Desmond Morris - Ludzkie ZOO.pdf

(1220 KB) Pobierz
36884369 UNPDF
MORRIS DESMOND
L UDZKIE ZOO
( P RZEŁOŻYŁ T OMASZ K RZESZOWSKI )
SCAN- DAL
1
WSTĘP
Udręczony mieszkaniec wielkiego miasta -gdy presje współczesnego życia zbytnio
dają mu się we znaki -określa często swoje przeludnione środowisko mianem betonowej
dżungli. To barwne określenie bardzo nieprecyzyjnie opisuje model życia w gęstym skupisku
miejskim, co może potwierdzić każdy, kto zna prawdziwą dżunglę.
Żyjące w środowisku naturalnym dzikie zwierzęta zazwyczaj nie okaleczają się
nawzajem, nie onanizują się, nie atakują swojego potomstwa, nie cierpią na wrzody żołądka
ani na otyłość, nie praktykują fetyszyzmu, nie żyją w związkach homoseksualnych i nie
popełniają morderstw. Natomiast u ludzi mieszkających w miastach wszystkie te zjawiska
mają oczywiście miejsce. Czy więc w ten sposób ujawnia się podstawowa różnica między
rodzajem ludzkim a innymi zwierzętami? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tak. Jest to
jednak jedynie pozór. W pewnych okolicznościach, a mianowicie w nienaturalnych
warunkach niewoli, inne zwierzęta także zachowują się w ten sposób. Zwierzę przebywające
w klatce ogrodu zoologicznego demonstruje te same anomalie, jakie znamy doskonale z
zachowań naszych ludzkich pobratymców. Tak więc najwyraźniej miasto nie jest betonową
dżunglą, lecz raczej ludzkim zoo.
Mieszkańca miasta nie należy porównywać z dzikim zwierzęciem żyjącym na
wolności, lecz ze zwierzęciem w niewoli. Współczesne zwierzę ludzkie nie żyje już
warunkach naturalnych dla swojego rodzaju. Człowiek, schwytany w pułapkę nie przez łowcę
z ogrodu zoologicznego, lecz przez świetność własnego umysłu, umieścił sam siebie w
ogromnej niespokojnej menażerii, gdzie nieustannie grozi mu załamanie się pod wpływem
zbyt wielkich napięć.
Obok tych presji istnieją też jednak rozliczne korzyści. Świat zoo, niczym potężny
rodzic, roztacza opiekę nad swoimi wychowankami, zapewniając jedzenie, picie, schronienie,
higienę i opiekę medyczną. Podstawowe problemy związane z przeżyciem są ograniczone do
minimum. Pozostaje jeszcze sporo czasu wolnego. Zwierzęta w ogrodach zoologicznych
wykorzystują ten czas w rozmaity sposób, właściwy różnym gatunkom. Jedne odpoczywają
spokojnie, wylegując się w słońcu, podczas gdy inne nie potrafią wytrzymać przedłużającej
się bezczynności. Mieszkańcy ludzkiego zoo niewątpliwie należą do tej drugiej kategorii.
Ludzki mózg, z istoty swej poszukujący i wynalazczy, nie znosi długich okresów
bezczynności. Dlatego człowiek odczuwa nieustanną konieczność podejmowania coraz
bardziej skomplikowanych zadań. Bada, organizuje i tworzy, coraz głębiej pogrążając się w
2
coraz bardziej zniewalające zoo, jakim jest świat. Każda nowa komplikacja o kolejny krok
oddala go od naturalnego stanu plemiennego, w jakim jego przodkowie bytowali milion lat.
Historia współczesnego człowieka to dzieje zmagań ze skutkami tego trudnego
marszu do przodu. Obraz ten jest zagmatwany i trudno się w nim rozeznać, po części dlatego,
że odgrywamy tu podwójną rolę -zarazem widzów i uczestników. Może stanie się on
wyraźniejszy, gdy przyjrzymy mu się okiem zoologa, i to właśnie chcę uczynić na kartach tej
książki. Celowo wybrałem większość przykładów bliskich czytelnikom wychowanym w
kulturze Zachodu. Nie znaczy to wcale, że zamierzam odnosić swoje wnioski jedynie do
kultur zachodnich. Wprost przeciwnie -wszystko wskazuje na to, że podstawowe zasady są
wspólne dla wszystkich mieszkańców miast na całym świecie.
Każdego, komu wyda się, że sens tego, co powiem, zawiera się w słowach:
"Zawracajcie, bo zmierzacie do zguby", zapewniam, że nie taka była moja intencja. W tym
nieustępliwym dążeniu do postępu społecznego chwalebnie ujawniamy nasze potężne popędy
twórcze i badawcze. Są one najwartościowszą częścią naszego dziedzictwa biologicznego.
Nie ma w nich nic sztucznego ani nienaturalnego. Stanowią zarówno źródło naszej wielkiej
siły, jak i naszych wielkich słabości. Pragnę wszakże wykazać, że za uleganie im musimy
płacić coraz wyższą cenę, a także ukazać wyszukane sposoby, do jakich się uciekamy, aby
sprostać tym wciąż rosnącym kosztom. Stawki idą w górę, gra staje się coraz bardziej
ryzykowna, pochłania coraz większą liczbę ofiar i nabiera coraz bardziej obłędnego tempa.
Jednakże mimo niebezpieczeństw, które ze sobą niesie, jest to najbardziej emocjonująca gra,
jaką zna świat. Głupotą byłoby sądzić, że ktoś powinien odgwizdać jej koniec. Można jednak
w nią grać na wiele różnych sposobów; lepsze poznanie prawdziwej natury graczy powinno
pomnożyć pożytki płynące z gry, nie zwiększając jej ryzyka i nie narażając całego gatunku na
zgubę.
3
1. PLEMIĘ I SUPERPLEMIĘ
Wyobraźmy sobie obszar lądowy o wymiarach 35 kilometrów szerokości i 35
kilometrów długości. Powiedzmy, że jest to kraina dzika, zamieszkana przez różne mniejsze i
większe zwierzęta. Później wyobraźmy sobie zwartą sześćdziesięcioosobową grupę ludzi
obozujących w środku tego terytorium. Siedzisz tam, czytelniku, jako członek tego
malutkiego plemienia, wśród znajomego ci krajobrazu, który rozciąga się wokół, poza zasięg
twego wzroku. Nikt prócz twoich współplemieńców nie korzysta z tego ogromnego obszaru.
Jest to wyłącznie wasze miejsce zamieszkania i wasz teren łowiecki. Mężczyźni należący do
waszej grupy nader często wyprawiają się na poszukiwanie zdobyczy. Kobiety zbierają
owoce i jagody. Dzieci spędzają czas na hałaśliwych zabawach w pobliżu obozowiska,
naśladując techniki łowieckie ojców. Jeżeli plemię ma się dobrze i powiększa się, od czasu do
czasu jakaś grupa odłącza się, by skolonizować nowe tereny. I tak, z czasem, rozprzestrzenia
się cały gatunek.
Wyobraźmy sobie teraz obszar lądowy o wymiarach 35 kilometrów szerokości i 35
kilometrów długości. Powiedzmy, że jest to kraina ucywilizowana, zapełniona budynkami i
maszynami. Potem wyobraźmy sobie zwartą sześciomilionową grupę ludzi obozujących w
środku tego terytorium. Siedzisz tam, czytelniku, wewnątrz olbrzymiego kompleksu
miejskiego, który rozciąga się wokół, poza zasięg twego wzroku.
Porównajmy te dwa obrazy. Na każdą osobę z pierwszego przypadają setki tysięcy
osób z drugiego. Obszar jest ten sam. W skali czasu ewolucji ta radykalna zmiana dokonała
się niemal w jednej chwili. Wystarczyło zaledwie kilka tysięcy lat, aby obraz pierwszy ustąpił
miejsca drugiemu. Wydaje się, iż ludzkie zwierzę znakomicie przystosowało się do swojego
niezwykłego, nowego stanu, nie miało jednak dość czasu, by zmienić swój kształt
biologiczny, by w drodze ewolucji przekształcić się w nowy gatunek, ucywilizowany również
pod względem genetycznym. Proces cywilizacyjny dokonywał się wyłącznie w trybie uczenia
się i przystosowywania. Biologicznie człowiek pozostaje wciąż prostym stadno-plemiennym
zwierzęciem przedstawionym w obrazie pierwszym. W tej postaci żył on nie kilkaset lat, lecz
cały milion lat trudnego bytowania. W tym okresie podlegał też oczywiście zmianom
biologicznym. Ewoluował w sposób nie budzący wątpliwości. Presje związane z przeżyciem
były ogromne i one właśnie go kształtowały.
W ciągu minionych kilku tysięcy lat urbanizacji i bogatych w wydarzenia lat
człowieka cywilizowanego dokonało się tak wiele, że z trudem uświadamiamy sobie, iż jest to
4
jedynie malutki fragment historii gatunku ludzkiego. Jest on nam tak dobrze znany, że w jakiś
nie sprecyzowany bliżej sposób wyobrażamy sobie, iż wrastając w rzeczywistość stopniowo,
pod względem biologicznym jesteśmy w pełni przygotowani do radzenia sobie ze wszystkimi
nowymi zagrożeniami społecznymi. Tymczasem spojrzawszy chłodnym okiem, będziemy
zmuszeni przyznać, że wcale tak nie jest. To jedynie nasza zdumiewająca elastyczność, nasza
niesłychana zdolność przystosowania się sprawia, że tak myślimy. Prosty myśliwy plemienny
ze wszystkich sił stara się swobodnie i z dumą nosić swój nowy strój. Ale jest to ubiór
skomplikowany i nieporęczny, w którym co chwila się potyka. Jednakże, nim dokładniej
zbadamy, jak dochodzi do tych potknięć i utraty równowagi przez współczesnego myśliwego,
musimy się przyjrzeć, w jaki sposób udało mu się zszyć w jedną całość tę wspaniałą szatę
cywilizacji.
Wypada zacząć od powrotu w uściski epoki lodowej, a więc od obniżenia temperatury
jakieś dwadzieścia tysięcy lat temu. Naszym wczesnym przodkom jako myśliwym udało się
już rozprzestrzenić po większej części obszarów Starego Świata i byli oni właśnie w
przededniu wędrówek przez kontynent Azji aż do Nowego Świata. Ta imponująca ekspansja
musiała oznaczać, że nawet ich niewyszukany myśliwski styl życia przewyższał łowieckie
możliwości ich mięsożernych rywali. Nie ma w tym nic dziwnego, jeśli zważyć, że mózgi
naszych przodków z epoki lodowej były już równe naszym, tak pod względem rozmiaru, jak i
stopnia rozwoju. Ich szkielety także niewiele różniły się od naszych. Biorąc pod uwagę
rozwój fizyczny, można powiedzieć, że na scenę już wówczas wkroczył człowiek
współczesny. W istocie, gdyby można było, używając wehikułu czasu, przenieść jakiegoś
noworodka z epoki lodowej do czasów nam współczesnych i wychować go tak jak nasze
dziecko, prawdopodobnie nikt nie domyśliłby się oszustwa.
W Europie klimat nie był przyjazny, ale nasi przodkowie świetnie sobie z nim radzili.
Z pomocą najprostszych środków technicznych potrafili zabijać potężne zwierzęta łowne. Na
szczęście pozostawili nam świadectwo swych umiejętności myśliwskich nie tylko w postaci
przypadkowych resztek wykopywanych z osadów jaskiniowych, lecz także w postaci
zdumiewających malowideł pokrywających ściany jaskiń. Wyobrażone tam kudłate mamuty,
włochate nosorożce, bizony i renifery nie pozostawiają wątpliwości co do ówczesnego
klimatu. Gdy obecnie opuszcza się te ciemne jaskinie, wchodząc w spalony słońcem
krajobraz, trudno sobie wyobrazić, że kiedyś żyły tu zwierzęta pokryte grubym futrem.
Wówczas wyraźnie widać różnicę między temperaturą, jaka panowała wtedy, a temperaturą w
naszych czasach.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin