Lackey Mercedes - lot strzały.pdf

(756 KB) Pobierz
97083951 UNPDF
M ERCEDES L ACKEY
LOTSTRZAŁY
Drugitomzcyklu
„TrylogiaHeroldówValdemaru”
Tłumaczył: Leszek Rys
97083951.001.png
Tytuł oryginału:
ARROW’S FLIGHT
Data wydania polskiego: 1994 r.
Data pierwszego wydania oryginalnego: 1987 r.
Dla Carolyn,
która wie dlaczego. . .
PROLOG
Dawno temu — tak dawno, ze szczegóły zatargu utoneły w mroku dziejów,
a ocalały zaledwie odpryski legend — swiat Velgarthu zniszczyły doszczetnie
wojny prowadzone przez magów. Ludnosc została zdziesi atkowana, ziemie szyb-
ko zamieniły sie w dzikie ugory. Wkrótce porosły je puszcze i opanowały cza-
rodziejskie stworzenia, którymi posługiwano sie w bojach. Kto zyw uciekł na
wschodnie wybrzeza, by tam na nowo odbudowac z gruzów swe zycie. Jednakze
ludzkosc to prezna rasa — po niezbyt długim czasie ponownie zaczeła sie mnozyc
i ludy znów rozpoczeły wedrówke na zachód, by zakładac nowe królestwa tam,
gdzie dot ad rozci agały sie tylko dzikie pustkowia.
Jednym z owych nowych królestw był Valdemar, załozony przez barona Val-
demara i tych sposród jego wasali, którzy woleli wybrac wygnanie, niz stan ac
w obliczu gniewu samolubnego i okrutnego monarchy; domena ta objeła wysu-
niety najdalej na północny zachód skrawek cywilizowanego swiata. To własnie po
czesci przez pamiec na załozycieli swego kraju władcy Valdemaru chetnie udzie-
lali serdecznej gosciny wszelkim uciekinierom i banitom. Z biegiem lat spowodo-
wało to, ze zwyczaje i obrzedy mieszka nców ich królestwa ułozyły sie w praw-
dziw a, wielojezyczn a mozaike. Trzeba jednakze nadmienic, ze jedyna, niepodwa-
zalna reguła, jak a królowie Valdemaru kierowali sie, rz adz ac swymi poddanymi,
brzmiała: „Nie ma jednej, jedynie słusznej drogi”.
Rz ady nad tak przypadkowo przez los dobranymi obywatelami mogłyby oka-
zac sie niemozliwe, gdyby nie Heroldowie z Valdemaru.
Wiele obowi azków spadało na barki Heroldów: nadzorowali działalnosc ad-
ministracji, ogłaszali prawa, zbierali informacje, a nawet doraznie wcielali sie
w role wojskowych doradców; za swe czyny odpowiadali jedynie przed Monar-
ch a i przed równymi sobie Heroldami, którzy zbierali sie w Kregu. Taki system
stwarzałby idealne warunki do naduzyc władzy, gdyby nie Towarzysze.
W oczach postronnego obserwatora Towarzysz wydawał sie niczym wiecej,
jak tylko wyj atkowo zgrabnym, białym koniem. Były to jednak istoty znacznie do-
skonalsze, zesłane przez nieznan a moc — czy tez moce — na prosbe samego Kró-
la Valdemara. To własnie Towarzysze rozpoznawały Heroldów — zadzierzgniet a
miedzy nimi a ich Wybranymi myslow a wiez zerwac mogła jedynie smierc. Choc
4
nikt nie mógł dokładnie ocenic ich inteligencji, to jednak panowało powszechne
mniemanie, iz nie ustepuj a swym ludzkim partnerom. Towarzysze mogły (i robiły
to) wybierac, nie kieruj ac sie ani wiekiem, ani płci a — choc skłonne były raczej
wybierac młodziez u progu dojrzałosci i czesciej Wybra ncami zostawali chłopcy
niz dziewczeta. Jesli nie liczyc specyficznego typu osobowosci, na któr a składała
sie cierpliwosc, wyzbycie sie egoizmu, poczucie odpowiedzialnosci i zdolnosc do
heroicznych poswiece n w imie obowi azku, to Wybranych ł aczyło jeszcze jedno:
u wszystkich mozna było wykryc przynajmniej cie n zdolnosci paranormalnych.
Przestawanie z Towarzyszem, ci agłe pogłebianie ł acz acych wiezi rozwijało zdol-
nosci, które dot ad drzemały ukryte w kazdym z Wybranych. Z czasem — w miare
jak nature owych zdolnosci zaczeto rozumiec coraz lepiej — rozwinieto metody
wykorzystania ich w pełni przez tych, którzy byli nimi Obdarzeni. Stopniowo Da-
ry nabrały wielkiego znaczenia, wypieraj ac wiedze o „prawdziwej magii”, która
jeszcze tliła sie w Valdemarze, az zagineły wszelkie przekazy, sk ad wzieła sie owa
magia i jak sie z niej korzystało.
I tak oto wykształcił sie sposób, w jaki w Valdemarze sprawowano rz ady:
Władca, wspomagany przez Rade, ustanawiał prawa, które Heroldowie ogłaszali
i baczyli, by ich przestrzegano. Heroldowie byli całkowicie niezdolni do naduzy-
cia tymczasowo oddanej im w rece władzy, przekupienie ich graniczyło z niemoz-
liwosci a. Wybrani z natury swej zdolni byli do poswiece n, szkoła tylko umacniała
w nich te ceche. Szanse na to, ze dla dobra słuzby nie złoz a w ofierze swego zy-
cia, były nikłe — musiało tak byc. Lecz mimo tego byli normalnymi, zazwyczaj
młodymi, ludzmi zyj acymi za pan brat z niebezpiecze nstwem. Trudno ich zatem
było obwiniac, ze w chwilach wolnych nie stronili od rozrywek, nie bacz ac co to
cnota. Herold z rzadka jedynie pozwalał sobie na nawi azanie zwi azków wykra-
czaj acych poza braterskie, które oznaczałyby cos wiecej niz chwilow a przyjem-
nosc. Byc moze na przeszkodzie zawieraniu stałych zwi azków uczuciowych stało
silne poczucie braterstwa miedzy Heroldami i wiez ł acz aca ich z Towarzyszami.
Jakkolwiekby było, zazwyczaj niewielu sposród prostego ludu lub szlachty miało
im to za złe, gdyz powszechnie wiedziano, iz, bez wzgledu na to, jak rozwi azły
potrafi byc w czasie wolnym, od chwili przywdziania swego snieznego uniformu
Herold staje sie całkowicie odmienn a istot a; poniewaz Herold w Bieli był He-
roldem na słuzbie, któremu wypełnianie obowi azków nie zostawia czasu na nic
innego, a juz najmniej na uleganie swym frywolnym przyjemnostkom. Mimo tego
trafiali sie i tacy, którzy byli odmiennego zdania. . . nawet w wysokich progach.
Uchwalone przez pierwszego Króla prawa nakazywały, by Monarcha takze
był Heroldem. Była to zatem gwarancja, iz władc a Valdemaru nie zostanie nigdy
tyran podobny do tego, który zmusił załozycieli królestwa do ucieczki i opusz-
czenia rodzinnych siedzib. Tuz po Monarsze najwazniejsz a w kolejnosci osob a
w królestwie był Herold zwany Osobistym Heroldem Króla lub Królowej. Wy-
bierany przez Towarzysza, który — jak sie zdawało — nigdy sie nie starzał (choc
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin