%. Ш: Л> 'W ,V S.4t4 u № sauna мілзіупаагішьл^ gaj■•,-. 'Г-Głowaczów/-, •Ї'Ч'-І'М^ >\' >'t •■■■ S m f ,=#«. % , r J^ "CÓRA * «І Ік П $ * 1 P 1 %: iy Vi. I»?, *A % .% V-. .4 № О % 1* i% f» RAWA U AZ. K i S % Zteftroztfm0 V Ostrówka 5 Ił Jr'S"'\ ,J...J/ÓOIELIfICA (JTOBT MIASTOnadPILIl '■>?•• *:Г SOS UJJJJ_____l_ /0 /S ^0*m _l____I____I — —• granica województwa ■ radomskiego ЬіШІЇї!, 9 miasta wymienione w tekście iff^!f#s № ■ #%^ *U' Kimam _ Popooróm Шш^~ l%5 Przytyk Cerekiew '^ ""^8Cfe. „ Q / „ (Miednice o > RADOM . 'Uttf&G, Czarnolas \/ # ^їЩЇ' . 4 ... t Kotorowlce . ™ОШщ «^bfi»"^.,.; -^f Oo .V-. i-, „ -ZamoScmomy. r''"' Mazowszany%tX>SKARrszEW * <«' ЧІ<-/ «. •>>■ ^«ЖК KAZIMIERZ , . Ł ».., $&, r-~~^ . ^^ долл* Jastrząb :■#%:. ■*>■■•' £іі«Г£і? ąe»^»«^ BAŚNIE i LEGENDY _ ziemi radomskiej ■ . 900Z ZQ Б 2 ZENO» GIERAU BAŚNIE i LEGENDY ziemi radomskiej WYDA WNICTWO PTTK „KRAJ" WARSZAWA 1986 Opracowanie graficzne Juliusz Kulesza Opracowanie kartograficzne Anna Rzadkowska Redaktor kartograf Anna Rzadkowska Korektor Krystyna Okoniewska MIEJSKA ВШЛ0ТЖА FlMlCZNA w Zabrzu ł ZN. KLA§^ NR INW, Ш £.£.P, K№ (C) Copyright by Zenon Gierata. Warszawa 1986 ISBN 83-7005-103-0 „Nie pogardzaj bajka gminną, ona się wysnuwa z serca ludu, z jego pojęć, marzeń, nadziei, z całego jego bytu w pewnej epoce: dlatego też objawia w sobie żywotne pierwiastki narodu, jego charakter i pogląd na życie." (L. Srtyrmer „Katakptyk". tom i) Od autora Ziemia Radomska, jak wiele innych regionów Polski, ma przepiękne opowieści, baśnie i legendy tworzone przez dziesiątki, a nawet setki lat wśród jej mieszkańców. Przekazywane z ust do ust, z dziada pradziada, tchną swoistym czarem przeszłości, mówią wiele o mieszkańcach i miejscowej tradycji. Wyszukane z trudem ustne przekazy, zasnute mgłą niepamięci pozwoliły odtworzyć legendarną historię powstawania wielu wsi i miasteczek. Historia to pradawna, której daremnie szukalibyśmy w uczonych rozprawach. Mimo że niekiedy minęły stulecia przetrwała w opowieściach ludu. Czasami są to bardzo skrócone wzmianki, innym razem barwne i pełne życia opisy. Mam nadzieję, że — choć poddane upiększającej obróbce — nie zatraciły swego oryginalnego charakteru. Zebrane tu opowieści dotyczą przede wszystkim miejscowości, których nazwy mają swój legendarny rodowód sięgający głęboko w przeszłość. Przekazywane z pokolenia na pokolenie zginęłyby niechybnie wraz z odejściem jej mieszkańców. Warto zatem uchronić chociażby cząstkę tych uroczych opowieści. A opowiadają je starzy mieszkańcy wsi i miasteczek, barwnie i żywo. To właśnie oni w długie jesienne i zimowe wieczory stworzyli ową krainę baśni, nierzeczywistą i zaczarowaną. „...baśń tęczowymi słowy Płynie. Czasem dźwigną głowy Zadrzemane babki z kąta... Coś im się po myślach pląta... Przetrą oczy półprzytomne, Szepcą cicho: „Pomnę, pomnę..." D (Leopold Staff „ Wieczornica") Legendy te starałem się przekazać w możliwie prostej formie, charakterystycznej dla ludzi, którzy je stworzyli. Wiele z nich może zawierać szereg naieciałości z innych regionów Polski i dopiero dokładniejsze badania mogłyby wyjaśnić ostateczne ich pochodzenie. Sprawę tę pozostawmy jednak etnografom. Żywię nadzieję, że mimo wszystko nie zatraciły one swojego oryginalnego charakteru i autentyczności. Znaleźć będzie można pośród nich prawdziwe skarby Ziemi Radomskiej, bo jak pisze Ksawery Pruszyński: „...nie ma autentycznych lub podrobionych legend. Legendy nie mają metryki...". Słowa serdecznej podzięki kieruję w tym miejscu do młodzieży z Zespołu Szkół Mechanizacji Rolnictwa w Radomiu, która niestrudzenie przez szereg lat pomagała mi w zbieraniu baśni i legend, oraz tym wszystkim, którzy potrafili zachęcić mnie do pracy nad tą książką. Szczególne słowa podziękowania należą się Wojewódzkiemu Domowi Kultury i „Tygodnikowi Radomskiemu". Posłuchajmy zatem, co w długie zimowe wieczory, gdy wicher za węgłem sypał zamiecią, a ogień w kominie strzelał pękami iskier, opowiadali sędziwi mieszkańcy tej ziemi. Ludzie i potwory POTWORÓW W czasach, kiedy ziemię naszą zamieszkiwały potężne gady o łabędzich szyjach, skrzydłach nietoperza i rybich łuskach, ludzie byli ba*-d7o biedni i daleko im było do dzisiejszej mądrości. Widiąc, iż przy takich umiejętnościach przyjdzie ludziom niechybnie zginąć wśród dzikiej i nieprzyjaznej przyrody, potwory owe zaczęły im przychodzić z wielką pomocą. Od nich to ludzie w krótkim czasie nauczyli.się odróżniać trujące dzikie jagody od jadalnych, zbierać grzyby i orzechy, a gdy nadszedł czas zimy, rozpalały ogień, by w jego cieple człowiek mógł ogrzać zziębnięte ciało. W miarę, jak przyjaźń między nimi rosła, ludzie — irrmo swych potężnych sąsiadów — coraz śmielej sobie z nimi poczynać zaczęli. Oto potwory zaczęły budować dla nich suche i ciepłe domy, człowiek więc mógł opuścić wilgotną i ciemną jaskinię, zaś gdy nadszedł cz-^s zimy, ludzie zażądaii, aby dostarczono im pokarmu do domów, bowiem żadnych nie robili zapasów. Widząc to potwory zaczęły uczyć ludzi, w jaki sposób sieje się i zbiera zboże. Poleciały w tym celu daleko, aż do ciepłych krajów, skąd przyniosły ludziom ziarna pszenicy, żyta i jęczmienia. Zaczęła się żmudna nauka, jak owe rośliny należy siać i zbierać, gdyż ludzie niechętnie zabrali się do pracy. Potwory same więc musiały większą część roboty wykonać, nie chcąc, aby cały ich trud poszedł na marne. Jednakże powoli, powoli ludzie opanowali sztukę siania i orania, nauczyli się sporządzać sieci i łowić ryby, a gdy przekonali się, że sami już doskonale sobie radzą, zaczęli na swych sąsiadów nieprzychylnie spoglądać. Rozpoczęły się długo w noc trwające narady, jak owych — ukrytych w głębi puszczy — sąsiadów pozbyć się raz na zawsze. Potwory o niczym nie wiedziały, nadal więc spieszyły ludziom z pomocą, dziwiąc się niekiedy, że woda w strumieniu, gdzie gasiły pragnienie stała się nagle słona, a owoce dziwnie gorzki smak przybrały. Nie wiedziały, że to ludzie w źródłach rzeki sypali sól, a owoce zaprawiali różnymi ziołami, aby nie smakowały potworom. Liczyli, że te, zniechęcone złym pożywieniem wkrótce odlecą w inne strony. Tchórzliwi ludzie bali się olbrzymom wydać otwartą wojnę, bo chociaż stali się już od nich mądrzejsi i sprytniejsi, a dobroduszne gady większą część praey nadal za nich wykonywały, to jednak potężne rozmiary potworów budziły powszechny respekt i dla wielu były prawdziwym postrachem. Tymczasem i potwory zmiarkowały, że dziwna przyjaźń i zaufanie ludzi zły obrót zaczyna przybierać, a widząc ową ludzką niewdzięczność, smutne i zawiedzione, któregoś ranka wzbiły się wysoko w powietrze, na zawsze opuszczając niewdzięczną okolicę. Dopiero teraz ludzie, gdy przyszło im samym orać, siać i martwić się o pełne spiżarnie, gdy znikąd nie nadchodziła pomoc, a burze i nawałnice niszczyły całoroczne plony, zaczęli unosić ręce ku górze wznosząc prośby i błagania, aby dobrzy opiekunowie powrócili. Jednakże spóźnione to były błagania i na nic się nie zdały. Dziki zwierz dalej niszczył zagony, woda rzek występowała z brzegów, a mróz i śnieg dokonywały reszty. Budowano więc na brzegu puszczy, na rozstajnych drogach, w świętych gajach, podobizny gadów, które miały ich rzekomo uchronić od przyszłych klęsk. Wszystko to czyniono jednak daremnie — potwory nie powróciły. Zaczęła się żmudna i ciężka — trwająca dziesiątki lat praca człowieka, a choć czyniono teraz wszystko, aby dawnych sąsiadów przywołać, zniknęli oni na zawsze Jedynym śladem, jaki po nich po dziś dzień pozostał, są nazwy niektórych miejscowości. I tak na ziemi radomskiej istnieje wieś, która na pamiątkę opisanych tu odległych wydarzeń nazwana została mianem Potworów. W ten sposób mieszkańcy wsi upamiętnili dawną przyjaźń człowieka i gada. Ludzie i dąb WIELGIE gmina CIEPIELÓW7 Dwadzieścia i dwa dni minęły już od chwili, gdy pierwsze potoki wody runęły na ziemię, a deszcz ciągle padał i padał. W szarym półświcie ciężkie, leniwie sunące chmury zalewały świat oparami mgły, wody i błota. Wzburzone rzeki podniosły się znacznie w swych korytach poczynając sięgać ludzkich zabudowań. Woda rozlewała się szeroko, zatapiając położone niżej drogi i doliny. Poziom jej podnosił się nieustannie, aż wreszcie sięgnęła podnóża wzgórz i bezustannie rozlewała się dalej. Uciekali przed nią w popłochu ludzie, ciągnąc za sobą resztki dobytku. Ryk przerażonych zwierząt mieszał się z krzykami ludzi. Gwałtownie wezbrane rzeki, szukając ujścia, porywały wszystko, co znajdowało się na ich drodze. Tak minął dzień dwudziesty czwarty, piąty i szósty. Ludzie z niemą rozpaczą spoglądali ku górze, skąd spadały wciąż nowe potoki wody. Ziemia powoli znikała z oczu. Wysokie wzgórze, na którym schroniła się grupa ludzi, wyglądało teraz jak niewielka wyspa. A i ona z każdą chwilą niebezpiecznie malała. Przerażeni ludzie zabrali się więc do ścinania drzew. Pod ich ciosami padały wiekowe buki i jodły. Ociosane, związane mocnymi linami, tworzyły teraz potężny pomost, na który zaczęto składać resztki uratowanej żywności i sprzętu. W końcu woda dotarła i na szczyt wzgórza. Zbudowana przez ludzi tratwa uniosła się, zakołysała i pomknęła unoszona falami. Mijały kolejne dni. Wszędzie jak okiem sięgnąć roztaczał się bezmiar wody. Ziemia zniknęła. Zagubiona tratwa zdana na łaskę i niełaskę l...
Trelek2415