Foley Gaelen - Książę 02 - Diaboliczny lord.pdf

(1316 KB) Pobierz
GAELEN
GAELEN FOLEY
DIABOLICZNY LORD
Przekład
Maria Wojtowicz
Jakiś potwór tu nadchodzi...
Makbet
akt IV, scena 1, przekład Józefa Paszkowskiego
254644715.002.png
1
Londyn 1814
Cienie wokół wysubtelniały i uwypukliły wyrazisty profil Luciena, gdy spoglądał na
zatłoczoną salę balową z wyżyn mrocznej galerii. Jego wysoka wytworna postać w
migotliwym blasku płonącej w kinkiecie świecy zdawała się to znikać, to znów się
materializować - jakby nie był człowiekiem, lecz zjawą. Rozedrgane światło tworzyło
refleksy w kruczoczarnych włosach i podkreślało czujny, przebiegły wyraz srebrzystych oczu.
Cierpliwości. Wszystko przebiega zgodnie z planem. Ostateczny rezultat zależy
przede wszystkim od umiejętnego przygotowania, on zaś opracował wszystko niezwykle
skrupulatnie.
Pogrążony w zadumie lord Lucien Knight podniósł do ust kryształowy kielich; zanim
wypił łyk burgunda, rozkoszował się przez chwilę niezrównanym bukietem wina.
Nie znał jeszcze nazwisk ani twarzy swoich przeciwników, wyczuwał jednak
obecność tej bandy szakali. Podkradali się blisko, coraz bliżej... Znakomicie! Był gotowy.
Zastawił pułapkę, postarał się o niezawodną przynętę. Takiemu połączeniu występku i
zmysłowości nie oprze się żaden szpieg!
Pozostawało już tylko uważnie obserwować i czekać.
Ciągnąca się od dwudziestu lat wojna zakończyła się wreszcie ostatniej wiosny klęską
Napoleona, jego abdykacją i osadzeniem go pod strażą na Elbie, jednej z wysp Morza
Śródziemnego. Teraz była już jesień i europejscy władcy zebrali się w Wiedniu, by ustalić
ostatecznie warunki pokoju. Ale przecież każdy z odrobiną oleju w głowie powinien sobie
uświadamiać, że póki Bonaparte nie zostanie przetransportowany w inne, lepiej strzeżone
miejsce (choćby pośrodku Atlantyku), koniec wojny nie jest wcale taki pewny!
Elba leży o dwa kroki od włoskiego buta! No i nie brak tych, którym pokój wcale nie
odpowiada: albo nie widzą żadnej osobistej korzyści w przywróceniu władzy Burbonów we
Francji, albo wzdychają do powrotu Napoleona. Jako jeden z asów wywiadu Korony
Brytyjskiej, Lucien otrzymał od ministra spraw zagranicznych, wicehrabiego Castlereagha,
wyraźne rozkazy: dopóki pokój nie zostanie ostatecznie ratyfikowany, ma nieustannie czuwać
jako obserwator i obrońca ojczystej ziemi. Nie dopuścić, by wrogie, kryjące się w cieniu siły
przenikały do Anglii i wywoływały tu niepokoje i zamieszki.
254644715.003.png
Lucien wypił znów nieco wina. W jego srebrzystych oczach pojawiła się żądza walki.
Niech tylko spróbują! Odnajdzie ich, schwyta i zniszczy tak samo, jak pokonał i zlikwidował
wielu innych! Nie zamierzał biernie czekać. Sam ich do siebie zwabi!
Nagle w dole pod nim rozległy się wiwaty; przez salę balową przeleciały gromkie
brawa. No, no! Otóż i nasz bohater!
Lucien wychylił się z galerii, opierając łokcie o balustradę, z cynicznym uśmiechem
przyglądał się jak triumfalnie wkracza na salę jego brat bliźniak - pułkownik lord Damien
Knight, olśniewający w szkarłatnym mundurze, surowy i dostojny niczym archanioł Michał,
który właśnie rozprawił się ze smokiem. Blask bijący od złotych epoletów i paradnej szpady
tworzył wokół niego coś w rodzaju aureoli. Nawet przysłowiowa już kamienna powaga
pułkownika nie zniechęcała roju urzeczonych niewiast, gorliwych adiutantów, młodszych
oficerów i wszelkiej maści pochlebców, którzy natychmiast skupili się wokół swego
bożyszcza. O tak, Damien zawsze był wybrańcem losu!
Lucien pokręcił głową, karcąc samego siebie. Mimo że jego usta wygięły się w
ironicznym uśmiechu, za pogardliwym spojrzeniem taił się ból. Jakby nie dość było tego, że
nieustraszone męstwo na polach bitew zapewniło Damienowi sławę i zjednało mu ogólny
podziw, bohaterski pułkownik niebawem miał zostać hrabią! Zaszczyt ten wynikał z
ostatecznego rozstrzygnięcia zagmatwanej kwestii pochodzenia obu braci... A kto na tym
skorzystał? Oczywiście starszy z bliźniaków!
Jednakże Lucien cierpiał nie z powodu zazdrości o brata. Dręczyła go samotność. Czuł
się jak dzieciak odtrącony przez najwierniejszego przyjaciela i sprzymierzeńca. Przecież tylko
Damien naprawdę go rozumiał. Przez większość swego życia (mieli teraz po trzydzieści jeden
lat) bliźniacy byli nierozłączni. W burzliwych latach wczesnej młodości zostali ochrzczeni
przez koleżków Lucyferem i Demonem, a zatrwożone mamuśki debiutantek ostrzegały swoje
pociechy przed tą parą diabłów. Ale tamte beztroskie dni wspólnych uciech i serdecznej
zażyłości skończyły się raz na zawsze, gdy Lucien sprzeniewierzył się rycerskim zasadom
wyznawanym przez brata.
Damien nigdy w pełni nie zaaprobował decyzji Luciena, który dwa i pół roku temu
porzucił armię i dołączył do grona tajnych agentów, działających pod przykrywką funkcji
dyplomatycznych. Oficerowie liniowi, tacy jak Damien, z reguły uważali szpiegów za podłe
gady. Starszy z bliźniaków był urodzonym bohaterem. Każdy, kto ujrzał go w bitewnym
zamęcie, z twarzą umazaną prochem i krwią, nie miał co do tego wątpliwości. Ale ów heros
nie odniósłby aż tylu triumfów bez nieustannego dopływu informacji, których dostarczał mu
Lucien wbrew regulaminowi i z narażeniem własnego życia. Dotyczyły one lokalizacji sił
254644715.004.png
wroga, ich sprawności bojowej, liczebności oraz przewidywanej taktyki. Z pewnością
cierniem w boku niezrównanego dowódcy była świadomość, że nimb jego sławy
prezentowałby się znacznie skromniej, gdyby nie pomoc braciszka nędznego szpiega.
To mu nie zaszkodzi! - myślał cynicznie Lucien. Nadal potrafił zręczniej od innych
ukłuć nadętego wojennego bohatera.
- Lucien! - rozległ się za jego plecami nieco zdyszany głosik. Odwrócił się i ujrzał w
drzwiach ponętną postać Caro.
- A, moja najdroższa lady Glenwood! powiedział aksamitnym głosem, wyciągając do
niej rękę.
Uśmiechnął się przy tym tajemniczo. Ciekawe, czy Damien bardzo się wścieknie?
- Wszędzie cię szukałam! Długie loki, zwisające jak u lalki po obu stronach jej
uróżowanej twarzy, zakołysały się, gdy podbiegła do niego z szelestem czarnej atłasowej
sukni. Uśmiechnęła się figlarnie, ukazując wdzięczną szparkę między dwoma górnymi
ząbkami, wzięła go za rękę i nie zaoponowała, gdy przytulił ją mocno do siebie. - Damien już
tu jest...
- Kto? mruknął z roztargnieniem, muskając wargami jej wargi. Jęknęła cichutko i
stopniała w jego objęciu. Czarny atłas jej sukni ocierał się zmysłowo o biały brokat jego
kamizelki. Ubiegłej nocy okrywała ich tylko nagość.
Mimo że dwudziestosiedmioletnia baronowa nosiła żałobę po zmarłym mężu, Lucien
bardzo wątpił, czy przelała po nim choćby jedną łzę. Dla kobiet pokroju Caro mąż stanowił
tylko zawadę w pogoni za uciechami życia. Stanik czarnej jak noc sukni był tak skąpy, że
obfity biust w każdej chwili mógł wyzwolić się z tej uwięzi. W zestawieniu z czernią atłasu
karnacja baronowej wydawała się jeszcze bielsza, wręcz alabastrowa. Usta natomiast
dorównywały szkarłatem różom wpiętym we włosy o barwie czekolady, zaczesane do góry z
wyjątkiem wspomnianych loków. Po chwili Caro z niejakim trudem przerwała pocałunek,
odpychając się obiema dłońmi od piersi Luciena.
Kiedy odsunęła się od niego, spostrzegł jej triumfalną minę, zarumienione policzki i
zwycięskie błyski w brunatnych jak rodzynki oczach. Powściągnął bezczelny uśmieszek, gdy
Caro z przesadnie skromną minką przesłoniła oczy rzęsami i pogładziła klapy jego czarnego
fraka (był dziś w pełnej gali dyplomatycznej). Nie ulegało wątpliwości: sądziła, że dokonała
tego, co nie udało się żadnej z jej rywalek - usidliła obu bliźniaków i będzie mogła teraz wy-
grywać jednego Knighta przeciw drugiemu dla zaspokojenia własnej próżności. Nic z tego,
moja pani, czeka cię nie lada niespodzianka!
254644715.005.png
Lucien wiedział, że nie postępuje fair, ale nie oparł się pokusie zakpienia z
zarozumiałej ślicznotki. Oblizał sugestywnie wargi, nie odrywając wzroku od Caro, po czym
zerknął wymownie na tonącą w mroku ścianę galerii.
- Nikt nas tu nie zobaczy, najdroższa. Masz ochotę? Parsknęła gardłowym śmiechem.
- Ach ty... zbereźniku! Dostaniesz znacznie więcej... we właściwej porze. Teraz mam
ochotę spotkać się z Damienem. Lucien uniósł brew. Grał swą rolę z ogromną wprawą.
- We trójkę?
- Właśnie. Niech wie, że nie mamy nic do ukrycia! Rzuciła mu spod rzęs przebiegłe
spojrzenie i wygładziła jego biały jedwabny fular. - Musimy zachowywać się całkiem
swobodnie!
- Spróbuję, ma cherie - mruknął.
- Doskonale! No to chodźmy. - Wzięła go pod ramię i pociągnęła w kierunku krętych
schodków, prowadzących na salę balową. Szedł potulnie, co nie wróżyło nic dobrego i
powinno było dać jej do myślenia. - Możesz przysiąc, że nic mu nie powiedziałeś?
- Ależ, mon ange, jak bym mógł powiedzieć choć słowo?
Nie uznał za stosowne wyjaśnić, że między identycznymi bliźniętami słowa nie są
wcale potrzebne do wymiany informacji. Spojrzenie czy uśmiech wystarczały za całe tomy.
Doprawdy strach pomyśleć, że ta rozpustna mała intrygantka o mały włos nie wydała się za
Damiena! Na szczęście dla tego herosa, jego braciszek podły gad - pospieszył mu znów na
ratunek i zaraz przekaże informację najwyższej wagi: Caro nie zdała egzaminu.
Lucien nachylił się do jej ucha.
- Mam nadzieję, że tak czy owak wybierzesz się ze mną do Revell Court, jak się
umówiliśmy?
Rzuciła mu niespokojne spojrzenie.
- Prawdę mówiąc, kochanie... nie jestem tego pewna.
- Co takiego?! - Zatrzymał się i spojrzał na nią z gniewem. - Czemu nie? Chcę, żebyś
pojechała!
Rozchyliła lekko wargi i miała taką minę, jakby jego natarczywe żądanie omal nie
przyprawiło jej o orgazm. - Ach, Lucienie...
- No więc, Caro? - odparł równie nagląco.
Istotnie zależało mu na jej obecności - z tej prostej przyczyny, że każda piękna kobieta
była na wagę złota w jego superpułapce na szpiegów konkurencji.
- Nic nie rozumiesz! - powiedziała, dąsając się. - Bardzo bym chciała z tobą pojechać,
tylko... Dostałam dziś list od panny Skromnisi. Pisze mi, że...
254644715.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin