Karl Michael Armer - Tubylcy z betonowej dżungli (sf.doc

(131 KB) Pobierz
Karl Michael Armer - Tubylcy z betonowej dżungli

Karl Michael Armer - Tubylcy z betonowej dżungli

 

 

 

NEON

 

 

 

   W blasku księżyca plac sprawia wrażenie wymarłego. Neonowa reklama dużego domu towarowego odbija się w kałużach pokrywających betonowe płyty. Jest mokro i zimno. Poświata ma w sobie coś z nierzeczywistej bladości nocnej fatamorgany. Cienie zagnieździły się głęboko w arkadach centrum handlowego, okalających plac ze wszystkich stron.

 

   Foxx stoi pośrodku placu i czeka. Jest nieruchomy jak posąg. Na jego mokrym skórzanym płaszczu połyskuje światło reklam. Niebieskie, czerwone, niebieskie, czerwone. Jego twarz, skryta pod czarnymi jak węgiel okularami przeciwsłonecznymi, jest blada, ekstatyczna. W jasnej, pełnej poświacie księżyca rzuca ostry cień.

 

   Dekoracja Chirico z betonu, nocnych neonów i milczenia. Zimna i prosta. Podoba mi się. To nasza scena.

 

   Ach, jakiż to byłby wspaniały film. Ujęcie pierwsze: wieżowce z Neu - Perching z lotu ptaka. 60 000 pogrążonych we śnie ludzkich mrówek w osiedlu z betonu. W nielicznych oknach widać niebieskawą poświatę ekranów telewizyjnych. Najazd kamery na plac. Utopione w kałużach odblaski neonów. Z okien wystawowych supermarketu spływa kliniczne, zimne światło jarzeniówek. Wewnątrz stos pralek bębnowych, niczym ofiary dla niepojętego bóstwa. Zwrot na nieruchomą postać w niebiesko - czerwonym - niebieskoczerwonym płaszczu. Foxx, mój wice. Dzisiejszej nocy wygląda na starszego niż siedemnaście.

 

   A potem ciszę przerywa ten DŹWIĘK. Wyłaniają się z cieni i okrążają Foxxa. To Zombie. Uszminkowane na biało twarze, rozczapierzone palce, rytualne pochrząkiwanie. Noc żyjących zmarłych. Ale ich ofiara nie jest bezbronna.

 

   Prztykam palcami. Nasza grupa bojowa wychodzi z ukrycia.

 

    - Gang Neonowy - mówi naczelny Zombie głosem drżącym z emocji.

 

   Witamy się z nimi, wymachując naszymi azjatyckimi pałkami. Foxx powoli wyciąga spod płaszcza chemiczną maczugę. Nie tracimy ani chwili.

 

    - Akcja - wołam.

 

   Zaczyna się walka obu band. Szybkie kroki do przodu. Pałki bojowe grzmocą z rozmachem, z bezwzględną precyzją, w sposób przećwiczony już 1000 - krotnie. Łańcuchy dzwonią o beton, ten i ów zatacza się do tyłu, Zombie wrzeszczą. Pałki grzmocą raz po raz, twarz wygląda po takim ciosie jak pęknięta szyba.

 

   Prask! Napływ adrenaliny! O, jak piękna jest siła! Miażdżymy ich. Kopniak w żołądek, cios w kark, i następny! Wspaniale, precyzyjnie, elegancko. Niebiesko - czerwony balet bojowy Opery pekińskiej, ale krew jest prawdziwa. Prask! Nieruchoma twarz w kałuży. Jesteśmy wspaniali. Jesteśmy niezwyciężeni. Tak, tak! Prask! Hahaha! Gang Neonowy atakuje. W feerii barwnych błysków neonów reklamowych niszczymy przeciwnika.

 

   Kiedy zanika już w mózgu migotliwa biel, leżą na ziemi; dziesięciu wszawych Zombie, którzy sądzili, że dadzą radę pięciu wspaniałym z Gangu Neonowego. Zabawni bezmózgowcy! Przecież wszyscy wiedzą, że spośród wszystkich gangów w Neu - Perching my jesteśmy na samym szczycie.

 

   Plastic Spastic kopie ich jeszcze przez chwilę, potem poprawiamy sobie ubrania. To ma kapitalne znaczenie.

 

    - Byliśmy dobrzy. - Foxx zakłada z powrotem swoje przeciwsłoneczne okulary. - Pierwszorzędna nauczka.

 

    - Nauczka na sto dwa! - przytakuje Siegfried, uśmiechając się mile. - Nauczka roku! - Poprawia sobie rękawiczki i przygładza starannie jasną czuprynę. - A teraz, Dawidzie?

 

   A więc uparcie próbuje nadal. Nie reaguję na to. Wyciągam z kieszeni lusterko, sprawdzam swój makijaż i poprawiam go konturówką "Unisex dark blue metallic".

 

    - A teraz, Pierwszy? - pyta jeszcze raz Siegfried. No, to już lepiej.

 

    - Akcja karna przeciw przywódcy Zombie - mówię.

 

   Godzilla oblizuje sobie wargi. Ten potwór rzeczywiście uwielbia totalną przemoc. Co do mnie, to wcale nie zależy mi na odwecie. Ale to właśnie należy do rytuału.

 

   Bierzemy się za Pierwszego gangu Zombie i masakrujemy go metodycznie. Dokładnie według podręcznika anatomii. Dokładnie według zasad naukowych. Na pewno upłynie co najmniej rok, zanim będzie mógł znowu chodzić.

 

   Następnie wrzucamy go do ozdobnej fontanny w samym środku placu. Jutro rano napędzi stracha gosposiom, które wybiorą się po zakupy. Ale dzisiejszej nocy tylko księżyc spogląda na niego, kiedy tak leży w bezruchu, w kałuży neonowej krwi.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

BUNKIER

 

 

 

   Już po raz 2880 wsuwam dziś plastykowy element pod prasę. Ważący tonę ciężar pędzi w dół jak pięść King Konga, wydaje odgłos przypominający mlaśnięcie, po czym wypluwa dziwacznie uformowaną rzecz z dziurkami i wybrzuszeniami.

 

   Biorę do ręki ten plastykowy wyrób, wrzucam na plastykową pochylnię, na której zsuwa się do plastykowego pojemnika. I znowu myślę sobie: Godzilla, ty debilu, zrobiłeś już chyba z milion tych dziwadeł, a nie wiesz nawet, do czego właściwie są potrzebne. Najprawdopodobniej sprzedawane będą w plastykowym domu towarowym ludziom z plastyku.

 

   Przez osiem godzin dziennie produkuję to gówno. Co dziesięć sekund: wumm - cmok. To daje 6 na minutę, 360 na godzinę, 2880 na dzień. 2880 razy słyszę mlaśnięcie tego plastykowego potworka. Czasem wydaje mi się, że mój mózg jest również z plastyku.

 

   Fajrant. Neonowe oświetlenie gaśnie. Jedna z jarzeniówek w szatni mruga. Należącymi do firmy schodkami ruchomymi zjeżdżam na peron metra. Blaszany głos z megafonów. Opóźnienie. Awaria sieci energetycznej. Prośba o cierpliwość. Wreszcie pociąg nadjeżdża. Drzwi zasuwają się, wumm - cmok. Jest ciasno i duszno. Tytuły w gazetach krzyczą na cały świat o najnowszych kryzysach. Czy zimą czeka nas brak energii elektrycznej? Konflikt w Korei narasta coraz bardziej. Wojna gangów na stadionie: liczne ofiary śmiertelne!

 

   O Boże!

 

   Ta duchota zwala mnie z nóg. Również nuda. Każdy wlepił wzrok przed siebie. Wyplute, wymiętoszone typy. Odgadnąć 30 stron strategii sprzedaży. Wypełnić 150 metrów regałów. Zrobić 2880 razy wumm - cmok. Spoglądam na reklamę. Dlaczego nie zostaniesz policjantem? Nasz kraj potrzebuje mężczyzn takich jak ty! Jakiś rozpromieniony facet w mundurze siedzi na BMW 1200, niedbały uśmiech i do mnie należy cały świat. Zmilitaryzowany gigolo. Człowiek na określone chwile, hahaha!

 

   Właściwie mogłoby być to coś dla mnie. Godzilla w akcji. Wziął się za to porządnie i już! Szanowana osoba z pewną pensją. Może by mnie nawet przyjęli. Nie jestem wprawdzie orłem, ale nie można mnie też nazywać debilem, tylko dlatego, że nie skończyłem szkoły. Po prostu starzy woleli, żebym zadbał o trochę szmalu.

 

   Wumm - cmok. Neu - Perching, wszyscy wysiadać! Wielki ścisk i zamęt. Rzygać się chce na tę kotłowaninę. Ktoś odpycha mnie łokciem, daję mu kopniaka w kolano. Pada na ziemię, inni tratują go, a ja czuję się od razu lepiej.

 

   Ale wszystko, co dobre, kończy się szybko. Winda do bloku B nawaliła. "Proszę przejść schodami!" To oczywiście wkurza wszystkich. - Za co właściwie płacę podatki? - pyta jakiś rozeźlony, wychudzony kurdupel w krawacie. I już wrzawa jak na stadionie. Kamera kontrolna zwraca się od razu w tę stronę, szeryfowie szykują się, aby dobyć koltów. "Zwracamy uwagę - chrypią głośniki - ... uszkodzenie przedmiotów... pociągnięci do odpowiedzialności ... areszt natychmiastowy aż do czasu wyjaśnienia sprawy..."

 

   To oczywiście działa na emocje jak kubeł zimnej wody. Rozdrażnieni przeciskamy się schodami pod górę. A tam zataczam się, jakby ktoś rąbnął mnie z całej siły.

 

   Słońce świeci!

 

   Dopiero teraz uświadamiam sobie, że widzę słońce po raz pierwszy ód trzech czy czterech dni. Rano do windy: światło neonowe. Metrem do pracy: światło neonowe. W hali fabrycznej: światło neonowe. Wieczorem powrót. Metro, winda: światło neonowe. Dwie godziny snu, potem do dyskoteki: światło neonowe. Chyba zrobił się już ze mnie prawdziwy kret.

 

   Niebo jest zdecydowanie niebieskie, jak ekran przesterowanego telewizora. Typowa warstwa wyziewów i mgły zniknęła. To z pewnością fen. Promienie słońca padają dosyć ukośnie, są złociste, wszystko wygląda tak świeżo i apetycznie. Jak w kinie. Film reklamujący naszą Piękną Nową Ojczyznę.

 

   Takie jesienne widowisko to nie na moje siły. Zupełnie, jakby ktoś wyciągnął do ciebie rękę ze wspaniałym prezentem, o którym wiesz, że i tak nie będzie twój. Obiecanki cacanki. Zresztą nie czuję się dobrze, kiedy stoję tak pod gołym niebem, bezbronny. Odnoszę wrażenie, jakby w każdej chwili ktoś mógł mnie stąd zdmuchnąć. Nie jestem też przyzwyczajony do takiej ilości świeżego powietrza. Wieje wiatr, jest dosyć zimno.

 

   Naprawdę oddycham z ulgą, kiedy zostawiam wreszcie za sobą słońce, niebieskie niebo i wszystkie te bzdety i zamykam się znowu w swoim bloku mieszkalnym. Tu czuję się bezpiecznie. W windzie mruga poczciwe stare światło neonowe.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

BETON

 

 

 

   Na marmurowej tablicy widnieje napis: NEU - PERCHING. Pomnik nieznanego mistrza ku przestrodze dopisał ktoś pod spodem.

 

   WYBIEGAJĄCY W PRZYSZŁOŚĆ MODEL NOWEJ URBANIZACJI I BUDOWNICTWA MIESZKANIOWEGO DLA CZŁOWIEKA. ZBUDOWANY W LATACH 1987 - 1989 WEDŁUG PROJEKTU PROF. DR WALTERA HEUERMANNA.

 

   A dlaczego ten cwaniak sam tu nie mieszka? - pyta jaskrawoczerwony dopisek pod nazwiskiem profesora.

 

    - Bo kupił sobie dom na Lazurowym Wybrzeżu, frajerze - mówię cicho.

 

   Plastic Spastic unosi nieco głowę. - Cóż to, Godzillo, rozmawiamy sami ze sobą?

 

    - To nic.

 

   Wałęsamy się po schodach okalających Centrum Kultury i Komunikacji i zdychamy z nudów. Oczywiście można by iść do biblioteki, ale to nie dla nas. W środku siedzi jakaś zeskleroziała miłośniczka klasyki, a obok niej dwa czterdziestoletnie typy, jeszcze z późnego okresu hippisów; wspominające nadal Woodstock. Według nich "Blowin in the wind" to coś bardzo postępowego. Po prostu nie są na bieżąco. Zresztą w bibliotece przestali grzać, odkąd Arabowie zrobili się tacy ważni, a my dostajemy już tylko tę drogą ropę z Wenezueli.

 

    - Cholera, ale zimno - mówi Siegfried. - Te przeklęte wieżowce już teraz rzucają cień.

 

   Nic dziwnego, mają co najmniej 40 pięter. Przez jakiś czas wieżowce nie były w modzie, ale odkąd ceny działek budowlanych ruszyły w górę, widać je znowu na każdym kroku.

 

   Pierwszy podziwia szary skafander, który dopiero co kupił.

 

    - Fajnie to wygląda - mówi rozmarzony. Foxx, Drugi w Gangu Neonowym, ma nieco kwaśną minę. Według niego Pierwszy jest za mało przebiegły i zbyt próżny.

 

    - Sporo mnie to kosztowało - wyjaśnia Pierwszy. - Jestem teraz zupełnie spłukany. - Wstaje z miejsca - Załatwię sobie kredyt.

 

   Zaczepia pierwszego lepszego, jaki przechodzi akurat ulicą. - Daj mi 50 marek - mówi do tamtego, jakiegoś gryzipiórka w okularach i z aktówką pod pachą.

 

    - Jak to? - dziwi się ten naiwniak. Jeszcze jeden z tych, którzy nie są na bieżąco.

 

    - W przeciwnym razie wybiję ci kilka zębów - wyjaśnia mu uprzejmie Pierwszy. Jest jak zwykle uprzejmy wobec tubylców. - Za coś takiego, nasz kochany doktor stomatolog żąda 8000 marek, a ubezpieczenie też drożeje z dnia na dzień. Myślę, że w takim układzie 50 marek to dla ciebie całkiem niezły interes, a może się mylę?

 

   Jego słowa trafiają do przekonania kredytodawcy. Zaczyna grzebać w portfelu. - Ale mam tu tylko setkę.

 

    - To nic - mówi Pierwszy wspaniałomyślnie. - Przyjmuję również większe drobne. A teraz zmyj się stąd.

 

   Po tym drobnym przerywniku przychodzi znowu wielka nuda. Co za dzień! Zupełnie nic się nie dzieje. W wieżowcach ryczy na raz jakieś dwadzieścia różnych programów telewizyjnych. Tubylcy tkwią przy oknach, wyglądając na zewnątrz, jakby na coś czekali.

 

    - Nie mają chyba nić do roboty - mówię po to tylko, aby przerwać milczenie:

 

    - A co mogą robić? - odpowiada Foxx. - Przecież nikt z nich nie ma pieniędzy. Nowa nędza, rozumiesz? 40% na podatki, 40% na czynsz i 15% na ubezpieczenie. Nie zostaje więc dużo, nawet jeżeli zarabia się dobrze.

 

   Siegfried wyciąga rękę.

 

    - Spójrzcie!

 

   Jakiś pijak demoluje właśnie karuzelę na placu. My i okoł0 300 gapiów z okien przyglądamy się następnie, jak rozwala huśtawki. Niezła rozrywka. Placu zabaw i tak nie żałujemy, teraz to tylko siedlisko kundli.

 

    - Pamiętacie - odzywa się Plastic Spastic - jak dawniej się oburzano, kiedy bawiliśmy się w wandali? A teraz sami , rozwalają wszystko na drobny mak. Pierwszy wybucha śmiechem.

 

    - Beton pobudza agresję, tak zawsze mówi mój stary. A potem wychodzi z mieszkania i kradnie żarówki z klatki , schodowej.

 

    - Też mała strata - pociesza go Foxn. - I tak wszystko zardzewieje, wcześniej czy później. Tak, jak my teraz mieszkamy, żyły dawniej męty społeczne. Ale odkąd zaczęły się braki energii i surowców, a co za tym idzie, zakłócenia w eksporcie, cały system się załamał. Wychuchane, luksusowe, apartamenty zamieniają się w bunkry, nie nadające się do zamieszkania. Ale czasem myślę, że to mi się nawet podoba; stwarza nastrój degeneracji, wynaturzenia.

 

    - Chrzanisz - przerywa mu, Siegfried.

 

   Ale Foxx wpadł już w trans; to przecież jego ulubiony temat.

 

    - Po prostu nie należy traktować brzydoty jako coś nienormalnego - wyjaśnia - lecz zaakceptować ją. I wtedy ujrzysz nagle w naszym otoczeniu brutalną, perwersyjną piękność. Beton jest piękny, plastyk jest piękny, metal jest piękny. Źle oświetlony garaż podziemny, duży, ale pusty parking ze swoją geometrią stanowisk, idealnie wyszorowana knajpa o pół do czwartej nad ranem, w której świecą się różowe jarzeniówki - to właśnie całe piękno, człowieku. Nowa estetyka. Twórcze dopasowanie się do struktury otoczenia to obowiązujący trend!

 

   Wywody Foxxa zaczynają mi już działać na nerwy. Dlatego oddycham z ulgą, kiedy znowu zaczyna się akcja. Gdzieś na dwudziestym piątym piętrze jakaś młoda kobieta wdrapała się na poręcz balkonu, a teraz stoi tak w górze, w kwiecistym fartuszku, przytrzymuje się jedną ręką i spogląda w dół, na betonowe płyty.

 

   - Hej, zdaje się, że jedno mieszkanie będzie wolne - cieszy się Plastic Spastic.

 

   - Ciekawe, dlaczego to robi - mówię.

 

   - Może wzięła nieodpowiedni proszek do prania i nie wyprała jak należy koszuli swojego starego - mówi Pierwszy, wyraźnie rozbawiony: - A on spojrzał na nią wściekłym wzrokiem, no i dla niej zawalił się świat.

 

   - Tak właśnie kończy się życie dzielnej gospodyni wzdycha Plastic Spastic. - Wzruszające. Jeszcze trochę, i czuję, że się rozpłaczę.

 

   Tymczasem gapiów przybywa coraz więcej. Nie tylko na dole. Również balkony i okna są gęsto oblepione ludźmi. Rozbrzmiewa głośny śmiech. Nastrój jest wesoły. Nareszcie coś się dzieje.

 

    - Ta przynajmniej nie może się uskarżać na brak zainteresowania - mówi Foxx.

 

   Tak jakby było to umówione hasło, nadjeżdża telewizja. Patrzę na zegarek. Trzy minuty, całkiem nieźle. To z pewnością chłopcy z kanału 16, mają tu przecież od siebie tylko dwa kroki.

 

   - Najpierw widok ogólny - krzyczy reżyser do pierwszego kamerzysty. Jest wyraźnie rozgorączkowany. - Uchwycisz ją jako drobną mrówkę w betonowej dżungli. To da efekt. Kamera szybkobieżna bierze z dołu, zrobimy żabią perspektywę. Podejdź pod sam balkon! To musi wyglądać, jakby spadała ci prosto na kamerę. Kiedy wreszcie ta kretynka skoczy?

 

    - Właśnie, skacz już! - krzyczy jeden z widzów. - Pokaż, co potrafisz!

 

    - Pośpiesz się, chcemy coś zobaczyć! - wrzeszczy inny. Z przygotowaną do filmowania INSTAMATTC stoi na sąsiednim balkonie.

 

    Kobieta rozgląda się na wszystkie strony, jakby nie była zdecydowana, co robić. Za nią widać w mieszkaniu jakieś gorączkowe ruchy. Niektórzy już się pośpieszyli, aby zająć się jej mieniem.

 

   Nagle, kilka domów dalej, rozbrzmiewa wycie syreny straży pożarnej. A ci czego tu chcą? Niech to diabli, nie chodzi nam przecież o to, by ujrzeć, jak wygląda akcja ratunkowa, chcieliśmy być świadkami ładnego skoku, z dużą ilością krwi! Kilka zaparkowanych w pobliżu samochodów ustawia się momentalnie na drodze dojazdowej, jako barykada, ale ci zidiociali brutale spychają je po prostu na bok swoim potężnym strumieniem wody.

 

   Tylko że w ten sposób niczego nie wskórają. Z okien lecą już butelki, roztrzaskują się przed kołami czerwonego samochodu. Plopp, plopp, opony pękają jedna po drugiej i wkrótce samochód straży pożarnej zatrzymuje się na samych felgach. Załoga wyskakuje na zewnątrz, nie kryjąc zdenerwowania, i usiłuje rozpiąć płachtę ratunkową. Z okien zaczyna sypać się natychmiast prawdziwa lawina odpadków, i to wreszcie zniechęca strażaków.

 

    - Do diabła, czy tu wszyscy zwariowali? - pieni się ich dowódca.

 

   Jakoś nie może zrozumieć, że przeszkadzają nam w oglądaniu tego widowiska. Że wszystko psują. W końcu każdy z nas ma prawo do rozrywki, prawda?

 

   Kiedy wreszcie nadchodzi moment, w którym kobieta rzeczywiście wyskakuje z balkonu, panuje już taki rozgardiasz, że umyka to uwadze wszystkich zebranych. Ale na szczęście pokażą to dziś wieczorem w telewizji. W zwolnionym tempie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

MURY

 

 

 

   Jeszcze raz rozglądam się po swoim pokoju: typowo wspaniałomyślne wymiary asocjalnego budownictwa mieszkaniowego. Siedem metrów kwadratowych, jakie mają wystarczyć do prawidłowego rozwoju. Architekt musiał mieć w sobie jakiś ukryty instynkt zabójcy.

 

   Ponieważ muszę zabezpieczyć swój cenny księgozbiór o sztuce i filmie, aktywizuję zegarowy zamek przy drzwiach i prześlizguję się obok pary obcych mi ludzi do ich pokoju, zajmującego powierzchnię 30 m.

 

    - Dawidzie - odzywa się obca - Chłopcze. - Daj mu spokój - mówi obcy.

 

   Puszczam te odgłosy mimo uszu. Facet w windzie boi się mnie. To dobrze. Oglądam swoje odbicie w lustrze. Super. Dyskretna szminka, szary blezer, niebieskoszara koszula, ciemnoszary, wełniany krawat, a na wierzchu trencz z szarej skóry. To jest właśnie to, co nazywam elegancją na czasie. Cała gama odcieni szarości. Szary to cudowny kolor. Najładniejszy z tych, jakie znam.

 

   Są tacy, co ubierają się jak hołota. Nieraz jeszcze w dżinsach i z długimi włosami. Trzydziestoletni emeryci. Co do mnie, to po prostu nie czuję się dobrze, kiedy jestem nieodpowiednio ubrany. Wprawdzie wymaga to nie lada szmalu, ale z tym muszę się już liczyć. W końcu trzeba przecież pokazać innym, że jest się na czele. A Gang Neonowy to tu absolutna elita. Jesteśmy najinteligentniejszymi chłopakami, nawet Godzilla, mimo że pracuje w fabryce.

 

   Kiedy podchodzę do drzwi windy, słyszę cichy głos starego: - Banda faszystów.

 

   Nie ma jeszcze pojęcia, jak świetnie jesteśmy wytrenowani. Demonstruję mu szybko, jakby od niechcenia, jak wygląda czysty cios kantem dłoni. Pada do przodu, rozwalając sobie nos. O mało nie opryskał mnie krwią, świntuch!

 

   Wysiadam na czwartym poziomie podziemnego garażu. Teraz jest tu dosyć pusto. Jeden rzut oka aa kamerę kontrolną pozwala stwierdzić, że jest zdemolowana. Może to pułapka? Przywieram do chłodnego muru z betonu i przebiegam wzrokiem po szarym sklepieniu. Ani widu, ani słychu. A więc to nie pułapka:

 

   Podchodzę do naszego wozu bojowego. Ziemistoszary lakier metallic łazika połyskuje matowo w nikłym oświetleniu, Wspaniały wytwór techniki, statutowo: własność Pierwszego w Gangu Neonowym. Kiedy wyruszamy nim na akcję przeciw wrogim gangom, w pełnym umundurowaniu i przy akompaniamencie ogłuszających dźwięków syntezatora spotęgowanych przez osiem głośników - to graniczy już z ekstazą religijną. Jednostka doborowa, tak jak dawniej SS. Ludzie oglądają się za nami. Są też tacy, którzy odwracają wzrok. To przyjemne uczucie.

 

   Samochód wspina się wyżej, pokonując wąskie zakręty korytarza. W świetle reflektorów widzę przez moment jakąś postać, która za pomocą plastykowej rurki ściąga benzynę z baku toyoty. Niezły interes. Dwie i pół marki na litrze, wolne od podatku.

 

   Zapora przy wyjeździe jest znowu otwarta. Hartmann, portier w garażu, zniknął gdzieś. Z pewnością dał się komuś przekupić i wyszedł na godzinkę.

 

   Na monitorach w jego pustej kabinie kontrolnej widoczne są jakieś zakłócenia.

 

   A może go załatwili? Wszystko jedno, co mnie to obchodzi. Pełnym gazem pędzę przez Neu - Perching w kierunku centrum. Wytworne dzielnice willowe na peryferiach miasta są jakby wymarłe. Ich właściciele zamknęli się w swoich warowniach, wyposażonych w alarm, i boją się nawet wystawić nos na zewnątrz. Za mało policjantów i zbyt wielu drobnych rzezimieszków, którzy pragną konkurować z wielkimi rzezimieszkami.

 

   Dojeżdżam do pierwszych bloków mieszkalnych. Precz z państwem wyzyskiwaczy!, napisał ktoś na murze fosforyzującą farbą. Sprzedani przez parlament, czytam tuż obok. My musimy płacić podatki, a urzędnicy obrastają w tłuszcz! To już na pewno robota SOO.

 

   Ale to jeszcze nie wszystko. Przejeżdżając obok osiedla urzędników widzę, że okalający je mur jest zabezpieczony drutem kolczastym i workami z piaskiem. Przed bramą stoi kilku uzbrojonych po zęby szeryfów, z bronią maszynową gotową do strzału.

 

   Widocznie doszło znowu do zamieszek. Nic dziwnego; odkąd liczba bezrobotnych zaczęła wzrastać, a starszy urzędnik pocztowy zarabia netto tyle samo, co kierownik działu w zakładzie przemysłowym, na urzędników patrzy się krzywym okiem. Samoobrona Obywatelska (SOO) i Bojowa Organizacja Sprawiedliwości Podatkowej (BOSP) występują aktywnie przeciw nim. Nie wyraża się o nich pozytywnie również opinia publiczna.

 

   Ale co to mnie obchodzi! Mam w kieszeni tyle szmalu, ile mi trzeba, i zamierzam teraz odbyć w dyskotece swój wielki występ. Dyskoteka to jedyna oaza wspaniałości na tym nędznym ginącym świecie. I tylko to interesuje mnie w tej chwili.

 

   I want to see the bright lights tonight, czy to jasne?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

HAŁAS

 

 

 

   "... Federalnego Urzędu Statystycznego w Wiesbaden wskaźnik wzrostu cen ustabilizował się w miesiącu sierpniu na wysokości 14,5%. TEL AVIV. Izraelskie koła rządowe wypowiedziały się krytycznie na temat wzrastającego w dalszym ciągu nacisku Stanów Zjednoczonych na Izrael, czego źródłem jest arabski bojkot naftowy: Rzecznik zapewnił, że rząd Izraela trwać będzie przy swoim stanowisku i w razie potrzeby jest gotów bronić go przy użyciu wszelkich dostępnych środków. SEUL. Z uwagi na mnożące się ostatnio incydenty zbrojne wzdłuż koreańskiej linii demarkacyjnej na 38° szerokości geograficznej, premier Korei Południowej, generał Kim, określił fakt wycofania oddziałów amerykańskich z terytorium swojego kraju jako zerwanie przymierza i kres polityki neo - izolacji. Rzecznik Ministerstwa Obrony w Waszyngtonie stanowczo odrzucił to oświadczenie, tłumacząc posunięcia Pentagonu jako rutynowe przemieszczanie oddziałów wojskowych. PRETORIA. W wyniku wczorajszej eksplozji bomby w południowoafrykańskim Ministerstwie Spraw Wewnętrznych zginęło według ostatnich doniesień osiemnastu białych i nie sprecyzowana bliżej liczba czarnoskórych. W wyniku ogłoszonego przez premiera van der Wilma stanu wojennego,. oddziały specjalne poszukują sprawców zamachu, stosując środki radykalne. DUSSELDORF. Do dokonanego w dzisiejszych godzinach porannych podpalenia japońskiego centrum handlowego przyznał się anonimowy rozmówca telefoniczny, który określił swój czyn jako protest przeciw polityce podnoszenia cen przez dominujące na rynku przedsiębiorstwa japońskie. Odpowiedzialność za zamach przyjęła na siebie również "Organizacja Ochrony Eksportu", która w ten sposób dopiero teraz ujawniła się publicznie. YOKOHAMA. W wyniku zderzenia statku obserwacyjnego Organizacji Ochrony Środowiska "Błękitna Planeta" z japońskim okrętem wielorybniczym "Nagasaki Maru" zginęli wszyscy członkowie załogi "Błękitnej Planety". Według zeznań naocznych świadków był to wypadek. LOS ANGELES. Światu zagraża nowa, gigantyczna eksplozja demograficzna, dotycząca przede wszystkim Trzeciego Świata. Mógł to spowodować rozwój hiszpańskiego serum antynowotworowego "Esperanza 90". Według komentarzy futurologów z Uniwersytetu w Kalifornii należy..."

 

   Wyłączam tą szczekaczkę.

 

   Stary, który usnął na kanapie (o ósmej wieczorem!), zrywa si...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin