Wolf Joan - Opiekun.pdf
(
1314 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Wolf Joan - Opiekun
Joan Wolf
OPIEKUN
1
Mój Bo
Ň
e, mój Bo
Ň
e, on czyta testament Geralda.
Czułam si
ħ
tak, jakby kto
Ļ
niespodziewanie wymierzył mi ogłuszaj
Ģ
cy cios w głow
ħ
.
Patrzyłam na prawnika stoj
Ģ
cego przed ciasno stłoczon
Ģ
rodzin
Ģ
i konwulsyjnie zaciskałam
splecione na kolanach dłonie.
Mój Bo
Ň
e, on czyta testament Geralda, pomy
Ļ
lałam jeszcze raz.
Dopiero teraz dotarł do mnie ten bolesny fakt.
Chyba po raz pierwszy naprawd
ħ
zrozumiałam,
Ň
e mój m
ĢŇ
nie
Ň
yje.
- Dobrze si
ħ
czujesz, kochanie? - Tu
Ň
obok mnie zabrzmiał cicho niski głos.
Mocno zacisn
ħ
łam usta i skin
ħ
łam głow
Ģ
. Wuj Adam lekko poklepał mnie po zaci
Ļ
ni
ħ
tych
dłoniach i znów zwrócił uwag
ħ
na pana MacAlIistera. Suchy, beznami
ħ
tny, prawniczy wywód
trwał nadal:
- "Je
Ļ
li mój syn, Giles Marcus Edward Francis Grandville, obejmie w posiadanie jak
Ģ
kolwiek
cz
ħĻę
mojego maj
Ģ
tku, zanim uko
ı
czy dwudziesty pierwszy rok
Ň
ycia, zostanie dla niego
ustanowiony oddzielny fundusz powierniczy, którym b
ħ
dzie zarz
Ģ
dzał wyznaczony w tym
dokumencie opiekun, na nast
ħ
puj
Ģ
cych warunkach i dla nast
ħ
puj
Ģ
cych celów".
Jako
Ň
e Giles miał dopiero cztery lata, nie zaskoczyło mnie,
Ň
e jego maj
Ģ
tek zostanie oddany w
zarz
Ģ
d powierniczy.
Giles był teraz hrabi
Ģ
Weston. Gerald nie
Ň
ył. Wzi
ħ
łam gł
ħ
boki, urywany oddech i wbiłam wzrok
we wspaniale rze
Ņ
bione, mahoniowe obramowanie kominka, które wyrastało za dług
Ģ
, w
Ģ
sk
Ģ
głow
Ģ
pana MacAlIistera.
Nie s
Ģ
dziłam,
Ň
e tak emocjonalnie zareaguj
ħ
na odczytanie testamentu i byłam tym faktem
ogromnie poruszona.
Przez ostatnie kilka dni czułam si
ħ
tak, jakbym prze
Ň
ywała koszmar.
Po
Ļ
mierci Geralda słu
Ň
ba przybrała dom czerni
Ģ
, a ciało mojego m
ħŇ
a zostało wystawione na
dwadzie
Ļ
cia cztery godziny w głównej sali. Przez cały dzie
ı
s
Ģ
siedzi i dzier
Ň
awcy przesuwali si
ħ
przed trumn
Ģ
. Wczoraj setki
Ň
ałobników w czerni utworzyły długi pogrzebowy kondukt, który
przeszedł od domu do ko
Ļ
cioła. Giles był przy moim boku podczas całego nabo
Ň
e
ı
stwa, a jego
mała r
Ģ
czka mocno trzymała moj
Ģ
dło
ı
, kiedy pastor odmawiał modlitwy nad trumn
Ģ
. Potem
spuszczono j
Ģ
do krypty, gdzie spoczywało ju
Ň
sze
Ļ
ciu hrabiów Weston.
Giles bardzo mi pomógł. To dla niego starałam si
ħ
zachowa
ę
spokój.
Ale dzisiaj go tutaj nie było. Nie było te
Ň
setek obserwuj
Ģ
cych mnie oczu, a pan MacAllister
odczytywał testament Geralda. Wci
Ģ
gn
ħ
łam gł
ħ
boko powietrze, zwróciłam wzrok na twarz pana
MacAlistera i starałam si
ħ
skupi
ę
uwag
ħ
.
Wci
ĢŇ
czytał fragment dotycz
Ģ
cy zarz
Ģ
du powierniczego.
- "Wyznaczony tu opiekun b
ħ
dzie miał prawo zarz
Ģ
dza
ę
powierzonym mu maj
Ģ
tkiem, sprzeda
ę
go w drodze sprzeda
Ň
y publicznej lub prywatnej, wydzier
Ň
awi
ę
na ustalonych przez siebie
warunkach lub dysponowa
ę
nim w inny sposób bez przyzwolenia jakiegokolwiek s
Ģ
du, mo
Ň
e te
Ň
dokonywa
ę
inwestycji i re inwestycji ... "
Trudno mi było uwierzy
ę
,
Ň
e mój mały synek jest teraz hrabi
Ģ
Weston.
Atmosfera w pokoju nieznacznie si
ħ
zmieniła. Wyczułam lekkie poruszenie, jak wtedy, gdy
słuchacze skupiaj
Ģ
baczniejsza uwag
ħ
na mówcy. To sprawiło,
Ň
e znów przeniosłam wzrok na
MacAllistera i zdałam sobie spraw
ħ
,
Ň
e za chwil
ħ
poda imi
ħ
opiekuna Gilesa.
Pan MacAllister zauwa
Ň
ył dramatyczne napi
ħ
cie chwili i na moment zamilkł. Zerkn
Ģ
ł znad
długiego prawniczego dokumentu i zatoczył wzrokiem półokr
Ģ
g po twarzach osób
zgromadzonych przed nim w bibliotece Weston Hall.
Nie było nas wiele. Siedziałam w
Ļ
rodku, mi
ħ
dzy wujem Adamem i jego
Ň
on
Ģ
, Fanny, z jednej
strony a moj
Ģ
matk
Ģ
z drugiej. Za matk
Ģ
usadowił si
ħ
wuj Geralda, Francis Putnam, a obok za
Ļ
jego kuzyn, Jack Grandville. Reszta rodziny Grandville'ów wróciła do swoich domów zaraz po
pogrzebie.
Pan MacAllister znów spojrzał pa testament Geralda i zacz
Ģ
ł czyta
ę
wolno i wyra
Ņ
nie:
- "Niniejszym ustanawiam mojego brata Stephena Anthony'ego Francisa Grandville'a zarz
Ģ
dc
Ģ
maj
Ģ
tku i opiekunem mojego syna, Gilesa Marcusa Edwarda Francisa. Wyznaczam go tak
Ň
e na
wykonawc
ħ
mojej ostatniej woli ... "
MacAllister czytał dalej, ale wi
ħ
cej nie usłyszeli
Ļ
my.
- Stephen! - Okrzyk Jacka całkowicie zagłuszył nosowy, monotonny głos pana MacAllistera. -
Ale
Ň
to niemo
Ň
liwe!
Pan MacAllister opu
Ļ
cił dokument i spojrzał na Jacka sponad szkieł okularów.
- Zapewniam pana, panie Grandville,
Ň
e hrabia bez w
Ģ
tpienia wyznaczył opiekunem swojego
brata, Stephena. To ja sporz
Ģ
dziłem jego testament, wi
ħ
c wiem najlepiej.
Dał si
ħ
słysze
ę
wyra
Ņ
ny, chłodny głos mamy.
- Stephen jest na Jamajce - oznajmiła. - Przebywa tam od pi
ħ
ciu lat. Nie mo
Ň
e odgrywa
ę
roli
opiekuna Gilesa z drugiego ko
ı
ca
Ļ
wiata. B
ħ
dzie pan musiał wyznaczy
ę
kogo
Ļ
innego, panie
MacAllister. Nie mam poj
ħ
cia, co Gerald sobie wyobra
Ň
ał, kiedy wybierał Stephena.
MacAllister odpowiedział jej spokojnie, jakby nie zdawał sobie sprawy,
Ň
e wrzuca mi
ħ
dzy nas
beczk
ħ
zapalonego prochu.
- Trzeba b
ħ
dzie wezwa
ę
pana Stephena Grandville'a do powrotu do domu,
Ň
eby mógł wypełni
ę
swoje obowi
Ģ
zki. W rzeczy samej, pozwoliłem sobie zawiadomi
ę
go o tre
Ļ
ci ostatniej woli lorda
Westona. - Pozwoliłe
Ļ
sobie na zbyt wiele, MacAllister. - W głosie Jacka zabrzmiała tłumiona
w
Ļ
ciekło
Ļę
. Jego przystojna twarz poczerwieniała z gniewu.
- Poinformowa
ę
Stephena o
Ļ
mierci brata powinien był kto
Ļ
z rodziny .. - Chocia
Ň
raz moja
matka zgodziła si
ħ
z Jackiem. Zawsze przywi
Ģ
zywała wielk
Ģ
wag
ħ
do przestrzegania
odpowiednich form. - To niewła
Ļ
ciwe,
Ň
eby tak
Ģ
wiadomo
Ļę
przesyłał prawnik.
- Ja równie
Ň
napisałem Stephenowi o
Ļ
mierci Geralda - wtr
Ģ
cił cicho wuj Francis. - Zapewne oba
listy dotr
Ģ
na Jamajk
ħ
tym samym statkiem.
- A je
Ļ
li odmówi powrotu? - zapytał Jack. - W ko
ı
cu nadal mog
Ģ
go aresztowa
ę
za ten wybryk
sprzed pi
ħ
ciu lat, prawda?
- Aresztowanie nigdy nie wchodziło w rachub
ħ
- chłodno oznajmił pan MacAllister. - Władzom
wystarczyło zapewnienie jego ojca,
Ň
e Stephen opu
Ļ
ci kraj.
- Nie postawiono mu
Ň
adnych zarzutów - zgodził si
ħ
wuj Adam.
- Stephen mo
Ň
e w ka
Ň
dej chwili wróci
ę
do Anglii, je
Ļ
li tylko zechce.
- Annabello, wiedziała
Ļ
,
Ň
e Gerald wyznaczył Stephena? - zwróciła si
ħ
do mnie matka.
- Nie, nie wiedziałam. - Spojrzałam na MacAllistera. - Kiedy ten testament został spisany?
- Wkrótce po narodzinach Gilesa, lady Weston - odparł łagodnie.
Zacisn
ħ
łam usta i starałam si
ħ
,
Ň
eby na mojej twarzy nie odbiło si
ħ
Ň
adne uczucie. MacAllister
próbował mnie pocieszy
ę
: - Pan Stephen Grandville został prawnym opiekunem pani syna, ale
zapewniam,
Ň
e zawsze było intencj
Ģ
lorda Westona,
Ň
eby to pani zajmowała si
ħ
synem.
Skin
ħ
łam głow
Ģ
.
- Nie rozumiem, dlaczego Gerald nie wyznaczył Adama - odezwała si
ħ
moja matka.
Wstałam.
- Ta dyskusja nie ma sensu. Gerald wyznaczył Stephena. Ale jestem pewna,
Ň
e kiedy sporz
Ģ
dzał
testament, s
Ģ
dził,
Ň
e do
Ň
yje do dnia pełnoletnio
Ļ
ci syna. - Głos zdradziecko odmówił mi
posłusze
ı
stwa. - Id
ħ
na gór
ħ
- zako
ı
czyłam.
- Annabello, pan MacAllister nie sko
ı
czył jeszcze czyta
ę
- zauwa
Ň
yła mama.
Nie odpowiedziałam. Po prostu wyszłam.
Psy czekały na mnie w holu i jak zwykle pod
ĢŇ
yły tu
Ň
za mn
Ģ
, kiedy udałam si
ħ
na gór
ħ
, do
pokoi dziecinnych, znajduj
Ģ
cych si
ħ
na drugim pi
ħ
trze. Najpierw zajrzałam do sali lekcyjnej i
stwierdziłam,
Ň
e jest pusta. Razem z psami min
ħ
łam pokój guwernantki i weszłam do pokoju
zabaw. Tam znalazłam swojego syna i jego opiekunk
ħ
, pann
ħ
Eugeni
ħ
Stedham - siedzieli przy
stole nad układank
Ģ
w formie mapy. pozwoliłam mu dzisiaj wróci
ę
do normalnego rozkładu
zaj
ħę
w nadziei,
Ň
e znany tryb
Ň
ycia po pi
ħ
ciu dniach
Ň
ałoby pomo
Ň
e dziecku upora
ę
si
ħ
ze
smutkiem.
Kiedy tylko mnie zobaczył, zerwał si
ħ
z miejsca.
- Mama! - zawołał i rzucił mi si
ħ
w ramiona. Psy uło
Ň
yły si
ħ
na niebieskim dywaniku przed
wygaszonym kominkiem.
Pogłaskałam syna po głowie, ciesz
Ģ
c si
ħ
dotykiem jego mocnego, j
ħ
drnego ciałka, które
przylgn
ħ
ło do moich nóg, i jego buzi, wtulaj
Ģ
cej si
ħ
w mój brzuch. Spojrzałam na guwernantk
ħ
.
- Panno Stedham, po południu zabior
ħ
Gilesa na spacer.
Mały odsun
Ģ
ł si
ħ
ode mnie i klasn
Ģ
ł w r
ħ
ce.
- Spacer! Wła
Ļ
nie na to miałem najwi
ħ
ksz
Ģ
ochot
ħ
! - Zjadłe
Ļ
obiad? - zapytałam.
Skin
Ģ
ł głow
Ģ
. Jego szarozielone oczy błyszczały z przej
ħ
cia na my
Ļ
l o czekaj
Ģ
cym go spacerze.
- Zjadłem wszystko - odparł. ,Guwernantka wstała z miejsca.
- Rzadko kiedy trzeba namawia
ę
go do jedzenia - powiedziała.
U
Ļ
miechn
ħ
łam si
ħ
pierwszy raz tego dnia.
- Niech panna Stedham ciepło ci
ħ
ubierze - zwróciłam si
ħ
do syna. -
ĺ
wieci sło
ı
ce, ale nadal jest
raczej chłodno.
- Na kiedy mam go przygotowa
ę
, lady Weston? - zapytała guwernantka.
- Natychmiast. - Zmierzwiłam gładko uczesane włosy syna. - Przyjd
Ņ
do mojej garderoby, kiedy
b
ħ
dziesz gotowy. Ja te
Ň
musz
ħ
si
ħ
przebra
ę
.
- Dobrze, mamo. - Zwrócił si
ħ
do panny Stedham. - Chod
Ņ
my, Eugenio!
Ruszyłam do wyj
Ļ
cia. Psy poderwały si
ħ
i pobiegły za mn
Ģ
•
Marcowy dzie
ı
był słoneczny, ale wietrzny i chłodny. Giles podskakiwał obok mnie,
zachwycony,
Ň
e wreszcie wyszedł na dwór po ranku sp
ħ
dzonym na nauce pisania i liczenia.
Wyszli
Ļ
my z domu południowymi drzwiami. Psy biegły przed nami, szale
ı
czo podskakuj
Ģ
c,
zawracały i znów nas wyprzedzały.
ĺ
cie
Ň
ka wiodła nas przez uporz
Ģ
dkowan
Ģ
cz
ħĻę
ogrodu,
gdzie rosły niebieskie i ró
Ň
owe hiacynty, a na kilku wcze
Ļ
nie zakwitaj
Ģ
cych drzewach wida
ę
było p
Ģ
czki.
W
Ģ
ski strumie
ı
znaczył granic
ħ
tej cz
ħĻ
ci ogrodu. Oparli
Ļ
my si
ħ
o por
ħ
cz drewnianego mostka i
podziwiali
Ļ
my dzikie aksamitki, fiołki i rze
Ň
uch
ħ
ł
Ģ
kow
Ģ
, które zdobiły brzegi strumyka.
Poszli
Ļ
my dalej, miedzy dwoma ogrodzonymi paddockami, gdzie na
Ļ
wie
Ň
o zazielenionej trawie
pasły si
ħ
niektóre z moich folblutów. Przystan
ħ
li
Ļ
my,
Ň
eby przywita
ę
si
ħ
z ko
ı
mi i poklepa
ę
je
po szyjach, a potem ruszyli
Ļ
my dalej na zalesione zbocze, które było naszym celem.
W lesie równie
Ň
wida
ę
było wiosn
ħ
. Ptaki
Ļ
piewały, dostrzegłam te
Ň
Ň
onkile, barwinki,
pierwiosnki i niebieskie przetaczniki, których barw
ħ
tak uwielbiam. Zakwitły ju
Ň
bazie na
wierzbie, wi
ħ
c zerwałam kilka gał
Ģ
zek dla panny Stedhilm.
Podobnie jak syn, cieszyłam si
ħ
,
Ň
e wyszli
Ļ
my z domu. Sp
ħ
dziłam ci
Ģ
gn
Ģ
cy si
ħ
bez ko
ı
ca
tydzie
ı
przy ło
Ň
u chorego Geralda, trzymaj
Ģ
c' go za r
ħ
k
ħ
i bezsilnie słuchaj
Ģ
c jego oddechu,
który przychodził mu z coraz wi
ħ
ksz
Ģ
trudno
Ļ
ci
Ģ
. Potem odbył si
ħ
pogrzeb.
Wci
Ģ
gn
ħ
łam rze
Ļ
kie, chłodne powietrze w zdrowe płuca i poczułam,
Ň
e w moim ciele t
ħ
tni
Ň
ycie.
Spojrzałam na intensywnie niebieskie niebo, po którym jak
Ň
aglówki przemykały białe obłoki, i
pomy
Ļ
lałam o tym,
Ň
e Stephen wraca do domu.
- Mamo, gdzie jest teraz tata? - zapytał Giles.
Spojrzałam na syna. Policzki miał zaró
Ň
owione, spodnie na kolanach ubrudzone. Usiadłam na
zwalonym pniu drzewa, nie zwa
Ň
aj
Ģ
c na to,
Ň
e kraj spódnicy nurza si
ħ
w błocie.
- Tata jest w niebie, kochanie - odparłam cicho.
- Ale przecie
Ň
wczoraj zanie
Ļ
li
Ļ
my go do krypty w ko
Ļ
ciele. Jak mo
Ň
e by
ę
w niebie, kiedy jest w
ko
Ļ
ciele?
- Dusza taty jest w niebie - wyja
Ļ
niłam: - Kiedy umieramy, dusza opuszcza nasze ciało i wraca
do Boga. Tata ju
Ň
nie potrzebuje ciała, dlatego zostawił je w ko
Ļ
ciele.
Giles zmarszczył czoło.
- Nie chciałem,
Ň
eby tata umarł.
Przyci
Ģ
gn
ħ
łam go do siebie. Zawsze lubił si
ħ
do mnie przytula
ę
i teraz te
Ň
ukrył twarz na mojej
piersi.
- Wcale mi si
ħ
nie podoba,
Ň
e le
Ň
y w ko
Ļ
ciele.
Łzy zakłuły mnie pod powiekami, wi
ħ
c zacisn
ħ
łam je mocno,
Ň
eby słone krople nie wypłyn
ħ
ły na
policzki.
- Mnie te
Ň
si
ħ
to nie podoba, ale tata powa
Ň
nie zachorował. Nic nie mogli
Ļ
my zrobi
ę
,
Ň
eby został
z nami.
- Ty nie umrzesz, prawda? - Jego głos tłumiły fałdy mojego ubrania.
- Nie, kochanie, nie umr
ħ
. - Udało mi si
ħ
wypowiedzie
ę
te słowa wyra
Ņ
nie i zdecydowanie.
Uniósł twarz z mojej piersi i spojrzał na mnie.
- Nigdy?
Na policzkach miał zdrowy rumieniec, ale w jego jasnych, szarozielonych oczach dojrzałam
niepokój.
- Wszyscy kiedy
Ļ
umrzemy, Giles, ale ja to zrobi
ħ
w bardzo dalekiej przyszło
Ļ
ci. - Wci
ĢŇ
widziałam niepokój w jego spojrzeniu; wi
ħ
c dodałam: - Nie wcze
Ļ
niej, ni
Ň
doro
Ļ
niesz i sam
b
ħ
dziesz miał dzieci.
Nie mie
Ļ
ciło mu si
ħ
w głowie,
Ň
e kiedykolwiek b
ħ
dzie dorosłym m
ħŇ
czyzn
Ģ
, ojcem rodziny,
wi
ħ
c uspokoił si
ħ
i jego oczy znów patrzyły spokojnie. Chciał si
ħ
odsun
Ģę
, ale poło
Ň
yłam mu
r
ħ
ce na
ramionach i odwróciłam go twarz
Ģ
do siebie.
- Tata zostawił testament. Pan MacAllister odczytał go nam dzisiaj rano.
To go zaciekawiło.
- Co to jest testament?
- To ... to lista spraw, które tata polecił załatwi
ę
po swojej
Ļ
mierci.
ņ
yczy sobie mi
ħ
dzy innymi,
Ň
eby jego brat, a twój wuj, Stephen, wrócił do domu i w twoim imieniu opiekował si
ħ
Weston.
- Wuj Stephen? - zdziwił si
ħ
Giles. - Nie znam wuja Stephena. Mieszka gdzie
Ļ
daleko.
- Od pi
ħ
ciu lat przebywa na Jamajce, wi
ħ
c nigdy go nie poznałe
Ļ
, ale tata nakazał mu wróci
ę
do
domu i zaj
Ģę
si
ħ
Weston do czasu, kiedy b
ħ
dziesz wystarczaj
Ģ
co du
Ň
y,
Ň
eby robi
ę
to
samodzielnie. Teraz ty jeste
Ļ
hrabi
Ģ
, kochanie. Wiem,
Ň
e trudno to zrozumie
ę
, ale zaj
Ģ
łe
Ļ
miejsce
taty.
Giles powa
Ň
nie spojrzał mi w oczy.
- Wiem. Eugenia powiedziała,
Ň
e jestem teraz lordem Weston.
- Tak, jeste
Ļ
lordem Weston - zgodziłam si
ħ
. - Jednak wuj
Stephen dopilnuje prowadzenia Weston Hall i farm, dopóki nie sko
ı
czysz dwudziestu jeden lat.
Ludzie b
ħ
d
Ģ
si
ħ
do ciebie zwracali "milordzie", ale jeszcze przez wiele lat nie b
ħ
dziesz musiał
ponosi
ę
odpowiedzialno
Ļ
ci za posiadło
Ļę
.
Giles zmarszczył brwi. .
- Ale przecie
Ň
wuj Adam zajmuje si
ħ
Weston Hall i farmami. Skin
ħ
łam głow
Ģ
.
- Wydaje mi si
ħ
,
Ň
e nadal b
ħ
dzie to robił.
- W takim razie, po co nam wuj Stephen? - zapytał mój syn.
- Tata wyznaczył go na twojego opiekuna.
Giles, tak czuły na moje nastroje jak kamerton na d
Ņ
wi
ħ
ki, spojrzał na mnie uwa
Ň
nie.
- Nie lubisz wuja Stephena, mamo? Roze
Ļ
miałam si
ħ
i wstałam. U
Ļ
ciskałam syna.
- Oczywi
Ļ
cie,
Ň
e lubi
ħ
. Ty te
Ň
go polubisz. Jest bardzo miły. Ruszyli
Ļ
my z powrotem do domu.
- Lubi si
ħ
bawi
ę
? - zapytał z ciekawo
Ļ
ci
Ģ
Giles.
Gł
ħ
boko wci
Ģ
gn
ħ
łam powietrze. Czułam,
Ň
e zbli
Ň
a si
ħ
ból głowy.
- Tak, lubi si
ħ
bawi
ę
. - K
Ģ
tem oka zauwa
Ň
yłam jaki
Ļ
ruch.
- Spójrz, Giles - zawołałam z entuzjazmem. - To chyba zaj
Ģ
czek.
- Gdzie? Gdzie? - dopytywał si
ħ
. Tak jak miałam nadziej
ħ
, gładko udało mi si
ħ
odwróci
ę
jego
uwag
ħ
od tematu wuja Stephena.
Kiedy jakie
Ļ
czterdzie
Ļ
ci minut pó
Ņ
niej weszłam do swojej garderoby, zastałam tam mam
ħ
.
Garderoba, poł
Ģ
czona z sypialni
Ģ
, któr
Ģ
kiedy
Ļ
dzieliłam z Geraldem, była moim sanktuarium,
ale nie udało mi si
ħ
wytłumaczy
ę
tego mojej mamie. Oczywi
Ļ
cie, pokój ten nale
Ň
ał do niej przez
te wszystkie lata, kiedy była
Ň
on
Ģ
ojca Geralda i chyba nadal jej si
ħ
wydawało,
Ň
e jest jej
własno
Ļ
ci
Ģ
.
Siedziała teraz przed kominkiem w obitym perkalem fotelu i popijała herbat
ħ
.
- Nie mog
ħ
zrozumie
ę
, dlaczego wszystko tu zmieniła
Ļ
- powiedziała, jak za ka
Ň
dym razem,
kiedy si
ħ
tu zjawiała. - Kiedy ja tu mieszkałam, to wn
ħ
trze wygl
Ģ
dało bardzo elegancko. Teraz
jest takie pospolite. - Jej doskonale prosty nos zmarszczył si
ħ
, jakby dotarła do niego jaka
Ļ
nieprzyjemna wo
ı
. - Kwiecisty perkal! - prychn
ħ
ła z obrzydzeniem.
Kiedy ten pokój nale
Ň
ał do mamy, meble były obite kremowym jedwabiem. Rzeczywi
Ļ
cie,
wygl
Ģ
dało to bardzo elegancko, ale zawsze si
ħ
bałam,
Ň
e siadaj
Ģ
c zniszcz
ħ
obicia a psy stale
brudziły błotem jedwabne draperie. Wolałam perkal.
Zielone oczy mamy spocz
ħ
ły na mnie.
- Doprawdy, Annabello ! - W jej głosie słycha
ę
było coraz gł
ħ
bsze obrzydzenie. - Jak mo
Ň
esz si
ħ
pokazywa
ę
w tak okropnych strojach?
- Zabrałam Gilesa na spacer - odparłam. Usiadłam na sofie, naprzeciw fotela mamy,
wyci
Ģ
gn
ħ
łam nogi i spojrzałam na swoje zabłocone buty. - Oboje potrzebowali
Ļ
my
Ļ
wie
Ň
ego
powietrza. Prze
Ň
yli
Ļ
my trudne chwile.
Z szacunku dla mojej
Ň
ałoby mama powstrzymała si
ħ
od komentarza na temat błota, niedbałej
postawy oraz psów, które uło
Ň
yły si
ħ
na plamie sło
ı
ca pod oknem.
Plik z chomika:
maria1027
Inne pliki z tego folderu:
Wilson Gayle - Światło w ciemności.pdf
(346 KB)
Quick Amanda - Legenda.pdf
(1334 KB)
Quick Amanda - Ginewra.pdf
(1506 KB)
Quick Amanda - Alchemia.pdf
(1554 KB)
Wolf Joan - Zemsta.pdf
(1495 KB)
Inne foldery tego chomika:
Alfabet Jerzego Zięby -Radio Katowice
Alfabet Jerzego Zięby -Radio Katowice(1)
bajki
Bo zawżdy ci więcej jedzą którzy bliżej misy siedzą
Bogdanowicz Marta - TRUDNE LITERKI(1)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin