Zaslona dymna - Francis Dick.pdf

(1490 KB) Pobierz
1050375611.001.png
DICK FRANCIS
ZASŁONA
DYMNA
Tłumaczyła
MIRA MICHAŁOWSKA
1050375611.002.png
Jane i Christopherowi Coldrey
z podziękowaniem
Rozdział pierwszy
Byłem spocony, nękany pragnieniem, zgrzany i zmęczony
do granic wytrzymałości.
Dla zabicia czasu zabawiałem się wyliczaniem wszystkich
swoich kłopotów.
A było ich sporo.
Siedziałem za kierownicą sportowego samochodu o
opływowych kształtach, zrobionego niewątpliwie na
zamówienie dla synka jednego z naftowych szejków, któremu
się widać znudziła ta kosztowna zabawka. Nazwaliśmy go
Specjał. Siedziałem tak od bez mała trzech dni. Przede mną
ciągnął się wysuszony piekielnym słońcem rozległy
płaskowyż, zakończony hen na horyzoncie łańcuchem
brunatnofioletowych wzgórz. Godziny mijały, a zarys
horyzontu nie zmieniał się ani na milimetr, nie zbliżał, nie
oddalał, a to po prostu dlatego, że ten Specjał, przeznaczony
do robienia co najmniej dwustu trzydziestu kilometrów na
godzinę, tkwił w miejscu.
I ja też. Ponurym wzrokiem wpatrywałem się w mocne,
nierdzewne kajdanki na moich przegubach. Jedno ramię
przewleczone miałem przez kierownicę, drugie obejmowało
ją górą. W ten sposób byłem przykuty do tej kierownicy, a
tym samym do samochodu.
Ale zaraz, nie zapominajmy o jeszcze jednym drobiazgu, a
mianowicie o pasach bezpieczeństwa. Specjał nie mógł
ruszyć, jeżeli pasy nie były zapięte. Jednakże, mimo że w
stacyjce nie było klucza, pasy miałem założone bardzo
starannie i ciasno: jeden wciskał mi się w żołądek, drugi
przecinał klatkę piersiową:
Znajdowałem się - jak to w samochodzie sportowym - w
pozycji na pół leżącej, toteż zgięcie nóg w kolanach było
wykluczone. Wielokrotnie próbowałem to zrobić, gdyż
chciałem silnym uderzeniem stóp złamać kierownicę. Ale
byłem za wysoki i miałem za długie nogi. Poza tym
kierownica skonstruowana była na pewno z bardzo solidnego
i zupełnie niełamliwego materiału. Firmy, które zajmują się
produkcją tak kosztownych samochodów jak Specjał, nie
wykonują kierownicy z masy plastycznej. Moja, co tu gadać,
była mała, ale metalowa, obciągnięta autentyczną skórą. A
trwała jak Mont Blanc.
Miałem naprawdę tego dość. Bolały mnie wszystkie
mięśnie, nogi, kręgosłup i ramiona. Głuchy ból zaciskał mi
się ciasną obręczą wokół czaszki.
No, ale co tam, trzeba zrobić kolejny wysiłek, żeby się
uwolnić, mimo że poprzednie nie dały rezultatu.
Napiąłem znowu mięśnie i wytężyłem wszystkie siły,
próbując przerwać pasy i kajdanki. Pot już strumieniami
spływał mi po twarzy. I nic.
Odchyliłem głowę, oparłem ją o miękkie zaplecze fotela i
zwróciłem twarz w prawo, ku otwartemu oknu.
Przymknąłem oczy. Promień słońca jak ostrze brzytwy
przeciął mi policzek, szyję i ramię. Zapomniałem na chwilę,
że jest lipiec, godzina trzecia po południu, i że znajduję się
na trzydziestym siódmym równoleżniku. Słońce odparzyło
mi lewą powiekę. Wiedziałem, że na mojej twarzy maluje się
wyraz cierpienia, że czoło pokrywają bruzdy bólu, a kąciki
ust opadły. Mięśnie szczęk zaczęły mi drgać spazmatycznie, z
trudem przełykałem ślinę. Opuściła mnie wszelka nadzieja.
A potem siedziałem już tylko bez ruchu i czekałem.
Dokoła panowała pustynna cisza.
Czekałem.
Evan Pentelow krzyknął „Stop!”, bez zresztą większego
entuzjazmu i kamerzyści oderwali oczy od obiektywów.
Najmniejszy nawet wiaterek nie poruszał wielkich,
kolorowych parasoli, które chroniły ich i aparaturę przed
morderczym działaniem słońca. Evan zaczął się energicznie
wachlować trzymanym w ręku skryptem, próbując
wytworzyć chociażby najlżejszy ruch powietrza, a spod
zielonych, poliesterowych daszków wyłaniali się powoli inni
członkowie zespołu. Widać było, że są u kresu sił, że ich
energia życiowa roztopiła się po prostu w tej bezlitosnej
temperaturze. Dźwiękowiec zdjął z uszu słuchawki, zawiesił
je na poręczy krzesła i powoli kręcił gałkami Nagry, podczas
gdy litościwi elektrycy gasili skierowane na mnie reflektory,
którymi wzmacniali efekt słonecznych promieni.
Spojrzałem w soczewkę Arriflexa, która precyzyjnie
rejestrowała każdą kroplę mojego potu. Była ustawiona w
odległości prawie dwóch metrów od mojego prawego
ramienia. Kamerzysta Terry wycierał sobie kark zakurzoną
chustką do nosa, a Simon pisał zlecenie do laboratorium i
etykietkę dla negatywu.
Z większej odległości i pod innym kątem ta sama scena
została zarejestrowana na taśmie aparatu kamery Mitchell,
której pojemność wynosi trzysta metrów taśmy. Obsługiwał
go Lucky. Zauważyłem, że od rana unika mojego wzroku i
zastanawiałem się dlaczego. Pewnie myśli, że gniewam się na
niego za to, że wszystkie zdjęcia, jakie zrobiliśmy
poprzedniego dnia, okazały się do niczego, bo taśma miała
jakieś braki. Powiedziałem mu tylko, stosunkowo zresztą
łagodnie, że mam nadzieję, że dzisiaj wszystko pójdzie
gładko, bo nie wyobrażam sobie, żebym mógł scenę 623
powtórzyć jeszcze kilka razy.
Mimo to powtarzaliśmy ją jeszcze sześć razy. Tyle że z
przerwą na lunch.
Evan Pentelow bardzo głośno i wielokrotnie przepraszał
zespół, zapewniając nas jednocześnie, że będziemy
powtarzali tę scenę, dopóki nie zagram jej bezbłędnie.
Zmieniał jednakże instrukcje po każdym ujęciu, a chociaż
uwzględniałem niemal każdą jego precyzyjną wskazówkę,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin