Perdue Lewis - Tesla promienie śmierci.pdf

(1079 KB) Pobierz
68421301 UNPDF
Lewis Perdue
Tesla Promienie śmierci
Philip Wilson
Tytuł oryginału: The Tesla Bequest
Słowo wstępne
Książka ta, jak wszystkie, które napisałem, ma silne podłoże fakto-
graficzne.
W latach sześćdziesiątych, kiedy uważałem, że sądzona mi jest ka-
riera naukowa, zainteresowałem się dokonaniami fizyka Nikoli Tesli,
Serba z pochodzenia. Wzorując się na schemacie zamieszczonym w
czasopiśmie elektronicznym, skonstruowałem wówczas cewkę Tesli -
urządzenie emitujące silne bodźce elektryczne. Uruchamiało ono oświe-
tlenie jarzeniowe w sąsiednim pokoju bez udziału jakichkolwiek prze-
wodów. Była to miniatura oryginału, który zbudował Tesla, robiąc eks-
perymenty z bezprzewodowym przesyłaniem energii elektrycznej w
przestrzeni ziemskiej.
Niebawem uzmysłowiłem sobie, że to Nikola Tesla położył podwali-
ny pod całą nowoczesną kulturę opartą na elektryczności.
Inny geniusz, Tomasz Edison, pod koniec XIX stulecia dokonał sze-
regu wynalazków opartych na zastosowaniu prądu stałego - tego same-
go, który zasila latarki, akumulatory samochodowe i różne małe urzą-
dzenia. Jednakże prąd stały ma ten wielki mankament, że jest kłopotli-
wy w przesyłaniu. W tamtych czasach wygenerowanie prądu zmienne-
go, jaki mamy dzisiaj w naszych kontaktach elektrycznych, uważano za
nieosiągalne. Koledzy fizycy kpili na studiach z Tesli, gdy napomykał,
że jest niedaleki wytworzenia go. Po wyemigrowaniu z Austro-Węgier
do Ameryki Tesla pracował przez pewien czas u Edisona i był tam tak-
że wyśmiewany z tego samego powodu.
A jednak Tesla dopiął swego i wytworzył prąd o zmiennym przebie-
gu elektrycznym. To dzięki jego uporowi mamy go w naszych domach,
w Stanach o napięciu 110 woltów, w Europie - 220 woltów.
Niezależnie od tego odkrycia, które stało się podstawą współczesnej
cywilizacji, krąg zainteresowań Tesli był zdumiewająco rozległy. Jego
pionierskie doświadczenia w dziedzinie łączności radiowej wyprzedza-
ły o dekadę osiągnięcia Marconiego. On też — w latach dziewięćdzie-
siątych XIX wieku - położył fundamenty pod robotykę, aktualne zasad-
niczo do dziś. Z jego teoretycznych koncepcji czerpali inspirację wielcy
fizycy, laureaci Nagrody Nobla - Einstein, Compton, Millikan, Franek.
W początkach lat dwudziestych Tesla twierdził, że wynalazł „pro-
mień śmierci" - urządzenie o tak potężnym działaniu, że nie może się z
nim równać żadna nowoczesna broń. Rząd Stanów Zjednoczonych uda-
wał, że nie traktuje tego poważnie, ale po zgonie uczonego w 1943 roku
postarał się przechwycić wszystko, co się dało z jego naukowej spuści-
zny, i nadał tym papierom klauzulę ścisłej tajności.
Klauzula ta obowiązuje nadal. Margaret Cheney podczas zbierania
materiałów do biografii Tesli (Tesla: Man Out of Time, wyd. Prentice
Hall, 1981) prosiła liczne agendy rządowe - powołując się na ustawę o
wolności informacji - o dostęp do jego archiwum. Początkowo rząd
uporczywie zaprzeczał, że posiada te papiery, później Departament
Obrony przyznał, iż je ma, lecz odmówił autorce wglądu do nich, zasła-
niając się względami bezpieczeństwa narodowego. Było to w roku
1980.
Co takiego kryją te notatki, że rząd trzyma je w sekrecie tyle lat po
śmierci Tesli?
Rozdział 1
Nowy Jork, 7 stycznia 1943
W ciszę nocy wsiąkały miękko odgłosy agonii. Na rozbabranym łóż-
ku w hotelu New Yorker leżał stary człowiek, zaciskając kurczowo dło-
nie na piersi, jakby chciał zdławić rozsadzający go ból. Wiedział, że
umiera. Nie miał jednak pojęcia, że padł ofiarą morderców.
Był to wysoki, kościsty mężczyzna o pociągłej trójkątnej twarzy, z
grzywą śnieżnobiałych włosów, które zwykle starannie odgarniał do
tyłu i na boki. Teraz jednak, gdy miotał się z boku na bok wstrząsany
bólem, kłębiły się zmierzwione na poduszce.
Spod krzaczastych brwi starca uformowanych płytko w literę V wy-
zierały czarne niesamowite oczy. To była twarz arlekina i jej właściciel
przez bez mała osiemdziesiąt sześć lat lubił straszyć ludzi swym nie-
zwykłym wyglądem. Uwielbiał uchodzić za cudaka, niektórzy szeptali,
że jest obłąkany, ale tej nocy na jego twarzy malował się tylko ból po-
mieszany ze strachem.
Nikola Tesla zapamiętał, że bóle pojawiły się po raz pierwszy czwar-
tego stycznia, trzy dni przed wieczornym pójściem do laboratorium.
Zdecydował się na to, bo poczuł się trochę lepiej, a George Scherf, jego
asystent, bardzo chciał posunąć naprzód przeprowadzane doświadcze-
nie.
Jednakże w połowie eksperymentu ból nagle wrócił, ostry, nieprzy-
jemny, ale bez porównania słabszy niż obecnie. Nigdy w życiu nie cier-
piał tak okropnie.
Wrócił do hotelu, który od kilku lat stał się jego domem. Był to sym-
patyczny hotel, choć nie tak wygodny (nie tak drogi, o czym sobie co-
dziennie przypominał) jak Waldorf, w którym mieszkał kiedyś ponad
dziesięć lat.
Myśli błąkały mu się we mgle pomiędzy odpływami bólu. W Wal-
dorfie był otoczony dworzanami. Zawsze, gdy zasiadał do kolacji, poja-
wiały się tam jakieś postacie z nowojorskiej śmietanki towarzyskiej, by
złożyć mu hołd. To były cudowne dni.
Ale nikt nie przyszedł do niego czwartego stycznia, kiedy wrócił z
laboratorium z szarą, ściągniętą bólem twarzą, rozdygotany, jakby uj-
rzał własnego ducha.
Posiłki przynoszono mu do numeru i kiedy piątego stycznia pokojo-
wa skończyła sprzątanie, kazał jej umieścić na klamce wywieszkę „Nie
przeszkadzać". I to ona była ostatnią osobą, która widziała go żywego.
Umysł Tesli był teraz nazbyt zmącony bólem, by mógł zdobyć się na
skojarzenia. Nie skojarzył więc swego bólu z rozmową, jaką miesiąc
temu odbył z pracującym dla niego inżynierem. Powiedział mu wtedy,
że doświadczenia związane z bezprzewodową transmisją energii zostały
zakończone pomyślnie, podobnie jak jego praca nad wykorzystaniem
olbrzymiego rezerwuaru energii naładowanych cząsteczek, uwięzio-
nych w polach magnetycznych górnych warstw atmosfery.
Nie połączył również obezwładniającego go bólu z wizytą dwóch
młodych naukowców, którym przez dwa ostatnie tygodnie użyczał z
dnia na dzień cząstek swojej dokumentacji. Utkwił z wysiłkiem wzrok
w stojącym na nocnej szafce budziku. Była dziesiąta wieczorem. Jeden
z tych młodych ludzi powinien wkrótce przyjść i zwrócić wzięte wczo-
raj papiery. Tesla nie chciał, by go zobaczył w tym stanie, byłoby to
zbyt krępujące.
Zwlókł się z łóżka, poczłapał do drzwi i otworzył je. Kartonik „Nie
przeszkadzać" wisiał na klamce. „To dobrze" - mruknął do siebie i za-
trzasnął drzwi. Nie będzie się teraz nikomu pokazywać.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin