Keri Arthur - Krąg Ognia przeczyt.doc

(1360 KB) Pobierz

Keri Arthur

 

Krąg  Ognia

 

 



 

ROZDZIAŁ I

 

Madeline Smith nie wierzyła w duchy. Nie przed nocą, w której Jon

Barnett wkroczył w jej życie, w każdym bądź razie. Maddie podciągnęła swoje nogi do piersi i objęła je. Może 'chodzić' to złe słowo – jego metoda ruchu była niezwykle płynna.

                            Na zewnątrz jej sypialni gałęzie starego wiązu drapały w tę i z powrotem po pokryciu cynowego dachu. Wiatr zawył w nocy; upiorny krzyk, który pasował do jej nastroju oczekiwania i strachu. Śnieg padał za oknami, srebrne krople błysnęły krótko w świetle.

                            To właśnie poczuła, opadając na łóżko i czekając na przybycie ducha w chwili, gdy wczesna, zimowa burza szalała na zewnątrz.

                            Tyle, że on upierał się, że duchem nie jest.

                            Szczelniej okryła nogi, zastanawiając się, czy nie powinna palić w piecu trochę większą ilością drewna. Może gorąco trzymało go z dala. Albo był zmęczony swoją grą i zapomniał o niej. Desperacja w jego oczach wyglądała na prawdziwą, ale jego prawdziwości nie była pewna. Może był wytworem jej wyobraźni - ostatnią, rozpaczliwą ucieczką od samotności jej życia.

                            Zegar zaczął cicho wybijać godzinę. Odwróciła się, by na niego spojrzeć. Pierwsza trzydzieści. Może zapomniał o niej...

                    Madeline.

                            Zamknęła oczy, niepewna czy to strach, czy niespodziewana przyjemność słyszenia niskiego, aksamitnego głosu spowodowała nagłe przyśpieszenie jej serca.

                                Madeline – powtórzył. Tym razem w jego ciepłym glosie pojawiła się nutka ponaglenia.

                            Pozostawał w cieniu, z lewej strony od okna. Pomimo burzy, która szalała na zewnątrz, nosił tylko czarną koszulkę z krótkimi rękawami i ciemne dżinsy - takie samo ubranie nosił, gdy pojawił się po raz pierwszy - wczoraj wieczorem.

Chociaż dzisiaj było w nim coś innego.

Dziś wyglądał na wystraszonego.

Ale on, do cholery, nie był prawdziwy! Jak duch mógłby czuć strach?

                                Madeline, musisz mi pomóc.

                            Zamknęła swoje serce przed rozpaczliwym apelem w jego głosie. To, o co ją prosił, było niemożliwe.

                                Nie mogę. – Unikała jego wzroku, strzępiąc krawędź koca. - Nie znam cię,

nie wierzę w twoją egzystencję. Jak możesz oczekiwać, że zostawię wszystko, co mam, na kaprys ducha?

                                Musisz! - Nagła ostrość jego głosu sprawiła, że popatrzyła w górę. 

Wszystko, o co cię proszę to podróżowanie przez stany, nie przez inny kraj!

Dlaczego tak się obawiasz wycofania się ze swojego azylu? 

                            Maddie spojrzała na niego. Wyglądał jakby wydedukował z niej o wiele za dużo. Jeszcze nikt nie zobaczył jej strachu - nawet jej siostra, która była tak blisko niej, jak tylko Maddie pozwalała komukolwiek w te dni.

                                Nie ma nic złego w byciu ostrożnym - powiedziała po chwili.

              Studiował ją, a rozbawienie pojawiło się  na chwilkę w diamentowo - jaskrawej głębokości jego niebieskich oczu.

                                Nigdy nie powiedziałem, że jest. Ale życie jest po to, by z niego korzystać.

Nie możesz się wiecznie ukrywać.  

                            Zignorowała niepokój w sercu, zignorowała szepty nawołujące do spytania go o to, skąd tyle o niej wie; uniosła brew.

                                A skąd niby duch wie o takich rzeczach?

                            Westchnął, po czym przeczesał ręką zdecydowanie za długie włosy. W świetle ognia, drobinki złota zdawały się przepływać przez jego palce.

                                Nie jestem duchem, Madeline. Ale będę, jeżeli mi niedługo nie pomożesz.

Trwoga tańczyła w jej sercu.

                                Co masz na myśli?

                            Podszedł do ognia i wyciągnął ręce tak, jakby chciał go pochwycić. Złote kosmyki, odbijające blask ognia, muskały jego ramiona. Jego palce były długie, gładkie i opalone. Pan wyglądał jak prawdziwy – jednak gdyby się przyjrzała, dostrzegłaby blask ognia przez jego ciało.

                                Mam na myśli, że utknąłem w dole tej cholernej studni i nie mogę wyjść.

Umrę, Madeline, o ile mi nie pomożesz.

              Maddie zamknęła oczy, próbując zdławić wzrastającą spiralę strachu. Nie dla jej bezpieczeństwa, ponieważ wyczuła, że ten jeden duch nie zrobi jej krzywdy. To był tylko strach.... przed czym? Nie wiedziała, co, ale tam było coś, co czyniło ją ostrożną przy tym widmie.

              Może powinna pójść mu na rękę. W końcu znudziła by mu się ta gra i zostawiłby ją w spokoju.

              Albo wariowała - większość jej tzw. przyjaciół to przewidywało. Jednakże ci sami przyjaciele nie rozumieli, czym była, lub, do czego była zdolna. Nie próbowali też jej pomóc.

                                Dlaczego nikt inny nie może cię ocalić? Musisz mieć  przyjaciół -  dlaczego

ich nie zadręczasz?

                                Uwierz mi, zrobiłbym to, gdybym mógł.

                            Jego ton był oschły i bez wątpienia byłby teraz gdziekolwiek indziej, niż z nią. Złe wieści, gdy nawet pieprzony duch nie chce z tobą przebywać.

                                Więc czemu nie?

                            Zmarszczył brwi.

                                Nie wiem. Jakaś siła ciągnie mnie do ciebie. Nie mam wyboru w tej sprawie,

Madeline. Jesteś wszystkim, co mam.

                            I odmawiasz mi pomocy. Gdy rzuciła na niego okiem, zobaczyła milczącą naganę. Maddie przygryzła swoją wargę i odwróciła wzrok, przyglądając się, jak śnieg kontynuował swój taniec za oknem. Może jednak traciła zmysły? Zaczynała współczuć duchowi.

                                Dlaczego miałbyś być zdolny sięgnąć całkowicie obcego ci człowieka i to

kogoś, kto jest dla ciebie całkowicie bezużyteczny?

                                Nie wiem.

                            Ale spojrzenie, które jej posłał było ostre, tak, jakby wiedział, ale nie sądził, by ona to zrozumiała.

                                Jeżeli chcesz mojej pomocy, jesteś winny mi bycie uczciwym. 

Wystarczająco uczciwym. - Stanął tyłem do ognia, ale ręce trzymał za

plecami jakby wciąż próbował je ogrzać. - Czymkolwiek jest ta siła, przynosi ze sobą poczucie niebezpieczeństwa. I łączy się jakoś z tobą.

                    Wyglądało, jakby powiedział bardzo dużo, ale Maddie zauważyła, że nie

powiedział właściwie nic.  Może jej duch w poprzednim życiu był politykiem.

                                To wiele wyjaśniło - powiedziała sucho.

Posłał jej spojrzenie na wpół rozbawione, na wpół sfrustrowane.

                                Ktoś tobie bliski jest w niebezpieczeństwie i w jakiś sposób oni przyciągają

mnie do ciebie.

                            Poza jej siostrą, jedyną osobą, która była jej bliska był syn Jayne, Evan. Ale żadne z nich nie ma rodzaju mocy, o jakiej Jon mówił. Nie, pomyślała ponuro, był tylko jeden odmieniec zostawiony w ich małej jednostce rodzinnej.

                                             Jak to się stało, że skończyłeś w studni?

Ktoś postrzelił mnie gdy zwiedzałem - wzruszył ramionami. - Wtedy

musiałem w nią wpaść. 

                            Maddie uniosła brew. Z tego, co mogła z niego zobaczyć, miał niezwykle małe dowody ran od kul.

                                             Wtedy umarłeś.

              Westchnął i zamknął oczy.

                                             To był strzał w ramię. Upadek mógł mnie zabić, ale byłem... szczęściarzem.

                            Ramię najbliżej niej było opalone na brązowo, dobrze umięśnione i niezwykle wolne od ran. Jego dłonie wciąż były stanowczo ściśnięte razem, co byłoby nie możliwe, gdyby w ramieniu była dziura. Może to duch był szalony, nie ona.  

                                             Dlaczego nie krzyczysz o pomoc?

Ponieważ, jak wyjaśniałem wcześniej, nie mogę ryzykować. Ktoś chce mnie

koniecznie mieć. Jeżeli dowiedzą się, że żyję, znajdą mnie i dokończą pracę.

                            Owiał ją chłód.

                                             To nie mógł być wypadek.

Nie.

              Zamknęła oczy na łagodną pewność w jego głosie.

                                                         Jeżeli ci pomogę, moje życie może być w niebezpieczeństwie.

Skąd by wiedzieli, że mi pomagasz? Byłabyś kolejnym przechodzącym

turystą.

              Nagłe znużenie w jego głosie sprawiło, że spojrzała na niego. Jego postać wyblakła nieco, zlewając się z nocą. Coś było nie tak, coś więcej niż fakt, że został postrzelony. A ona wyczuwała, że on jej nie powie, co.

                                                         Kogo masz na myśli, mówiąc oni?

Nie jestem do końca pewny. Ale ktoś w tym mieście wiedział, dlaczego tu

byłem, i całkiem szybko zabrali się do pozbycia się mnie.

                                                         Wiec powiedz mi, w jakim mieście jest twoje ciało i dlaczego tam jesteś. –

Gdyby zamierzał dalej ją prześladować, powinna przynajmniej starać się zrozumieć go, choć trochę.

                            Popatrzył na nią, a potem potrząsnął głową.

                                                         Ile razy mam powtarzać, zanim we mnie uwierzysz?

                            Był na skraju rozpaczy, jego głos spowodował, że drgnęła. Mimo to wczoraj wieczorem była zbyt zajęta próbowaniem przekonania siebie, że był to tylko sen na jawie, by naprawdę słuchać, co mówił.

                                                         Wspomniałeś jakieś miasto – Sherbrook, prawda?

                            Zamknął swoje oczy na moment, jakby robiąc wszystko by zachować spokój.

                                                                     Sherbrook to nazwa gospody. Miasto to Taurin Bay.

                            Miała złe przeczucia. Evan był na obozie szkolnym w Taurin Bay nie tak dawno temu. Jayne była tam jako kucharz i szef pomywaczy.

                                                                                  Te siły, które cię do mnie przyciągnęły – były męskie czy żeńskie?

Męskie – przerwał i zwężał oczy – Czemu pytasz?

                            Evan – Coś jej mówiło, że to był Evan. Maddie oblizała usta i zastanawiała się, czy powinna zadzwonić do siostry – albo ona właśnie martwiła się o nic?

                                                                                  Maddie, co jest?

                            Patrzyła przez chwilę w niego pusto.

                                                                                  Moja siostra ma trzynastoletniego syna, Evana. Oboje byli w Taurin Bay w

zeszłym miesiącu.

                                                                                  Cholera! - Jon przejechał dłonią po włosach, i nagle ruszył do przodu

zatrzymując się dopiero, gdy jego kolana dotknęły boku jej łóżka.

                            Był blisko, tak blisko. Widziała ruch jego klatki piersiowej, czuła jak jego oddech pieści jej skórę. Mogła poczuć jego zapach, słaby zapach wody kolońskiej połączonej z odrobiną ziemi i potu. Ale on nie był prawdziwy, do cholery!

                                                                                  W ciągu ostatnich ośmiu miesięcy, szesnastu nastolatków zostało porwanych

z ich domów i nie widziano ich żywych później. W każdym przypadku żadne zamki ani okna nie zostały naruszone. I za każdym razem, nastolatek był porywany w następną pełną pełnię po tym, jak ich rodziny wróciły do Taurin Bay.

                            Serce jej podskoczyło. Podniosła rękę do gardła i próbowała zachować spokój.

                                                                           ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin