Ader eridia.txt

(67 KB) Pobierz
Ader

Eridia

Wyszed� na strome zbocze g�ry i rozgl�da� si�. By� ciep�y letni dzie�,
S�o�ca dochodzi�y zenitu. Jak daleko si�ga� wzrokiem widzia� pi�kno
przyrody. W oddali p�yn�a rzeka, nad lasami unosi�a si� jak zwykle
g�sta mg�a, tutaj nie znano deszczu, wysokie mg�y by�y niebywa��
rzadko�ci�. Ziemia by�a zwil�ana przez mg��. Widok z g�ry by� wspania�y.
W oddali by�o wida� pi�kne Srebrne Miasto. Po sam horyzont ci�gn�y si�
lasy i pola uprawne, w ogrodach bawi�y si� dzieci, a po niebie szybowa�y
ptaki. Odwr�ci� si� i teraz patrzy� na odleg�e Czerwone G�ry, kt�rych
wysoko�� dochodzi�a do sze�ciu tysi�cy jednostek. Przygl�da� si� ich
niedost�pnym, o�nie�onym szczytom przez dalekowizjer, zachwyca� si� ich
pi�knem. Nagle zobaczy� pot�ny b�ysk nad g�rami a po chwili upad�
og�uszony wielkim grzmotem pochodz�cym od tego b�ysku, nigdy czego�
podobnego nie dozna�...
Er obudzi� si� zlany potem, to by� tylko "z�y" sen.
-Jeszcze chwila i wracamy, dobrze obserwujcie niebo, nigdy nic nie
wiadomo.- S�owa te dow�dca zwiadu kierowa� do swoich �o�nierzy, nazywa�
si� Wer, by� silnie zbudowany, wzrostu oko�o jednostki, w gronie
dow�dc�w uwa�ano go za niezdecydowanego, ale mylili si�, zawsze liczy�
si� z �yciem ka�dego �o�nierza, zawsze starannie planowa� ka�dy ruch,
jego oddzia� nale�a� do najlepszych, a przy tym odznacza� si�
najmniejszymi stratami. W ka�dej bitwie szuka� zemsty, jego brat Erd
zgin�� podczas ataku wrogiej armii z Czerwonych G�r na Srebrne Miasto. W
jego oddziale panowa�a wysoka dyscyplina, cho� wszyscy �o�nierze
zwracali si� do niego po imieniu.
-Wer. Prosz� spojrze� na zach�d.
Zobaczy�, na razie ma�y, obiekt na niebie, kt�ry najprawdopodobniej
zbli�a� si�, szybko stawa� si� coraz wi�kszy, by� dobrze widoczny na tle
ciemnoniebieskich chmur, po kilku chwilach by�o ju� wida� wyra�nie, �e
jego trajektoria ci�gle si� zmienia, da�o si� zauwa�y�, �e co� zosta�o
od niego odrzucone i oko�o stu jednostek nad powierzchni� ziemi wybuch�o.
-Nie mo�e nas wykry�, to chyba jaka� nowa bro�. Wezwijcie Er, on si� na
tym dobrze zna.- Wer by� zaniepokojony zaistnia�� sytuacj�, w ci�gu
ostatnich trzech obrot�w straci� trzech ze swego oddzia�u licz�cego
teraz ju� tylko dwudziestu siedmiu �o�nierzy, posi�k�w nie b�dzie.
-Er zaraz przyjdzie.
Obiekt ci�gle si� zbli�a�, ale nie by�o nic s�ycha�, panowa�a g��boka
cisza, tak jak by to lecia� ptak, a nie to. ..
-To statek powietrzny.- Powiedzia� spokojnie Er.- Ale jaki� dziwny...
-Co o nim s�dzisz, Er?- Spyta� szybko Wer.
-To jaki� du�y model, w naszych si�ach nigdy takich nie mieli�my,
wygl�da na jak�� now� bro�, ale nie jestem pewien, jest strasznie cichy,
tak jakby lecia� bez silnik�w, a poza tym jest sam, co mo�e wskazywa� na
du�� si�� ognia tego statku.
-Nadlatuje. Kry� si�. Bro� w pogotowiu.
Statek przelecia�, mo�e z dwadzie�cia jednostek nad nimi i nic si� nie
sta�o.
-Czy�by nas nie zauwa�y�? Niemo�liwe. Chyba tylko zbada� nasze pozycje.-
Zabrzmia� g�os jednego z �o�nierzy
-Mo�liwe.- Odpar� Wer.- Ustawcie bro� na maksimum.
-Widzisz, Wer. Chyba leci dalej na wsch�d, nie zawraca.
-Dlaczego ci�gle zni�a lot? Co� tu nie gra.- Powiedzia� Er, naprawd�
zdziwiony. Chcia� co� jeszcze powiedzie� ale nie zd�rzy�.
Us�yszeli, jakby pot�ny grzmot i za wzg�rza numer trzydzie�ci siedem
uni�s� si� grzyb ognia.
-Rozbi� si�?- Rozleg�o si� w oddziale.
-Co s�dzisz o tym, Wer?
-Tam nie mieli�my �adnych umocnie�, nie mia� potrzeby bombardowa�
tamtego miejsca. Grupa pierwsza ze mn�, druga i trzecia b�dziecie nas
os�ania�, Er ty te� chod� ze mn�. Ruszamy.
Szli powoli, do wzg�rza trzydzie�ci siedem by�o jakie� trzysta
jednostek. Gdy ju� tam dotarli, ujrzeli g��boki r�w prowadz�cy a� do
podn�a nast�pnego wzniesienia, na ko�cu kt�rego znajdowa� si� dymi�cy
jeszcze wrak, co� by�o obok niego. Statek naprawd� by� du�y.
-Niesamowite. Rozbi� si�. Ubi� drania. Ognia!- To by�a pierwsza tak
szybka decyzja ze strony Wera. Zapanowa�o nad nim ponownie uczucie zemsty.
Nie trafili i "napastnik" szybko schowa� si� we swym wraku.
   1. -Odzia� dwudziesty pierwszy! Odbi�r. Co si� tam sta�o? Czujniki
      zarejestrowa�y du�y wstrz�s w waszym rejonie. Wer, odezwijcie si�!
***
-Komputer zmie� kurs na: dwa, osiem, sze��.
-Czy mog� co� powiedzie�?- Zapyta� pilota komputer pok�adowy. Pilot
skin�� lekko g�ow�.- Wybra�e� kurs przez niezbadane obszary. To mo�e
okaza� si� bardzo niebezpieczne.
-Lec�c tamt�dy oszcz�dzimy miesi�c drogi, wi�c zmie� kurs i nie martw
si� tak. Nie przez takie strefy udawa�o nam si� przelecie� w jednym kawa�ku.
-Powtarzam, �e to nie jest rozs�dna decyzja.
-Powiniene� mie� w swoich zasobach, �e gresy nie mo�na zbyt d�ugo
przewozi�, bez naturalnego o�wietlenia szybko ulega rozk�adowi.
-Wiem, mog�e� tego nie kupowa�.
-Nie k�u� si� ze mn�.- Wsta� ze swego miejsca przy pulpicie i zacz��
gro�nie macha� zasi�ni�t� pi�ci� przed czujnikiem optycznym komputera.
Przed nim m�g� tak macha�, ale osobnicy z jego gatunku, a by� on
cz�owiekiem, najprawdopodobniej wy�miali by go (w przeciwie�stwie do
innych ze swego gatunku nie utrzymywa� z nikim bli�szych znajomo�ci,
trzyma� si� na boku a oni zawsze chodzili i latali grupami), nie by�
pot�nie zbudowany, wr�cz przeci�tnie, sam w rzadnej bazie nie mia�by
szans, stratowaliby go, ale w�r�d gwiazd niewielu go zaczepia�o, by�
bardzo dobrym pilotem, a w dodatku jego transportowiec by� silnie
uzbrojony, bro� pochodzi�a g��wnie ze szcz�tk�w statk�w, kt�re odwa�y�y
si� pokusi� o jego towar. Ludzie te� go unikali, nie wygl�da� na silnego
to prawda, ale jego wygl�d by� raczej odpychaj�cy. Rzadko patrzyli mu
prosto w twarz, mia� wszczepione lewe oko, kt�re pochodzi�o od
gorundzkiego tygrysa, by�o prawie ca�e zielone, z poprzeczn�, cienk�,
czerwon� �renic�, jemu to nie przeszkadza�o, je�li chcia� m�g� widzie� w
podczerwieni, nadfiolecie no i w zupe�nych ciemno�ciach, to oko bardzo
mu si� przydawa�o, najbardziej chyba podczas wojny na dziesi�tym
ksi�ycu Asdera, w tedy mia� jeszcze o co walczy�, stamt�d pochodzi�,
tam by� jego dom. Po wojnie zmieni� si�, zacz�� ubiera� si� na czarno,
to w�a�nie w tedy zacz�� stroni� od ludzi. Przesta� si� przechwala�,
schowa� bro� pod kurtk�. Zmieni� si�.
-Id� si� przespa�, obud� mnie, je�li co� si� wydarzy.
Poszed� do swojej kabiny i szybko usn��.
***
-Nie wychyla� si�. To rozkaz.
-Ale� ciemno.
-Komu ciemno temu ciemno.
-Znalaz� si� m�drala.
-Ty, cwaniak, pierwszy prowadzisz wacht�
"Ten m�j niewyparzony j�zyk "-Tak jest.
To by�a naprawd� ciemna noc, bez gwiazd, bez ksi�yc�w, tylko chmury,
czarne chmury. Wr�g by� zaledwie kilkaset metr�w od jego pozycji.
Podobno to ich oddzia� mia� uderzy� o �wicie, w�r�d �o�nierzy s�ycha�
by�o odmawiane modlitwy. Po godzinie dziesi�tej zapanowa�a cisza,
przera�aj�ca cisza.
Obudzi� si� gwa�townie. "A niech to, zasn��em! Dobrze, �e nikt mnie nie
zauwa�y� ".Panowa�a cisza, ale w tej ciszy us�ysza� co� za swymi
plecami. Powoli si� odwr�ci�, zdj�� opask� z lewego oka.
-Alarm!...- Tylko tyle zd��y� krzykn��. Jego zielone oko uratowa�o mu
�ycie, zd��y� dostrzec wroga celuj�cego do niego z odleg�o�ci
pi��dziesi�ciu metr�w. Atakowali. Ten po drugiej stronie by� dobrym
strzelcem, zdj�� wartownika. Celny strza� i r�ka trzyma�a si� ju� tylko
na skrawku r�kawa od munduru. W tedy ostatni raz czu� j� naprawd�.
Ockn�� si� gwa�townie z uczuciem straszliwego b�lu w lewej r�ce.
-Moja r�ka!
-Uspok�j si�. To tylko z�udzenie. Nie masz ju� przecie� r�ki.- Dobieg�
g�os komputera z komunikatora.
-Masz racj�... to by�o takie realne.- Odrzek� z �alem.- Ta sztuczna to
nie to samo.
-Alarm! Ader, szybko do g��wnego pulpitu.
-Biegn�. Szybko dawaj opis sytuacji...Jestem.
-Transportowiec na torze kolizyjnym. Nie odpowiada na wezwania.
-Do transportowca na moim kursie, tu kapitan jednostki vd1449, odpowiedz
na wezwanie, w przeciwnym razie otworzymy ogie�.
-To wasz statek wszed� na m�j kurs, tu kapitan jednostki vr1233, ust�p,
albo zabior� ci tw�j �adunek. Dla �cis�o�ci nazywam si� Vert.
-Znam ci�, jestem Ader.
-Wi�c gi�, kocio oki.
-To si� oka�e. Przerwa� transmisj�. Komputer os�ony na maksimum. "To ten
z baru, od razu wiedzia�em, �e to zawadiaka."
Pierwszy strza� pad� ze strony jednostki vr1233. Nawi�za�a si� walka,
dzia�ka laserowe posz�y w ruch, przez ca�� walk� by�o wida� b�yski
energii tn�cej nico�� wszech�wiata. Po�cig - ucieczka, �ycie - �mier�
oto prawa rz�dz�ce rynkiem kosmosu, chcesz zarobi� jako handlarz to
wcze�niej czy p�niej b�dziesz musia� walczy�, walczy� z piratami lub
innymi handlarzami. W tym przypadku spotka�o si� dw�ch handlarzy. Jeden
jak i drugi chcia� �y�, zarabia�... Pilot jednostki vr1233 by� naprawd�
dobry, nie potrafili prze�ama� jeden drugiego przez d�ugi czas. Ader
pierwszy mocno oberwa�, od jego statku zosta�o odstrzelone tylne
dzia�ko. Vert siedzia� mu na ogonie... Z obu statk�w jednocze�nie
odpalono torpedy. To ich roz��czy�o na chwil�, uciekali teraz od torped
przeciwnika. Torpeda Adera minimalnie si�g�a celu, statek Verta dozna�
niewielkich uszkodze�. Ponownie ruszyli na siebie...
-Komputer, przerzu� ca�� moc na dzia�ko numer trzy.- Rozkaza� Ader.
Trafi� prawie tam gdzie chcia�, jedyny s�aby punkt statk�w typu vr, to
znaczy w miejsce po��czenia luku drugiego �adowni z trzecim,
poskutkowa�o. Statki typu vd te� mia�y sw�j s�aby punkt i zanim promie�
lasera wystrzelonego przez Adera doszed� celu przeciwnik zd��y�
wystrzeli� unkara�sk� torped�, torped� od kt�rej nie mo�na uciec, zawsze
trafia w cel.
-Znam tw�j s�aby punkt, Ader.
Eksplozja na obu statkach, ale pilot jednostki vd ustabilizowa� jeszcze
na moment sw�j statek aby wycelowa� i dobi� przeciwnika (niepisane prawo
nakazywa�o zabi� pokonanego), ale nie strzeli�.
***
Po wyj�ciu przez g�rny w�az na powierzchni� jego oczom ukaza� si�
straszliwy widok, powierzchnia planety przypomina�a powierzchni� Amboru
po wojnie. Kikuty uschni�tych drzew, niekt�re by�y spalone, oko�o
dwudziestu kilometr�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin