoną architekturę. Na mojej wystawie "Kamyk na szańcu" leżą jego indeksy - piątki z plusami. Przyjaciele mówią: - Życie w nim po prostu płonęło. Aresztowany przy stole wigilijnym 24 grudnia 1948 roku, zapewne wyrzucony z okna podczas śledztwa 7 stycznia 1949. Gdy rodzice wydobyli go z bezimiennego grobu - miał jeszcze w bluzie pokruszony opłatek, który zdążyła dać mu matka... Tablica na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej mówi: "... zginął w polskim więzieniu. Walczył o wolną Polskę".

Doktor Zygmunt Kujawski - "Brom". Jego pamiętają wszyscy. W rozmowach z zośkowcami powtarza się refren: - Gdyby nie "Brom", dawno bym leżał pod brzozowym krzyżem... - "Brom" mnie ocalił od kalectwa... - Jak dostałem,modliłem się, aby do "Broma", on mnie uratuje!

Powiedział mi "Brom": - Byłem wychowany przez harcerstwo. Słuchając gawęd o bohaterach, marzyłem, by im jakoś dorównać. Mój ojciec poległ w Legionach - za to "utęsknienie umierających", jak mówił Żeromski. Za Polskę - ideał godzien szacunku, jak powie druh Kamiński.

Od 1942 roku doktor Zygmunt Kujawski, harcerz Rzeczypospolitej, jest szefem sanitarnym IV Rejonu AK. Bierze udział w dziesiątkach akcji. Pochyla się 20 sierpnia 1943 nad ugodzonym w serce Tadeuszem Zawadzkim - "Zośką". O drodze powstańczej mówił mi: - Wola. Ręce mi mdlały od operacji. Starówka - sądne dni. Najstraszniejsze chwile - wskazać rannych, którzy muszą zostać, bo nie damy rady przenieść ich kanałami do Śródmieścia. Czerniaków - operuję w piwnicy pełnej kurzu, dymu i huku, przy latarce. Bez wytchnienia...

Po wojnie długo nie mógł operować - przed oczyma migały mu krwawe błyski. Wśród pamiątek, jakie przechował, był wiersz zośkowca, niestety - niepodpisany: "A teraz sznurem za katafalkiem/Za tamte łuny. Za tamtą walkę/Wsparci na kulach, puste rękawy/My, pogrobowcy przegranej sprawy... "

- Nigdy nie czułem się przegrany - powiedział mi "Brom". - Chciałem wszystkim moim pacjentom odpłacić za to, że żyję.

Przeżywszy wszelkie szykany i wyrzucanie go z wilczym biletem, po październiku 1956 został naczelnikiem służby zdrowia kolei, kierował pięcioma tysiącami ludzi. Nie ma już "Broma" z nami. Wśród pamiątek, jakie mi przekazał, jest album wierszy ku czci powstańców, napisanych przez harcerzy z Katowic w 1977 roku, ofiarowany Zygmuntowi Kujawskiemu z dedykacją: "Bohaterowi i lekarzowi Bohaterów".

Harcmistrz Jan Rossman - "Pan Janek" z "Kamieni na szaniec", twórca sławnej "Szkoły za lasem" - kursów podharcmistrzowskich Szarych Szeregów, członek Głównej Kwatery, jeden z komendantów Chorągwi Warszawskiej, dowódca siatki pomocy więźniom. Jego dom na Żoliborzu był centrum konspiracji, tam spotykał się Aleksander Kamiński z bohaterami "Kamieni". Do narodzin tej najsławniejszej książki czasów okupacji walnie przyczynił się druh Rossman. Niestrudzony zbieracz dokumentów szaroszeregowych, które dzięki niemu udało się wydać w Londynie w 1982 roku. Twórca pisma podziemnego "Brzask", o którym można by rzec słowy poległego w powstaniu Zdzisława Stroińskiego: "Ta młodość nie myśli o zgliszczach, lecz łunę myśli poniesie".

W powstaniu druh Rossman jest z "Zośką" na Woli i Starym Mieście. Po powrocie (z żoną - adiutantką Tadeusza Zawadzkiego, harcerką Danutą) kończy politechnikę i zaczyna imponującą drogę wybitnego inżyniera od budowy Trasy W-Z, wykładowcy Politechniki Warszawskiej, Łódzkiej i Uniwersytetu Narodowego w Kinszasie (Afryka). Żartował, że został w podziemiu - był bowiem czołowym inżynierem Urbanistyki Podziemnej i Techniki Robót Podziemnych w Warszawie. Harcerz - do ostatnich dni. Walczył o odrodzenie harcerstwa w 1956 i 1989 roku. Aleksander Kamiński, dedykując mu "Kamienie", nazwał Rossmana "człowiekiem, który decydujący wpływ wywierał na kształtowanie postawy ideowej harcerstwa w latach walki".

Harcmistrz Stanisław Sieradzki - "Świst", dziś znany i kochany dosłownie przez całą harcerską Polskę. W "Zośce" - znany siłacz. W pierwszych dniach powstania porwie cekaem na plecy jak źdźbło trawy i za ten czyn dostanie pierwszy Krzyż Walecznych. Tak będzie wynosił spod ostrzału kolegów, ratując im życie. Sam - dwukrotnie ranny - przeprowadzi grupę 63 powstańców kanałami ze Starówki do Śródmieścia, dźwigając ich i wspierając. Ranny po raz trzeci, wydobyty cudem spod gruzów Czerniakowa, jest jednym z tych nielicznych przewiezionych na drugą stronę Wisły. Po wojnie zdąży zacząć studia w Szkole Głównej Handlowej. Aresztowany w styczniu 1949, czeka na wykonanie wyroku śmierci, nie wiedząc, że jest "ułaskawiony" - na 15 lat więzienia. Wychodzi po ośmiu latach ze zrujnowanym zdrowiem.

Od 1966 roku - niezmordowany, niestrudzony sekretarz Środowiska "Zośki", dźwiga tysiące obowiązków organizacyjnych. Instruktor Hufca ZHP im. Batalionu "Zośka" w Sulejówku, pielgrzymuje po Polsce do dziesiątków szkół i drużyn ze wspaniałymi odczytami i gawędami. Opiekun matek poległych, do końca czuwający przy ich szpitalnych łóżkach. Na wszystkich rajdach prężą się przed jego wysoką postacią harcerze, wlepiając oczy w Krzyż Virtuti Militari. Często przypłaca zdrowiem nieustające podróże, pogrzeby kolegów, których żegna w mróz czy upał. "Dlaczego tak nielicznych los przy życiu zostawił? - pytał gorzko w liście do mnie. Dzisiaj - podstarzali i siwi, czasem losu pytamy - dlaczego nie jesteśmy z tymi, którzy polegli? A los odpowiada - zostaliście, by prawdę o tamtych głosić".

Tytus Karlikowski - przewodniczący Środowiska "Zośki" - jeden z najmłodszych w batalionie. Miał 17 lat, gdy poszedł do powstania. Odcięty w Śródmieściu, zdobywa karabin maszynowy z płonącego samochodu i przedziera się do "Zośki" na

Wolę. Ranny już 8 sierpnia, jeszcze prowadzi chłopców do ataku, 11 sierpnia jest dosłownie poszarpany odłamkami. Traci oko, ma bezwładne nogę i rękę. Ratowany przez "Broma", przeprowadzony kanałami przez "Śwista" - ocaleje!

Stanie się sławą w dziedzinie ocalania płonących lasów polskich! Profesor doktor habilitowany Instytutu Badawczego Leśnictwa, od 1981r. - przewodniczący Working Group for Forest Fire przy ONZ w Genewie, kierownik Katedry Profilaktyki Pożarniczej w Szkole Głównej Służby Pożarniczej, autor dziesiątek prac naukowych i patentów, promotor 250 prac magisterskich i doktorskich. Laureat ponad 40 najwyższych odznaczeń bojowych (ze Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari), państwowych i naukowych. Wśród tych ostatnich są lotnicze Błękitne Skrzydła - za stworzenie systemu zastosowania samolotów do gaszenia pożarów lasów.

Należy do tych szczęśliwych zośkowców, którym los dał wspaniałą żonę (łączniczka z pułku "Baszta"), dzieci - wybitnych naukowców, i dorodne wnuki, żywo zainteresowane przeszłością szaroszeregową dziada. Tytusowi zawdzięcza kwatera żołnierzy "Zośki" brzozowe krzyże. Wykonując rozliczne obowiązki przewodniczącego Środowiska "Zośki", Tytus mówi: - Zawsze wierny przyjaźniom młodości, traktuję tę pracę jako służbę pamięci.

Bogdan Deczkowski - więzień Pawiaka w wieku 15 lat, wykupiony. Uczestnik wielu akcji wielkiej dywersji w powstaniu, ucieka ze szpitala z przestrzelonym płucem i kończy cały szlak powstańczy "Zośki", walcząc do końca na Czerniakowie. Nocą z 20 na 21 września przepływa wpław Wisłę...

Już jesienią 1945r. zaczyna studia na Wydziale Chemii UW. Nie zdąży zrobić dyplomu. Aresztowany w styczniu 1949r., siedzi w jednej celi z następcą kata Warszawy - Kutschery, generałem SS Geiblem. Z kamieniołomów, dokąd go zagnano, wychodzi z ciężkim urazem kręgosłupa. Kończy studia - chemię, poświęca się udoskonaleniu polskiej sztucznej nerki. Żarliwie oddany pracy w Środowisku "Zośki", obejmuje opieką matkę dowódcy Kompanii "Rudy" - Andrzeja Romockiego "Morro" - i ocala wszystkie pamiątki po jej śmierci. Współdziała z Aleksandrem Kamińskim przy pracy nad "«Zośką» i «Parasolem»", publikuje dziesiątki artykułów o towarzyszach broni z kolegą z drużyny - Krzysztofem Baczyńskim - na czele. Do końca działa w harcerstwie i jest razem ze "Świstem" opiekunem duchowym Hufca ZHP im. Szarych Szeregów - Mokotów. Obdarzony niezwykłą łagodnością, cierpliwością, wyrozumiałością, tolerancją, wielkodusznością. Nie doczekał, niestety, wydania swego cennego tomu "Wspomnienia żołnierza Baonu AK «Zośka». Spoczął w 1998 roku przy kwaterze "Zośki", pod brzozowym krzyżem.

Tadeusz Sumiński - "Leszczyc", edytor "Pamiętników żołnierzy Baonu «Zośka»", które są niezastąpionym źródłem dla badaczy. Autor fascynującego rozdziału losów powstańczych, dzięki któremu mógł powstać rozdział w książce Kamyka "Odyseja «Księcia» i towarzyszy" - o losach gromadki, która pod wodzą Andrzeja Samsonowicza "Księcia", odcięta na Woli, przedrze się poprzez Kampinos i kanały z powrotem do swojej "Zośki". Powstanie przeżyje tylko Sumiński - dziś znakomity fotografik, mistrzowski pejzażysta.

Lekarze wybitni, o niezwykłych specjalnościach. Wspomnijmy dwóch.

Witold Sikorski - "Boruta". Autor lwiej części "Pamiętników" żołnierzy "Zośki", świetne pióro. Syn zamęczonego w obozie koncentracyjnym legionisty i harcerza z drużyny prowadzonej przez Stefana Roweckiego - przyszłego generała "Grota". Witold, siedemnastolatek, w powstaniu dwukrotnie ranny, ewakuowany z Czerniakowa na Pragę (w ankiecie wypełnianej na moją prośbę napisał: - Nie chciałem jechać na Syberię, więc poszedłem do wojska).

Z II Armią Wojska Polskiego przeszedł szlak bitewny po Drezno. W 1946 roku zaczął studia na medycynie, w styczniu 1949 aresztowany, siedział pięć lat. Wyszedł - jak oni wszyscy - nieugięty. Ukończył medycynę, praktykuje do dzisiaj! Jemu pod opiekę oddawano schorowane matki poległych. O Szarych Szeregach powiedział, że były mu treścią i stylem życia najpiękniejszym. Należy - ku memu żalowi - do zdecydowanych przeciwników pisania o żyjących.

Jego syn, Piotr - obecnie znany adwokat - był wiele lat znakomitym komendantem Szczepu im. Andrzeja "Morro" w Hufcu Mokotów. Bardzo go tam brak.

Prof. dr hab. Kazimierz Łodziński. Rekordzista: cztery kadencje (1979 - 1989) przewodniczenia Środowisku, od lat przewodniczy Komitetowi Opieki nad Mogiłami "Zośki". Uczestnik wielu sławnych akcji - m. in. zdobycia stu milionów złotych (akcja "Góral") w sierpniu 1943. W wojnie wrześniowej dostał się do szeregów Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie" gen. Kleeberga i był ranny w bitwie pod Kockiem. Student tajnej medycyny. Po wojnie - genialny chirurg, który ocalił życie setkom polskich dzieci, ordynator Kliniki Chirurgii Dziecięcej Instytutu Matki i Dziecka. Tak jak "Boruta" wiecznie na mnie pohukuje, żeby pisać wyłącznie o poległych: - Jest wśród nich tylu wspaniałych... Czyż trzeba mówić o żyjących? Z uporem odpowiadam: - To Wy jesteście widomym przykładem, czym byłoby to pokolenie dla Polski, gdyby im wszystkim dane było przeżyć.

Dziewczęta:

Śliczne, uśmiechnięte, ofiarne. Do powstania poszło ich 30. Przeżyło kilkanaście. Wśród nich Anna Borkiewiczówna, córka pułkownika Adama, autora pierwszej monografii powstania. Łączniczka Andrzeja "Morro". Ciężko ranna na Starówce, wyniesiona kanałami, nieprzytomna, nie wie, komu z "Zośkowej" braci zawdzięcza życie. Po wojnie - zaczyna studia na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego, współdziała z ojcem przy pracy nad powstańczym dziełem. Aresztowana dwukrotnie (1949, 1950) - skazana na siedem lat, siedzi w jednym z najcięższych więzień - Fordonie.

Po odzyskaniu wolności specjalizuje się w dziejach Powstania Styczniowego, stając się jednym z najwybitniejszych historyków polskich. Jednocześnie podejmuje pracę nad dziełem życia - monografią Batalionu "Zośka", która jest dziś źródłem niezastąpionym. Słownik biograficzny wszystkich żołnierzy "Zośki" przygotowuje do tej monografii mąż Hanki - Bogdan Celiński, któremu udało się, gdy ginął Czerniaków, przedrzeć po zerwanym moście Poniatowskiego. Przed aresztowaniem w 1949 roku zdążył ukończyć studia politechniczne. Skazany na 15 lat. Siedział siedem. Oprócz intensywnej pracy zawodowej (m. in. cenne osiągnięcia w Pracowni Sprzętu Rehabilitacyjnego) - przewodniczy Komisji Historycznej "Zośki". Hance i Bogdanowi nieskończenie wiele zawdzięcza IV tom mego harcerskiego cyklu "To «Zośki» wiara".

Zofia Stefanowska - jedyna z trzech sióstr, które przeżyły wojnę. Jedyna, która miała odwagę podbiec do Andrzeja "Morro", gdy 15 września 1944 ugodziła go kula niemieckiego snajpera. Dziś - doktor habilitowany nauk humanistycznych, autorka wnikliwych, odkrywczych prac z dziedziny romantyzmu, których czołowymi bohaterami są Mickiewicz i Norwid.

Lidka Markiewicz - najmłodsza z najmłodszych. Gdy wybuchło powstanie, miała lat niespełna 15. Dodała sobie trzy. Sanitariuszka. We wspomnieniach dla mej książki napisała: "Nie sposób wyrazić tego, co się czuje stając nad grobem przyjaciół, z którymi jeszcze kilka godzin temu snuliśmy plany zwycięstwa i przyszłego życia. A najstraszliwszy moment - to ten, gdy nie można doczołgać się do rannych i przyjść im z pomocą...". Trzykrotnie ranna, dodaje gorzko: "Los był dla mnie wyjątkowo łaskawy. Dzięki przezorności ojca - legionisty i działacza Rady Głównej Opiekuńczej - nie ujawniłam się i uniknęłam aresztowania. Ukończyłam prawo i ciągle powtarzam sobie słowa Żeromskiego: "Polska to będzie Sprawiedliwość".

Stanisława Palewicz-Pelczarska - "Mila", w listopadzie 2004 roku ukończy lat 91! Bardzo się ekskuzowała z opóźnienia w przygotowaniu wspomnień, ale jako przewodnicząca sekcji społecznej Środowiska "Zośki" opiekuje się nie tylko schorowanymi zośkowcami, lecz także samotnymi powstańcami z innych zgrupowań.

Była łączniczką szefa Głównej Kwatery Szarych Szeregów - sławnego "Piotra Pomiana" (Eugeniusza Stasieckiego) i w jej dłoniach skupiały się nici organizacyjne Szarych Szeregów. Podjęła się szaleńczo ryzykownej funkcji strażniczki więziennej na Pawiaku, niosąc nieocenioną pomoc więźniarkom i ratując wielu spośród nich życie. W powstaniu, cały czas u boku "Piotra Pomiana", rzuciła mu się na ratunek, gdy padł w natarciu na Dworzec Gdański nocą z 16 na 17 sierpnia. Nie czuła swoich ran... Ocalono ją w Szpitalu Wolskim, który zasłużył godnie na miano Szpitala Dobrej Woli.

Po wojnie - utaiła się w Gostyninie, nie ujawniła się, ocalała. Przez wiele lat dyrektorowała przedszkolom, opiekowała się dziećmi - sierotami. Jej pogoda i gotowość służenia każdemu pomocą jest nadzwyczajna. Na dziewięćdziesięciolecie wznoszono "Mili" toasty - "Dużo zdrowia i radości i takiej jak teraz młodości".

Gdy po powstaniu rodzina Andrzeja Samsonowicza - "Księcia", poległego na Czerniakowie, na próżno szukała jego mogiły, siostra "Księcia" - Hania, napisała wiersz z frazą: "Tak tragicznie, tak gorzko przeminęło Powstanie. /Co zostało po «Zośce», co zostało po Tobie?"

BARBARA WACHOWICZ

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin