Roberts Nora - Miłość na zamówienie.pdf

(1397 KB) Pobierz
1114681120.001.png
NORA ROBERTS
1114681120.002.png
MILOSC NA ZAMOWIENIE
1.POKOCHAĆ JACKIE
2.OLŚNIENIE
POKOCHAĆ JACKIE
Z chwilą, gdy zobaczyła ten dom, zakochała się w nim. Piękne wnętrza, rozległy
ogród, basen - od razu wiedziała, że to idealne miejsce do pisania nowej książki. Jednak nie
dane jest jej długo cieszyć się tym doskonałym azylem, gdyż niespodziewanie zjawia się w
nim przystojny intruz – właściciel domu. Jedyne, co teraz Jackie MacNamara, pisarka
romansów, musi zrobić, to przekonać upartego Nathana Powella, że długie i szczęśliwe
życie rozpoczyna się w jego własnym domu – i w jej ramionach…
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W tym domu Jackie zakochała się od pierwszego wejrzenia. Nigdy zresztą nie kryła się z tym, że
często się zakochiwała. I to nie dlatego, że łatwo było zrobić na niej wrażenie.
Brało się to raczej stąd, że jako osoba nadwrażliwa była szczególnie podatna na wszelkiego rodzaju
nastroje, w tym również te napływające z zewnątrz.
Dom, który tak ją zachwycił, emanował intensywną aurą, i to daleką od spokoju.
Uznała, że to dobrze. Błogi spokój zadowoliłby ją na dzień czy dwa, później jednak przerodziłby się
w nudę. Tutaj urzekła ją przede wszystkim surowa bryła budynku, w której łagodnie sklepione,
łukowate okna i drzwi stanowiły zaskakujący kontrast.
Na tle białych, połyskujących w słońcu ścian, ostro rysowała się hebanowa stolarka.
Jackie nigdy nie uważała, świat dzieli się na czarne i białe, a dom ten stanowił dla niej niezbity
dowód na harmonijne współistnienie tych przeciwstawnych elementów.
Olbrzymie okna wychodziły zarówno na zachód, jak i na wschód, hojnie wpuszczając do wnętrza
słońce. Egzotyczne rośliny o nasyconych barwach bujnie kwitły w ogrodzie i w masywnych
glinianych donicach na tarasie. Pomyślała, że muszą wymagać starannej pielęgnacji - zwłaszcza teraz,
podczas przedłużających się upałów i suszy. Ona jednak lubiła zajmować się ogrodem, szczególnie
gdy w zamian mogła spodziewać się nagrody.
Przez szerokie szklane drzwi popatrzyła na przejrzystą taflę basenu wyłożonego ceramicznymi
kafelkami. O niego także trzeba będzie dbać, ale i tu wysiłek musiał się opłacić. Niemal czuła słodki
aromat kwiatów, unoszący się w powietrzu, zaś oczyma duszy widziała już siebie opalającą się na
leżaku - samą wprawdzie, skłonna była jednak zaakceptować tę drobną niedogodność.
Za basenem i stromym, trawiastym zboczom rozciągało się morze o ciemnej, tajemniczej toni. W
oddali motorówki śmigały z hałasem, który wydał jej się pokrzepiający.
Oznaczał, że w pobliżu są ludzie, z którymi można nawiązać kontakt, a zarazem nie są oni na tyle
blisko, żeby zakłócić jej spokój.
Wrzynające się w głąb lądu kanały przypominały Jackie Wenecję oraz wyjątkowo miły miesiąc,
który spędziła tam jako nastolatka. Pływała wtedy gondolami i flirtowała zawzięcie z ciemnookimi
gondolierami. Floryda wiosną nie była może aż tak romantyczna jak Włochy, mimo to absolutnie
wystarczała jej do szczęścia.
- Ależ tu pięknie! - Odwróciła się i spojrzała w głąb zalanego słońcem salonu. Na ciemnoszarym
dywanie stały dwie kremowe sofy. Pozostałe meble, wykonane z drewna hebanowego, podkreślały
męski charakter tego wnętrza. Musiała przyznać, że zarówno domowi, jak i jego otoczeniu trudno
byłoby cokolwiek zarzucić - każdy szczegół
znamionował absolutną perfekcję.
Uśmiechnęła się do mężczyzny stojącego w niedbałej pozie przy alabastrowym kominku. W
wymiecionym do czysta palenisku umieszczono doniczkę z maleńkim świer-kiem. Mężczyzna miał na
sobie biały strój safari, jakby celowo dobrany do pozy i wnętrza.
Jackie znała Fredericka Q. MacNamarę na tyle dobrze, by podejrzewać, że nie jest to dziełem
przypadku.
- No więc, kiedy mogę się wprowadzić? Uśmiech rozjaśnił pucołowatą, chłopięcą twarz Freda.
- To cała ty, moja miła Jackie. Zawsze taka impulsywna. - Fred miał również lekko zaokrągloną
sylwetkę, gdyż notoryczny brak ćwiczeń fizycznych rekompensował sobie wyłącznie poganianiem
kelnerów i taksówkarzy. Podszedł wolno do Jackie. Ruchy miał pełne leniwej gracji, tak dobrze
udawanej, że z biegiem lat zdążyła mu wejść w krew. - Nie byłaś jeszcze na piętrze.
- Obejrzę je, jak się rozpakuję.
- Jackie, mam nadzieję, że wiesz, co robisz. - Poklepał ją pobłażliwie po policzku - jak starszy,
bardziej doświadczony kuzyn trzpiotowatą kuzyneczkę. Nie miała mu tego za złe. -
Nie chciałbym, żebyś za parę dni zaczęła żałować swojej decyzji. Zwłaszcza że masz tu spędzić
ponad trzy miesiące. I to sama.
- Muszę przecież gdzieś mieszkać. - Machnęła smukłą ręką. Na palcach zalśniły drogocenne
pierścionki: dowód iż umiłowała piękno w każdej postaci. - Jeżeli naprawdę mam zamiar cokolwiek
napisać, powinnam być sama, ale nie muszę w tym celu wynajmować man-sardy. Równie dobrze
mogę zamieszkać i tutaj.. . - Urwała. Kuzyn kuzynem, ale w przypadku Freda nie powinna pozwalać
sobie na przesadną szczerość. Nie dlatego, żeby go nie lubiła, bo zawsze miała do niego słabość,
zdążyła jednak zauważyć, że nigdy nie mówił wprost i lubił
kręcić.
- Naprawdę jesteś gotów wynająć mi ten dom?
- Oczywiście, że tak. - Głos Freda był równie miły, jak jego twarz. Przynajmniej tak się wydawało. -
Właściciel przyjeżdża tu tylko zimą, i to raczej sporadycznie. Na pewno wolałby, żeby rezydencja
nie stała pusta. Wprawdzie obiecałem Nathanowi, że popilnuję domu do listopada, ale potem
wynikła ta nagła sprawa w San Diego, a pewnych rzeczy nie da się, niestety, przełożyć na później.
Sama wiesz, jak to jest.
Jackie doskonale wiedziała, jak to jest. U Freda „nagła sprawa” z reguły oznaczała, iż musiał się
ukrywać albo przed zazdrosnym mężem, albo przed prawem. Fred, mimo mało atrakcyjnej
powierzchowności, wciąż miał kłopoty z zazdrosnymi mężami, natomiast nawet jego imponujące
nazwisko nie było w stanie zapewnić mu wystarczającej ochrony, ilekroć popadał w konflikt z
prawem.
Nie powinna o tym zapominać, ale Jackie nie zawsze kierowała się rozsądkiem. Poza tym ten dom, ze
swoim wyglądem i atmosferą, już zdążył ją zauroczyć.
- Jeżeli właściciel naprawdę chce. żeby ktoś tu zamieszkał, zrobię to z przyjemnością.
Gdzie masz umowę, Fred? Chciałabym ją jak najszybciej podpisać. Potem mogłabym się rozpakować
i wykąpać w basenie.
- Skoro jesteś tego absolutnie pewna.. . - Fred już wyjmował z kieszeni stosowny formularz. -
Wolałbym na przyszłość uniknąć przykrych scen. Takich jak wtedy, kiedy kupiłaś ode mnie porsche.
- Jakoś nie wspomniałeś nawet, że skrzynia biegów trzymała się na klej.
- Ach, o to niech się martwi nabywca - powiedział z uśmiechem, wręczając jej srebrne pióro z
monogramem.
Zawahała się na ułamek sekundy. Ogarnęły ją złe przeczucia. Przecież ma do czynienia z kuzynem
Fredem! Specjalistą od błyskawicznych transakcji oraz okazji, których
„nie sposób przegapić”. Wtem z oddali nadleciał ptak i wypełnił ogród radosnym trelem.
Uznała to za dobry znak. Złożyła zamaszysty podpis pod umową najmu, po czym sięgnęła po
książeczkę czekową.
- Trzy miesiące, po tysiąc miesięcznie, tak?
- Plus pięćset dolarów kaucji - szybko dorzucił Fred.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin