Krentz Jayne Ann - Niepewny układ.pdf

(548 KB) Pobierz
JAYNE ANN KRENTZ
JAYNE ANN KRENTZ
NIEPEWNY UKŁAD
Tytuł oryginału: Uneasy Alliance
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dopiero w trakcie trzeciej lekcji japońskiej sztuki układania kwiatów Torr Latimer
przyznał się przed samym sobą, dlaczego kompozycje Abby Lyndon tak bardzo go intrygują.
Patrząc, jak je tworzy, zadawał sobie pytanie, czy w sztukę miłości wkłada tyle samo pasji i
zapamiętania, co w komponowanie bukietów.
Nadto zaś kompozycje Abby nasuwały mu inne jeszcze pytania, na przykład, jak by
wyglądała, siedząc naprzeciw niego przy śniadaniu po wspólnie spędzonej nocy? Najpewniej,
podpowiadała mu intuicja, objawiłaby podobnie czarującą beztroskę i fantazję, jak ułożona
przez nią tydzień temu kompozycja paproci i narcyzów.
Zerknął spod oka na spięte luźno na czubku głowy długie włosy koloru miodu. Bawił
go surowy strój Abby, złożony z prostych czarnych spodni i czarnego swetra, który w
połączeniu z czarnym trenczem nadawał jej wygląd zawodowej terrorystki, lecz nie był w
stanie zakamuflować żywiołowej i impulsywnej natury noszącej go kobiety.
Niech to diabli! Od zbyt dawna nie był z kobietą, pomyślał z niezadowoleniem. Choć
nie tu leży problem. Rzecz w tym, iż po raz pierwszy od niepamiętnych czasów był
prawdziwie zaintrygowany i zaciekawiony. Mężczyzna, któremu za chwilę stuknie
czterdziestka, nie ma prawa nie wiedzieć, czym przelotny pociąg do atrakcyjnej kobiety różni
się od czegoś znacznie głębszego i bardziej ryzykownego.
I pomyśleć, że zapisał się na kurs, ponieważ zdyscyplinowana surowość japońskiej
sztuki układania kwiatów przemawiała do jego zdyscyplinowanej natury. Zapisał się na kurs
w przystępie filozoficznego kaprysu.
Kto mógł przewidzieć, że największą atrakcją kursu okaże się jego najmniej
zdyscyplinowana, jak najdalsza od wszelkiej surowości uczestniczka? Abby Lyndon nigdy
nie opanuje wysoce sformalizowanej japońskiej sztuki układania kwiatów, choćby nie
wiedzieć ile razy zapisywała się na czterotygodniowy kurs. Torr najpierw z rozbawieniem,
potem z narastającym zaciekawieniem obserwował, jak bezładne kompozycje Abby coraz
bardziej się rozrastają, nie mając nic wspólnego z umiarem i surową prostotą. Kompozycje te,
nad którymi ich nauczycielka, pani Yamamoto, załamywała ręce, wywierały na niego
osobliwy czar.
Poczuł nieprzeparte pragnienie, żeby po skończonej lekcji odwieźć Abby do domu,
zachowywać się ryzykownie i brawurowo. Chęć ta wprawiała go w obcy jego naturze
niepokój.
Od czasu do czasu zerkał na powstającą pracowicie na sąsiednim stole kompozycję
trybuli leśnych i żonkili. Pociągały go dłonie Abby, delikatne, o długich wąskich palcach
zakończonych kształtnymi paznokciami, pomalowanymi karminowym lakierem. Ściągnął
brwi, widząc, jak te długie palce próbują pod nieprzemyślanym kątem umieścić w wazonie
kolejnego żonkila.
Było w jej dzisiejszym sposobie układania kwiatów coś szczególnego. Dziś z niemal
desperackim rozmachem wstawiała kruche łodyżki do plastikowego naczynia. Różnica była
bardzo subtelna, której pewnie by nie zauważył, gdyby podczas dwóch pierwszych lekcji nie
obserwował jej z taką uwagą.
Kątem oka zauważył, jak zbyt energicznie potraktowana łodyżka żonkila lamie się w
rękach Abby.
- O cholera! - mruknęła ze złością, odrzucając złamany kwiat. Przyjrzawszy się
niechętnie swemu bezkształtnemu dziełu, obrzuciła szybkim spojrzeniem piękną w swej
prostocie kompozycję sąsiada. Ani jeden kwiat nigdy się nie złamał w pracujących z uważną
precyzją palcach Torra Latimera.
On sam popatrzył w bok, jakby odgadł, że jest przez nią obserwowany. Na jego
przystojnej, trochę ponurej twarzy dostrzegła lekki uśmiech. Cały jest trochę ponury,
pomyślała. I pełen wyniosłej rezerwy. Chyba właśnie to najbardziej ją w nim niepokoiło.
Sprawiał wrażenie mężczyzny o silnym charakterze. Byłyby to cechy u mężczyzny w
zasadzie godne pochwały, gdyby nie to, że osobiste doświadczenia nauczyły Abby
wystrzegać się silnych mężczyzn o nieustępliwym charakterze.
- Mam kilka żonkili, którymi chętnie się podzielę - zaproponował uprzejmie swym
głębokim, nieco chropawym głosem, który nieodmiennie przywodził jej na myśl rzekę
płynącą po kamienistym dnie.
- Tobie zawsze zostają kwiaty, a ja zawsze mam ich za mało - mruknęła z żalem. -
Zdaniem pani Yamamoto, nie umiem zachować umiaru. - Obrzuciła krytycznym spojrzeniem
swoje rozbuchane dzieło.
- Kłopot w tym, że w trakcie układania tracę kontrolę nad tym, co robię.
- Ale to nadaje twoim kompozycjom szczególny czar. Abby podziękowała mu
uśmiechem.
- To bardzo miłe z twojej strony, niemniej trudno zaprzeczyć, że nie potrafię uchwycić
istoty japońskiej sztuki układania kwiatów. W przeciwieństwie do ciebie, bo ty masz do tego
naturalny talent. Jak to robisz, że potrafisz oprzeć się pokusie dołożenia jeszcze czegoś, i
jeszcze czegoś?
Tort popatrzył na swą oszczędną, elegancką kompozycję.
- Nie wiem, może brakuje mi twojej śmiałości i fantazji. Chcesz żonkila? - Wybrał
jeden z leżących na stole kwiatów i podał go jej na dłoni.
Na widok spoczywającego na mocnej ręce żonkila Abby ogarnęły dziwne, mieszane
odczucia - zaciekawienia, a zarazem niepokoju. Ta dłoń o tępo zakończonych palcach byłaby
zdolna skruszyć niejedną rzecz, a jednak kwiat zdawał się być w niej bezpieczny. Czemu się
waha?
Opanowując niezrozumiałą rezerwę, szybko wyciągnęła rękę po oferowany dar, a
jednocześnie napotkała nieodgadnione spojrzenie bursztynowych oczu mężczyzny. I chociaż
w ciągu minionych dwóch tygodni wielokrotnie spotykali się wzrokiem, Abby nadal nie
mogła się oswoić z jego nieco ponurym bacznym spojrzeniem, które ją fascynowało, a
zarazem budziło obawę. Jakie tajemnice kryją w sobie te dwie bursztynowe głębie?
Nie puszczaj wodzy fantazji! - zgromiła się w duchu. Pewnie jej własna tajemnica
każe jej podejrzewać innych o nieistniejące sekrety.
- Dziękuję. - Zajęła się swą kompozycją i z udawaną gadatliwością ciągnęła: - Pani
Yamamoto na pewno powie, że dodatkowy żonkil to ostatnia rzecz, jakiej to moje coś
potrzebuje, ale moim zdaniem aż się prosi o jeszcze jeden żółty akcent. Nie uważasz?
- Twoje bukiety bardzo przypominają ciebie i dlatego myślę, że należy się im to,
czego w twoim odczuciu potrzebują. Tak jest, koniecznie dodaj więcej żółci.
- Bardzo dyplomatyczna odpowiedź - wycedziła Abby, zastanawiając się, gdzie
umieścić dodatkowy kwiat. - Dobrze wiesz, że pani Yamamoto nad moją kompozycją smętnie
pokiwa głową, a potem przed całą grupą pochwali twoje kolejne arcydzieło!
Torr nie zaprotestował. Oboje wiedzieli, że tak będzie.
- Pani Yamamoto nade wszystko ceni umiar i dyscyplinę, więc jej oceny są z natury
rzeczy nieobiektywne.
- Chcesz powiedzieć, że brakuje mi dyscypliny i umiaru?
- Chyba tak. I tego ci zazdroszczę.
- Mówisz poważnie? - zdziwiła się. Zaraz jednak pomachała rękami. - Cofam pytanie.
Oczywiście, że mówisz poważnie. Ty zawsze jesteś poważny.
- Widzę, że nieźle mnie już znasz - mruknął.
- Przypatrywałam się, jak układasz kwiaty, i wydaje mi się, że czegoś się o tobie
dowiedziałam - z uśmiechem odparła Abby.
- Na przykład? - Wydawał się autentycznie zaciekawiony. Abby poszukała wzrokiem
pani Yamamoto, w nadziei, iż ta wybawi ją od konieczności udzielenia odpowiedzi, lecz
instruktorka była zajęta rozmową w drugim końcu pokoju. A tymczasem Torr patrzył na nią
pytająco.
- Prawdę mówiąc, nie tak wiele. Żartowałam. Nie bierz na serio wszystkiego, co
mówię.
- Ja wszystko biorę na serio, sama mi to wypomniałaś. No powiedz, czego się o mnie
dowiedziałaś?
- Za takie informacje wróżki biorą pieniądze.
- Jestem gotów zapłacić.
- Daj spokój! - wykrzyknęła, zbita z tropu jego nieustępliwą powagą. - Tylko się z
tobą droczę. Ale skoro koniecznie chcesz wiedzieć... No cóż, wydaje mi się, że, hm...
podchodzisz do życia z dużą rozwagą. Chyba nie lubisz ryzyka i nie jesteś skłonny do
szaleństwa. To wszystko. - Jest dokładnie taki, jak jego kompozycje, dodała w duchu.
Skupiony, elegancki, pełen umiaru. Ale tego za nic mu nie powie!
Torr wysłuchał jej ze skupieniem. Srebrne nitki w jego ciemnych włosach dodawały
mu powagi. Tylko gęste rzęsy okalające bursztynowe oczy łagodziły surowość twardych
rysów twarzy. Był, jak zwykle, ubrany z dyskretną, surową jak on sam elegancją.
Ciemnoszara marynarka i szare, świetnie skrojone spodnie podkreślały mocno zbudowaną,
bardzo męską sylwetkę.
Ten mężczyzna mógłby zmiażdżyć kobietę w łóżku, przemknęło Abby przez głowę, a
jednocześnie wyobraziła sobie, co by czuła, będąc ową kobietą. Zrobiło się jej nieswojo i
udzieliła sobie surowej reprymendy. Ma na dziś dosyć realnych problemów, nawet bez snucia
erotycznych fantazji!
Kolejny zbyt energicznie potraktowany żonkil złamał się w jej palcach.
- O nie! - westchnęła. - Pani Yamamoto najpewniej wyrzuci mnie z kursu.
Torr patrzył z zaciekawieniem, jak pospiesznie chowa do papierowej torby kolejny
złamany kwiat.
- Myślisz, że pani Yamamoto niczego się nie domyśli? - zapytał. - Na moje oko to
osoba, przed którą nic się nie ukryje.
- Pewnie masz rację - odparła zrezygnowanym tonem. - Na szczęście została już tylko
jedna lekcja, więc może i tym razem pokwituje moje dzieło tylko tym swoim
charakterystycznym wzruszeniem ramion. Do tego czasu musiała chyba pogodzić się z myślą,
że nie jestem materiałem na mistrzynię japońskiej sztuki układania kwiatów. Ale słyszałam,
jak cię namawiała, żebyś w przyszłym miesiącu zaprezentował swoją kompozycję na
konkursie ikebany. Weźmiesz w nim udział?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin