Oczyszczanie.doc

(59 KB) Pobierz
"Oczyszczanie" Kościoła poprzez zabijanie duchownych

"Oczyszczanie" Kościoła poprzez zabijanie duchownych

Sekciarze polscy, współcześni "katarowie" ("czyści"), nietykalni społecznie, wzięli się już tym razem bardzo ostro za "oczyszczanie" Kościoła polskiego, rzucając hasło bojowe, że jest on "w kryzysie". Za nimi powtarzają to samo ich "analogowie" i pobratymcy, spaczeni i masońscy chrześcijanie na Zachodzie. Co ci wszyscy rozumieją przez kryzys Kościoła w Polsce? Ano, że kiedyś liczni duchowni mieli różne kontakty z władzami komunistycznymi i ze Służbą Bezpieczeństwa i że ostatnio jeden z nich został mianowany biskupem warszawskim, i to bez zaopiniowania ze strony dokumentów bezpieki oraz ze strony owych świeckich "czystych" naprawiaczy Kościoła. I w rezultacie w Polsce dekomunizację, której nie dokonano, zastąpi o tej samej wartości "deklerykalizacja". Natomiast tam gdzie - jak w niektórych krajach Zachodu - upadł fizycznie i duchowo cały Kościół pod naporem sekularyzmu, liberalizmu i nihilizmu neolewicy, tam nie ma kryzysu, tam jest "poprawność religijna".

 

Dalsze próby wywołania kryzysu w Kościele

Niewątpliwie w Polsce nie ma duchowego kryzysu Kościoła, trwa natomiast dalej kryzys państwa, które ciągle nie może dojrzeć jako rodzime, normalne, ludzkie. Nie przeczę, że owe dokumenty przeciwko ks. abp. Stanisławowi Wielgusowi świadczyły o jego dawnym, jakimś połowicznym błędzie, ale to, co z nim zrobiono w stolicy państwa na oczach całej Polski, to było - jak mówią niektórzy profesorowie warszawscy - rodzajem "mordu rytualnego" zorganizowanego przez sektę "katarów", "czystych", nie wiadomo tylko na razie, z czyich inspiracji. Jeszcze raz powtarzam: jest to kryzys państwa, zwłaszcza że owi szaleńcy chcą mordować kolejnych biskupów i prezbiterów. A państwo milczy lub może nawet im milcząco asystuje.

Powiedzmy krótko: dlaczego kryzys państwa? Bo ciągle brakuje koncepcji Polski, nie ma wiodących idei, niejasny jest ustrój, duże bezprawie przy ogromnej produkcji praw, dalsza niemoc naprawienia spraw grabieży dóbr państwowych, rządy układów i korporacji, m.in. jakiejś "korporacji antykościelnej" ze swoimi pismami, redukcja lustracji tylko do kleru, szał korporacji dziennikarskiej i medialnej, rozwijanie świadomości obcej Narodowi Polskiemu, rozkład moralny i pedagogiczny, dalsza ateizacja i demoralizacja całej kultury i sztuki, ustawiczne kłótnie koalicyjne i przymierzanie się do zmiany koalicji. Słowem - nie jest nadal przezwyciężony ani spadek bolszewizmu, ani bakcyl liberalizmu z jego nihilizmem.

Owszem, stale pogarsza się sytuacja Kościoła na publicznej scenie polskiej, co ciągle oglądamy, ale nie polega ona na tym, że niektórzy duchowni nie zamykali się przed komunistami, lecz na ustawicznych atakach na Kościół, zarówno z Zachodu, dążących do obalenia ostatniego w Europie silnie katolickiego bastionu, jak i z rodzimych ośrodków: "Tygodnika Powszechnego", "Znaku", "Więzi", ostatnio "Gazety Polskiej", a wreszcie niektórych klasztorów dominikanów, jezuitów i poszczególnych księży diecezjalnych. Ośrodki te działają, świadomie czy nieświadomie, po linii liberalnej i sekularyzacyjnej Zachodu niemal we wszystkich dziedzinach teologii dogmatycznej, moralnej i pastoralnej Kościoła. Słowem, chcą stworzyć "Kościół nowoczesny". Do nich dołączają, oczywiście, zagraniczni i rodzimi ateiści oraz masoni, z którymi nie tyle się dialoguje, ile raczej kolaboruje.

Środki wojenne są odpowiednio zmieniane. W okresie Okrągłego Stołu między stronami panowała sielanka. Zaraz potem społeczeństwo polskie się dowiedziało, że Kościół polski jest szalenie bogaty, gdyby chciał, to wyciągnąłby cały kraj z biedy. Gdy ten wredny idiotyzm nie chwycił, przyszła długotrwała fala zarzutów antysemityzmu, nacjonalizmu, ksenofobii. Chodziło o to, żeby katolicy poddali się obcym władzom i kierunkom. Ale i to nie było bardzo skuteczne, poza niektórymi małymi ośrodkami idiotów. Sięgnięto więc po arsenał amerykański, irlandzki i austriacki, a mianowicie wymyślanie pedofilii, homoseksualizmu i innych skandali obyczajowych duchowieństwa.

Gdy to wszystko okazało się za słabe, ateiści, masoni, pseudokatolicy, "czyści" i filosemici rzucili się na lustrację kapłanów na bazie IPN. I tak dochodzi do istnego bandytyzmu medialnego, oczywiście bezprawnego, ale władze państwowe milczą tak, jakby to popierały. Mówią, że media i tzw. historycy IPN mają absolutną wolność i dowolność. Czegoś takiego jeszcze nie było. Dostęp do IPN mają tylko skandaliści. Ideę IPN stworzyli "nietykalni" jeszcze w roku 1985, konstruując niejako "bazę rakietową" przeciwko Kościołowi i państwu polskiemu (por. Jerzy Pelc-Piastowski). Dziś cała lustracja zwróciła się tylko przeciwko Kościołowi katolickiemu, nie przeciwko innym wyznaniom, ani nawet nie przeciwko mordercom i niszczycielom Narodu. I tak w "państwie prawa" panuje bezprawie, a Episkopat dał się zapędzić różnym rozbójnikom politycznym do narożnika. Ani prawo państwowe, ani konkordat w ogóle nie działają.

Mentalność wielu polityków i neokatolików oddaje doskonale p. Waldemar Kuczyński, członek b. Unii Wolności. Pisze on, że "Kościół w Polsce nie przyjął strategii heroizmu i męczeństwa. Dlatego szukanie heroicznego Kościoła prowadzi na manowce" ("Gazeta Wyborcza", 3.01.2007). Autor następnie dodaje, że Kościół nie był patriotyczny ani polski, raczej tylko hamował ruchy wolnościowe i wyzwoleńcze i przeciwstawiał się ruchom reformatorskim komunizmu. Autor miał tu zapewne na myśli tzw. puławian, czyli dygnitarzy partyjnych pochodzenia żydowskiego. W rezultacie w Polsce nie był prześladowany Kościół, a jedynie Żydzi - jak powie Jan Gross (zob. prof. J.R. Nowak). I tak zaciemnienie umysłów czy stępienie sumień jest olbrzymie, nie da się tego odrobić przez dwa pokolenia. A tymczasem państwo nic w tej dziedzinie nie robi.

 

Bezprawna lustracja jako sekciarstwo

Trzeba jasno powiedzieć, że lustracja bezprawna, inspirowana zarówno przez instytucje rodzime, jak i zagraniczne, wykazuje w dużym stopniu charakter sekciarski i tchnie nienawiścią do hierarchii. Można to ująć w następujące punkty:

1. Publiczna lustracja duchownych jest bezprawna, bo nie uprawnia do niej ani prawo państwowe, ani kościelne i wypływa najczęściej z zemsty i nienawiści. Lustracja ujawniająca wyniki może być stosowane jedynie do oficjeli państwowych, co musiał przypomnieć pseudogorliwcom dopiero premier Józef Oleksy.

2. Lustracja kleru, niepiastującego stanowisk państwowych, podlega wyłącznie władzom kościelnym, choć te mogą korzystać z prac fachowców świeckich. Wyniki pozytywne nie mogą być publikowane w mediach, gdyż spowiedź publiczną i pokutę publiczną zniósł Kościół już w IV wieku.

3. Katoliccy czy pseudokatoliccy lustratorzy świeccy pracujący na dziko mają mentalność "katarów", którzy nie rozumieją, że w chrześcijaństwie jest sakrament pokuty, pojednania, wynagrodzenia i miłosierdzia. Odnawiają porzucone poglądy niektórych sekt, jakoby chrześcijanin, który zgrzeszy, musiał zostać wykluczony z Kościoła na zawsze lub przynajmniej pozbawiony stanowiska kościelnego.

4. Lustratorzy, publikujący swoje zdania bezprawnie, bez wysłuchania strony oskarżonej i bez prawowitego sądu, popełniają grzech ciężki przeciwko miłości bliźniego. Historycy mogą to robić dopiero po oznaczonym okresie, np. w Anglii - po 50 latach.

5. Dziennikarze publikujący oskarżenia nie kryją, że chcą wpływać, nawet decydująco, na obsadzanie stanowisk kościelnych, biskupstw, a nie wykluczone, że i papiestwa. Jest to już wyraźna pycha i patologia.

 

Przebieg sprawy ks. abp. Wielgusa

Podobno czynnik państwowy od dawna sprzeciwiał się kandydaturze ks. bp. Stanisława Wielgusa, biskupa płockiego, na arcybiskupstwo warszawskie. Ale długo było cicho. Kiedy jednak nominacja została ogłoszona, zaczęła się akcja otwartego sprzeciwu ze strony liberałów i "katarów". Ktoś podrzucił "Gazecie Polskiej" jakieś niejasne materiały mające świadczyć o dawnej współpracy ks. bp. Wielgusa ze służbami komunistycznymi. On to zlekceważył. Zapewne sądził, że żadnych dokumentów już nie ma. Ale akcja "Gazety Polskiej" się rozwijała, Stolica Apostolska dwa razy potwierdziła swoją decyzję. Lecz nacisk propagandowy narastał szybko, wyraźnie chodziło o obalenie ks. bp. Wielgusa. Myśląc, że stępi ostrze ataków, ks. bp. Wielgus przyznał się do owej współpracy i przeprosił wiernych i biskupów. Zaczęto wtedy dodawać zarzut kłamstwa, nie bacząc, że oskarżony o grzech nie musi się spowiadać przed całym światem. A zresztą niedługo i względem niego zastosowano kłamstwo dyplomatyczne, jakoby zrzekł się stanowiska dobrowolnie.

Kiedy Stolica Apostolska potwierdziła swoją decyzję po raz drugi, w nuncjaturze zaczęto tłumaczyć na język niemiecki akta dotyczące ks. bp. Wielgusa, żeby je okazać samemu Papieżowi z uwagą, że go oszukał. Zbliżał się ingres, miał się odbyć w niedzielę, 7 stycznia. W przeddzień wieczorem - jak mówią księża warszawscy - prezydent i nuncjusz zwrócili się, z pewną pomocą Hanny Suchockiej, ambasadora Unii Wolności i Rzeczypospolitej Polskiej przy Watykanie, do sekretarza stanu ks. kard. Tarcisio Bertonego, żeby interweniował u Papieża. Przy tym argumentowano już nie tylko samymi dokumentami, ale także obawą, jakoby w Warszawie miał powstać podział społeczeństwa i Kościoła, a nawet rozruchy przeciwko księdzu arcybiskupowi. Rano 7 stycznia Papież zmuszony był odwołać ks. abp. Wielgusa, czyli przyjąć jego wymuszone zrzeczenie się.

I tak powstała sytuacja bardzo nieszczęśliwa; z jednej strony radość mediów, pseudokatolików i rządu, a z drugiej dezorientacja kleru i wiernych, którzy ciągnęli autokarami z całej Polski na ingres. Decyzję o odwołaniu księdza arcybiskupa ogłoszono oficjalnie dopiero na 40 minut przed rozpoczęciem ingresu. Dlaczego nie powiadomiono ludzi wcześniej lub nie pozwolono ks. abp. Wielgusowi duszpasterzować jakiś choćby krótki czas? Najbardziej było żal brutalnie potraktowanych ludzi z rodzinnej wsi Wierzchowiska, dojeżdżających autokarami, których nie powiadomiono, co się dzieje. Nie wolno tak traktować prostych, a gorliwych i szlachetnych ludzi ze wsi. Czyżby wracały czasy magnaterii? Podobno władze państwowe nie czuły się pewnie. W obawie przed rozruchami przed katedrą rozważano podobno nawet użycie oddziałów policji lub wojska. I tak oto ludu Warszawy nie podzielił ks. abp Wielgus, lecz jego rezygnacja. W katedrze, jakby na ironię, odbyła się już trzecia w ostatnim czasie Msza Święta w intencji ks. kard. Józefa Glempa. Szczęście, że sytuację rozładował w dużym stopniu ksiądz Prymas, który był przeciwny tym wszystkim manipulacjom i wygłosił wspaniałe kazanie o lustracji, wzywając wszystkich sekciarzy do rozwagi i ducha chrześcijańskiego.

Jaka była główna przyczyna takiego dramatycznego odwołania ks. abp. Wielgusa? Oczywiście, nie akta bezpieki ani wypieranie się ich na początku, żeby nie spowiadać się przez TV, lecz organizowany szeroko atak różnych odłamów katolickich w celu pogrążenia hierarchii i Kościoła polskiego, co oni nazywają patologicznie "oczyszczeniem". Jeżeli chodzi o władze, to głównym powodem - jak się zdaje - była postawa ks. bp. Wielgusa jako rektora KUL i biskupa Płocka. Była to postawa antyliberaIna, przeciwna dominacji świeckich nad Kościołem, ortodoksyjna dogmatycznie, patriotyczna, w miarę krytyczna wobec UE, a wreszcie mocna osobowość, która nie da się wodzić przez różne samozwańcze siły zewnętrzne. Niektóre siły w Polsce chcą w Warszawie biskupa miękkiego, kompromisowego i "dialogującego", czyli słuchającego dyktatu świeckich i władz państwowych.

Rzecznik Stolicy Apostolskiej jezuita o. Federico Lombardi wydał zaraz dramatyczny komentarz radiowy, w którym starał się wyjaśnić zmuszenie ks. abp. Wielgusa do rezygnacji. Mówił, że w kraju doszło do "dezorientacji", że Kościół w Polsce - kiedyś sławny - dziś wymaga wsparcia ze strony Kościoła powszechnego, "by odzyskał równowagę", choć czekają go jeszcze dalsze problemy z powodu dokumentów Służby Bezpieczeństwa dawnego reżimu, jakkolwiek ich wartość trzeba umieć oceniać. W pewnym punkcie jednak o. Lombardi podkreśla znamiennie, że Kościół w Polsce przechodzi trudny czas, bo nadal podlega różnym falom ataku ze strony ówczesnych oprawców i innych przeciwników Kościoła: "Wiele lat po upadku reżimu komunistycznego, gdy zabrakło wielkiej postaci Jana Pawła II, obecna fala ataków na Kościół katolicki w Polsce bardziej niż szczerym poszukiwaniem przejrzystości i prawdy pod wieloma aspektami wydaje się być dziwnym przymierzem między ówczesnymi oprawcami i innymi przeciwnikami Kościoła, a także zemstą tych, którzy niegdyś go prześladowali, a zostali zwyciężeni wiarą i pragnieniem wolności narodu polskiego" (p. IV). Ojciec Lombardi zapowiada dalsze ataki na hierarchię i Kościół w Polsce, ale mimo to wzywa, aby Kościół polski, uznając swoje winy, "wnosił dalej swój cenny i wyjątkowy wkład wiary i misyjnego zapału do Kościoła europejskiego i powszechnego" (p. V).

 

Z politycznego pokłosia awantury warszawskiej

Kazus ks. abp. Wielgusa będzie miał niewątpliwie swoje następstwa, może dalsze niż się to teraz wydaje. Proszę zwrócić uwagę na sam fakt, że księdza arcybiskupa poparli z chrześcijańskim przebaczeniem prawie wszyscy słuchacze Radia Maryja, a z drugiej strony przeciwko wystąpili przeważnie ludzie o słabej lub rozchwianej orientacji kościelnej i polskiej. Co to znaczy? To znaczy, że znowu doszło do starcia między Polską a niby-Polską. Mocno wystąpiło zaniepokojenie co do polityki PiS i jego władz. Zresztą już od pewnego czasu pojawiają się jakieś przeczucia, że PiS jakby zmienia barwę czy kierunek albo po prostu słabnie ideowo. Niektórym się wydaje, że zbliża się coraz bardziej do liberałów, masonerii i orientacji przesadnie filosemickiej, co niejako wynurza się z faktu zbyt powolnych zmian w sztucznej świadomości państwa, czyli w TV. Być może, że PiS stosuje takie tarcze ochronne przed atakami i zarzutami Zachodu liberalnego, ale i pod tym względem skutki są raczej słabe. Przy tym w państwie rośnie chaos ideowy i prawny. Władze nie reagują na bezprawny, a zarazem otwarty i podstępny atak na Kościół, w tej chwili głównie na hierarchię. Czy nie widzą, że jest realizowany zachodni scenariusz niszczenia Kościoła, katolicyzmu i tożsamości polskiej? Trzeba tu zaingerować. Na nic się zda powiewanie chorągiewkami polskimi w czasie uroczystości. Nawet jeden z najdoskonalszych ministrów rządu Zbigniew Ziobro jakoś tonie w topieli przygotowywania ustaw bez ich realizacji. Mówi się coraz głośniej, że PiS liczy na rozpołowienie PO, na połączenie się z jedną "rozwódką" PO, a więc na możliwość odrzucenia kłopotliwej Samoobrony i LPR. Jeśli to wszystko prawda, to w najbliższych wyborach PiS nie będzie już partią zwycięską, raczej wygra SLD.

Na tle sprawy ks. abp. Wielgusa uwidoczniła się walka o Warszawę. Taka walka toczy się od dwóch czy trzech wieków. Ale tym razem chodzi o walkę partyjną. Warszawa, jak i cała Polska, zdaje się dzielić w różnych proporcjach na dwie części: na część patriotyczną, prawowierną kościelnie i antyliberalną oraz na część kosmopolityczną, religijnie nowinkarską i zadurzenie liberalną. Ksiądz Prymas Glemp po ks. kard. Wyszyńskim zdołał utrzymać jakieś dyplomatyczne porozumienie i równowagę. Ale kiedy na Warszawę został mianowany ks. abp Wielgus, człowiek o orientacji zdecydowanie patriotycznej, solidarnościowej, antyliberalnej i przeciwnej nihilizmowi ideowemu niektórych kół zachodnich, to strona liberalna ze wszystkimi rozmaitymi przybudówkami przeraziła się, że będzie powoli traciła swoje znaczenie, i do tej postawy dołączyło, jak się zdaje, PiS, obawiając się mocnego zderzenia dwu orientacji w stolicy. W poparciu jednak orientacji liberalnej nie zwróciło uwagi, że wspomniany podział idzie przez całą Polskę, która się ciągle dzieli na Polskę i nie-Polskę. I tak PiS popełniło wielki błąd, który będzie trudno naprawić: z jednej strony traci dużo poparcia ze strony ośrodków patriotycznych, a z drugiej strony biskup liberalny będzie odrzucony, jeśli nie przez samą Warszawę, to przez "połowę" Polski. I dopiero wtedy powstanie napięcie.

Mamy już pierwsze tego jaskółki. Strona liberalna, którą siłą rzeczy władze państwowe poparły, ciągnie dalej potężną awanturę i przeciwko Radiu Maryja, i przeciwko całemu Kościołowi. Oto zarzuca się niemal większości biskupów agenturalność, żeby rozbić Kościół i zohydzić go w oczach prostych wiernych, a p. Tomasz Sakiewicz, naczelny "Gazety Polskiej", jakoś związanej chyba z PiS, wygraża brutalnie o. Rydzykowi i całemu medium toruńskiemu oraz milionom słuchaczy, że wszystko szybko zniszczy. Rząd milczy? Może Polska to Dziki Zachód? A więc trzeba będzie nosić ze sobą rewolwery, by bronić się przed rewolwerowcami, bo nie ma u nas prawa. Jakże słusznie wyraża głębokie zatroskanie powstałą sytuacją ks. kard. Stanisław Nagy. Niektóre media zdają się tworzyć nie tylko "korporacje" niezależne od prawa, lecz także rodzaj bojówek medialnych i stosują "terroryzm medialny" (ks. bp Antoni P. Dydycz). W zapędach pseudolustracyjnych nie oszczędza się nawet ludzi dawno zmarłych, jak w jakiejś "Barbarii".

Oczywiście, jeszcze wiele da się naprawić. Ale PiS i rząd muszą się obudzić. Przede wszystkim muszą opanować sytuację w kraju, poskromić różne bandy i układy, dokonać wreszcie owej dekomunizacji i zadbać o ochronę ludzi, wartości i całej Polski. Przede wszystkim uchwalanie uzdrowieńczych ustaw powierzyć zdolnym prawnikom, a wziąć się za rządzenie. Trzeba nam wszakże tworzyć wielki ruch poparcia dla mądrej polityki rządu, do czego nawołuje choćby prof. Jerzy R. Nowak, a może nawet podeprzeć koalicję jakąś silną partią myśli i czynu polskiego, gdyż - powiedzmy sobie szczerze - ogół katolików jest ciągle niemrawy, w polityce zachowuje się jak dzieci.

Jeszcze raz poczynię refleksję, że szlachetni katolicy są opanowani jakąś biernością, apatią społeczno-polityczną, bezczynną łagodnością i inercyjnym czekaniem na samą Opatrzność Bożą, jakby ta Opatrzność nie dochodziła do głosu także w samym rozumie i czynie człowieka. Jest w tym jakiś błąd teologiczny. Taka bierna, łagodna i miękka postawa dawnych chrześcijan doprowadziła do zmiecenia z powierzchni ziemi całych chrześcijańskich krajów i Kościołów przez różnych najeźdźców i okrutników. Żeby nie stało się dziś tak i z katolicką Polską, którą obsiadły jakieś dziwne stwory. Żebyśmy nie stali się poczciwymi, ale głupawymi "autochtonami" na ziemiach kiedyś polskich, a potem już służących ateistycznym i zdegenerowanym moralnie panom świata. Przecież przez taką niemrawość, potulność i brak samoobrony giną na naszych oczach krajowe Kościoły katolickie Irlandii, Holandii, Belgii, Austrii, poganiejącej ostatnio Hiszpanii, a nawet lasuje się już coraz bardziej Kościół Italii. Widać, co te same siły, często posługujące się naiwnymi lub ciemnymi katolikami, chcą zrobić i z Polską, i już zresztą robią. Musimy wyjść poza samo uczucie chrześcijańskie i patriotyczne do społeczno-politycznego czynu w duchu chrześcijańskim i autentycznie polskim. Jak to sprawdza się zdanie króla pruskiego z XVIII wieku Fryderyka II, że "Polacy są w letargu, nie trzeba ich budzić", można ich więc spokojnie brać w niewolę. W ramach czynu trzeba na początek odebrać koniecznie media ludziom nam obcym i wrogim. Bez mediów nie utrzymamy naszej podmiotowości i nie przekażemy jej następnym pokoleniom. A owo "oczyszczanie" społeczeństwa i światopoglądu przez zabijanie ludzi, choćby tylko moralne i społeczne, nie może być naszą drogą, widzieliśmy jej "wartość" u naszych sąsiadów.

ks. prof. Czesław S. Bartnik

 

4

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin