Opowieści przedmiotów.pdf

(122 KB) Pobierz
Opowieści przedmiotów
Opowieści przedmiotów
Homer, Iliada , Pieśń XVIII, przekł. Franciszek Ksawery Dmochowski, PIW, seria: Bibliotheca Mundi,
Warszawa 1990.
Wergiliusz, Eneida , Księga VIII, przekł. Tadeusz Karyłowski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich,
Wrocław-Kraków 1980.
Jan Kochanowski, Proporzec albo Hołd Pruski , w: Jan Kochanowski, Dzieła polskie, PIW, seria:
Biblioteka Poezji i Prozy, Warszawa 1972.
Ignacy Krasicki, Monachomachia czyli wojna mnichów ,fragment Pieśni szóstej, w: Ignacy Krasicki,
Utwory wybrane, Wydawnictwo MEA, Warszawa 2001.
Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz , Ksiega XII, Zakład Narodowy im. Ossolińskich.
Tarcza Achillesa
Homer, Iliada
Pieśń XVIII
[...]
"Porzuć troski, szanowna i miła bogini;
I czegóż dla Tetydy Wulkan nie uczyni?
Obym tak mógł zatrzymać srogą śmierć w zapędzie,
Kiedy go niezbłagany wyrok ścigać będzie,
Jak mu zbroję wyrobię, która na kształt cudu
Błyszczyć się będzie w oczach zdziwionego ludu."
Idzie do kuźni, zwraca wprost ku ogniu miechy,
W dwudziestu piecach gęste ich szumią oddechy,
Na przemiany swe piersi wzdymają i płaszczą,
I różny wiatr posłuszną wyziewając paszczą,
Do roboty, do chęci sztukmistrza stosowne,
Raz wolne niecą żary, drugi raz gwałtowne.
Potem w piec rozpalony grube kładzie szyny
Z miedzi, z drogiego złota, ze srebra i cyny,
A stawiać pod kowadło wielkie pniak niezłomny,
Jedną ręką wziął kleszcze, drugą młot ogromny.
Wielki i tęgi puklerz boski sztukmistrz robi,
Złoty obwód okręgi troistymi zdobi,
Srebrzysty wiąże rzemień, pięć blach w kupę bije,
A na powierzchni cuda swojej sztuki ryje.
Wydana ziemia, niebo, Ocean głęboki,
Słońce, nieustannymi biegające kroki.
Księżyc i nieba w gwiazdach ozdobna korona,
Plejady i Hyjady, i moc Oryjona,
I Ursa, Wozem zwana, bo jak wóz się toczy,
Na Oryjona ciągle obracając oczy,
1
1. Tarcza Achillesa
2. Tarcza Eneasza
3. Proporzec
4. Puchar
5. Arcyserwis
25070341.001.png 25070341.002.png
Koło biegunu krąży wiecznymi obwody,
A nigdy się nie spuszcza w Oceanu wody.
Ryje także dwa miasta dłuto nieśmiertelne.
Jedno wyraża śluby i gody weselne:
Prowadzą przy pochodniach z domu nowożeńców
Hymen! Hymen! ? wołają, a grono młodzieńców
Skocznymi tany lekkie zawięzuje koła,
Brzmi fletni i oboi kapela wesoła.
W progach domów niewiasty chciwym patrzy okiem.
Nie mogąc się tak miłym nasycić widokiem
W tymże mieście na rynku liczny lud się tłoczy,
Między dwoma mężami żwawy spór się toczy
O zabójstwa zapłatę: ten lud zabezpiecza
Pod przysięgą, że oddał, a tamten zaprzecza
Stawią świadki, by prędszy sprawy koniec mieli
Na dwie struny krzykliwa gromada się dzieli.
Woźni lud uciszają, we środku zaś rada
Sędziwych na świecących marmurach zasiada.
Biorą z rąk woźnych berta, z nim każdy powstaje
I gdy nań przyjdzie kolej, wyrok w sprawie daje.
We środku dwa talenta dla lego nagrody,
Kto słuszność najlepszymi wykaże dowody.
Pod murami drugiego miasta wojska stoją.
Straszny blask oręż ciska, lecz w chęciach się dwoją:
Jedni je na łup dzikim skazują zapałem,
Drudzy bogactwa jego chcą wziąć równym działem.
Lecz niestrwożeni knują zasadzki mieszkance:
Niewiasty, dzieci, starce osiadają szańce:
Do skrytej zaś wyprawy gotują się młodzi,
Mars im srogi i można Pallada przywodzi,
Oba złote, w odzieży złotej, w złotej zbroi,
Wzrostem, kształtem celują, jak bogom przystoi.
Przyszedłszy tam, gdzie zrobić zasadzkę wypada.
Gdzie się nieprzyjacielskie napawały stada,
Skrycie pochyłe rzeki zasiadają brzegi,
Dwa zaś wybrane od nich na pagórku śpiegi
Czekają, aż się zbliża i owce, i woły.
Nie myśląc o nieszczęściu, trzody stróż wesoły
Idzie, na fletni nucąc pieśni rozmaite.
Za danym znakiem męże wypadły ukryte,
Krzyk ostry naokoło i postrach się szerzy,
Biorą trzody, krew leją niewinnych pasterzy.
Głos boju gdy rycerze radzący usłyszą,
Wsiadają na swe wozy, piersi zemstą dyszą,
Lecą na bystrych koniach, aż w niedługiej chwili
Nieprzyjaciół pędzących zdobycz dogonili.
Wszczyna się bój nad rzeką: tamci walczą stale,
Obie się rażą strony w okrutnym zapale.
W pośrodku ich Niezgoda, Zgiełk, Śmierć, Wyrok srogi
Tych rannych, lecz dyszących, porywa za nogi,
Tych zmarłych i co mieli podpaść bliskiej stracie.
Śmierć w zbroczonej krwią ludzką uwija się szacie.
Ta strona ciągnie trupy, tamta ją odpycha.
Wszystko pod boskim dłutem żyje i oddycha.
Tamże wydał przemyślny bóg obszerne pole,
Liczni rolnicy tłuste przewracają role,
Dopiero w nie po trzykroć zapuścili pługi.
A ile razy zakrój dokończają długi,
Dziedzic ich tam obchodzi, gdzie się kończy staje,
I pełny wina puchar każdemu z nich daje.
Ci, zagrzani nagrodą słodkiego napoju,
Nowe rysują bruzdy i nie szczędzą znoju.
W złocie czystą wydała ziemię boga sztuka,
Czerni się i zdziwiony wzrok łatwo oszuka.
Druga niwa okryta dojrzałymi kłosy,
Żeńce tną zboże, płytkie mając w ręku kosy,
Gęste spadają garści. Tuż za nimi dążą
Trzej żniwiarze, co zboże w grube snopy wiążą.
I mnóstwo drobnych dzieci w pracy nie ustaje,
Zbiera garści i pierwszym do wiązania daje.
2
 
W milczeniu król wzniósł berło, którego ta niwa,
Ciesząc się nieskończenie z obfitego żniwa.
Pod cieniem dębu, wiejską zajęci biesiadą,
Woźni, wołu zabiwszy, mięso w ogień kładą.
I żeńce znajdą pokarm z pola wracające,
Dla nich dłonie niewiasty w miękkiej grzebią mące.
Tuż winnica obfitym płodem obciążona:
Wśród złota, którym błyszczy, wiszą czarne grona.
Tyki ze srebra rzeźbiarz porządkiem zasadza,
Rowem ze stali, płotem z cyny ją ogradza,
A jedna tylko do niej wiedzie ścieżka kręta.
Tędy wesołe chłopcy i raźne dziewczęta,
Gdy czas zbierania przyjdzie, z głośnymi okrzyki
Niosą ładowne słodkim owocem koszyki.
W środku młodzieniec, ruszać gitarą uczony,
Gra, sam sobie zgodnymi przynucając tony.
Młodzież idzie, i takiej wesołości rada,
W takt i nogą, i wdzięcznym głosem odpowiada.
Dalej głowy i silne podnoszących szyje,
Ze złota, z cyny wotów pyszne stado ryje.
Biegną, rycząc, na paszą tam, gdzie rzeka płynie,
Nurty głośno szumiące w gęstej pędząc trzcinie.
Ze złota czterech idzie pasterzy za trzodą,
A dziewięciu za sobą śmiałych kondli wiodą.
Wtem nagle dwóch straszliwych lwów z kniei wypada,
Porywają buhaja wśród drżącego stada;
On, biedny, gdy go ciągną, przeraźliwie ryczy.
Śpieszą psy i pasterze, lecz wziętej zdobyczy
Wydrzeć lwom nie potrafią; już skórę odarli,
Już wypili krew czarną i wnętrze pożarli.
Próżno kondlów pasterze do natarcia grzeją,
Szczekają one z bliska, lecz ugryźć nie śmieją.
Ryje także dolinę; tej miłe manowce,
Śnieżnym okryte runem, napełniają owce.
Widać chaty i stajnie, gdzie się kryją trzody,
I wkoło otoczone drzewami zagrody.
Ryje i cudny taniec, który Dedal w Krecie
Wymyślił Aryjadnie, prześlicznej kobiecie.
Skaczą chłopcy i dziewki wziąwszy się za ręce;
Lekka zasłona wdzięki pokrywa dziewczęce,
Na chłopcach zaś bogatsza zawieszona odzież;
Obojej płci z urody najdobrańsza młodzież.
Dziewczęta głowy w piękne ustroiły wieńce,
Na srebrze złote mają pałasze młodzieńce.
Raz jak koło (ruch jego ledwie wzrok dostrzegnie,
Gdy go doświadcza gancarz, czyli bystro biegnie)
Uczone stopy w szybkie kręcą kołowroty,
To znowu się mieszając wśród wdzięcznej ochoty
W tysiącznych kształtach pląsy lekkim robią skokiem.
Liczny lud stoi, miłym zachwycon widokiem.
W pośrodku zaś dwa skoczki z wszystkich zadziwieniem
Unoszą się nad głowy i słodkim brzmią pieniem.
Nareście świetny puklerz sztukmistrz doskonały
Szumiącymi obwodzi Oceanu wały.
Takie zrobiwszy dzieło cudnym wynalazkiem,
Kuje pancerz, płomienie swym gaszący blaskiem.
Ukuta i przyłbica, w różne dziwy ryta,
Ciężka, mocna, na hełmie złota pływa kita,
Z cyny obuw ukształcon. Więc zbroję tak rzadką
Ukończywszy, bóg złożył przed Achilla matką.
Odbiera ją z wdzięcznością, i uradowana,
Jastrzębia lotem śpieszy z darami Wulkana.
Tarcza Eneasza
3
 
Wergiliusz, Eneida
Księga VIII
Tymczasem boska Wenus ze śnieżnych chmur spłynie
Z darami; kiedy syna w zacisznej dolinie
Ujrzy, gdzie chłodnej rzeki lśni toń kryształowa,
Przystąpi doń witając i rzecze te słowa:
"Oto męża mego dar kunsztownej roboty:
W zbroicy tej Laurentów pysznych zwarte roty
Zmóc zdołasz i dzielnego Turna wyzwać z bliska".
Tak rzecze Cyterejka i syna uściska,
Pod dębem naprzeciwko broń kładąc wspaniałą.
On, ciesząc się podarkiem i tak wielką chwałą,
Nie może się nasycić ? oczyma, zdumiony,
Po niej wodzi, rękoma pieści i ramiony
Straszliwy szyszak z kitą, miotający płomię,
Miecz śmiercionośny oraz potężną w ogromie
Spiżową zbroję, która się krwawo rumieni,
Jak chmura, z dala lśniąca od słońca promieni,
Nakolanka ze srebra i złota, i włócznie,
I piękną niewymownie tarcz, rzeźbioną sztucznie.
Na niej dzieje Italii i triumfy Romy
Wybornie wróżb i czasów następnych świadomy
Po Askaniu i wojny wszystkie nieprzerwanie
Wyrzeźbił Ogniowładca. Tam ród, co powstanie,
Przedstawił: w grocie Marsa, widać, rozciągnięta
Wilczyca leży, wokół jej wymion bliźnięta
Igrają, chłopcy, mleko ssąc zgoła bez trwogi;
Ona zaś, lekko ku nim zginając kark srogi,
Liże obu i gładzi językiem ich ciała.
Niedaleko tuż Roma potężna jaśniała;
Porywane Sabinki wśród świąt przez tłum zbrojny
Bezecnie, i stąd wszczęte z nagła nowe wojny
Przez Romy lud, Tacjusza i Kuretów społem
Surowych. Lecz wnet bitwy znużeni mozołem
Zbrojni króle maciorę składają w ofierze
Jowiszowi, ucztują i czynią przymierze.
Obok ? Metta w dwie strony rwą w pędzie rydwany
(Obyś trwał, Albańczyku, w słowie niezachwiany!).
Wlecze zdrajcę Tul, w gniewie zacięty niezmiernie,
Przez las, a krwią dokoła zrosiły się ciernie.
Tuż Porsenna, gród z mocą oblegając, zmusza
Wygnanego na powrót przyjąć Tarkwiniusza.
Eneadzi za wolność porywają miecze;
On żywo zda się grozić; gniew widać go piecze,
Ze rozerwać most Kokles odważył się młody,
A Klelia uszła, płynąc przez Tybrowe wody.
Maniiusz zamków tarpejskicb i świątyni strzeże
Pilnie, dzierżąc wysokie Kapitelu wieże;
Strzechą ze słomy błyszczy Romulowa chata;
Tuż srebrna gęś w krużgankach wyzłacanych lata
Głosząc, że Gallów wojska czyhają za progiem;
W krzach pod zamkiem Gallowie siedzą z licem srogiem,
Głuchą nocą zakryci wśród ciemności ślepych;
Złote włosy ich, płonie złocistych szat przepych
I płaszczy prążkowanych; śnieżyste ich szyje
Spina złoto; z dwu włóczni alpejskich blask bije
Wokół, a długie tarcze osłaniają ciała.
Saliów też i Luperków nagich tam jaśniała
Gromada ? czapy z czubem, tarcze niespodzianie
Spadłe z nieba; i matki w wygodnym- rydwanie
Wiezione wśród obrzędów przez gród. ? Tuż mrok siny
Tartarskich pól, Plutona głębokie krainy
Widać, kary za zbrodnie: przykuty do skały
Katylina, na twarze jędz patrzy struchlały;
4
 
Cnotliwi są osobno: tym prawa śle Kato.
W środku lśni morza obraz, rzeźbiony bogato
W złocie: błyska biel piany z tła ciemnej głębiny;
Ze srebra wyrzeźbione naokół delfiny
Wzburzone fale zwinnie w krąg sieką ogonem.
Z przodu flota w spiż strojna. Na morzu spienionen
Aktyjską widać bitwę; Leukate wre w szale
Wojennym; szczerym złotem połyskują fale.
Tu August Cezat wiedzie italskie w bój srogi
Zastępy ? z nim lud, senat i potężne bogi.
On na statku wyniosłym stoi, obie skronie
Płomień zioną, rodowa gwiazda z czoła płonie.
Tuż z wróżby pomyślnymi Agryppa dostojny
Wiedzie zastęp potężny; mocarny- znak wojny,
Okrętowy mu wieniec błyska wokół czoła.
Antoniusz barbarzyńców pod znaki swe woła.
Zwycięzca z krajów Wschodu, z Czerwonych Wybrzeży,
Z Egiptu hufce zbiera ? lud Baktry z nim bieży;
Społem idzie (o hańbo!) Egipcjanka, żona.
Wraz wszyscy gnają, morza toń huczy spieniona
Od wioseł, dziobów, osęk. Suną nad głębiną;
Rzekłbyś, że to Cyklady oderwane płyną
Po morzu lub z turniami zbiegają się turnie:
Tak z mocą walą statki, piętrzące się górnie.
Lecą w krąg szybkie strzały i w kłębach płomieni
Pakuły ? krwawą rzezią morze się rumieni.
Królowa w środku, hufce brząkadłem w bój woła,
Dwóch wężów za plecami nie widząca zgoła.
Przeróżnych bogów larwy i szczekacz zuchwały
Anub ? w Neptuna, Wenus i Minerwę strzały
Miecą. Sroży się Mawors w okrutnej potędze,
Zakuty w stal, posępne lecą w górze jędze;
Ucieszona niezgoda w rozdartej odzieży
Gna, a za nią Bellona z krwawym biczem bieży.
Widząc to, łuk Apollo aktyjski napina
Z wysoka: drży Egiptu i Indu drużyna
I Arabi, Sabejcy podają tył nagle.
Królowa sama każe w lot rozpinać żagłs,
Puścić liny i z wichrem gnać morzem spienionem.
Ją, wśród rzezi blednącą niedalekim zgonem,
Wyrzeżbił Ogniowładca, jak z pędem Japyga
Gna; ogromny Nil w dali od smutku się wzdryga,
Otwiera jej ramiona i na ciche łono "
Swych modrych fal przyjmuje rzeszę zwyciężoną.
Potrójny tryumf świecąc Cezar, w mury Romy
wiezion, bogom Italii w znak chwały widomy
Nieśmiertelny ślub czyni, wielkich świątyń trzysta
Wznosi w mieście. Lud z igrzysk wesoło korzysta;
W świątyniach tłumy matron, w zieleni ołtarze,
Przed nimi cielce, bogom poświęcone w darze,
On w śnieżnym chramie Peba siedząc, wybór czyni
Z darów, łupem obwiesza podwoje świątyni
Przepyszne. Długim rzędem idą zwyciężeni,
Różni mową ? strój różny i oręż się mieni:
Tu Nomadów tłum, Afrów rzesza rozbrojona;
Lelegi, Kary, łowczych Gelonów plemiona;
Eufrates, już uciszon, szedł drżący od trwogi,
Szedł daleki Morynów naród, Ren dwurogi,
Dzicy Daje i Araks, który mosty zrywa.
Te na tarczy Wulkana Enej widząc dziwa,
Cieszy się obrazami, choć spraw nieświadomy,
Na barkach wznosząc sławę wnuków i los Romy.
Proporzec
Jan Kochanowski, Proporzec albo Hołd Pruski
cz. I
5
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin