Dwa Miecze.doc

(49 KB) Pobierz
Dwa Miecze

Dwa Miecze

Ks. Czesław S. Bartnik

 

Jezus przed swoją męką polecił Apostołom zebrać wszystkie siły duchowe do walki o wypełnienie swej misji. "Lecz teraz - mówił Jezus - kto nie ma sakiewki i torby, niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz (...). A oni rzekli: Panie, tu są dwa miecze. Odpowiedział im: Wystarczy" (Łk 22, 36-38). Ojcowie i teologowie tłumaczyli potem przez wieki, że jeden miecz oznacza konieczność walki z wrogiem wewnętrznym, a drugi z wrogiem zewnętrznym. I oto dziś każdy Polak musi wziąć dwa miecze ewangeliczne.

 

Miecz pierwszy

 

W Polsce mimo większych zwycięstw gospodarczych, administracyjnych i moralnych trzeba nam jednak dobywać miecza przeciwko piętrzącym się nadal, czy nawet rozwijającym, przejawom zła wewnątrzludzkiego i wewnątrzspołecznego. Na marginesie każdego społeczeństwa państwowego ścielą się obszary zła, przestępstw, zbrodni i wielkiego nierozumu. Spośród społeczeństwa pokomunistycznego i liberalizującego ratują się tylko wybitniejsze jednostki i wspólnoty wysoce moralne, mądre i odporne na różne infekcje nowo propagandowe. Jednak warstwy inteligenckie są w dużej mierze zagubione w chaosie duchowym, a nawet moralnie słabe, a one są głównym czynnikiem kształtującym życie państwowe. Tymczasem ogólna sytuacja, zwłaszcza właśnie na tej "górze", jest nadal dosyć zła. Za dużo jest słabych moralnie ludzi i za dużo jest zła w grupach rządzących, w urzędach, w policji, w sądownictwie, w szkołach, mediach, uniwersytetach, w armii, w służbie zdrowia i innych służbach publicznych, w procesach pracy, w handlu, a nawet w całej twórczości kulturalnej, literackiej i artystycznej. Wszędzie wdziera się jakiś bakcyl antyetyczny niszczący normalne zdrowie społeczne. Trwa walka, tyle że nie o dobro, lecz o zło. Informatory dezinformują, prawo jest znieprawiane, sądy nierozsądne. Pracodawcy wyzyskują pracobiorców, a pracownicy oszukują pracodawców. W naszym społeczeństwie jest wielu, którzy są przeciwni prawu, porządkowi, dyscyplinie, wychowaniu, a nawet otwarcie zwalczają prawowierny Kościół i ducha polskości (J. Gowin, T. Terlikowski, K. Michalski i prawie wszyscy masoni). W niedzielę, 8 lipca, po wspaniałej i wzniosłej uroczystości Radia Maryja w Częstochowie TVN przytoczyła wypowiedź jakiegoś człowieka ze swojego kręgu, że uczestniczenie polityków katolickich w tejże uroczystości "jest obrzydliwe". Takie i podobne głosy są niestety nagłaśniane często przez wszystkie media, niekiedy Trójka, a nawet TVP 1 są gorsze niż TVN. To jest jakaś groźna infekcja w organizmie społeczeństwa polskiego. Przy tym należy uznać za tragiczne, że wielu polityków opozycyjnych atakuje władze i instytucje nawet za to, że zbyt surowo ścigają pedofilów, złodziei, sprawców korupcji, zdrajców Ojczyzny, deprawatorów młodzieży, przestępców w służbach prawnych, bandyckich chuliganów na stadionach, pijanych kierowców itp. Nie boją się o życie obywatela, lecz o to, by "nie została naruszona wolność osobista, także złoczyńcy". Tym samym atakowane są wielkie tradycje polskie i katolickie. Niektórzy pseudofilozofowie twierdzą wręcz, że religia katolicka ze swoją etyką i aksjologią w ogóle szkodzi polityce, gospodarce i kulturze polskiej (por. K. Michalski, Europa, 6 VI 2007). Tymczasem tuż po rozpoczęciu przygotowań do futbolowego Euro 2012 dwaj ludzie z komitetu przygotowawczego zaplanowali ukraść dwa miliardy złotych, a kilkaset tysięcy już "zdobyli", po co ich karać, przecież jest wolność od przykazania "Nie kradnij". Ciągle utrzymuje się plaga kradzieży w pociągach, autobusach, na lotniskach, w sklepach, okradanie i oszukiwanie turystów zagranicznych. Wolność! Rozlała się szeroko rozpusta, nawet wśród młodzieży. Co trzeci uczeń gimnazjalny upija się raz na miesiąc. Dziewczynki w wieku od 10 do 13 lat piją więcej niż chłopcy - to skutek propagandy feministycznej, zgodnie z którą dziewczynka chce być chłopcem. Pojawiają się już szpitale wytrzeźwień dla dzieci. Źle jest też w szkołach z powodu narkotyków. W ogóle rozwijają się w społeczeństwie tylko postawy zabawowe i rekreacyjne, a upadają postawy prawdziwie społeczne i obywatelskie, a także kultura bycia, roztropność, uprzejmość, pracowitość i poczucie godności, szlachetność, życzliwość i inne. Hasło "wolności" oderwanej od prawdy, dobra i prawa, a także od obowiązku przynosi robaczywe owoce. Ale są też bardzo poważne problemy z ogólnymi postawami społecznymi. Między innymi przeraża postawa strajkujących lekarzy i następnie pielęgniarek. Z kolei pewne ośrodki z pomocą antypaństwowych mediów nie tylko podsycają ten strajk, ale także chcą wzniecić wspólny strajk wielu innych branż: nauczycieli, kolejarzy, górników i innych, a "Gazeta Wyborcza" wzywa do buntu prokuratorów. Wśród podżegaczy nie brak ludzi, którzy zarabiają po 60 tys. zł i więcej na miesiąc. Ostatecznie bowiem w zamyśle jest nie tyle strajk ekonomiczny, co próba nieposłuszeństwa obywatelskiego i obalenia rządu Kaczyńskich i całej koalicji. Wszyscy przyznajemy i wiemy, że pielęgniarki i znaczna część lekarzy stanowczo za mało zarabiają. Przyznaje to zresztą i rząd, który niedawno dał 30-procentowe podwyżki. Ale zaskoczyła nas, wprost zszokowała, postawa moralna przywódców strajku, brutalność, egoizm branżowy i ziejąca nienawiść do rządu polskiego, tak jakby on był jakiś okupacyjny, a nie wybrany przez społeczeństwo... Cała służba zdrowia miała znacznie gorzej za rządów postkomunistów i nie buntowała się tak strasznie. Teraz wyskoczyło żądanie stuprocentowej podwyżki pensji tylko dla samych lekarzy z pominięciem wszystkich innych pracowników służby zdrowia. Podwyżki zażądano nagle, jutro, bez względu na budżet państwa. Przy tym uważa się, że "dialog" z rządem polega tylko na tym, żeby rząd spełnił od razu wszystkie żądania bez dyskusji. Strajk lekarzy objął ok. 250 szpitali, wielu porzuciło pracę, rozpoczęło głodówkę, opuściło ciężko chorych, ewakuowano niektóre szpitale, a nawet doszło do sytuacji, w których łóżka szpitalne zajęli głodujący strajkowicze. To coś przerażającego. Tego w kulturze polskiej, nawet za komunizmu, nie było. Nie można sobie tego wprost wytłumaczyć. Wśród lekarzy jest duży odsetek niewierzących, widzą w człowieku tylko ciało niejako z racji zawodowych, ale przecież znamy wszystkich lekarzy jako wspaniałych ludzi, szlachetnych, przyjaznych, inteligentnych, a nade wszystko społecznych. Nie da się wszystkiego wytłumaczyć odruchem obronnym przeciwko demonstracyjnym aresztowaniom paru lekarzy, czego i my nie pochwalamy, bronimy dobrego imienia i godności całego zawodu. Powodem tym nie może być dla ludzi roztropnych także rozbudzona nienawiść do braci Kaczyńskich, co czynią m.in. niektóre media, a także znaczniejsi politycy, jak np. Hanna Gronkiewicz-Waltz. Obawiamy się raczej, że taka duchowa postawa strajkujących wynika z jakiegoś europeizmu, liberalizmu i osłabienia zmysłu społecznego i państwowego. Jeśli jest to postawa tylko grupy przewodniczących związków zawodowych, to nie powinna ona mieć tak dużego poparcia. Przeraża nas również histeria medialna. Kiedy premier zacytował zdanie z literatury, że "inni szatani są tam czynni", to oskarżono go o niepoczytalność. A niektórzy w tej głupocie poszli do pewnego jezuity, żeby im poświadczył w imię rzekomej teologii, że za buntownikami przeciwko państwu nie mogą stać szatani, bo - jak orzekł ów mędrzec - szatan jest niewidzialny. Ale nawet tutaj była mała próba skłócenia premiera z katolikami. Z postawami niespołecznymi trudno sobie poradzić, bo trzeba wymiany pokolenia, a tu nadszedł już liberalizm, który popiera indywidualizm i egoizm społeczny. W każdym razie potrzeba Polsce miecza wewnętrznego.

 

Miecz drugi

 

Architekci UE i ich czeladnicy nie ustają w dążeniach do obalenia rządu PiS przez działania bezpośrednie i przez stanowienie odpowiedniego prawodawstwa unijnego. Dążeniom tym odpowiada niemała grupa ludzi z Polski, z SLD, UW, LiD, częściowo także z PO i inni. Der "Dziennik" wyraźnie ubolewa, że ostatnie ustalenia w Brukseli jeszcze nie poddały Polski Niemcom. W drugiej połowie czerwca 2007 r. odbył się w Brukseli szczyt przywódców państw członkowskich UE na temat ostatecznej jej struktury. Na szczycie tym chodziło o dwie główne kwestie: o liczbę głosów w instytucjach decyzyjnych Unii i o konstytucję europejską. Walka była bardzo zacięta, a wobec Polski nawet brutalna.

 

Siła głosu Polski

 

Dotychczas na mocy traktatu nicejskiego Polska miała 27 głosów, a Niemcy tylko dwa więcej. Ale cztery główne państwa zachodnie: Niemcy, Francja, Anglia i Włochy, chcą ustanowić "twarde jądro" Unii i umniejszyć głosy nowych członków. Dlatego Niemcy forsują "system podwójnej większości" - państw i ludności, co będzie znaczyło, że owe cztery państwa, jeśli będą ze sobą zgodne, to zawsze wszystko wygrają, bo razem reprezentują ok. 65 proc. ludności Unii. W tym systemie Polska miałaby 6 głosów, a Niemcy 9. Dla osłody dla państw mniejszych jest jeszcze tzw. klauzula z Joaniny, według której ok. 20 proc. może niekorzystną dla siebie uchwałę większości trochę opóźnić w realizacji przez dyskusję. Polska delegacja na czele z prezydentem Lechem Kaczyńskim zaproponowała system pierwiastka kwadratowego z liczby ludności państw. Propozycji polskiej jednak nikt inny nie poparł. Małe państwa boją się po prostu "gniewu" wielkich. Co Polska wywalczyła? Otóż do roku 2014 będzie system nicejski, potem do roku 2017 system przejściowy, w którym państwo może zażądać systemu nicejskiego, a po roku 2017 będzie panował już system podwójnej większości. Po szczycie brukselskim powstaje pytanie: czy dla Polski jest to sukces, czy porażka? Myślę, że dla zwolenników pełnej, materialnej i duchowej integracji jest to pewien sukces, natomiast dla przeciwników pełnej Unii jest to porażka. I tutaj Polacy muszą znowu brać do ręki miecz ducha.

 

Sprawa eurokonstytucji

 

Szczyt brukselski wznowił prace nad konstytucją europejską. Ma to być stara konstytucja Valery'ego Giscarda d'Estaing, a zmieniona tylko chyba w jakimś jednym procencie. Ma ona ustanowić "Państwo Europa", z jednym przewodniczącym (prezydentem), jednym ministrem ("wysokim przedstawicielem") spraw zagranicznych i bezpieczeństwa, z jedną wyższą administracją i jednym prawem naczelnym. Szczyt zgodził się na szybkie, do jesieni, negocjacje w sprawie traktatu konstytucyjnego (nazywanego na razie traktatem reformującym) oraz traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską (pod nazwą Traktat o funkcjonowaniu Unii). Oba te traktaty mają być ratyfikowane przez państwa członkowskie do czerwca 2009 roku. Bodajże najgorsze jest to, że prawo Unii ma mieć pierwszeństwo przed każdym prawem państwa członkowskiego, łącznie z konstytucją krajową. Traktaty mają być ratyfikowane według prawa krajowego, czyli albo przez parlament, albo przez referendum. Ale już wyczuwa się dążenie do tego, żeby nie ratyfikowały ich narody przez referenda, lecz tylko przez parlamenty, na które dużo łatwiej wywrzeć różne naciski. Według europosłanki Urszuli Krupy, Bronisław Geremek chce w Polsce poprzestać "na konsultacjach". Co do przyjęcia traktatu przez Polskę to już dawniej wypowiadali się za tym w Brukseli: Józef Oleksy, Danuta Huebner, Marek Belka, Bronisław Geremek i inni. W Brukseli Anglia odmówiła przyjęcia Karty Praw Podstawowych jako mętnych i nieodpowiadających kulturze brytyjskiej oraz nie przyjęła orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu jako wiążącego Wyspy Brytyjskie. Polska natomiast zgłosiła wyłączenia jedynie w zakresie rodziny i obyczajów, czyli sprzeciwiła się prawu aborcji bez ograniczeń, małżeństw homoseksualnych, adopcji dzieci przez homoseksualistów oraz prowadzeniu bez ograniczeń badań, które niszczą życie ludzkie na jakimkolwiek etapie. Przebieg obrad w Brukseli był dla Polski dosyć dramatyczny. Propozycji polskich nikt nie poparł. Negocjatorzy zachodni prezentują ciągły, rosnący pęd do całkowitego podporządkowania sobie Polski i innych krajów Europy Środkowej i Wschodniej oraz Południowej. Wyczuwa się też parcie światopoglądowe i ideologiczne, także i w tym kierunku, żeby okiełznać polskość, pełną suwerenność i religijność, a Kościół polski zepchnąć z forum publicznego w jego funkcji społecznej i politycznej. W obradach na niższym szczeblu ciągle obrażano Polskę i Polaków, Kaczyńskich i koalicję w takim sensie, że jesteśmy nacjonalistami, ksenofobami fundamentalistami, fanatykami religijnymi, megalomanami i mesjanistami, przypisującymi Polsce szczególną rolę w Unii. Sama Angela Merkel, idąc za niemiecką butą, chciała w pewnym momencie wykluczyć delegację polską z obrad, bo delegacja ta miała w wielu sprawach swoje odrębne zdanie. Jest to dobra zapowiedź, co będzie z Polską, gdy przyjmie planowaną eurokonstytucję. Za Polską wstawiły się tylko Litwa i Słowacja. W sytuacji takiej izolacji rząd polski nie mógł założyć w Brukseli weta, bo zadziałałby na swoją szkodę. Nie jest wykluczone, że potem UE szybko doprowadziłaby do upadku rządu, choćby środkami gospodarczymi i finansowymi. Sytuacja duchowego miecza polskiego jest niezmiernie trudna. Główne nieszczęście to błędna koncepcja UE. Drogę do szczytu brukselskiego utorowała deklaracja berlińska w 50. rocznicę traktatów rzymskich. Jej treść wykracza daleko poza materialne dziedziny Unii, a przechodzi w mitologiczną ideologię, według której Europa ma być świeckim mesjaszem dla siebie i dla całego świata. Europa ma być jakby realizacją pradawnych marzeń o Królestwie Bożym na świecie. Oto UE przyniosła wszelkie dobra: pokój, dobrobyt, wolność, demokrację, tolerancję, bezpieczeństwo, sprawiedliwość, solidarność, wzajemny szacunek, odpowiedzialność, rozwój, wyzwolenie z terroryzmu i inne. Nie wspomina się jednak o miłości społecznej, bo to wartość chrześcijańska. Unia to cud historii. Będzie ona hegemonem świata przyszłości. Będzie kształtowała gospodarkę światową, politykę międzynarodową, postęp cywilizacyjny. UE pokieruje nawet klimatem całej ziemi. I oto "wraz ze zjednoczeniem Europy spełniło się marzenie naszych przodków" (p. III). Deklarację tę skrytykował publicznie Papież Benedykt XVI. Istotnie jest ona naiwna i fantazyjna. Opiera się na pogaństwie, gnozie i fantastyce niechrześcijańskiej poezji niemieckiej, takiej jak np. Friedricha Hoelderlina (1770-1843), który tworzył, będąc 40 lat chorym psychicznie. Poziom intelektualny teoretyków UE jest bardzo niski. Wydaje się, że na ogół zwyczajni ludzie niezajmujący się polityką nie zdają sobie sprawy, jak ciężka jest i wprost tragiczna wewnętrzna i zewnętrzna sytuacja Polski. Wydaje się, że "przy kompletnej dezorientacji społeczeństwa tylko jakaś cudowna przemiana może nas uratować. Ale cuda zdarzają się rzadko" (T. Gerstenkorn, Marek Wroński). Toteż uciekamy się do Matki Bożej na podobieństwo 15-lecia Radia Maryja w Częstochowie, co tak rozwściekliło rzesze wrogów wewnętrznych i zewnętrznych. Musimy modlić się, żeby nie dokonano aborcji na poczętej po roku 1989 Polsce i by nie zdławiono polskiego wspólnego ducha. Dlatego Polak winien dziś gotować owe dwa miecze: i przeciwko degeneracji wewnętrznej, i przeciwko złym mocom zewnętrznym.

 

Artykuł jest przedrukiem z "Naszego Dziennika"

4

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin