Oblicza PRL cz. 17 - 1988-1989.pdf

(979 KB) Pobierz
125002839 UNPDF
Najnowsza
Instytut
Pamięci
Narodowej
Polaków
Oblicza PRL
Nr17
1988 – 1989
Gary Cooper idący „w samo południe” „Solidarności” z pomocą, setki
innych plakatów, wieców, występów znanych artystów, logo „S” z muzyką
znanego kompozytora w telewizji, gazeta codzienna – to wszystko
mobilizowało Polaków, budziło entuzjazm i wiarę w odzyskanie wpływu
na własny los. 4 czerwca 1989 roku odbyły się wybory,
a właściwie plebiscyt, w którym „Solidarność”` odniosła triumf...
Pamiętajmy jednak, że na radosne przemiany owego roku nadal kładł się
złowrogi cień bezpieki. Pamiętajmy zwłaszcza o trzech zamordowanych
wtedy przez „nieznanych sprawców” księżach: Stefanie Niedzielaku,
Bogusławie Suchowolcu i Sylwestrze Zychu.
historia
4 MARCA 2008
Kres PRL
125002839.018.png 125002839.019.png 125002839.020.png 125002839.021.png 125002839.001.png 125002839.002.png 125002839.003.png
125002839.004.png
> Oblicza PRL
3
Pytanie o rachunek Okrągłego Stołu
redaktor
cyklu,
dziennikarz
„Rzeczpospo-
litej”
m.rosa-
lak@rp.pl
Jeśli się nie poleje krew, to nic z tej
nowej Polski nie będzie! – tych słów nie
usłyszałem od jakiegoś najbardziej zawziętego
solidarucha walczącego, z tych, co ukrywali się
jeszcze po wyborach w czerwcu 1989 roku.
Powiedziała tak wtedy moja żona, osoba
z dobrego domu, pomagająca w biedzie
ludziom, kotom i psom.
Mnie też pomogła parę razy, a najbardziej
w Trzech Króli 1982 roku, kiedy wróciłem
z przesłuchania na Rakowieckiej. Odmówiłem
wtedy współpracy, czyli nie zostałem kapusiem,
ale zmęczony dwugodzinną rozmową wziąłem
od oficera SB kartkę z jego telefonem
„na wypadek, gdyby pan redaktor się rozmyślił”.
Żona wysłuchała dokładnie opowieści
i powiada: „Wszystko pięknie, ale dawaj
kartkę”. I natychmiast ją spaliła. Taka jest ta
filigranowa, wielka duchem kobietka. Ma zasady.
Ale w 1989 roku zdenerwowała mnie potwornie.
– To chcesz utopić Polskę we krwi, kiedy oni
mają wojsko, milicję, bezpiekę oraz Sowietów
na granicach, a także wewnątrz kraju?! Przecież
jest jeszcze Układ Warszawski i RWPG! Dwa
miliony obywateli polskich są w PZPR!
Jedyna nasza szansa to przejąć władzę
stopniowo i bez kropli krwi właśnie... Tak
krzyczałem na nią wtedy.
Obecnie, kiedy jesteśmy w NATO i w Unii
Europejskiej, kiedy kolejne roczniki młodych
Polaków traktują opowieści o tamtym czasie
biedy i poniżenia jak baśnie o żelaznym wilku,
łatwo mówić o konieczności większego
zdecydowania solidarnościowej opozycji
na przełomie lat 1988–1989. Nic nie kosztują
stwierdzenia: trzeba było nie siadać
przy Okrągłym Stole, trzeba było poczekać, aż się
to samo zawali, trzeba było chwycić za gardło...
Wtedy jednak i realny koszt zwłoki, i koszt
konfrontacji wydawał się za wysoki. Ale czy
w ciągu ubiegłych 19 lat nie zapłaciliśmy
– materialnie i mentalnie – ceny jeszcze wyższej,
idąc na kompromis z zasadami?
—Maciej Rosalak
Stracona szansa
MAREK NOWAKOWSKI
pisarz
Wreszcie na malejące zarobki.
Jeszcze rok temu bez wysiłku
zarabiał na utrzymanie swojej
rodziny, pomagał córce izięcio-
wi. Teraz ledwo wiąże koniec
z końcem. Obowiązkowe płat-
ności rosną nieubłaganie. Po-
datki, świadczenia, wszystkie te
cholerstwa. Jeździ po kilkana-
ście godzin na dobę. Nocą też.
Jest taksówkarzem indywidual-
nym, niezrzeszonym w żadnej
kompanii. Taką ma naturę. Czło-
wieka pojedynczego.
Spojrzał namnie bystro wlu-
sterku, wymienił znaczące spoj-
rzenie i powiedział: – Nich pan
sobie nie myśli. Żadnatam ma-
fia taksówkowa! Po prostu je-
stem solista. Ale latka zwaliły się
na kark i przycisnęły. Pewnie
dlatego wracam domłodych lat
i czasem pluję sobie w brodę...
Wspominam stracone szanse,
były takie...
Akurat staliśmy naPuławskiej
w długim ciągu samochodów,
coś się zablokowało, tkwiliśmy
tak już kilka minut itylko co jakiś
czas posuwaliśmy się wżółwim
tempie po parę metrów. Tak-
sówkarz zamyślił się, palcami
bębnił wrączkę kierownicy.
– Kawał czasu już minęło,
przeszło 20 lat. Wiozłem taką
pasażerkę, elegancka, przyjem-
na kobitka w średnim wieku.
Z postoju mnie wzięła. Daleki
kurs zamiasto. Odsłowa dosło-
wa zaczęła się znajomość. Paso-
wałem jej jako kierowca. Umó-
wiliśmy się, że będę ją woził co-
dziennie. Ustaliliśmy zapłatę,
nie targowała się wcale. Jeździ-
łem z nią dwa tygodnie. Cały
czas kursy dookoła Warszawy,
Konstancin, Piaseczno, Zalesie.
Zdrugiej strony Wisły też, Anin,
Radość. Ona, ta cwanadamulka,
kupowała place, załatwiała
umowy. Jeździliśmy donotariu-
sza, dobanku.
Panie, tych działek ona naku-
piła! Miała pieniądze, zarobiła
wStanach. Dziesięć lat tam była.
Opiekowała się starymi bogaty-
mi ludźmi. Przyjemnie się z nią
jeździło, zatrzymywaliśmy się
w kawiarniach, restauracjach,
naobiad zapraszała.
Iona raz tak mówi: –Panie Ry-
szardzie, dlaczego pan sobie nie
kupi jakiejś działeczki? Niech
pan zgromadzi pieniądze iszyb-
ciutko to wszystko możemy za-
łatwić.
–Apoco mi? –odpowiedzia-
łem.
Nigdy nie miałem żadnej zie-
mi iwcale mnie dotego nie cią-
gnęło. Ona tłumaczyła cierpli-
wie, że wcale nie o to chodzi.
Przede wszystkim jest to kapitał.
Kiedyś ceny pójdą wgórę iwte-
dy możnasprzedać zdużym zy-
skiem.
Nie chciałem o takim zabez-
pieczeniu myśleć, w ogóle
o przyszłości nie myślałem.
Nataksówce zarabiałem nieźle,
zawsze świeży grosz, możnaby-
ło się zabawić, wypić. Naniczym
więcej mi nie zależało.
Jeszcze parę razy napomknę-
ła otym pani Irenka: –Mam dla
pana taki plac w Konstancinie,
niedrogi, kupi pan i w niedale-
kiej przyszłości to będzie kopal-
nia złota. Byłem głupi i nie sko-
rzystałem ztej szansy. Ona zdo-
brego serca mi radziła.
Wiesz pan, ile ona tych pla-
ców nakupiła? Dziesięć, 15, coś
takiego... Miliony natym zarobi-
ła. Miliony dolarów –powiedział
i zamyślił się ponuro. – Ciężki
frajer był ze mnie. Teraz stary już
jestem, ani głowy, ani siły doni-
czego. Kobieta gdera izłości się,
ciągle forsy jej zamało. Zrób coś,
do jasnej cholery! Tak czasem
wykrzykuje. A co ja mogę zro-
bić? Powiedz pan, co ja mogę
zrobić...
urs był długi. Taksówkarz
zadowolony. Wyznał, że
z powodu kieszeni lu-
dzie znacznie mniej jeż-
dżą taksówkami. Stał pół godzi-
ny na postoju i nic. Przypadli-
śmy sobie dogustu. Początkowo
zerkał w lusterko. Sondował
ioceniał. Azaczął tak.
– Na moje oko w tym samym
jesteśmy wieku, prawda?
–To znaczy?
Bezbłędnie wymienił rok mo-
jego urodzenia. Wdodatku obaj
byliśmy warszawiakami. Jecha-
ło się wolno, dużo postojów, kor-
ki, krótkie światła. Rytualnie
rozmowa zaczęła się od narze-
kania. Nakatastrofę komunika-
cyjną w Warszawie. Na kiep-
skich kierowców, którzy przez
głupotę i brak umiejętności
utrudniają ruch. Na nieudol-
ność i korupcję w urzędach.
K
125002839.005.png 125002839.006.png 125002839.007.png 125002839.008.png
 
4
Najnowsza historia Polaków
„Solidarności” udało się przed wyborami 1989 roku połączyć niemal wszystkie siły
Pojedynek w samo południe
BARTOSZ MARZEC
dziennikarz „Rzeczpospolitej”
T
Ikoną tamtego czasu jest dzie-
ło Tomasza Sarneckiego. Spara-
frazował on czarno-biały plakat
MarianaStachurskiego z1959 r.
do filmu „W samo południe”
zGarym Cooperem. W nowej
wersji Cooper, niezłomny stróż
prawa zlegendarnego wester-
nu, trzymał w dłoni złożoną
kartkę wyborczą. Nad gwiazdą
szeryfa miał przypięty znaczek
„Solidarności”. Umieszczone
udołu hasło zapadało wpamięć:
„W samo południe / 4 czerw-
ca1989”.
Choć właśnie ta praca stała się
symbolem czasu zmian, to
w praktyce o wiele większe zna-
czenie miały zupełnie inne pla-
katy.
– W Komitecie Obywatelskim
zAndrzejem Wajdą odpowiadali-
śmy zaprzygotowanie kampanii
wyborczej wPolskim Radiu iTe-
lewizji – wspomina Janina Jan-
kowska. – Ze sceny nakręconej
przez Andrzeja Wajdę – wejścia
naszych kandydatów doStoczni
Gdańskiej, gdzie witał ich Wałęsa
i każdemu ściskał prawicę – po-
o był poprostu dramat
–wspominał Jacek Ku-
roń w książce „PRL dla
początkujących”. –Jak,
nie mając pieniędzy, lo-
gistycznego zaplecza ani organi-
zacyjnych struktur, moż-
na w dwa miesiące zorganizo-
wać, przeprowadzić i wygrać
kampanię wyborczą w40-milio-
nowym kraju, w którym od
40 lat nie odbyły się normalne
wybory? Nie można! Zwłaszcza
że druga strona miała i pienią-
dze, izaplecze, inieźle działające
struktury.
Zdjęcie z Lechem
Okazało się jednak, że fundu-
sze, machina propagandowa
ipartyjny aparat to nie wszystko.
Niespodzianka
Wielu warszawiakom wybory
z czerwca 1989 roku kojarzą
się z kawiarnią Niespodzianka
przy placu Konstytucji. Antreso-
lę tego lokalu zamieniono
w siedzibę Warszawskiego Ko-
mitetu Obywatelskiego
„Solidarność”. Napływały tam
meldunki o przebiegu głosowa-
nia na terenie całego kraju. Aż
do godzin porannych ochotnicy
liczyli głosy, używając do tego
nadesłanych z Zachodu kompu-
terów. Program do liczenia
głosów stworzyli popierający
„Solidarność” naukowcy z Poli-
techniki Warszawskiej.
Do Niespodzianki przychodzili tłumnie ludzie wszystkich generacji
Władzom PRL udało się ochronić proces reglamentowania „rewolucji”, uwłaszczenia nomenklatury,
Laboratorium pieriestrojki
olska pieriestrojka
idroga dotransforma-
cji rozpoczęła się już
w połowie lat 80. Naj-
pierw była napisa-
na wiosną 1985 roku w areszcie
śledczym w Gdańsku książka
Adama Michnika „Takie czasy…
rzecz o kompromisie”, w której
pojawił się pomysł dialogu zwła-
dzą i „autentycznego wyboru
do Sejmu 30 procent spośród
deputowanych”. Wizjonerski po-
mysł Michnika zrealizowano
pozaledwie czterech latach…
W lipcu 1986 roku władze
PRL przyjęły ustawę amnestyj-
ną, dzięki której12 przywódców
podziemia wyszło na wolność
(ogółem zwolniono ponad 200
więźniów politycznych). We
wrześniu1986 roku Lech Wałęsa
powołał jawną strukturę zdele-
galizowanego związku – Tym-
czasową Radę „Solidarności”,
skupiającą liderów solidarno-
ściowego podziemia. Nieco póź-
niej, ale także jesienią1986 roku,
Wałęsa oraz wspierająca go gru-
pa intelektualistów (m.in. Jerzy
Turowicz, Bronisław Geremek
i Stefan Bratkowski) wystąpili
o zniesienie sankcji gospodar-
czych nałożonych przez Stany
Zjednoczone na PRL po wpro-
wadzeniu stanu wojennego. Mi-
mo szalejącej cenzury apel ten
bez problemu opublikowano
na łamach „Tygodnika Po-
wszechnego”. Był to wyraźny sy-
gnał, że także ludzie reżimu
i„konstruktywnej opozycji” mo-
gą realizować podobne cele.
Co bardziej światli komuniści
zotoczenia gen. Wojciecha Jaru-
zelskiego doskonale odczyty-
wali ducha czasów. Było dla nich
jasne, że gorbaczowowska gła-
snost’ i pieriestrojka prowadzić
musi do reform i odwilży w ca-
łym bloku sowieckiego impe-
rium. Marzyli więc o„manewrze
kooptacyjnym”, który polegać
miał na wciągnięciu ludzi „Soli-
darności” worbitę aparatu wła-
dzy. Jednak początkowo wybra-
li niejako drogę na skróty, pro-
ponując Wałęsie wejście do Ra-
dy Konsultacyjnej przy Prze-
wodniczącym Rady Państwa
PRL. W styczniu 1987 roku taki
projekt przedłożył Jaruzelskie-
mu tzw. zespół trzech (Stanisław
Ciosek, Jerzy Urban i gen. Wła-
dysław Pożoga). Jednak wów-
czas nataki rodzaj kooptacji nie
było szans, chociaż do powoła-
nej w 1986 roku rady wstąpiły
osoby – że wymienię Władysła-
wa Siłę-Nowickiego, Aleksandra
Gieysztora, Krzysztofa Skubi-
szewskiego iJanaKułaja –które
cieszyły się poparciem niektó-
rych kręgów opozycji.
Wczerwcu1987 roku przybył
do Polski zpielgrzymką Jan Pa-
weł II. Jego wizyta wzmocniła
DR SŁAWOMIR CENCKIEWICZ
historyk IPN w Gdańsku
P
125002839.009.png 125002839.010.png 125002839.011.png 125002839.012.png 125002839.013.png 125002839.014.png
> Reportaż z przeszłości
5
antykomunistyczne: opozycję prawicową, lewicową, laicką i katolicką
wstał pomysł serii plakatów ludzi
„Solidarności” zLechem.
–Kandydujący doparlamen-
tu opozycjoniści pochodzili
przeważnie zdużych miast iich
nazwiska nic nie mówiły lu-
dziom na prowincji – tłumaczy
Antoni Dudek, historyk IPN.
– Dlatego właśnie zdjęcie z Wa-
łęsą, popularnym ludowym try-
bunem, stawało się kluczowe.
Ponieważ wybory miały charak-
ter plebiscytu, złośliwi mówili,
że nawet krowa znalazłaby się
wSenacie, gdyby sfotografowa-
no ją z Lechem Wałęsą. Coś jest
na rzeczy: jedynym kandyda-
tem „Solidarności”, który takie-
go zdjęcia nie miał, był Piotr
Baumgart. Nie miał, bo nie przy-
jechał na spotkanie, podczas
którego wykonywano fotogra-
fie. Wrezultacie Baumgart, któ-
ry kandydował na senatora
zwojewództwa pilskiego, prze-
grał zHenrykiem Stokłosą.
Biznesmen rozdawał swoim
wyborcom kiełbaski ipiwo.
– „Solidarność” pierwszy raz
urządziła kampanię wtakim sty-
lu, wjakim później się przepro-
wadzało wybory – twierdzi Du-
dek. –Działacze opozycji odeszli
od modelu PRL-owskiego.
Przez dziesięciolecia opierał się
on naspotkaniach, podczas któ-
rych za zielonym stolikiem sie-
dzieli kandydaci, a po drugiej
stronie znajdowali się wyborcy.
Kandydaci wygłaszali oświad-
czenia, wyborcy wysłuchiwali
drętwych mów itak się wszystko
kończyło. W 1989 r. kampania
zmieniła się wshow. Zsal, który-
mi zresztą „Solidarność” rzadko
dysponowała, uciekano w ple-
ner. Pogoda sprzyjała. Starano
się, aby spotkaniom przedwy-
borczym towarzyszyły imprezy,
m.in. występy Jacka Fedorowi-
cza czy Wojciecha Młynarskiego.
Yves Montand na uniwerku
–Pamiętam, że naUrsynowie
śpiewałem dla kilku tysięcy lu-
dzi – mówi Młynarski. – Wyko-
nałem wtedy utwór „Przetrwa-
my”. Potem nastąpiła prezenta-
cja opozycjonistów starających
się omiejsce wparlamencie.
Song „Przetrwamy” stał się
hymnem tego czasu: „Dopóki
chętnych nacokoły/ nie ma zbyt
wielu kandydatów, / dopóki sia-
da się dostołu, / by łamać chleb,
nie – postulaty, / Dopóki z sobą
rozmawiamy/ z szacunkiem,
ciepło szczerze miło, / a nie
z bezmyślną, tępą siłą / prze-
trwamy, / przetrwamy, / prze-
trwamy”.
Drogę dla zaangażowanych
Yves Montand w towarzystwie Andrzeja Łapickiego na Uniwersytecie
Warszawskim podczas strajku studentów. Maj 1989 r.
artystów przetarł Piotr Szczepa-
nik, który opozycję wspierał
odwielu lat.
– Od sierpnia 1980 r. dałem
około 650 koncertów dla ludzi
„Solidarności” w całej Polsce
–mówi Piotr Szczepanik. –Wy-
stępowałem w świątyniach, bo
oficjalnie takie imprezy były za-
kazane. Dokoncertów przygoto-
wywałem się, studiując dzieła
pani profesor Marii Janion
o polskim romantyzmie, nieco
lżejsze książki MarianaBrandy-
sa –od„Kozietulskiego iinnych”
po „Koniec świata szwoleże-
rów”. Do lektur podstawowych
należały też „Pisma, mowy, roz-
kazy” marszałka Piłsudskiego.
Zacząłem od programu
„Rok1831” –rzeczy opowstaniu
listopadowym. Mówiłem o bo-
haterstwie żołnierzy i kunkta-
torstwie przywódców. Potem
przedstawiałem poezję polskich
powstań narodowych, historię
Legionów i kampanii 1920 r.
Wreszcie przypominałem po-
wstanie warszawskie i podsu-
mowałem40-lecie PRL. Wiersze
>
przetrwanie kadr byłej SB, uniemożliwienie dekomunizacji
„Solidarność” i nadała jej nową
dynamikę. Było kwestią czasu,
kiedy dojdzie do ugody między
drużyną Wałęsy iwładzą. Sprzy-
jało temu stanowisko Moskwy,
która dawała wyraźny sygnał
do zainicjowania „dialogu spo-
łecznego” zudziałem niektórych
przedstawicieli „Solidarności”.
Ku narodowej zgodzie…
i zdradzie
Drogę ku „dialogowi społecz-
nemu” otworzyły strajki majo-
wo-sierpniowe1988 roku. Poraz
pierwszy odkilku lat nasztanda-
rach strajkujących robotników
pojawił się postulat relegalizacji
„Solidarności”. Dla strajkujących
robotników, spośród których
większość stanowiła młodzież,
„Solidarność” oznaczała równo-
cześnie niepodległość. Dlatego,
mimo mizerii strajków majowo-
-sierpniowych, nie chcieli słyszeć
okolejnej szansie nakompromis
z komunistami. Z niepokojem
wsłuchiwano się wtreść oświad-
czenia gen. Czesława Kiszczaka z
26 sierpnia 1988 roku: „nie sta-
wiam żadnych warunków ani co
do tematyki rozmów, ani co
do składu uczestników. Wyklu-
czam jednak możliwość uczest-
nictwa osób odrzucających po-
rządek prawny i konstytucyjny
PRL”.
Kilka dni później doszło
dospotkania Wałęsa –Kiszczak.
Ustalono, że warunkiem podję-
cia rozmów jest wygaszenie
strajków wciągu20 godzin. Wa-
łęsa wrócił doStoczni Gdańskiej
im. Lenina, gdzie działał Między-
zakładowy Komitet Strajkowy,
i ogłosił zakończenie strajku.
Podczas telekonferencji zszefa-
mi WUSW Kiszczak zsatysfakcją
oznajmił: „Wałęsa podjął się mi-
sji wygaszania strajków iwypeł-
nił ją, mimo silnych oporów jego
przeciwników. Tym samym zo-
stał wzasadzie spełniony narzu-
cony przeze mnie warunek spo-
Manifestacja Federacji Młodzieży Walczącej w Gdańsku
koju społecznego podczas roz-
mów Okrągłego Stołu”.
Wślad zatym oświadczeniem
szła gra władz obliczonanarozbi-
cie iwspieranie podziałów w„So-
lidarności”. Była to wistocie kon-
tynuacja strategii dezintegracji
związku zapoczątkowanawokre-
sie pierwszej „Solidarności”. Nie
dziwmy się zatem analitykom
z SB, którzy w tym czasie pisali:
„Obrady w ramach Okrągłego
Stołu ujawniać mogą daleko idą-
ce sprzeczności wewnątrz opo-
zycji. Należy te rozdźwięki, kon-
flikty i animozje skrzętnie wy-
chwytywać ipogłębiać”.
Niestety, począwszy odzakoń-
czenia strajków sierpniowych
w1988 roku, wkrucjacie przeciw
„niekonstruktywnym” uczestni-
czyli liderzy „Solidarności” sku-
>
125002839.015.png 125002839.016.png 125002839.017.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin