00 - Clive Cussler - Wir Pacyfiku.pdf

(853 KB) Pobierz
20 - Clive Cussler - Wir Pacyfiku.rtf
CLIVE CUSSLER
WIR PACYFIKU
SŁOWO OD AUTORA
Nie jest to szczególnie wa Ŝ ne, ale ta ksi ąŜ ka jest pierwsz ą z serii przygód Dirka Pitta. Gdy zebrałem si ę na odwag ę , by napisa ć powie ść z
gatunku sensacyjno-przygodowego, zacz ą łem szuka ć bohatera, który byłby inny ni Ŝ ogólnie przyj ę te wzorce obowi ą zuj ą ce w tym gatunku.
Kogo ś , kto nie byłby agentem wywiadu, policjantem czy prywatnym detektywem, kto równie dobrze czułby si ę na kolacji z pi ę kn ą kobiet ą w
renomowanym lokalu, jak i popijaj ą c piwo z kumplami w barze. Kogo ś twardego, gdy trzeba i otoczonego mgiełk ą tajemniczo ś ci. Kogo ś , czyim
naturalnym ś rodowiskiem byłoby nie kasyno czy zaułki Nowego Jorku, ale morze. Kogo ś , kto lubiłby nieznane i przyjmował ryzykowne
wyzwania.
I tak w mojej wyobra ź ni narodził si ę Dirk Pitt.
Poniewa Ŝ w tej powie ś ci brak skomplikowanej intrygi i poniewa Ŝ była to pierwsza napisana przeze mnie ksi ąŜ ka, nie chciałem jej
publikowa ć , jednak Ŝ e długotrwała presja przyjaciół, rodziny, wydawcy i sympatyków w ko ń cu zwyci ęŜ yła i oto debiut Dirka Pitta znalazł si ę w
r ę kach czytelników.
Mam nadziej ę , Ŝ e powie ść zapewni kilka godzin przyjemnej rozrywki, a by ć mo Ŝ e przez cz ęść czytelników zostanie potraktowana jako
swoista ciekawostka historyczna.
Clive Cussler
1
PROLOG
Ka Ŝ dy ocean odbiera danin ę statków i ludzi, ale Ŝ aden nie jest Ŝ arłoczniejszy od Pacyfiku. Apetyt tego ogromnego zbiornika wodnego jest
znany, podobnie jak i to, Ŝ e pochłania swe ofiary w niezwykły i nieoczekiwany sposób. Tutaj miał miejsce bunt na “Bounty” i spalenie okr ę tu na
Pitcairn Island, tu zaton ą ł “Essex” - jedyny statek, o którym wiadomo na pewno, Ŝ e zatopił go wieloryb. Przypadek ten zainspirował Melville’a
do napisania Moby Dicka. Tu tak Ŝ e pod kadłubem “Hai Maru” eksplodował podwodny wulkan. Jednak pomimo tych wszystkich wybryków
najwi ę kszy ocean Ziemi zazwyczaj jest cichy i spokojny. Mimo to, a wła ś ciwie zwłaszcza dlatego nie nale Ŝ y go lekcewa Ŝ y ć . Osoby ciche i
wstydliwe cz ę sto zmieniaj ą si ę w bestie; ujawniaj ą cechy charakteru, o które nikt by ich nie podejrzewał.
Takie my ś li były jednak zupełnie obce komandorowi Feliksowi Dupree, gdy tu Ŝ przed zmrokiem wspinał si ę na mostek swego atomowego
okr ę tu podwodnego “Starbuck”. Skin ą ł głow ą oficerowi wachtowemu i oparł si ę o reling. Z rozkosz ą wdychaj ą c morsk ą bryz ę , pełen zawodowej
dumy spogl ą dał na obły dziób okr ę tu z łatwo ś ci ą pruj ą cy fale.
Wi ę kszo ść ludzi czuje przed morzem respekt, a nawet si ę go boi. Ale nie Dupree. Człowiek ten Ŝ ywił do morza takie uczucia jak ateista dla
religii: owszem, nale Ŝ y akceptowa ć gniew burzy i spokój ciszy, lecz nigdy nie da ć si ę zwie ść ich urokowi. Sp ę dził dwadzie ś cia lat na morzu, z
czego czterna ś cie na okr ę tach podwodnych, ale ci ą gle pragn ą ł czego ś wi ę cej. Był kapitanem najnowszego, najbardziej doskonałego okr ę tu
podwodnego na ś wiecie, ale i to mu nie wystarczało.
“Starbuck” niedawno opu ś cił stoczni ę w San Francisco. Konstrukcja okr ę tu od kilu do ostatniej ś rubki była całkowicie nowatorska - ka Ŝ dy
element i ka Ŝ dy system został zaprojektowany przez komputer, dzi ę ki czemu “Starbuck” był prekursorem nowej generacji podwodnych miast
zdolnych płyn ąć dwa tysi ą ce stóp pod powierzchni ą z szybko ś ci ą dwudziestu pi ę ciu w ę złów. W tym rejsie przypominał konia wy ś cigowego
czystej krwi na pierwszym pokazie, niespokojnego i gotowego zademonstrowa ć , co potrafi. Widowni jednak nie było. Był to bowiem pierwszy
rejs okr ę tu i Departament Obrony polecił przeprowadzi ć próby na pustkowiu w całkowitej tajemnicy. Dodatkowo, by unikn ąć ciekawskich, okr ę t
podwodny popłyn ą ł sam, bez towarzysz ą cej zwykle w takich przypadkach jednostki nawodnej.
Dupree został wybrany na dowódc ę tego dziewiczego rejsu dzi ę ki reputacji osoby trze ź wo my ś l ą cej i zwracaj ą cej uwag ę na szczegóły. W
Annapolis uzyskał przydomek “Bank danych”, gdy Ŝ wystarczyło poda ć mu fakty i czeka ć , a Ŝ udzieli logicznych odpowiedzi. W US Navy znano
jego talent, ale na stanowiskach admiralskich umiej ę tno ś ci oceniano na równi z osobowo ś ci ą , znajomo ś ciami i talentem do zjednywania sobie
ludzi, a tych cech Dupree nie miał. W efekcie pomijano go przy awansach.
Rozległ si ę brz ę czyk wewn ę trznego telefonu. Wachtowy odebrał, słuchał przez chwil ę w milczeniu, skin ą ł głow ą i odwieszaj ą c słuchawk ę ,
zameldował:
- Sonar melduje, Ŝ e dno w ci ą gu ostatnich pi ę ciu mil podniosło si ę o tysi ą c pi ęć set stóp, sir.
- Prawdopodobnie jaki ś podwodny ła ń cuch górski - mrukn ą ł Dupree. - Ci ą gle jeszcze mamy pod sob ą mil ę wody. Nie ma obawy, nie
utkniemy na mieli ź nie.
- Zawsze lepiej mie ć par ę stóp w zapasie - u ś miechn ą ł si ę porucznik.
Dupree odpowiedział u ś miechem i powoli odwrócił si ę w stron ę dziobu, unosz ą c lornetk ę zawieszon ą na szyi. Wiedział, Ŝ e to niepotrzebne,
gdy Ŝ system radarowy wykryłby przeszkod ę o wiele wcze ś niej ni Ŝ oko obserwatora, ale był to nawyk wyrobiony przez setki godzin sp ę dzonych
na starych okr ę tach i po ś wi ę conych przeszukiwaniu otaczaj ą cych wód w poszukiwaniu wroga lub przyjaciela. Poza tym patrzenie na fale przez
szkła było czym ś naprawd ę uspokajaj ą cym. W ko ń cu z westchnieniem opu ś cił lornetk ę i oznajmił:
- Schodz ę na kolacj ę . Prosz ę przygotowa ć mostek do zanurzenia o dwudziestej pierwszej.
Dupree zszedł trzy poziomy ni Ŝ ej i znalazł si ę na stanowisku dowodzenia. Nad zasłanym mapami stołem nawigacyjnym zastał pochylonych
nawigatora i pierwszego oficera.
- Mamy dziwne odczyty, sir - odezwał si ę Pierwszy na jego widok.
- Nie ma to jak jaka ś tajemnica na zako ń czenie dnia - mrukn ą ł Dupree; był w dziwnie dobrym nastroju. Podszedł do nich i spojrzał na papier
rozpostarty na pod ś wietlonym od spodu blacie. Map ę pokrywała siatka krótkich, krzy Ŝ uj ą cych si ę linii opatrzonych odr ę cznymi notatkami i
wzorami matematycznymi. - W czym problem? - zapytał.
- Dno podnosi si ę w sposób naprawd ę zaskakuj ą cy - zacz ą ł powoli nawigator. - Je Ŝ eli w ci ą gu dwudziestu pi ę ciu mil to si ę nie zmieni,
wyl ą dujemy na wyspie czy te Ŝ wyspach, które według mapy po prostu nie istniej ą .
- Jak ą mamy pozycj ę ?
- Jeste ś my tu, sir. - Ołówek nawigatora wskazał miejsce. - Sze ść set siedemdziesi ą t mil na północ od Kahuku Point na Oahu, kurs zero-zero-
siedem stopni.
Dupree si ę gn ą ł po mikrofon zwisaj ą cy obok tablicy kontrolnej.
- Radar, tu kapitan. Macie co ś na ekranie?
- Nie, sir - odparł mechanicznie operator. - Ekran czysty... zaraz... poprawka, sir. Mam słabe echo na horyzoncie, dwadzie ś cia trzy mile przed
dziobem.
- Co to jest? Wyspa?
- Nie, sir. Raczej chmura lub dym. Nie jestem pewien, sir.
- Dobrze, prosz ę zameldowa ć jak tylko zidentyfikujecie odczyt. - Dupree odwiesił mikrofon i odwrócił si ę do stołu nawigacyjnego. - I co
panowie na to?
- Je Ŝ eli to dym, to musi by ć i ogie ń - zastanowił si ę na głos Pierwszy. - Co mo Ŝ e si ę tu pali ć ? Wyciek ropy?
- Z czego? - spytał zniecierpliwiony kapitan. - Jeste ś my z dala od wszystkich linii Ŝ eglugowych. Najbli Ŝ sza, z San Francisco do Honolulu i
dalej na wschód, le Ŝ y czterysta mil na południe. Nie, płon ą ca ropa nie ma sensu. Nowy, dot ą d nie rejestrowany wulkan, to ju Ŝ lepsze
przypuszczenie, ale nadal jedynie przypuszczenie.
Tymczasem nawigator naniósł na map ę namiar radaru i obwiódł go niewielkim kółkiem.
- Chmura nad sam ą wod ą te Ŝ nie - mrukn ą ł. - Warunki atmosferyczne całkowicie wykluczaj ą mo Ŝ liwo ść powstania czego ś takiego.
- Kapitanie, tu radar - rozległo si ę z gło ś nika. - Zidentyfikowali ś my to, sir. Odczyt taki sam jak ławica mgły w New England. Gruba powłoka
o ś rednicy około trzech mil.
- Jeste ś cie tego pewni?
- Mog ę si ę zało Ŝ y ć o nast ę pny awans, sir.
Dupree przeł ą czył mikrofon na mostek i poinformował wachtowego:
- Poruczniku, nowy kontakt radarowy przed dziobem. Prosz ę zameldowa ć , jak tylko pan co ś dostrze Ŝ e. - Wył ą czył mikrofon i spytał
Pierwszego: - Jaka jest aktualna gł ę boko ść ?
- Dwa tysi ą ce osiemset stóp i nadal szybko maleje, sir.
- Szału mo Ŝ na dosta ć - mrukn ą ł nawigator, ocieraj ą c pot z karku. - Jedyne takie wzniesienie, o którym słyszałem, jest w Rowie Peruwia ń sko-
Chilijskim. Zaczyna si ę na dwudziestu tysi ą cach stóp pod powierzchni ą i wznosi si ę o mil ę na odcinku ka Ŝ dej mili. Do tej pory jest uznawane za
najbardziej strome podwodne zbocze na ś wiecie.
2
- Mhm - mrukn ą ł Pierwszy. - Geolodzy b ę d ą mieli niezłe miny, gdy im poka Ŝ emy te wykresy.
- Mo Ŝ e odnale ź li ś my zaginiony kontynent Mu?
- Daj spokój. Stanom Zjednoczonym potrzeba do szcz ęś cia jeszcze jednego kontynentu, na który trzeba b ę dzie wysyła ć pomoc.
- Tysi ą c osiemset pi ęć dziesi ą t stóp - zameldował sonarzysta.
- Bo Ŝ e - j ę kn ą ł nawigator. - Tysi ą c stóp w gór ę na mniej ni Ŝ pół mili. To niemo Ŝ liwe!
Dupree przeszedł na lew ą stron ę pomieszczenia i przysun ą ł twarz do ekranu sonaru, którego cyfrowy odczyt ukazywał dno jako
zygzakowat ą lini ę ostro wznosz ą c ą si ę ku czerwonej kresce oznaczaj ą cej powierzchni ę morza.
- Czy istnieje mo Ŝ liwo ść złego wyskalowania? - spytał, kład ą c dło ń na ramieniu operatora.
- Nie, sir. - Operator przeł ą czył co ś i s ą siedni ekran o Ŝ ył, ukazuj ą c ten sam obraz. - Sprawdziłem to wcze ś niej. To odczyt z zapasowego
sonaru; jest dokładnie taki sam.
Dupree obserwował przez chwil ę stale wznosz ą cy si ę zygzak, po czym wrócił do stolika i przyjrzał si ę aktualnej pozycji, któr ą naniósł
nawigator.
- Tu mostek - odezwał si ę gło ś nik. - Przed nami ławica mgły.
- Rozumiem. - Kapitan wył ą czył mikrofon, nadal w zamy ś leniu wpatruj ą c si ę w map ę .
- Mamy wysła ć wiadomo ść do Pearl Harbor, sir? - spytał nawigator. - Mo Ŝ e powinni wysła ć na rozpoznanie samolot?
Dupree milczał, b ę bni ą c lekko palcami po blacie. Rzadko podejmował błyskawiczne decyzje. Je Ŝ eli nie musiał, to wolał post ę powa ć zgodnie
z regulaminem.
Znaczna cz ęść załogi słu Ŝ yła ju Ŝ pod jego rozkazami i cho ć nie uwielbiali go ś lepo, to jednak cieszył si ę szacunkiem i podziwem za trafno ść
podejmowanych decyzji. Ufali mu i byli pewni, Ŝ e nie b ę dzie niepotrzebnie ryzykował i nara Ŝ ał zarówno swego, jak i ich Ŝ ycia. W ka Ŝ dym
innym wypadku mieliby racj ę i on sam pierwszy by to przyznał, ale tym razem mylili si ę i to całkowicie.
- Sprawdzimy to - powiedział cicho.
Zast ę pca i nawigator wymienili podejrzliwe spojrzenia. Rozkazy były jasne - przetestowa ć i sprawdzi ć okr ę t, a nie goni ć za dziwn ą mgł ą .
Mimo w ą tpliwo ś ci wzruszyli ramionami i wydali stosowne instrukcje.
Nikt nigdy si ę nie dowie, dlaczego komandor Dupree nagle post ą pił wbrew swej naturze i odst ą pił od dosłownego wykonywania rozkazów.
By ć mo Ŝ e tym razem nieznane zbyt silnie go przyci ą gało, a by ć mo Ŝ e ujrzał si ę w roli odkrywcy wracaj ą cego do portu w chwale po nale Ŝ ne mu,
a dot ą d odmawiane uznanie. Jakiekolwiek powody by nim nie kierowały, zagin ę ły wraz z okr ę tem, który zmienił kurs i pomkn ą ł przez fale
niczym ogar za ś wie Ŝ ym tropem.
“Starbuck” miał wpłyn ąć do Pearl Harbor w poniedziałek nast ę pnego tygodnia. Gdy nie pojawił si ę , a radiowe wezwania pozostały bez
odpowiedzi, zorganizowano zakrojone na wielk ą skal ę poszukiwania lotnicze i morskie. Bezskutecznie. Nie odkryto ani okr ę tu, ani
jakichkolwiek szcz ą tków, ani plam ropy. US Navy musiała przyzna ć si ę do utraty najnowszego okr ę tu podwodnego wraz z cał ą , licz ą c ą sto
sze ść dziesi ą t osób załog ą . Oficjalnie ogłoszono, Ŝ e USS “Starbuck” zagin ą ł na Pacyfiku wraz z cał ą załog ą . Czas, miejsce i przyczyna pozostały
nieznane.
3
1
W ś ród zatłoczonych hawajskich pla Ŝ nadal mo Ŝ liwe jest znalezienie łachy piasku oferuj ą cej wzgl ę dn ą , a czasami nawet całkowit ą
samotno ść . Jednym z takich nigdzie nie reklamowanych miejsc jest pla Ŝ a na Kaena Point, wrzynaj ą ca si ę w Kauai Channel. Mo Ŝ na si ę tu
spokojnie i samotnie poopala ć i odpr ęŜ y ć . Pla Ŝ a zachwycała pi ę knem, ale był to urok zwodniczy. Omywały j ą gwałtowne pr ą dy, gro ź ne nawet
dla bardzo do ś wiadczonych pływaków. Co roku, niby w jakim ś upiornym rozkładzie jazdy, gin ą ł tutaj co najmniej jeden amator k ą pieli
zwabiony łagodno ś ci ą fal. Wypływał bez problemów, ale gdy tylko próbował wraca ć , natykał si ę na pr ą d znosz ą cy go błyskawicznie i
nieust ę pliwie na otwarte morze. Paniczne krzyki o pomoc słyszały jedynie szybuj ą ce w górze albatrosy.
Tego dnia, na tej wła ś nie pla Ŝ y wygrzewał si ę pot ęŜ nie zbudowany m ęŜ czyzna ubrany w białe k ą pielówki, które ładnie kontrastowały z
opalenizn ą . Owłosiona pier ś unosiła si ę miarowo w powolnym oddechu wskazuj ą cym na sen. Le Ŝą cy zasłonił oczy muskularnym ramieniem,
przykrywaj ą c cz ęś ciowo czarne, g ę ste włosy. Widoczna cz ęść twarzy miała regularne, przyjemne rysy.
Dirk Pitt, gdy Ŝ to jego sze ść stóp i trzy cale sma Ŝ yły si ę na sło ń cu, obudził si ę i uniósł na łokciach, rozgl ą daj ą c si ę ciemnozielonymi oczyma.
Dla wi ę kszo ś ci ludzi pla Ŝ a była miejscem zabaw, opalania si ę i obserwacji licznych nagusów. Dla Dirka pla Ŝ a była jakby Ŝ yw ą istot ą , która
ci ą gle zmienia kształt i charakter, poddaj ą c si ę działaniu wody i wiatru. Fale docieraj ą ce do brzegu, rosn ą ce o tysi ą ce mil od brzegu na targanym
sztormem oceanie, dochodz ą c do płycizny, wznosiły si ę na mniej wi ę cej osiem stóp i załamywały si ę z rykiem, po czym spokojnie osi ą gały
brzeg, łagodnie omywaj ą c piasek.
Nagle jego uwag ę zwrócił nieoczekiwany błysk oddalony o jakie ś trzysta jardów od brzegu. Rozbłysk natychmiast znikn ą ł zakryty kolejn ą
fal ą , ale po chwili znów si ę pojawił. Kształt z tej odległo ś ci był nie do zidentyfikowania, ale kolor nie ulegał w ą tpliwo ś ci: fluorescencyjna,
jaskrawa Ŝ ół ć .
Najrozs ą dniej było po prostu le Ŝ e ć dalej i czeka ć , a Ŝ w ko ń cu pr ą d wyniesie ów nieznany obiekt na brzeg. Min ę ło jednak pół godziny, a to
Ŝ ółte co ś nadal kołysało si ę rado ś nie na wodzie. Pitt stracił resztki cierpliwo ś ci i przygl ą daj ą c si ę obiektowi niczym kot oddzielonej bagnem
myszy, zepchn ą ł zdrowy rozs ą dek na drugi plan. Powoli wstał i ruszył w kierunku wody. Gdy si ę gn ę ła mu do kolan, rzucił si ę szczupakiem, tak
obliczaj ą c ruch, by załamuj ą ca si ę fala przepłyn ę ła ponad nim. Woda była ciepła jak w wannie - pomi ę dzy siedemdziesi ą t pi ęć a siedemdziesi ą t
osiem stopni Fahrenheita. Wynurzył głow ę na powierzchni ę i popłyn ą ł, pozwalaj ą c w znacznej mierze nie ść si ę pr ą dowi ku gł ę bszej wodzie. Nie
musiał unosi ć głowy, by na czas dostrzec kolejn ą fal ę - wiatr zwiewaj ą cy z jej szczytu mgiełk ę wodnego pyłu docierał do Pitta wystarczaj ą co
wcze ś nie, by zd ąŜ ył nabra ć powietrza i poczeka ć , a Ŝ pot ęŜ na ś ciana wody przepłynie nad nim. Potem znów była chwila spokoju, wydech i
sytuacja powtarzała si ę .
Po kilku minutach przestał płyn ąć . Unosił si ę w miejscu, wykonuj ą c jedynie nieznaczne ruchy. Rozejrzał si ę . ś ółty przedmiot był o
dwadzie ś cia jardów w lewo. Paroma silnymi uderzeniami ramion Pitt skompensował pr ą d znosz ą cy go w prawo i dotkn ą ł palcami ś liskiej, obłej
powierzchni. Łup miał kształt cylindra długiego na dwie stopy, szerokiego na osiem cali i całkowicie otoczonego Ŝ ółt ą , wodoodporn ą osłon ą z
plastiku. Na ko ń cach cylinder oznaczono czarnym napisem: US NAVY. Był lekki - wa Ŝ ył mniej ni Ŝ sze ść funtów i unosił si ę spokojnie na
powierzchni. Pitt obj ą ł go i przez chwil ę pozwolił r ę kom odpocz ąć . Dało mu to okazj ę do dokładnego zorientowania si ę w sytuacji.
Pla Ŝ a była pusta na par ę mil w obu kierunkach. Niemo Ŝ liwe wi ę c było, by ktokolwiek mógł doceni ć jego głupot ę i wezwa ć pomoc,
informuj ą c władze. Spadzistym klifom rozci ą gaj ą cym si ę poza granicami pla Ŝ y nawet nie po ś wi ę cił uwagi: szansa na to, by kto ś zabawiał si ę
wspinaczk ą w ś rodku tygodnia równała si ę zeru. Dopiero teraz zadał sobie pytanie, czysto zreszt ą retoryczne: po co zrobił co ś a Ŝ tak głupiego?
Stwierdził, Ŝ e po raz kolejny podj ą ł wyzwanie, nie licz ą c si ę zbytnio z konsekwencjami, a gdy je ju Ŝ podj ą ł, to nie potrafił zrezygnowa ć . W
konsekwencji znajdował si ę w mocy morza, które nie zamierzało da ć mu szansy ucieczki.
Przez chwil ę rozwa Ŝ ał szans ę płyni ę cia wprost do brzegu, ale tylko przez chwil ę . Mark Spitz mógłby tego dokona ć , ale Mark ć wiczył pół
Ŝ ycia, zanim zdobył olimpijskie złoto i nie wypalał przy tym paczki papierosów dziennie ani nie ko ń czył dnia kilkoma podwójnymi Cutty Sark z
lodem. Jedyne co dawało nadziej ę , to przechytrzenie starej matki natury w jej własnej grze. Otaczaj ą ce go fale były znacznie ni Ŝ sze, a pr ą d
znacznie słabszy. U ś miechn ą ł si ę lekko - pr ą dy i przeciwpr ą dy były jego starymi znajomymi, podobnie jak ka Ŝ dego, kto par ę lat zajmował si ę
surfingiem. Znał ich zasady i sztuczki. Pływak mógł zosta ć zniesiony na pełne morze mimo rozpaczliwych wysiłków, by temu zapobiec, a
tymczasem bawi ą ce si ę kilkadziesi ą t jardów dalej dzieci nawet nie czuły najmniejszego mu ś ni ę cia pr ą du.
Pr ą dy takie jak ten powstawały, gdy fala przypływaj ą ca powracała do oceanu przez w ą skie kanały w podwodnych piaskach spowodowane
najcz ęś ciej przez sztormy. W zale Ŝ no ś ci od rozkładu tych kanałów oraz siły fali pr ą d osi ą gał rozmaite szybko ś ci. Ten Dirk oceniał na co
najmniej cztery mile na godzin ę , co dla niezłego pływaka, którym zreszt ą był, i tak stanowiło niemał ą trudno ść . Obserwuj ą c systematyczny
spadek szybko ś ci, z któr ą pr ą d ci ą gn ą ł go ze sob ą , Pitt doszedł do wniosku, Ŝ e musiał znale źć si ę na jego skraju. Wystarczyło teraz troch ę
wzmo Ŝ onego wysiłku, by poruszaj ą c si ę równolegle do brzegu, wyrwa ć si ę z jego u ś cisku, po czym wyl ą dowa ć w innym miejscu ni Ŝ to, z
którego wypłyn ą ł.
Bardziej ni Ŝ pr ą du obawiał si ę rekinów. Tak daleko od brzegu, w ś ród wysokich fal ryby te nie zawsze oznajmiały sw ą obecno ść płetw ą tn ą c ą
powierzchni ę , zawsze natomiast polowały. Bez maski do nurkowania nie mógł nawet dostrzec, czy nie grozi mu podwodny atak. Jedyn ą nadziej ę
pokładał w tym, Ŝ e zdoła dotrze ć do obszaru załamywania si ę fal bez spotkania z Ŝ arłocznymi bestiami. Na płytszych i bardziej wzburzonych
wodach był w miar ę bezpieczny - turbulencje, które tam istniej ą , powoduj ą unoszenie si ę sporej ilo ś ci piasku, a to z kolei utrudnia rekinom
oddychanie. Jedynie najgłodniejsze z nich zapuszczaj ą si ę w tak niego ś cinne okolice.
Teraz nie było sensu oszcz ę dza ć sił. Ruszył, pot ęŜ nymi zagarni ę ciami młóc ą c wod ę , zupełnie jakby wszystkie rekiny Pacyfiku płyn ę ły tu Ŝ za
nim. Min ą ł prawie kwadrans, zanim poczuł pierwsze, słabiutkie jeszcze pchni ę cie fali w stron ę brzegu. Po kilku minutach silna fala uniosła
cylinder i jego wystarczaj ą co silnie, by zdołał osi ą gn ąć brzeg. Ledwie dotkn ą ł kolanami piasku, szybko pozbierał si ę i zataczaj ą c si ę niczym
pijany, wyszedł z wody, ci ą gn ą c za sob ą cylinder. Opadł na piasek dwadzie ś cia jardów od linii przypływu. Odetchn ą ł, wyci ą gaj ą c si ę na
rozgrzanym piasku.
- Jeszcze nie tym razem - mrukn ą ł.
Po długiej chwili Pitt zainteresował si ę zdobycz ą . Gdy zdj ą ł plastikow ą osłon ę , ujrzał aluminiowy pojemnik. Nigdy takiego nie widział. Boki
wytłoczone były we wzorek przypominaj ą cy do złudzenia miniaturowe tory kolejowe, a jeden koniec zamkni ę ty był odkr ę canym wiekiem.
Drobnozwojowy gwint naci ę ty na szeroko ś ci kilku cali zapewniał zawarto ś ci dobr ą ochron ę przed wilgoci ą . Wewn ą trz za ś znajdował si ę ciasno
zwini ę ty rulon kilkunastu kartek papieru. Dirk wyj ą ł je i rozprostował, przygl ą daj ą c si ę stronicom odr ę cznego pisma wypełniaj ą cego urz ę dowe
druki.
ś adna siła nie była w stanie powstrzyma ć go przed zapoznaniem si ę z tre ś ci ą tego, co wyłowił. W miar ę czytania, pomimo
dziewi ęć dziesi ę ciostopniowego upału, zacz ę ło mu si ę robi ć zimno. Rozejrzał si ę odruchowo, prawie pewien, Ŝ e kto ś go obserwuje, ale poza
paroma mewami drepcz ą cymi po piasku b ą d ź unosz ą cymi si ę nad wod ą wokół nie było nikogo. Ptaki ignorowały go całkowicie. Próbował
przerwa ć lektur ę , ale to co czytał, zbyt przykuwało uwag ę i było zbyt zaskakuj ą ce, by próby mogły si ę uda ć .
Gdy sko ń czył, siedział nieruchomo przez dziesi ęć minut, wpatruj ą c si ę pustym wzrokiem w ocean. Pod dokumentami widniał podpis:
admirał Leigh Hunter. Dirk wolno wsun ą ł papiery do cylindra, zakr ę cił pokryw ę i dokładnie zało Ŝ ył plastikow ą osłon ę . Wokół panowała cisza
tak nienaturalna, Ŝ e a Ŝ dzwoniło w uszach - nawet huk załamuj ą cych si ę fal był jakby stłumiony i nienormalny. Wstał, otrzepał si ę z piasku,
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin