Cabot Meg - 1-800-Jeśli-Widziałeś-Zadzwoń 01 - Kiedy piorun uderza.pdf

(702 KB) Pobierz
160369355 UNPDF
JENNY CARROLL
KIEDY PIORUN UDERZA
1
Mam to opisać. Dokładnie. To się nazywa oświadczenie. Właśnie. Oświadczenie.
Mam opisać, jak do tego doszło. Od początku do końca.
W telewizji zwykle wygląda to tak, że składający oświadczenie siedzi sobie wygodnie
i mówi, a ktoś inny to zapisuje. Potem dają do przeczytania i już, wystarczy tylko podpisać.
Poza tym serwują kawę i pączki, i różne pyszności. Mnie dali tylko kupę papieru i cieknący
długopis. Nie szarpnęli się nawet na dietetyczną colę.
To jeszcze jeden dowód na to, że telewizja kłamie.
Chcecie oświadczenia? Dobra, oto moje oświadczenie.
To wszystko przez Ruth.
Naprawdę. Zaczęło się tego popołudnia w kafeterii, w kolejce po hamburgery, kiedy
Jeff Day powiedział Ruth, że jest taka gruba, że będą musieli ją pochować w pudle fortepianu,
tak jak Elvisa.
To kompletna bzdura, bo - o ile mi wiadomo - Elvisa nie pochowano w pudle
fortepianu. Owszem, był okropnie gruby, kiedy umarł, ale jestem pewna, że Priscilla Presley
mogła sobie pozwolić na lepszą trumnę dla Króla niż fortepian.
A po drugie, co właściwie Jeff Day sobie wyobraża? Ze będzie bezkarnie wygadywał
takie rzeczy o mojej najlepszej przyjaciółce?
No więc zrobiłam to, co zrobiłaby każda najlepsza przyjaciółka w takich
okolicznościach. Wyszłam z kolejki i dołożyłam mu pięścią.
Nie myślcie sobie, że Jeff Day nie zasługuje na to, żeby obrywać pięścią, i to
regularnie. To skończony dupek.
I wcale nieprawda, że dostał za mocno. No, owszem, zachwiał się i poleciał w
pojemniki z przyprawami. No i co? Nie skaleczył się. Nawet nie dostał po gębie. Zobaczył
moją pięść i uchylił się w ostatniej chwili, więc zamiast rąbnąć go w nos, jak zamierzałam,
trafiłam go ostatecznie w szyję.
Mocno wątpię, czy zrobił mu się od tego siniak.
Ale, jasna sprawa, chwilę później na moim ramieniu wylądowała wielka, mięsista łapa
i trener Albright odwrócił mnie twarzą do siebie. Okazało się, że stał w kolejce za mną i Ruth
po talerz karbowanych frytek. Wszystko widział...
Z wyjątkiem tego momentu, kiedy Jeff mówi Ruth, że będą ją musieli pochować w
pudle fortepianu. Tego akurat nie widział. Ale jak grzmotnęłam gwiazdę jego drużyny
piłkarskiej pięścią w szyję, to oczywiście musiał zobaczyć.
- Idziemy, młoda damo - powiedział trener Albright. Wyprowadził mnie z kafeterii i
zabrał na górę, tam gdzie są gabinety pedagogów.
Mój pedagog, pan Goodhart, siedział za biurkiem, pożywiając się zawartością
brązowej, papierowej torby. Ale nie ma co się nad nim użalać; na tej brązowej, papierowej
torbie były złote łuki. Zapach frytek czuło się na korytarzu. Nie zauważyłam, żeby pan
Goodhart przez ostatnie dwa lata, odkąd przychodzę do jego gabinetu, przejął się choć przez
chwilę dawką nasyconego tłuszczu, jaką pochłania dziennie. Powiada, że ma szczęście, bo
jego metabolizm z natury jest bardzo wysoki.
Podniósł głowę i uśmiechnął się, kiedy trener Albright powiedział „Goodhart” tym
swoim głosem, od którego przechodzą ciarki.
- O, Frank - odezwał się. - I Jessica! Co za miła niespodzianka. Frytkę?
Wyciągnął w naszą stronę wiadro frytek. Pan Goodhart nie oszczędzał na posiłkach.
- Dzięki - powiedziałam i wzięłam parę. Trener Albright nie wziął ani jednej.
- Ta dziewczyna uderzyła pięścią w szyję mojego najlepszego obrońcę - oznajmił.
Pan Goodhart spojrzał na mnie z dezaprobatą.
- Jessico - powiedział. - Czy to prawda?
- Chciałam dać mu po twarzy, ale się uchylił - wyjaśniłam. Pan Goodhart potrząsnął
głową.
- Jessico, rozmawialiśmy już na ten temat.
- Wiem - westchnęłam. Według pana Goodharta nie radzę sobie z uczuciem gniewu. -
To nie moja wina. Ten gość naprawdę jest skończonym dupkiem.
To chyba nie było dokładnie to, co trener Albright i pan Goodhart spodziewali się
usłyszeć. Pan Goodhart tylko przewrócił oczami, ale trener Albright wyglądał jak ktoś, kto za
chwilę dostanie zawału.
- W porządku - pan Goodhart zareagował natychmiast, usiłując, jak sądzę, podtrzymać
u trenera zamierającą akcję serca. - Dobrze. Siadaj, Jessico. Dziękuję, Frank. Zajmę się tym.
Trener Albright nie ruszał się jednak z miejsca, nawet kiedy usiadłam przy oknie na
moim ulubionym, winylowym krześle w kolorze pomarańczowym. Grube, serdelkowate palce
zwinął w pięści, zupełnie jak rozzłoszczone dziecko. Zrobił się czerwony na twarzy, a na
środku czoła pulsowała mu drobna żyłka.
- Zraniła go w szyję - powiedział trener Albright.
Pan Goodhart mrugnął do niego okiem. Powiedział uspokajającym tonem, jakby trener
Albright był bombą, którą trzeba rozbroić:
- Szyja musi go okropnie boleć. Wcale nie wątpię, że młoda kobieta o wzroście metr
pięćdziesiąt może dotkliwie pobić obrońcę, który ma ponad metr osiemdziesiąt i waży
dziewięćdziesiąt kilo.
- Taak - potwierdził trener Albright. Trener Albright jest odporny na sarkazm. -
Chłopak nie może mi się rozkleić.
- To na pewno było dla niego bardzo traumatyczne przeżycie - powiedział pan
Goodhart. - Proszę, nie martw się o Jessicę. Odpokutuje swój czyn w sposób adekwatny.
Trener Albright prawdopodobnie nie rozumiał znaczenia takich słów jak
„traumatyczne” czy „adekwatny”, bo powiedział tylko:
- Nie chcę, żeby się czepiała moich chłopaków! Trzymaj ją z daleka od nich!
Pan Goodhart odłożył hamburgera, wstał i podszedł do drzwi. Położył dłoń na
ramieniu trenera, mówiąc:
- Zajmę się tym, Frank.
Potem wypchnął łagodnie trenera Albrighta do holu i zamknął drzwi.
- Uff - powiedział, kiedy zostaliśmy sami, a potem usiadł, zabierając się ponownie do
jedzenia. - No więc - odezwał się, żując. W kąciku jego ust pojawił się ketchup. - I co z
naszym postanowieniem, żeby nie wdawać się w bójki z ludźmi, którzy nas przewyższają
wzrostem i masą?
Gapiłam się na ketchup.
- To nie ja zaczęłam - stwierdziłam. - To Jeff.
- O co chodziło tym razem? - pan Goodhart znowu podał mi frytki. - O twojego brata?
- Nie - zaprzeczyłam. Wzięłam dwie frytki i włożyłam je do ust. - O Ruth.
- O Ruth? - Pan Goodhart odgryzł kolejny kęs hamburgera. Plama ketchupu jeszcze
się powiększyła. - A co z Ruth?
- Jeff powiedział, że Ruth jest taka gruba, że będą musieli ją pochować w pudle
fortepianu, jak Elvisa.
Pan Goodhart przełknął.
- To śmieszne. Elvisa nie pochowano w pudle fortepianu.
- Wiem - wzruszyłam ramionami. - Rozumie pan, że nie miałam innego wyjścia, tylko
mu dołożyć.
- No, cóż, szczerze mówiąc, Jess, nie bardzo rozumiem. Widzisz, problem polega na
tym, że jeśli bijesz tych chłopców, to któregoś dnia oni ci oddadzą, wtedy będzie bardzo
nieprzyjemnie.
- Przez cały czas próbują mi oddać - powiedziałam. - Ale jestem dla nich za szybka.
- Taak - powiedział pan Albright. W kąciku ust ciągle miał ketchup. - Ale pewnego
dnia potkniesz się czy coś i wtedy cię stłuką.
- Nie wydaje mi się - stwierdziłam. - Widzi pan, ostatnio zaczęłam ćwiczyć kick
boxing.
- Kick boxing - powiedział pan Goodhart.
- Tak - potwierdziłam. - Mam wideo.
- Wideo - powiedział pan Goodhart. Zadzwonił telefon. - Przepraszam cię na moment,
Jessico - dodał pan Goodhart i podniósł słuchawkę.
Podczas gdy pan Goodhart rozmawiał przez telefon ze swoją żoną, która ma, zdaje się,
problem z kolejnym dzieckiem, Russelem, wyglądałam przez okno. Z okna pana Goodharta
niewiele można zobaczyć. Głównie parking nauczycielski i kawał nieba. Miasto, w którym
mieszkam, jest dość płaskie, więc z każdego miejsca widać mnóstwo nieba. Akurat wtedy
niebo było szare i pokryte chmurami. Za myjnią samochodową, naprzeciwko szkoły, na
niebie ciągnął się pas ciemnoszarych chmur.
W sąsiednim hrabstwie pewnie padało. Patrząc na te chmury, trudno było jednak
powiedzieć, czy deszcz przyjdzie również do nas. Sądziłam, że raczej przyjdzie.
- Jeśli nie chce jeść - mówił pan Goodhart do telefonu - nie próbuj go zmuszać... Nie,
nie chciałem powiedzieć, że go zmuszasz. Chciałem powiedzieć, że może teraz akurat nie jest
głodny... Tak, wiem, że powinien jadać regularnie, ale...
Myjnia była pusta. No pewnie, kto by mył samochód tuż przed deszczem. Ale w
McDonaldzie, tuż obok, gdzie pan Goodhart kupił swoją bułę i frytki, siedział tłum. Tylko
najstarszym rocznikom wolno wychodzić w porze lunchu i wszyscy rzucają się do
McDonalda i Pizza Hut po drugiej stronie ulicy.
- W porządku - powiedział pan Goodhart, odkładając słuchawkę. - No, o czym to
mówiliśmy, Jess?
Powiedziałam:
- Mówił pan, że muszę się nauczyć panować nad sobą. Pan Goodhart pokiwał głową.
- Tak - powiedział. - Tak, naprawdę musisz, Jessico.
- Albo któregoś dnia oberwę.
- Świetnie to ujęłaś.
- I że zanim coś zrobię, kiedy wpadnę w złość, powinnam policzyć do dziesięciu.
Pan Goodhart znowu pokiwał głową, z jeszcze większym entuzjazmem.
- Tak, to także prawda.
- Co więcej, jeśli chcę się nauczyć, jak odnosić sukcesy w życiu, muszę sobie
uświadomić, że przemoc nie jest skuteczną metodą.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin