Niefrasobliwe syntezy Anselma Grüna.txt

(29 KB) Pobierz
Niefrasobliwe syntezy Anselma Gr�na
Nasz Dziennik, 2007-01-28
Psychologizacja duchowo�ci czy religia gnozy? 



Kiedy zdarzy si� jaki� wielki wypadek lub tragedia w skali masowej, media natychmiast podaj�, �e na miejsce pojecha� psycholog lub nawet grupa psycholog�w. Rzadko si� s�yszy natomiast o obecno�ci ksi�dza czy osoby duchownej. Co jednak si� dzieje, gdy psychologiem jest ksi�dz, kt�ry do tego zaczyna przedefiniowywa� duchowo�� w kluczu psychologii? Jakie s� spo�eczne i kulturowe skutki takiego dzia�ania, je�li ponadto jest ono czynione w imi� gnostyckiej ideologii C.G. Junga? Mowa o znanym w Polsce autorze ciekawych i poczytnych ksi��ek, Anselmie Gr�nie OSB. 

Wierny ucze� i apologeta teozofii Junga 
Anselm Gr�n, niemiecki benedyktyn, jest autorem wielu interesuj�cych ksi��ek z pogranicza duchowo�ci i psychologii. Prezentuje w nich wiele cennych obserwacji i odkry�. Skaz� jednak jego tw�rczo�ci (dostrze�on� ju� przez wielu) jest dosy� bezkrytyczny stosunek do tw�rczo�ci Junga, na kt�rym w znacznym stopniu opiera swoje analizy. Jung jest dla niego niekwestionowanym autorytetem, cho� wobec szwajcarskiego psychologa wysuni�to ju� niesko�czenie wiele zastrze�e� z pozycji chrze�cija�skich, tak�e na gruncie oficjalnych wypowiedzi Ko�cio�a (dokument watyka�ski o New Age z 2003 r.). Te zastrze�enia nie s� jednak znane szerszemu gronu ludzi. Znane s� natomiast ksi��ki Gr�na. 
Tymczasem b��d metodologiczny, polegaj�cy na tym, �e Jung wyra�nie miesza poziom duchowy z psychologicznym, spotykamy tak�e u Gr�na. Cho�, jak s�ysza�em, niemiecki autor ubolewa, �e kojarzy si� go jednoznacznie z Jungiem (bardziej w Niemczech ni� w Polsce, co wynika u nas z nieznajomo�ci rzeczy, czemu chce zaradzi� ten tekst), to jednak sam - dosy� jednoznacznie - daje ku temu pow�d. Korzysta on bowiem z tw�rczo�ci Junga w spos�b zupe�nie bezkrytyczny, nie wysuwaj�c wcale �adnych obiekcji. 
Idea Junga, �e B�g jest "ca�kowito�ci�", eliminuje zasadniczy fakt, �e jest czystym czy absolutnym Dobrem. "Ca�kowito��" tworzy dopiero Dobro i Z�o razem. Chrystus musi by� uzupe�niony przez Szatana[1]. W systemie Junga nie chodzi wi�c o "�wi�to��", ale tylko i wy��cznie o "ca�o�ciowo��". B�g dla Junga nie oznacza wi�c Dobra, kt�re jest tu "po�owiczne", niepe�ne i niedoskona�e. Dlatego wed�ug Junga, w jego fa�szywej i subiektywistycznej teologii (a w�a�ciwie teozofii) B�g "traktuje Szatana ze zdumiewaj�c� cierpliwo�ci� i szacunkiem", a nawet pozostaje z nim w zmowie i ulega jego wp�ywowi (!). W fa�szywej teozofii Junga, reaktywuj�cej tezy antycznej, antychrze�cija�skiej gnozy, Lucyfer nie jest jednym z upad�ych anio��w, ale ukochanym synem Boskim, dla kt�rego stosunk�w z Jezusem archetypem jest opozycja "Kain - Abel". Co wi�cej: uk�ady diab�a w niebie by�y tak dobre, �e nawet Chrystus nie m�g� by� pewny, po czyjej stronie stanie B�g Ojciec[2]. 
Takie widzenie Boga w swoistym teozoficznym uj�ciu musi mie� konsekwencje dla wizji cz�owieka. Niemiecki benedyktyn nie�wiadomie propaguje teozofi� Junga i wynikaj�c� z niej gnostyck� antropologi�. "Brak ca�o�ciowo�ci tworzy Cie�" - powtarza bezmy�lnie Gr�n za Jungiem, nie widz�c niebezpiecznych konsekwencji dla chrze�cija�stwa wynikaj�cych z takiego my�lenia[3]. Najwa�niejsz� spraw� jest wi�c dla cz�owieka "integracja Cienia", czyli praca z nie�wiadomo�ci�. Wa�niejsz� ni� wszystko inne. Tym bardziej �e to inne - grzech czy szatan - oznacza te� dla Junga wy��cznie obszar nie�wiadomo�ci i - w nast�pstwie - wy��cznie terapii. Wbrew jednak deklaracjom nie pozostajemy wy��cznie w obszarze psychologii. 

Leczcie si� raczej, ni� nawracajcie 
C.G. Jung w li�cie do Ericha Newmana pisa�, �e B�g jest "dolegliwo�ci�, z kt�rej trzeba si� uleczy�"[4]. Wygl�da wi�c na to, �e Jung jako "terapeuta", wychodzi� z pozycji zakamuflowanego ateizmu, tj. sprowadzenia Boga do subiektywnego do�wiadczenia psychicznego, a nawet funkcji nie�wiadomo�ci (pisa�a te� o tym s. prof. Z. Zdybicka z KUL)[5]. W "Symbole der Libido" pisze, i� z psychologicznego punktu widzenia B�g to okre�lenie kompleksu wyobra�e�, kt�re zgrupowa�y si� wok� jakiego� uczucia. Mamy wi�c tutaj do czynienia z pomyleniem obrazu z rzeczywisto�ci�, fenomenologii z ontologi�, empiryzmu z religi�, co s�usznie wy�apa� w swoich analizach filozof M. Buber[6]. 
Na podobnej zasadzie Jung przedefiniowuje posta� szatana czy te� demonologi�, na czym z kolei wspiera si� Gr�n w swoich duszpastersko-terapeutycznych radach. Nie chodzi wi�c tu jednak o czysty ateizm, ale raczej o "religi� gnozy" (H. Jonas)[7]. Ideologia Junga ma bowiem wyra�nie gnostycki charakter (ks. prof. W. Myszor)[8]. Podobnie jak inni ezoterycy czy gnostycy przed nim: Levy, B�awatska, Steiner, Roerich, chcia� Jung zast�pi� "jezuick�" (tak dos�ownie pisze w swoich "Wspomnieniach") demonologi� swoist� gnostyck� demonozofi� (podobnie zreszt� jak R. Steiner), kt�ra polega�aby na wewn�trznym do�wiadczeniu Z�ego (czyli "wej�ciu w kontakt z nie�wiadomo�ci�" wed�ug nazewnictwa Junga)[9]. 
W nast�pstwie chodzi�oby o poddanie si� Z�emu czy swoiste pos�usze�stwo jemu ("pakt z diab�em" przedefiniowany ju� przez Freuda jako "eliminacja st�umienia wypartych pop�d�w" czy te� "integracja cienia", m�wi�c j�zykiem Junga). Neognostyk R. Steiner m�wi� bez ogr�dek o pos�usze�stwie Lucyferowi, st�d nic dziwnego, i� czo�owy prorok gnozy w Polsce, Jerzy Prokopiuk (jungista i steinerysta jednocze�nie), namawia nas do zbli�enia si� do szatana czy Lucyfera, a nawet do na�ladownictwa[10]. 
Jung traktuje swoje pseudoteologiczne (czy mo�e nawet - w �wietle powy�szego - satanistyczne) or�dzie powa�nie, za� Gr�n naiwnie my�li, �e chodzi tu tylko o psychologi�. Nie�wiadomie te� propaguje or�dzie Junga. Czy rzeczywi�cie chodzi tu o alternatyw� leczenie-nawr�cenie? Nieprawda. Propagowanie leczenia przez psychologi� ��czy si� z nawracaniem na religi� gnozy. Chodzi tu w istocie o dwa problemy, powi�zane (a w�a�ciwie popl�tane) ze sob�. Gnostyckie or�dzie teozofii i demonozofii ��czy si� �ci�le i nierozerwalnie z tendencj� psychologizacji duchowo�ci i zast�powania religii "terapi�", kt�ra jednak w tym przypadku nie pozostaje neutralna i sama w sobie mo�e oznacza� rodzaj "inicjacji". 
Jest przedziwne, �e wcale nie przera�a Gr�na jako kap�ana i duszpasterza cho�by fakt, �e obrazy mitologiczne i poj�cia religijne dla Junga to jedynie "instrumentalne symbole, dzi�ki kt�rym tre�ci nie�wiadome mog� przedosta� si� do �wiadomo�ci i zosta� tam rozpoznane i zintegrowane. Je�li bowiem nie dojdzie do tego procesu, w�wczas, cz�sto znaczna, energia nie�wiadomo�ci wp�ynie na zazwyczaj ma�o istotne tre�ci �wiadomo�ci i podniesie ich intensywno�� do stopnia patologii"[11]. 
Jest to zasadnicza tre�� szanta�u Junga - Gr�na: "musicie si� leczy� za wszelk� cen�, to, co nazywacie z�em, jest w istocie chorob�". Tym bardziej �e z�o jest rzekomo cz�ci� Boga. Nie istnieje wi�c powaga z�a, lecz jedynie brak sprytnej techniki terapeutycznej. Cho� m�wi on, i� praca z Cieniem ma charakter moralny, w istocie chodzi tu o eliminacj� etyki i moralno�ci. Zamazanie dobra i z�a, eliminacja sumienia na rzecz ja�ni (M. Buber) jest nie tylko niemoralna, ale i grzeszna. Cz�owiek, kt�ry wyeliminowa� dualizm warto�ci, b�dzie w pewnym sensie bardziej �agodny czy tolerancyjny, ale w�a�nie dlatego �e b�dzie moralnie oboj�tny lub religijnie letni. Ju� samo to jest grzechem i rodzajem decyzji na stron� z�a (Ap 13). 
Grzech (z�o) nie jest tylko chorob�. Nie jest te� prost� antywarto�ci�, ale nale�y do obszaru tajemnicy z�a (mysterium iniquitatis), gdy� religia chrze�cija�ska nie da si� sprowadzi� do etyki, a tym bardziej do estetyki, tolerancji czy �agodno�ci. Tak�e op�tanie nie jest chorob�, a egzorcyzm nie powinien by� zast�powany terapi�, jak wynika to z dogmatyki Junga i powtarzaj�cego �lepo jego tezy Gr�na[12]. 

B��dy metodologiczne Gr�na 
Przys�uchuj�c si� przypadkowo w tramwaju rozmowie dw�ch pa� w �rednim wieku, wygl�daj�cych na gospodynie domowe, us�ysza�em nagle ze zdziwieniem i przera�eniem: "...ale przecie� Anselm Gr�n udowodni�, �e diabe� nie istnieje". Pomy�la�em wtedy, jak bardzo ta ideologia si� rozchodzi, mimo i� Gr�n nie zawsze pisze prostym j�zykiem. Sk�d pochodzi to powszechne prze�wiadczenie, jakie jest �r�d�o tego b��du? 
Ksi��ki Anselma Gr�na wydawane s� w licznych katolickich wydawnictwach i maj� imprimatur, co dodatkowo daje do my�lenia. Gdy chodzi o demonologi�, nauka Ko�cio�a pozostaje przecie� jasna w nauczaniu o osobowym i realnym istnieniu szatana[13]. U Gr�na jest to istnienie osobowe wyra�nie wzi�te w nawias, je�li nawet nie przedefiniowane, tj. faktycznie zanegowane, co jest wynikiem bezkrytycznego przyj�cia koncepcji jungowskich. U Junga atak na realne i osobowe istnienie szatana idzie dwoma torami. Opr�cz wspomnianego przedefiniowania teologii i demonologii jest to podwa�enie realnego istnienia duch�w, kt�re Jung uto�samia z "kompleksami zbiorowej nie�wiadomo�ci"[14]. Pisze zreszt� o tym Gr�n obficie, cytuj�c w tej materii Junga. "Kompleks-duch", cho� cechuje si� "do�� znacznym stopniem autonomii" (C.G. Jung), pozostaje cz�ci� psychiki, cho� oderwan�[15]. R�wnie� op�tanie traktowane jest jako identyfikacja z kompleksem. Nie jest wi�c potrzebny egzorcyzm (ruch na zewn�trz), ale tylko i wy��cznie terapia (ruch do wewn�trz). 
Jest to co� wi�cej ni� fenomenologia opisu czy przekonywuj�cy dow�d, kt�ry by co� istotnego rozja�nia�. Jest to nie tyle fenomenologia, co ontologia, a w�a�ciwie swoista nieweryfikowalna dogmatyka, za� stosowany tu j�zyk jungowski zwyczajnie podmienia j�zyk biblijny czy patrystyczny, przedefiniowuj�c istotnie r�wnie� do�wiadczenie mistyczne Ewangelist�w i Ojc�w Ko�cio�a. Owa tzw. interpretacja "z punktu widzenia psychologii g��bi" jest niczym innym, jak reinterpretacj� mistycznego do�wiadczenia chrze�cija�skiego (ewangelicznego i patrystycznego) z punktu widzenia gnozy reaktywowanej w interpretacji Junga. Jest ona wyra�ona w j�zyku tzw. psychologii, kt�ry jest prywatnym j�zykiem C.G. Junga, pos�uguj�cego si...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin