n.doc

(13 KB) Pobierz

Jacek, Bartek i Hela pojechali z rodzicami pod namiot.

– Idziemy do lasu! – zarządził Jacek pierwszego dnia.

– Tylko nie oddalajcie się za bardzo – uśmiechnął się tata. – Pamiętacie, co stało się z Czerwonym Kapturkiem, prawda?  

– Oj, mamo – pokręcił głową Jacek. – Przecież to tylko bajka!

Urządzili podchody. Jacek szedł pierwszy i układał strzałki z patyków, a Bartek i Hela za nim. Ścieżka wiła się między pniami sosen i krzaczkami jagód. W pewnym momencie wyprowadziła ich na polankę, na środku której leżał ogromny, porośnięty mchem głaz.

– Spójrzcie na ten niedostępny szczyt! – zawołał Jacek. – Musimy go zdobyć.  

Wspinali się na kamień i schodzili z niego wiele razy. Nie zauważyli, że słońce schowało się za chmury i przyjazny dotąd las zaczął się zmieniać. W pewnej chwili poczuli jednak, że zrobiło się chłodno. Rozejrzeli się. Jasna przedtem polanka wygląda teraz tajemniczo i groźnie.

– Wracamy – zadecydował Jacek.

No tak, tylko którędy? Czy powinni pójść ścieżką, która biegnie po prawej stronie kamienia, czy po lewej? Jacek obejrzał głaz ze wszystkich stron. Wydawało mu się, że kiedy pierwszy raz go zobaczył, dostrzegł rosnący z jednej strony mech. Poprowadził rodzeństwo do lewej ścieżki. 

– Na szczęście zaraz znajdziemy strzałki i po nich trafimy do namiotu - powiedział.

– Przecież myśmy je z Helą zebrali – szepnął Bartek. 

Jacek zamarł. I jak teraz odnajdą drogę?  Nie było wyjścia, musieli po prostu iść naprzód. Szli więc i szli, szukali własnych śladów i nawoływali rodziców. Robiło się coraz ciemniej, zerwał się wiatr, a w krzakach coś dziwnie trzeszczało. Hela zaczęła płakać. I kiedy już tracili nadzieję, usłyszeli kroki. Po chwili zza zakrętu wyszedł tata. Rzucili mu się na szyję.

– Bardzo się o was bałem – powiedział – moje Czerwone Kapturki.

A Jacek pomyślał: Co za szczęście, że nie spotkaliśmy po drodze wilka! 

 

Z. Stanecka

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin