Wysokie okno - Raymond Chandler.pdf
(
1506 KB
)
Pobierz
RAYMOND CHANDLER
WYSOKIE OKNO
CZYTELNIK . WARSZAWA 1974
1
Dom stał przy Dresden Avenue, na Oak Noll, w Pasadenie
— wielki, solidny, nęcący chłodem, o ścianach z
ciemnoczerwonej cegły, z ozdóbkami z białego kamienia i
dachem krytym terakotową dachówką. Frontowe okna
parteru miały oprawne w ołów szyby. Na piętrze były typu
wiejskiego, z rokokowymi kamiennymi ozdóbkami. Od
frontowej ściany i kwitnących przy niej krzewów spływał ku
ulicy łagodną pochyłością mniej więcej półakrowy trawnik,
który, jak chłodna szmaragdowa woda skałę, opływał po
drodze ogromny cedr himalajski. Podjazd i ścieżka były
szerokie, a przy podjeździe rosły trzy białe przepięknie
rozrośnięte akacje. Ranek tchnął mocnym zapachem lata i
roślinność trwała nieruchomo w zastygłym powietrzu tego, co
tu uchodzi za przyjemny chłodny dzionek.
O pani Elizabeth Bright Murdock wiedziałem tyle, że chce
zaangażować przyzwoitego prywatnego detektywa, który nie
strąca popiołu z cygara na podłogę i ma przy sobie jeden tylko
rewolwer. Wiedziałem też, że jest wdową po starym bałwanie
z baczkami, który nazywał się Jasper Murdock i zrobił niezłą
fortunę służąc społeczeństwu, a w każdą rocznicę śmierci w
gazecie pasadeńskiej zamieszczano jego fotografię z
podpisem: „Poświęcił życie pracy dla społeczeństwa".
Zostawiłem samochód na ulicy i przeszedłszy po
kilkudziesięciu kamiennych płytach wkopanych w trawnik
zadzwoniłem do drzwi pod portykiem z cegły, osłoniętym
spiczastym daszkiem. Od portyku do podjazdu biegł niski,
ceglany murek. Przy końcu wyłożonej płytami ścieżki stała na
betonowym bloku kolorowa figurka Murzynka w białych
bryczesach do konnej jazdy, zielonym żakiecie i czerwonej
czapce. Trzymał w ręku szpicrutę, a u jego stóp było
wmurowane żelazne kółko do przywiązywania koni. Murzynek
miał trochę smutna minę, jakby zniechęconą wyczekiwaniem.
Podszedłem i pogłaskałem go po główce czekając, aż mi ktoś
otworzy. Po pewnym czasie drzwi uchyliły się lekko i wyjrzała
zza nich służąca w fartuszku, ponuraczka w średnim wieku,
łypiąc na mnie paciorkowatym okiem.
- Philip Marlowe — powiedziałem. — Do pani Murdock.
Jestem umówiony.
Ponuraczka zgrzytnęła zębami, łypnęła okiem i twardym,
kanciastym głosem dawnych
mieszkanek pogranicza zapytała;
- Której?
- Hę?
- Której pani Murdock? — niemal wrzasnęła.
- Pani Elizabeth Bright Murdock — odparłem. — Nie
wiedziałem, że są dwie.
- A są — warknęła. — Ma pan wizytówkę?
Drzwi były nadal lekko uchylone. Wysunęła zza nich koniec
nosa i chudą muskularną rękę. Wyjąłem z portfela wizytówkę z
samym tylko imieniem i nazwiskiem i wsunąłem babie w garść.
Nos i ręka zniknęły i drzwi zatrzasnęły się. Pomyślałem, że
może powinienem był zapukać do kuchennych. Podszedłem i
jeszcze raz pogłaskałem Murzynka po głowie.
- Taki nasz los, bracie — powiedziałem.
Mijały minuty, długie minuty. Włożyłem do ust papierosa,
ale go nie zapalałem. Przejechał lodziarz niebiesko - białym
wozem z piosenką „Indyk w słomie" płynącą z głośnika. Wielki
czarno-złoty motyl przyhamował w locie i usiadł na krzaku
hortensji niemal tuż przy moim łokciu, kilka razy poruszył
wolno skrzydełkami, a potem wzbił się ociężale i poszybował
przez nieruchome, dyszące żarem powietrze. Drzwi otworzyły
się znowu. Ponuraczka powiedziała:
- Tędy.
Wszedłem. Znalazłem się w dużym, kwadratowym,
chłodnym pokoju, w którym panowała kojąca atmosfera
kaplicy cmentarnej i podobny zapach. Na ścianach tkaniny
dekoracyjne, za wysokimi bocznymi oknami żelazne kraty
imitujące balkony, ciężkie rzeźbione krzesła z pluszowymi
siedzeniami, wyścielanymi oparciami i zmatowiałymi
złoconymi frędzla mi po bokach. W głębi witraż wielkości kortu
tenisowego. Pod nim oszklone drzwi za kotarami. Stary,
zatęchły, tracący myszką, po mieszczańsku urządzony, czysty i
nieprzyjemny pokój. Nie wyglądało na to, aby ktoś tu
kiedykolwiek przesiadywał lub chciał przesiadywać. Stoliki na
wygiętych nóżkach, z marmurowymi blatami, złocone zegary,
drobne rzeźby z marmuru w dwóch kolorach. Mnóstwo rupieci,
które trzeba by chyba z tydzień odkurzać. Mnóstwo
wyrzuconych w błoto pieniędzy. Przed trzydziestu laty, w
zamożnym, cichym prowincjonalnym miasteczku, jakim była
wówczas Pasadena, pokój ten mógł uchodzić za wcale
elegancki.
Wyszliśmy z niego i ruszyliśmy dalej korytarzem, a po chwili
ponuraczka otworzyła jakieś drzwi i skinęła na mnie, żebym
wszedł.
- Pan Marlowe — rzuciła przez drzwi zgrzytliwym głosem.
2
Pokój był niewielki, z oknem wychodzącym na ogród i
urządzony jak biuro. Na podłodze leżał brzydki rdzawo
brązowy dywan. Za biurkiem siedziała szczupła, wątła,
jasnowłosa panienka w okularach w szylkretowej oprawie.
Ręce trzymała na klawiaturze maszyny do pisania stojącej na
wysuniętym blacie z lewej strony biurka, ale na wałku nie było
papieru. Kiedy wchodziłem, patrzyła na mnie z drewnianym,
nieco głupkowatym wyrazem twarzy osoby nieśmiałej, która
pozuje do zdjęcia. Gdy poprosiła, żebym usiadł, głos jej
zabrzmiał miękko, wyraźnie.
- Nazywam się Davis. Jestem sekretarką pani Murdock.
Pani Murdock kazała mi poprosić pana o referencje.
- Referencje?
- Właśnie. Referencje. Czy to pana dziwi?
Położyłem kapelusz na biurku, a nie zapalonego papierosa na
rondzie kapelusza.
- Nie wzywa się chyba kogoś, jeżeli się o nim nic nie wie?
Plik z chomika:
mgm16
Inne pliki z tego folderu:
Shaw Howard - Trattoria na ulicy Skrybów.pdf
(1431 KB)
Szklanka czystej wody - Jerzy Edigey.pdf
(1457 KB)
Osaczony - Michel Carey.pdf
(1297 KB)
Tabakierka cesarza - John Dickson Carr.pdf
(1710 KB)
Trzecie oko Boga Siwy - Kedar Nath.pdf
(2208 KB)
Inne foldery tego chomika:
• E-Booki pełne wersje
501 dowcipów o
audiobook
Carlson Richard
Chmielewska
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin