May Karol - Jego królewska mość.pdf

(477 KB) Pobierz
1012443302.002.png
JEGO KRÓLEWSKA MOŚĆ
Karol May
1012443302.003.png
W POTRZASKU
Doktor Hilario niespokojnie przemierzał pokój tam i z powrotem.
— Być może, palnąłem dziś największe w życiu głupstwo — mruczał do siebie. — Zdradziłem
tajemnicę. Czy wyjdzie mi to na korzyść?
Wtem cicho zapukano do okna. Otworzył je i wyjrzał. Na dworze stał jakiś mężczyzna.
— Kto tam? — zapytał ostro.
— To ja, stryju.
— Manfredo? Już idę.
Otworzył boczną furtkę i wpuścił bratanka.
— Nie oczekiwałem ciebie — powiedział. — Czy masz coś ważnego?
— Tak, nawet bardzo.
— Chodź ze mną do pokoju!
Przez pewien czas przypatrywał się młodemu mężczyźnie.
— Skąd przybywasz? — spytał wreszcie.
— Z hacjendy del Erina.
— Dlaczego stamtąd? Przecież wysłałem cię do stolicy, abyś odszukał kogoś z werbujących dla
Corteja.
— Byłem tam, stryju. Udało mi się spotkać jednego z jego ludzi. Powiedział, że Cortejo
przebywa w hacjendzie del Erina. Zaciągnąłem się wraz z innymi i wyprawiono mnie tam.
— Po co zatem tu przyjechałeś?
— Proszę, abyś wyświadczył przysługę Cortejowi, o ile oczywiście zechcesz. Potrzebne mu
schronienie. Jest zbiegiem.
Zdziwienie odmalowało się na twarzy starca. Manfredo poinformował go w paru słowach o
fatalnych przygodach Corteja, zdobyciu hacjendy przez Miksteków oraz powrocie hrabiego Fernanda
i jego przyjaciół.
— Nie mam czasu, aby wszystko ci dokładnie opowiedzieć. Uwierz mi jednak, że przeżyliśmy
wiele okrutnych dni i że z całą pewnością zarządzono za nami pościg. Z ogromnym trudem
uratowaliśmy córkę Corteja, której groziło poważne niebezpieczeństwo.
— A więc i ona jest z wami?
— Tak. Cortejo, Josefa, Grandeprise, którego ongiś wyleczyłeś, i pewien Meksykanin.
— Gdzie są?
— Niedaleko. Przyszedłem tu sam, aby się dowiedzieć, czy skłonny jesteś przyjąć Corteja.
Doktor przechadzał się zamyślony po celi.
— Co za przypadek! Oczywiście przyjmę. Przyprowadź go!
Manfredo wyszedł i niebawem wrócił z Cortejem. Na skinienie stryja wyszedł ponownie,
zostawiając ich samych.
Cortejo stał przy drzwiach. Ukłonił się i z nieufnością przyglądał się starcowi. Ten zaś zmierzył
przybysza spojrzeniem od stóp do głów i zapytał:
— Cortejo to pańskie nazwisko, senior?
— Tak.
— Jest pan owym Cortejem, który służył u hrabiego Fernanda Rodrigandy?
— Zgadza się.
— Witam pana. Proszę usiąść.
Cortejo usiadł, Hilario jednak stał i nie spuszczając z gościa przenikliwego spojrzenia mówił
1012443302.004.png
dalej:
— Bratanek powiedział mi, że szuka pan na pewien czas schronienia. Jestem gotów udzielić go
panu.
— Dziękuję. Ale czy będę tu bezpieczny? Nikt się o tym nie dowie?
— Ma pan powody do obaw?
— Niestety Czy zna pan moje koleje losu?
— Wiem, że zabiegał pan o fotel prezydenta.
— Właśnie. I z tego powodu wygnano mnie z kraju.
— Francuzi?
—- Właściwie to cesarz Maksymilian: ale on nic nie uczyni bez zgody Francuzów. Nie chcąc
rezygnować z kandydowania, wyruszyłem na północ, gdzie zamierzałem zgromadzić swoich
popleczników. Znienacka napadnięto na mnie w hacjendzie del Erina. Rozgromiono moich ludzi i
jestem pewien, że zorganizowano pościg.
— U mnie będzie pan całkowicie bezpieczny. Ten stary klasztor ma tyle jaskiń, korytarzy i
podziemi, że można tu ukryć tysiące ludzi.
— To znakomicie! Zwłaszcza że w mieście są Francuzi, o czym się przed chwilą dowiedziałem.
Poznaliby mnie na pewno.
— Nie powinien się pan niczego obawiać. Juarez rozbroił Francuzów. Będą więc zadowoleni,
jeżeli pozwoli im spokojnie wyjechać. Co się tyczy wynagrodzenia...
— Jestem bogaty — przerwał mu Cortejo.
— Co to za bogactwo? Cortejo się speszył.
— Dlaczego pana to interesuje?
— Nie ze względów osobistych, bo zrzekam się zapłaty. Chcę jednak poznać pańską sytuację i
powiązania, aby wiedzieć, w czym mógłbym być przydatny.
— Dziękuję. Ale niech mi pan powie, czemu zawdzięczam takie zainteresowanie moją osobą?
— Dowie się pan wkrótce. A teraz ponawiam pytanie: co to za bogactwo?
— Zarządzam majątkiem hrabiego Rodrigandy. Nieokreślony uśmiech pojawił się na twarzy
doktora:
— To znaczy, że zagarnął pan majątek hrabiego? Cortejo zmieszał się.
— Tego nie chciałem powiedzieć.
— Nie obchodzi mnie, co pan chciał powiedzieć. Rozpatruję tylko fakty. Zresztą, stracił pan
stanowisko. Nie mógłby mnie zatem senior wynagrodzić.
— Mam pieniądze! I to dużo! — Cortejo zląkł się, że doktor go nie przyjmie. — Są dobrze
schowane. Musiałem być przygotowany na wszelką ewentualność.
— A więc ukrył pan część bogactw hrabiego? Odpowie pan za to!
— Co to ma znaczyć?
— To chyba jasne, że hrabia Fernando udzieli panu dymisji.
— Co?! — wykrzyknął Cortejo. — Hrabia już dawno nie żyje!
Doktor znowu się uśmiechnął.
— Sam pan w to nie wierzy. Wie pan równie dobrze jak ja, że don Fernando żyje.
Krew uderzyła do głowy Corteja.
— Kto panu o tym powiedział?
— Mój bratanek Manfredo. Był z panem dosyć długo, aby zorientować się w niejednym.
— Pański bratanek źle pana poinformował.
— Nie usiłuj mnie pan oszukać! Wiem dokładnie, jak się rzeczy mają. Nie jest pan szczery ze
1012443302.005.png
mną i dlatego nie przyjmę pana!
— Ale co pana obchodzi rodzina Rodrigandów?
— Nic, absolutnie nic. Ale nie mogę ukrywać człowieka ściganego, nie wiedząc, co może mi
grozić ze strony jego prześladowców.
— Nie powinien się pan nikogo lękać.
— Znowu powtarzam: sam pan nie wierzy w to, co mówi. Mój bratanek niewiele mi przekazał,
ale zrozumiałem, że ci, którzy was ścigają, są bardzo odważnymi ludźmi. Co mają przeciwko panu?
Musi mi pan zaufać i wyjawić całą prawdę.
Cortejowi pot wystąpił na czoło. Był w potrzasku. Tylko doktor Hilario mógł mu pomóc. Ale
odsłonić się przed nim? Wyspowiadać? Nie ma jednak innego wyjścia. Przecież później będzie go
można usunąć. Kiedy i jak, czas pokaże. Szybkim, zdecydowanym ruchem podniósł głowę rzekł:
— No dobrze, wtajemniczę pana w swoje sprawy. Ale czy naprawdę mogę panu zaufać?
— Przysięgam, że nikomu nie powiem o tym, czego się od pana dowiem.
— Mam nadzieję. Może senior być pewny, że w przeciwnym przypadku zabiję pana.
I oto Cortejo zrobił coś, co uważał dotychczas za niemożliwe — dopiero co poznanego
człowieka wtajemniczył w sekrety rodu Rodrigandów. Omijał wszystko, co go mogło ośmieszyć.
Mimo to doktor Hilario dowiedział się tyle, że kiedy Cortejo skończył, zapytał z niedowierzaniem:
— Czy to prawda, senior? Może opowiedział mi pan treść jakiejś przeczytanej czy usłyszanej
historii?
— Najszczersza prawda.
— Czy sądzi senior, że niebawem przybędą pana wrogowie?
— Tak. Wyruszyli natychmiast za nami i jestem pewien, że nie zgubią mojego śladu.
— A więc przyjmiemy ich. Ale czy muszę ukryć także pańskiego towarzysza, Meksykanina? Nie
będzie mi potrzebny.
— Mnie także. Oddal go.
— Dobrze. Inna rzecz z Grandeprisem. Jest mi wielce zobowiązany i na pewno nas nie zdradzi.
Idźże teraz, senior Cortejo, i przyprowadź córkę. Wskażę wam ukryte podziemne mieszkanie.
W tym czasie seniorita Emilia siedziała w swoim pokoju. Biła się z myślami, czy już dziś przejąć
tajną korespondencję doktora. Pokój jej znajdował się blisko pokoju Hilaria. Dzięki temu usłyszała,
że ktoś odwiedził ordynatora. Zgasiła światło i uchyliła lekko drzwi, aby podsłuchiwać. Po pewnym
czasie znowu rozległy się czyjeś kroki. Kiedy drzwi pokoju doktora zostały otwarte, ujrzała w blasku
lampy, że wchodzi tam mężczyzna i kobieta. Jak zdążyła zauważyć, mężczyzna był ślepy na jedno
oko.
Przez pewien czas nic się nie działo. Potem usłyszała szmery. Zobaczyła, jak Hilario i dwoje
przybyszów kierują się ku schodom, prowadzącym do podziemi. Kiedy mijali jej pokój, dotarło do
niej kilka słów z prowadzonej szeptem rozmowy:
— Seniorita Josefa, na dole będzie pani zupełnie...
Ledwo zniknęli, wpadła jej do głowy śmiała myśl. Nie zastanawiała się ani chwili. Wzięła kilka
zapałek i zakradła się do pokoju Hilaria. Było tam ciemno. Zapaliła zapałkę, by oświetlić ścianę,
gdzie wisiały klucze. Zdjęła odpowiednie i wróciła do swego pokoju, znów nie domykając drzwi.
Wkrótce wrócił Hilario. Był teraz sam. Widocznie ukrył tamtych w podziemiach — pomyślała.
Postawiwszy lampę na stole, przechadzał się, mówiąc do siebie (tego już jednak Emilia słyszeć nie
mogła):
— Co za wieczór! Ale ten Cortejo głupi i nieostrożny. Zdradzić mi taką historię? Do licha!
Zrobię Manfreda hrabią! A że trzeba będzie usunąć wszystkich wtajemniczonych w tę sprawę... No
1012443302.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin