Gaston Diane - Skandal w wyższych sferach(1).pdf

(1097 KB) Pobierz
Diane Gaston - Skandal w wyższych sferach
D iane G aston
Skandal w wyższych
sferach
730871847.004.png 730871847.005.png 730871847.006.png
Rozdział pierwszy
Jedna z najpiękniejszych pereł wśród wyższych sfer, kobieta urodziwa do tego stopnia, że
każdy mężczyzna byłby gotów bić się na śmierć i życie o jej względy, lady W. po cichu opłakuje
śmierć męża-mordercy. Co pogrążona w żałobie wdowa wiedziała o nikczemnych czynach mał-
żonka?
„The New Observer", 12 listopada 1818 roku.
- Proszę natychmiast dać mi spokój!
Adrian Pomroy, nowy wicehrabia Cavanley, skręcał właśnie w John Street, kie-
dy usłyszał zirytowany damski głos. Po chwili zauważył nieznajomą kobietę, która
oddalała się pospiesznie od mężczyzny. Natręt nie dał jednak za wygraną i niezwłocz-
nie za nią podążył. W gasnącym świetle listopadowego popołudnia widać było tylko
zarys obu sylwetek.
Adrian przystanął, żeby zorientować się w sytuacji. Wyglądało to na zwykłą
sprzeczkę kochanków, niewymagającą interwencji osób trzecich.
- Proszę tylko o chwilę uwagi! - odezwał się mężczyzna cicho, jakby z obawy,
że ktoś go podsłucha. - O nic więcej - dodał i w desperacji chwycił kobietę za rękę.
- Proszę mnie puścić! - Szarpnęła się nerwowo.
Bez względu na to, czy chodziło o kłótnię bliskich sobie osób, czy też o
sprzeczkę odmiennej natury, Adrian nie zamierzał stać bezczynnie i przyglądać się,
jak ktoś niewłaściwie traktuje kobietę. Momentalnie rzucił się biegiem w kierunku
nieznajomych.
- Ręce przy sobie! - krzyknął. - Cóż to ma znaczyć?
Mężczyzna puścił ofiarę tak gwałtownie, że potknęła się o rąbek obszernej pe-
leryny z kapturem. Adrian na szczęście zdążył ją podtrzymać, nim upadła. Obcy cof-
nął się niepewnie.
- Sir, niech pan nie wyciąga pochopnych wniosków - zwrócił się do Adriana. -
Nie zamierzam krzywdzić tej damy. - Uniósł obie ręce, jakby chciał w ten sposób do-
730871847.007.png
wieść czystości swych intencji.
Damy? Chwilę wcześniej Adrian był pewien, że ratuje pokojówkę przed natar-
czywym stajennym, teraz jednak przekonał się, że pelerynę uszyto z tkaniny dobrej
jakości, mężczyzna zaś przypomina z wyglądu kupca.
Adrian spojrzał uważnie na kobietę.
- Czy ten jegomość panią skrzywdził?
- Nie. - Jej twarz pozostawała ukryta w cieniu kaptura. - Po prostu nie mam
ochoty z nim rozmawiać.
Mężczyzna zbliżył się o krok.
- Zadałem tej damie tylko kilka pytań...
- Nie udzielę odpowiedzi na żadne z nich - ucięła.
Adrian był wyraźnie wyższy od nieznajomego, więc wyprostował się groźnie,
żeby go zastraszyć.
- Skoro dama nie życzy sobie prowadzić z panem rozmowy, musi pan to usza-
nować. Żegnam.
- Sir, pozwolę sobie wytłumaczyć panu, w czym rzecz. - Jegomość wsunął dłoń
do kieszeni i wyciągnął wizytówkę, którą wręczył Adrianowi. - Nazywam się Samuel
Reed i pracuję dla pisma „The New Observer".
Adrian rzucił okiem na wizytówkę.
- Jest pan żurnalistą? - zdziwił się.
Dziennikarz skinął głową.
- Cała Anglia pragnie poznać reakcję lady Wexin na zdarzenia związane z jej
niegodziwym mężem - ciągnął. - Tylko prosiłem ją o komentarz w tej sprawie.
- Lady Wexin?
Adrian z zainteresowaniem przyjrzał się kobiecie. Właśnie wracał od przyjacie-
la, markiza Tannera, który zaledwie pół godziny temu podsunął mu pod nos artykuł z
„The New Observera".
Tanner niedawno powrócił ze Szkocji, skąd przywiózł nową żonę oraz wieści o
lordzie Wexinie, o którym tyle ostatnio pisano w gazetach. Szczerze powiedziawszy,
730871847.001.png
ślub Tannera znacznie bardziej wstrząsnął Adrianem niż związana z osobą lorda
Wexina historia morderstwa, zdrady i śmierci.
Lady Wexin wyrwała Adriana z zadumy.
- Sir, czy pańskie milczenie świadczy o tym, że przyznaje pan rację temu czło-
wiekowi? - Oparła się dłonią o mur ogrodu. - Czyżby całkiem obcy ludzie mieli prawo
interesować się moimi prywatnymi sprawami?
Adrian nadal nie widział jej twarzy, ale bardzo dobrze pamiętał tę piękną by-
walczynię salonów. Który dżentelmen mógłby zapomnieć damę o tak niespotykanej
urodzie? Co prawda nigdy nie został oficjalnie przedstawiony lady Wexin, lecz od
czasu do czasu widywał ją na przyjęciach i balach.
- W żadnym razie nie musi pani poddawać się naciskom pana Reeda - oświad-
czył Adrian z krzepiącym uśmiechem. - Już nie będzie pani niepokoił.
W opinii Tannera, lady Wexin padła ofiarą perfidnej gry, która niesłychanie
ekscytowała wszelkiego typu plotkarzy. Gazety dostarczały im pożywki, spekulując o
rzekomym udziale damy w skandalu.
Lady Wexin oderwała rękę od muru.
- Zatem na mnie już pora - oznajmiła, odchodząc.
Po jednym kroku przystanęła, zawahała się i dopiero po chwili ostrożnie ruszyła
dalej.
Adrian zmarszczył brwi. Jego nowa znajoma kuśtykała.
Dziennikarz również przyglądał się jej z uwagą, niewątpliwie zastanawiając się,
czy warto ją dogonić i ponownie zasypać pytaniami. Adrian na wszelki wypadek po-
klepał go po ramieniu.
- Także na pana już pora, panie Reed.
- Ulica nie jest pańską prywatną własnością - obruszył się żurnalista.
Adrian uśmiechnął się lodowato:
- Niemniej jednak nie chciałby pan narażać się na konflikt ze mną, prawda? -
Zerknął na lady Wexin, która nieporadnie manipulowała przy zamku furtki do ogrodu.
- Ta dama niewątpliwie ma serdecznie dość rozmowy z panem. Zechce pan się odda-
730871847.002.png
lić. - To nie była prośba.
Reed przestąpił z nogi na nogę i niepewnie spojrzał na rozmówcę.
- Żegnam pana, panie Reed - powiedział Adrian cicho, lecz stanowczo.
Dziennikarz z rezygnacją pokiwał głową i powlókł się przed siebie. Po chwili
zniknął za rogiem.
Adrian podszedł do lady Wexin, która coraz bardziej nerwowo poruszała klu-
czem w zamku.
- Pozwoli pani, że pomogę? - zaproponował.
Machnęła ręką ze zniecierpliwieniem.
- Poradzę sobie.
- Stoi pani na jednej stopie. - Wskazał dłonią jej nogi.
Lady Wexin schyliła głowę.
- Trochę boli mnie kostka - przyznała. - Chyba ją skręciłam, jednak zapewniam
pana, że dam sobie radę.
Zamek w końcu ustąpił i otworzyła furtkę, ale na progu potknęła się i nieomal
upadła. Adrian bez namysłu rzucił się przed siebie i pochwycił ją w talii.
- Przecież nie może pani chodzić - zauważył.
Kaptur opadł jej na plecy, a spod niego wyłoniła się piękna twarz. Lady Wexin
miała nieskazitelnie gładką skórę, zupełnie jak rzymski posąg. O ile jednak kamienne
rzeźby są zimne i twarde, o tyle policzki urodziwej damy wydawały się ciepłe i uroczo
zaróżowione.
- Czy to pani dom? - spytał, nieco oszołomiony.
Wyzwoliła się z uścisku, ale nadal opierała się na ramieniu Adriana.
- Oczywiście. - Skinęła głową.
- Proszę mi wybaczyć. - Uśmiechnął się ze skruchą. - Tak, oczywiście, że tak.
Lady Wexin obejrzała się za siebie.
- Muszę zamknąć furtkę, zanim zobaczą - oświadczyła.
- Zanim zobaczą? - Powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem.
- Inni żurnaliści. Ciągle czatują pod moim domem, wypatrują mnie, nękają.
730871847.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin