Niemcy w roli ofiary.pdf

(77 KB) Pobierz
Niemcy w roli ofiary
Niemcy w roli ofiary
Nasz Dziennik, 2011-02-22
Próba pisania historii na nowo, przedstawianie Niemców w roli ofiar oraz chęć obarczenia
współodpowiedzialnością za rozpętanie drugiej wojny światowej i holokaust Polaków - ten
realizowany od dłuższego czasu projekt nowej polityki historycznej Niemiec potwierdza
przyjęta 10 lutego 2011 r. przez niemiecki Bundestag uchwała "60 lat Karty niemieckich
wypędzonych ze stron ojczystych". Szefowa Związku Wypędzonych Erika Steinbach odniosła
kolejny sukces - przy kompletnym milczeniu polskich władz.
Uchwała odwołuje się do deklaracji nazwanej "Kartą niemieckich wypędzonych ze stron ojczystych",
proklamowanej 5 sierpnia 1950 r. w Stuttgarcie. Z treści Karty przebija obraz, jakoby to właśnie
niemieccy osadnicy, którzy w rzeczywistości uciekali przed nadciągającą Armią Czerwoną, byli
głównymi ofiarami drugiej wojny światowej. Brakuje wskazania na nazistowskie Niemcy jako państwo
winne rozpętania tej wojny i masowych zbrodni popełnionych na milionach Polaków, Żydów i innych
narodowościach. Nie ma również mowy o Generalnym Planie Wschodnim (Generalplan Ost), który -
po odniesieniu "ostatecznego zwycięstwa" - przewidywał wypędzenie i wyniszczenie milionów
"słowiańskich podludzi". Niemieccy uciekinierzy oznajmiali za to w Karcie, że rezygnują z zemsty i
odwetu za los, jaki ich spotkał. Zadeklarowali również chęć budowy wolnej i zjednoczonej Europy. Jak
wskazują historycy, wśród osób, które tworzyły Kartę, znalazło się wielu byłych nazistów. Szacuje się,
że aż jedna trzecia jej sygnatariuszy należała wcześniej do NSDAP, SS i SA.
Wybielanie historii
W przyjętej 10 lutego uchwale autorstwa rządzących partii CDU/CSU i FDP podpisana przed
sześćdziesięciu laty deklaracja określona jest jako "kamień milowy na drodze do pojednania". Oprócz
tego została jej nadana ranga jednego z dokumentów założycielskich Republiki Federalnej Niemiec
oraz przypisano ważny wkład w budowanie pokoju w Europie. Niemieccy parlamentarzyści postulują
również ustanowienie 5 sierpnia ogólnoniemieckim dniem pamięci o ofiarach tzw. wypędzeń.
Profesor Bogdan Musiał, historyk UKSW, ocenia, że uchwała Bundestagu to wynik zachodzącego w
tym kraju, wspieranego przez pewne kręgi procesu, który zmierza do przedstawienia Niemców w roli
ofiar drugiej wojny światowej. W ślad za tym idzie stopniowe wypieranie się winy, uzasadniane tym, że
kolejne pokolenia nie mogą ciągle tłumaczyć się ze zbrodni dokonywanych przez ich przodków.
Zdaniem prof. Musiała, uchwała świadczy również o politycznych rozgrywkach w kontekście
zbliżających się wyborów. - Partie popierające Związek Wypędzonych poprzez próbę tworzenia
własnej wersji historii chcą pozyskać nowych wyborców - tłumaczy. Wszystko to prowadzi do
zakłamywania historii. Zacieraniu ulega również rozróżnienie pomiędzy zwykłymi uciekinierami a
osobami wchodzącymi w skład Związku Wypędzonych, stworzonego jako organizacja polityczna,
które brały udział w tworzeniu Karty. Wiele z nich miało zbrodniczą przeszłość w strukturach
nazistowskich, więc nie ma wątpliwości, że jej na pozór łagodny i pokojowy ton został wymuszony
ówczesną sytuacją pokonanych Niemiec. - W rzeczywistości ci ludzie dyszeli żądzą rewanżu i zemsty.
Dlatego przypisywanie Karcie roli niemalże porównywalnej ze znaczeniem oświadczenia polskich
biskupów z 1965 r. to skandal - ocenia prof. Musiał. Na dodatek Związek Wypędzonych dąży do tego,
żeby przesiedlenie Niemców uznać za drugą po holokauście zbrodnię drugiej wojny światowej, zaś
niemieckich uciekinierów za ostatnie ofiary Hitlera i "polskiego nacjonalizmu". - W Niemczech nie ma
świadomości, że Polska w 1945 roku nie została wyzwolona, tylko po raz kolejny straciła wolność -
wyjaśnia prof. Musiał. Co gorsza, również wśród polskich historyków jest wielu takich, którzy twierdzą,
że za niemieckie wysiedlenia winę ponosi "polski nacjonalizm". To woda na młyn dla tych, którzy nie
przyjmują do wiadomości, że Niemcy ponoszą współodpowiedzialność również za zbrodnie Stalina. -
Przecież powstanie Związku Sowieckiego jest produktem niemieckiej Ostpolitik, polegającej na
wsparciu gospodarczym i zbrojeniowym tego kraju - zaznacza prof. Musiał.
Zrzucają winę na Polskę
Także prof. Tadeusz Marczak, pracownik naukowy Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu
Wrocławskiego, uważa, że uchwała, która jest skutkiem polityki kreowania Niemiec na ofiarę drugiej
wojny światowej, konsekwentnie prowadzonej przez niektóre wpływowe środowiska, wynika również z
braku zdecydowanych działań ze strony polskiej. - Kompletnie zarzucono sprawę dochodzenia
naszych interesów, a przede wszystkim próbę wyegzekwowania wreszcie od Niemiec należnych nam
odszkodowań wojennych - wytyka prof. Marczak. Wskazuje również na potrzebę stworzenia w
1
Warszawie historycznego centrum przeciwko ludobójstwu, które byłoby przeciwwagą dla
powstającego w Berlinie Centrum przeciwko Wypędzeniom. Swego czasu prof. Marczak proponował
utworzenie takiego centrum, którego zadaniem byłoby m.in. pokazanie narodzin i rozwoju ideologii
rasistowskiej w Niemczech oraz wypływającej z niej polityki ludobójstwa realizowanej przez Niemcy w
czasie drugiej wojny światowej. - Trzeba też wspomnieć, że w sensie liczebnym głównym celem
owego ludobójstwa byli Słowianie - podkreśla. Przyjęta w lutym uchwała nie jest jednak pierwszym
przykładem na manipulowanie problematyką masowych zbrodni. Od kilkunastu lat w Bundestagu 27
stycznia obchodzony jest dzień pamięci ofiar narodowego socjalizmu. Wśród tychże ofiar wymienia się
Żydów, Romów, różne mniejszości, w tym homoseksualistów, nie ma natomiast ani słowa o
ludobójczej polityce wobec Polaków i innych narodów słowiańskich. - Widać więc bardzo wyraźnie, że
mamy do czynienia z ograniczaniem skali ludobójstwa realizowanego przez III Rzeszę - mówi prof.
Marczak. A na dodatek widoczne są próby "podzielenia się" winą za zbrodnie z okresu drugiej wojny
światowej z resztą Europy. W tym z Polakami, których chce się uczynić współodpowiedzialnymi za
holokaust. - Ta teza jest nieustannie lansowana, na co najlepszym dowodem są kolejne książki Jana
Tomasza Grossa. Niestety, jest ona kolportowana również w naszym kraju przez "polskojęzyczną"
prasę.
Fundament pod nową
historyczną świadomość
- Dziwię się, że współcześni politycy powołują się na Kartę - mówi senator RP Dorota Arciszewska-
Mielewczyk, prezes Powiernictwa Polskiego. - Jej autorzy i ich potomkowie nie mają prawa mówić o
sobie, że są wypędzonymi, bo ich nikt nie wypędzał. Są to po prostu uciekinierzy, którzy uciekali przed
frontem sowieckim - podkreśla. W obliczu zbliżającego się frontu sowieckiego Niemcy opracowali plan
wywiezienia w głąb Rzeszy 3 mln swoich rodaków. Ci, którzy chcieli, pozostali, ponieważ nikt ich nie
wypędzał. Senator Arciszewska-Mielewczyk spodziewała się, że Niemcy będą dążyli do ustanowienia
"dnia wypędzonych". - Ale nie przypuszczałam, że to stanie się tak szybko - dodaje.
Przyjęta uchwała to również bardzo wyraźny dowód na to, jak dalece nie mają racji ci politycy i
historycy zarówno w Polsce, jak i w Niemczech, którzy usiłują wmówić opinii społecznej, że Związek
Wypędzonych Eriki Steinbach jest trzeciorzędną, nieliczącą się i niemającą większej siły przebicia
organizacją. Uchwała Bundestagu pokazuje, jak wielki wpływ na życie polityczne i społeczne ma
Związek Wypędzonych i jak wielkim cieszy się poparciem oraz do czego może prowadzić
bagatelizowanie go.
- Sami po trosze jesteśmy więc sobie winni. A to, co teraz obserwujemy w Niemczech, to budowanie
fundamentów pod świadomość historyczną dla całych następnych pokoleń - zaznacza senator
Arciszewska-Mielewczyk.
Protest historyków
Przeciwko uchwale wystąpiła grupa niemieckich i polskich historyków. W wydanym przez nich
wspólnym oświadczeniu czytamy, że przyjęcie uchwały "60 lat Karty niemieckich wypędzonych ze
stron ojczystych - zakończyć pojednanie" stanowi "fałszywy sygnał historyczno-polityczny". Zwracają
uwagę na fakt pominięcia w niej przyczyn II wojny światowej, niemieckich masowych zbrodni na
Polakach i Żydach i innych narodowościach, które zgodnie z Generalnym Planem Wschodnim miały
zostać poddane eksterminacji. Zdaniem jednego z sygnatariuszy oświadczenia, prof. Klausa J.
Badego, historyka i specjalisty od migracji na Uniwersytecie Osnabrźck, Karta ta może być traktowana
wyłącznie jako dokument historyczny i z pewnością nie może być postrzegana jako element służący
pojednaniu Niemiec z innymi narodami poszkodowanymi w wyniku drugiej wojny światowej, tak jak
chcieliby twórcy uchwały. - W Karcie całkowicie przemilczano historyczny związek przyczynowo-
skutkowy. Niemieccy przesiedleńcy myśleli tylko i wyłącznie o własnym losie, pomijając straszliwe
cierpienia innych narodowości, które były wynikiem wojennej ekspansji i zorganizowanej maszyny
zbrodniczej nazistowskich Niemiec - podkreśla prof. Bade. - To bardzo ważny głos - ocenia prof.
Musiał - niemający jednak większej siły przebicia. Profesor Tadeusz Marczak zwraca dodatkowo
uwagę na to, że po stronie polskiej pod protestem podpisało się wielu historyków do tej pory
wspierających dążenia Eriki Steinbach. - I to oni również ponoszą dużą część winy za to, co się stało -
ocenia.
2
Skutki historycznych
fałszerstw
- Jesteśmy świadkami ciągłej walki o pamięć - mówi prof. Musiał. Jego zdaniem, polska strona musi
zająć zdecydowane stanowisko w tej sprawie. Potrzebna jest spójna polityka historyczna i rzeczowa
dyskusja polegająca na przeciwstawianiu się wszelkim kłamstwom i nadużyciom historycznych faktów.
Niestety, polscy politycy i historycy nie mówią jednym głosem, co doskonale wyczuwają i wykorzystują
ich partnerzy do rozmów z krajów, które w 1939 r. w porozumieniu ze sobą zaatakowały Polskę. W
konsekwencji tego historia Polski poza jej granicami jest postrzegana bardzo negatywnie. A wpływ na
to mają niewątpliwie również takie wydarzenia, jak niedawna uchwała niemieckiego parlamentu.
Bogusław Rąpała
3
Zgłoś jeśli naruszono regulamin