Cussler Clive - (1997) - Potop.pdf

(2114 KB) Pobierz
Clive Cussler
Clive Cussler
P O T O P
Autor pragnie wyrazić podziękowania pracownikom Urzędu Imigracyjnego Stanów
Zjednoczonych, którzy udostępnili mu dane dotyczące nielegalnej imigracji.
Dziękuje również Korpusowi Wojsk Inżynieryjnych Armii Stanów Zjednoczonych za
pomoc w opisaniu kapryśnej natury rzek Missisipi i Atchafalaya.
Ponadto wszystkim, którzy byli tak uprzejmi i podsuwali mu pomysły i sugestie
dotyczące przygód Dirka i Ala.
CZĘŚĆ PIERWSZA
R E Q U I E M
D L A
K S I Ę Ż N I C Z K I
10 grudnia, 1948
Gdzieś na nieznanych wodach
Z każdym nowym uderzeniem wiatru fale atakowały coraz bardziej zajadle.
Panująca rano dobra pogoda przeistoczyła się późnym wieczorem z doktora Jekylla w
porywczego mister Hyde’a. Białe grzywy spienionych bałwanów rozbijały się w
pokrywający wszystko wodny pył. Wzburzona kipiel i ciemne chmury zlewały się w
szalejącej śnieżnej zamieci i nie sposób było określić, gdzie kończy się woda, a zaczyna
niebo. Ludzie znajdujący się na pokładzie pasażerskiego liniowca „Księżniczka Dou Wan,
zmagającego się z wysokimi jak góry, wściekłymi falami, nie zdawali sobie sprawy, że od
katastrofy dzielą ich zaledwie minuty.
Rozszalałe wody gnane porywami wichru, wiejącego jednocześnie z północnego
wschodu i północnego zachodu, uderzały w statek z dwóch stron. Wiatr osiągnął wkrótce
prędkość stu mil na godzinę, a wysokość fal przekroczyła trzydzieści stóp. Schwytana w
potężny wir „Księżniczka Dou Wan nie miała dokąd się schronić. Jej dziób opadał i znikał
pod falami, zalewającymi odkryte pokłady i przetaczającymi się ku rufie, kiedy się unosił.
Rufa wynurzała się, odsłaniając wściekle wirujące w powietrzu śruby. Atakowany ze
wszystkich stron statek pochylał się pod kątem trzydziestu stopni i wtedy fala zalewała
ciągnący się wzdłuż prawej burty pokład spacerowy. Potem prostował się wolno, z coraz
większym trudem i dalej stawiał czoło najgroźniejszemu w ostatnich czasach sztormowi
na tych wodach.
Zziębnięty, prawie oślepiony przez śnieżycę, pełniący wachtę drugi oficer, Li Po
schronił się do sterowni i zatrzasnął za sobą drzwi. Pływając dotychczas po Morzu
Chińskim, nigdy jeszcze nie widział śniegu wirującego w powietrzu podczas szalejącego
sztormu. Li Po uważał, że bogowie są niesprawiedliwi, zsyłając na „Księżniczkę wiatry o
tak niszczącej sile po tym, jak opłynęła pół świata i znalazła się już tylko niecałe dwieście
mil od portu. Przez ostatnie szesnaście godzin pokonała odległość zaledwie czterdziestu
mil.
Cała załoga poza kapitanem Leigh Huntem i jego głównym mechanikiem,
przebywającym na dole w maszynowni, składała się z chińskich nacjonalistów. Hunt,
stary wilk morski, miał za sobą dwanaście lat służby w Królewskiej Marynarce Wojennej i
osiemnastoletnią karierę oficera marynarki handlowej, kiedy pływał na statkach trzech
różnych linii żeglugowych. Kapitanem był od piętnastu lat. Będąc jeszcze małym
chłopcem, wypływał z ojcem na połów ryb w pobliżu Bridlington, małego miasteczka
położonego na wschodnim wybrzeżu Anglii, zanim pewnego dnia zaciągnął się jako
zwykły marynarz na frachtowiec płynący do Afryki Południowej. Teraz ten szczupły
mężczyzna o siwiejących włosach i smutnych, pustych oczach, z głębokim pesymizmem
oceniał szanse statku; miał niewielką nadzieję, że przetrwa on sztorm.
Dwa dni wcześniej jeden z członków załogi pokazał mu pęknięcie na zewnętrznym
poszyciu kadłuba, widoczne na sterburcie między pojedynczym kominem a rufą. Hunt
oddałby miesięczną wypłatę za możliwość sprawdzenia, jak wygląda ono teraz, gdy
statek walczy z szalejącym żywiołem. Nie chciał jednak o tym myśleć. Jakakolwiek próba
przeprowadzenia inspekcji przy wietrze osiągającym prędkość stu mil na godzinę i wśród
fal przelewających się przez pokłady, byłaby samobójstwem. Był świadom grożącego
„Księżniczce śmiertelnego niebezpieczeństwa i pogodził się już z faktem, że nie ma
wpływu na jej dalszy los.
Hunt utkwił wzrok w śnieżnej zamieci zasypującej szyby sterowni.
– Co z oblodzeniem, panie Po? – zapytał swego drugiego oficera, nie odwracając
głowy.
– Powłoka szybko rośnie, panie kapitanie.
– Sądzi pan, że statek może się wywrócić?
Li Po wolno pokręcił głową.
– Na razie nie, sir, ale do rana ciężar lodu może osiągnąć wartość krytyczną.
Grubość warstwy na nadbudowie i pokładach może okazać się groźna, jeśli nabierzemy
zbyt dużego przechyłu.
Hunt zastanawiał się przez chwilę, po czym odezwał się do sternika:
– Niech pan zostanie na kursie, panie Tsung. Dziobem do wiatru i fali.
– Tak jest, sir – odpowiedział Chińczyk, utrzymując się na szeroko rozstawionych
nogach. Dłonie mocno zacisnął na mosiężnym kole sterowym.
Hunt powrócił myślą do pęknięcia w kadłubie. Już nie pamiętał, kiedy „Księżniczka
Dou Wan po raz ostatni poddana została solidnemu przeglądowi w suchym doku. O
dziwo, załoga nie była zaniepokojona przeciekami wody, rdzą na poszyciu ani
obluzowanymi czy brakującymi nitami. Beztrosko ignorowała korozję i nie przejmowała
się tym, że podczas rejsu pompy odprowadzające wodę z zęzy bez przerwy ciężko
pracują. Piętą achillesową „Księżniczki był z pewnością wysłużony i zniszczony kadłub.
Statek, pływający po oceanach jest uważany za stary po dwudziestu latach eksploatacji.
„Księżniczkę zbudowano przeszło trzydzieści pięć lat temu. Od chwili opuszczenia stoczni
przemierzyła setki tysięcy mil morskich, opierała się wzburzonemu morzu i tajfunom. To,
że wciąż jeszcze utrzymywała się na wodzie, graniczyło niemal z cudem.
Została zwodowana w roku tysiąc dziewięćset trzynastym jako „Lanai. Zbudowała
ją stocznia „Harland i Wolff dla Singapurskich Linii Oceanicznych, których parowce
pływały po Pacyfiku. Miała tonaż 10.758 BRT. Jej całkowita długość, od niemal pionowego
dziobu do rufy o przekroju kieliszka do szampana, wynosiła czterysta dziewięćdziesiąt
siedem stóp, zaś szerokość pokładnicy sześćdziesiąt stóp. Trójprężne maszyny parowe
dysponowały mocą pięciu tysięcy koni mechanicznych i napędzały dwie śruby. W okresie
swej świetności „Księżniczka potrafiła pruć fale z szybkością siedemnastu węzłów, co
można traktować jako wynik godny uwagi. Obsługiwała linię Singapur–Honolulu do roku
tysiąc dziewięćset trzydziestego pierwszego, kiedy to sprzedano ją Kantońskim Liniom
Żeglugowym i przemianowano na „Księżniczkę Dou Wan. Po remoncie kursowała między
portami Azji Południowo-Wschodniej, zabierając na pokład pasażerów i ładunki.
Podczas drugiej wojny światowej przejął ją rząd Australii, przystosowując do
przewozu żołnierzy. Doznała poważnych uszkodzeń, zaatakowana przez japońskie
samoloty, gdy płynęła w konwoju. Po wojnie zwrócono ją Liniom Kantońskim. Pływała
krótko między Szanghajem a Hongkongiem, aż wreszcie wiosną roku tysiąc dziewięćset
czterdziestego ósmego postanowiono sprzedać ją na złom do Singapuru.
Mogła pomieścić pięćdziesięciu pięciu pasażerów w kabinach pierwszej klasy,
osiemdziesięciu pięciu w drugiej klasie i trzystu siedemdziesięciu w trzeciej. Zwykle jej
załoga liczyła stu dziewięćdziesięciu członków, ale podczas rejsu, który miał być jej
ostatnim, na pokładzie znajdowało się tylko trzydziestu ośmiu ludzi.
Hunt wyobrażał sobie, że jego leciwa jednostka pływająca jest jak maleńka
wysepka miotana wzburzonymi falami, na której rozgrywa się dramat bez udziału
publiczności. Był fatalistą. Jego przeznaczeniem było osiąść na mieliźnie, a
przeznaczeniem „Księżniczki skończyć na złomowisku. Hunt współczuł statkowi
noszącemu ślady wielu bitew, zmagającemu się teraz z potężnymi siłami żywiołu.
„Księżniczka wiła się i jęczała, zalewana gigantycznymi falami, ale wciąż udawało się jej
wyrwać z ich uścisku i wbić dziób w następną nadciągającą ścianę wody. Hunt pocieszał
się jedynie tym, że jej zużyte maszyny wciąż pracowały pełną parą.
Na dole w maszynowni skrzypienie i jęki dochodzące z kadłuba były przerażająco
głośne. Rdza odpadała z grodzi całymi płatami, gdy woda zaczęła sięgać kratek
pomostów. Pościnane nity, łączące stalowe płaty poszycia, wystrzeliwały w powietrze jak
pociski. Załoga nie przejmowała się tym specjalnie, wiedząc, że to zjawisko występuje
często na statkach nitowanych. „Księżniczkę również zbudowano zanim jeszcze
rozpowszechniła się metoda spawania.
Jednego jednak człowieka dosięgnęły macki strachu.
Głównym mechanikiem był Ian „Hongkong Gallagher, szeroki w ramionach,
wąsaty, lubiący sobie wypić Irlandczyk o czerwonej twarzy. To, co widział i słyszał,
mówiło mu, że statek musi się rozpaść. Starając się przezwyciężyć lęk, zaczął chłodno
rozważać, jakie ma możliwości ocalenia.
Osierocony w wieku jedenastu lat, Ian Gallagher uciekł ze slamsów Belfastu na
morze i zaczął od chłopca okrętowego. Mając wrodzone zdolności do mechaniki, został
pomocnikiem w maszynowni, a następnie awansował na trzeciego mechanika. W wieku
dwudziestu siedmiu lat uzyskał papiery głównego mechanika i zaczął pływać na
frachtowcach kursujących między wyspami Południowego Pacyfiku. Przezwisko
„Hongkong przylgnęło do niego po tym, jak w jednej z knajp tego portowego miasta
stoczył nierówną, zwycięską walkę z ośmioma chińskimi dokerami, którzy szukali z nim
zwady. Kiedy miał trzydziestkę, zaciągnął się latem tysiąc dziewięćset czterdziestego
piątego roku na „Księżniczkę Dou Wan.
Gallagher odwrócił się z ponurą miną do swego drugiego mechanika, Chu Wena.
– Wyłaź na górę, wkładaj kamizelkę ratunkową i bądź gotowy do opuszczenia
statku, kiedy kapitan wyda taki rozkaz.
Chińczyk wyjął z ust niedopałek cygara i spojrzał badawczo na Gallaghera.
– Myśli pan, że pójdziemy na dno?
– Ja nie myślę, ja to wiem – odparł z przekonaniem Gallagher. – Ta stara,
przerdzewiała łajba nie wytrzyma nawet godziny dłużej.
– Mówił pan o tym kapitanowi?
– Kapitan musiałby być ślepy i głuchy, żeby tego nie wiedział.
– A pan nie idzie? – zapytał Chu Wen.
– Zaraz cię dogonię – odrzekł Gallagher.
Chu Wen wytarł w szmatę tłuste od smaru ręce, skinął głową głównemu
mechanikowi i wspiął się po drabince ku klapie prowadzącej na górne pokłady.
Gallagher obrzucił ostatnim spojrzeniem swoje ukochane maszyny. Wiedział, że
wkrótce spoczną na dnie. Zesztywniał, gdy z czeluści kadłuba dotarło do jego uszu głośne
skrzypnięcie. Staruszka „Księżniczka Dou Wan cierpiała na dolegliwość, zwaną
zmęczeniem metalu, poza tym odniosła swego czasu liczne rany w spotkaniach z
samolotami i okrętami. To, czego się nie dostrzegało, żeglując po spokojnych wodach,
stawało się oczywiste w czasie sztormu. Nawet, gdyby „Księżniczka była nową
jednostką, z trudem mogłaby się oprzeć naporowi fal uderzających w jej kadłub, który
teraz musiał znosić nacisk dwudziestu tysięcy funtów na cal kwadratowy.
Serce Gallaghera zamarło, gdy zobaczył pęknięcie w grodzi; biegło w dół, a
następnie rozchodziło się na boki, przecinając płaty kadłuba. Począwszy od lewej burty,
rozszerzało się ku sterburcie. Gallagher chwycił słuchawkę telefonu i połączył się z
mostkiem.
– Mostek – zgłosił się Li Po.
– Dawaj pan kapitana! – warknął Gallagher.
Po chwili ciszy usłyszał głos Hunta.
– Tu kapitan.
– Sir, mamy w maszynowni pęknięcie wielkie jak cholera! Powiększa się z minuty
na minutę!
Hunt poczuł się tak, jakby dostał obuchem w głowę. Mimo wszystko miał nadzieję,
że jakimś cudem uda mu się doprowadzić statek do portu, zanim sytuacja stanie się
krytyczna.
– Nabieramy wody? – zapytał.
– Pompy już nie nadążają.
– Dziękuję, panie Gallagher. Czy może pan utrzymać maszyny w ruchu do chwili,
aż dotrzemy do lądu?
– Ile czasu ma pan na myśli?
– Za godzinę powinniśmy wpłynąć na spokojne wody.
– Wątpię – odrzekł Gallagher. – Nie daję statkowi więcej niż dziesięć minut życia.
– Dziękuję panu, szefie – powiedział z ciężkim sercem Hunt. – Niech pan lepiej
opuści maszynownię, dopóki pan jeszcze może.
Kapitan zmęczonym ruchem odłożył słuchawkę, odwrócił się i spojrzał przez tylną
szybę sterowni w kierunku rufy. Statek nabrał już widocznego przechyłu i kołysał się z
trudem. Dwie szalupy zmyły fale. Skierowanie się ku najbliższemu brzegowi i bezpieczne
dotarcie do lądu nie wchodziło już w rachubę. Żeby wydostać się na spokojniejsze wody,
musiałby skręcić na sterburtę. „Księżniczka nie przetrwałaby wściekłego ataku fal
odwrócona do nich burtą. Zanurzyłaby się pod wodę i nie miałaby już siły wypłynąć na
powierzchnię. Jej los był przesądzony.
Na chwilę wrócił myślami do tego, co działo się sześćdziesiąt dni wcześniej, o
dziesięć tysięcy mil morskich stąd, w basenie portowym w Szanghaju, u ujścia rzeki
Jangcy. Przed ostatnim rejsem „Księżniczki Dou Wan ogołocono statek z całego
wyposażenia wygodnych kabin pasażerskich. „Księżniczka miała przecież udać się na
złomowisko w Singapurze. Przygotowania do opuszczenia portu zostały przerwane, gdy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin