Jerzy Edigey - Strzal na dansingu.pdf

(1135 KB) Pobierz
1071169808.001.png
JERZY EDIGEY
STRZAŁ
NA
DANSINGU
I
Orkiestra przestała grać. Ciasno stłoczony na parkiecie
tłumek widząc, że muzycy odkładają swoje instrumenty, powoli
kierował się wąskimi przejściami w stronę stolików. Zgasły
reflektory robiące nastrój i pod sufitem zapłonęły normalne
światła. Młody człowiek, zajmujący wraz ze swoją towarzyszką
stolik bezpośrednio przy parkiecie, na próżno usiłował zwrócić
uwagę kelnera.
– Kelner! Panie, panie! – wołał, pragnąc w ten sposób
zatrzymać przechodzącego właśnie z bardzo ważną miną pana
w białej kurtce, z nie pierwszej świeżości serwetką
przewieszoną przez lewą rękę.
– Kolega – odburknął przedstawiciel branży gastronomicznej
i szybko zniknął w przejściu prowadzącym do kuchni.
– Wściec się można – złościł się młody człowiek – już 45
minut siedzimy tutaj i jeszcze nikt nie raczył się nami
zainteresować. Już trzeci kelner zbywa mnie w ten sam sposób.
– Czemu się tak złościsz? – towarzyszka młodego człowieka
bawiła się niezadowoleniem partnera. – Myślałby kto, że
chcesz zamówić łososia z koniakiem, a później szampana.
– Już dwa razy grali i nie mogliśmy tańczyć. Musimy
warować przy stoliku, bo zaraz ktoś by nam go zajął. Nigdy
więcej nie dam się namówić na przyjście tutaj.
Dziewczyna bawiła się zdenerwowaniem partnera coraz
lepiej.
– Specjalnie wyszukuję dansing z najlepszą orkiestrą w
Łodzi, a kto wie, czy nie w całej Polsce. Przecież to słynna
„.Złota trąbka” Stanley’a Smitha. To ten, który teraz gra na
saksofonie. Jego popisowym numerem jest wiązanka melodii
jazzowych na trąbce z towarzyszeniem orkiestry. Wszystkie
łódzkie kociaki za nim szaleją.
– Nie jestem łódzkim kociakiem – odburknął mężczyzna – i
nigdy nim nie będę.
– Nic nie wiadomo – śmiała się dziewczyna – właśnie przed
paru dniami mieliśmy bardzo ciekawy wykład o zmianie płci.
Profesor demonstrował zdjęcia osobnika przed operacją i po jej
dokonaniu. Kto wie, może niedługo będę ciebie nazywała
Zygmunta. Ale tutaj jest atrakcja również dla mężczyzn. Maria
Bolero, piękna piosenkarka o fantastycznym głosie.
– Nigdy o takiej nie słyszałem.
– Wy, w milicji, jesteście strasznie zacofani. Jak można nie
słyszeć o Marii Bolero, która ostatnio robi zawrotną karierę w
radiu i telewizji. Mają podobno kręcić z nią jakiś film...
– Garson! Panie ober – młody człowiek podjął jeszcze jedną,
zresztą równie bezskuteczną jak poprzednie, próbę zwrócenia
uwagi kelnera na swoją osobę.
– A prosiłem cię, Haneczko – zaczął po chwili, gdy kelner
zniknął jak sen – żebyśmy poszli do mnie. Mam radio z
adapterem, ładne płyty. Zrobiłbym kawy, jakiej nie dadzą w
żadnym lokalu. Potańczylibyśmy...
– I co jeszcze? – śmiała się dziewczyna.
– Tyle razy cię zapraszałem! Przecież przyrzekłaś, że
przyjdziesz i zawsze się wykręcasz. Wiesz co? Rzućmy do diabła
ten dansing i chodźmy do mnie. Stąd na Lutomierską nie jest
tak daleko.
– Nie, dziś już za późno. Może kiedy indziej? Zresztą chcę
zobaczyć z bliska Marię Bolero i posłuchać Stanley’a Smitha.
To chyba ostatni mój wypad gdzieś do lokalu. Dyplom za parę
miesięcy, trzeba wziąć się do kucia.
– Znowu mi odmawiasz.
– Nie martw się tym zbytnio – kpiła dziewczyna.
– W Łodzi jest tyle ładnych dziewczyn, które z radością
skorzystają z zaproszenia młodego człowieka.
– Uparłaś się, żeby mnie dzisiaj wyprowadzić z równowagi,
ale to ci się nie uda.
– Nawet się tego nie spodziewam – Hanka bawiła się coraz
lepiej.
– Kelner! Ja chyba zrobię zaraz awanturę.
– Kolega – odburknął pan w białym kitlu i dodał – zaraz go
poproszę.
W małym korytarzyku prowadzącym do kuchni stało paru
kelnerów. Palili papierosy i czekali, aż blokierka poda im
zamówione potrawy.
– Mietek, na czwórce jeden gość strasznie się denerwuje,
mówi, że zrobi awanturę. Idź do niego.
– Ee, jaki tam gość! Jakaś łachudra. Garniturek granatowy,
starszy niż odbudowane Bałuty. A ona wprawdzie młoda i
ładna, ale ta sukienczyna. To nie z tych, co bywają w
Honoratce. Najlepszy stół mi drań zajął. Przy samym parkiecie.
A zamówi potem dwie kawy i dwa torty.
– Trzeba było powiedzieć, że zajęte.
– Położyłem kartkę – zarezerwowane – to, cholera, tylko się
roześmiał i powiedział, że wszystko w porządku, bo to on
właśnie zamawiał. Mało mnie krew nie zalała.
– Ona była tu już przed tym ze dwa razy. Z jakimiś
studentami, ale jego nigdy nie widziałem. Przystojny chłopak.
– Co z tego, że przystojny, kiedy goły. Co on ci da zarobić? I
to przy takim stoliku! Jak Prezes przyszedł, to nie miałem go
gdzie posadzić. Ledwie znaleźli stolik pod ścianą.
– Prezes dawno nie był. Nawet pytał o niego jeden gość,
znajomy, pewny. Chciałby trochę doli kupić. Żona jedzie na
wycieczkę do Francji. Może byś szepnął Prezesowi.
– On tego nie lubi. Tutaj przychodzi tylko po to, żeby się
zabawić. A interesy załatwia w Łodziance. Nie będę mu nic
mówił. Wpadnij ze swoim gościem do Łodzianki. Tam z
Prezesem załatwisz. Przecież go znasz.
– Pewnie, że znam. Jeszcze z tych lat, gdy pracowałem w
Albatrosie. To była dobra buda. A jacy goście tam bywali! Na
starą walutę za sobotę to się nieraz i iż dziesięć patyków
zarobiło. Mała dziura, z desek zbita, drzewa w środku rosły, a
ludzie się pchali. No, ale lecę do tego gościa. Już ja go
przerobię!
Za chwilę przed stolikiem stanął kelner.
– Szanowanie – wymamrotał, patrząc gdzieś w przestrzeń
ponad siedzącą parą. – Czym mogę służyć?
– Dwie kawy i dwa torty – zadysponował młody człowiek.
– Wiedziałem – mruknął mężczyzna w białym kitlu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin