I co teraz.doc

(49 KB) Pobierz
I co teraz

I co teraz...?

ks. prof. Czesław Bartnik

  Po referendum unijnym 7 i 8 czerwca 2003 roku w kołach rządzących, wśród większości partii, wśród nowobogackich, a także wśród różnych mniejszości, zwłaszcza żydowskiej, zapanowała nieopisana radość. Oni śpiewają już swój nowy hymn, nie narodowy "Jeszcze Polska nie zginęła", lecz pogański - "Odę do radości". Szyderczo każą i nam śpiewać razem z nimi, "żeby nie było teraz podziału na Polaków i Europejczyków".

 

Nam jednak przypomina się raczej psalm niewolników babilońskich:

"Tam, nad rzekami Babilonu,

siedzieliśmy

i płakaliśmy, wspominając Ojczyznę.

Na wierzbach tego kraju

ukryliśmy nasze cytry,

bo tam żądali od nas pieśni

ci, którzy porwali nas w niewolę.

Nasi ciemiężyciele

żądali od nas radości;

Zaśpiewajcie nam

jakąś pieśń ojczystą!

Jakże mamy śpiewać pieśni Pana

na obcej ateistycznej ziemi?"

(Psalm 137, 1-4).

Cytat za: "Pismo Święte Nowego Testamentu

i Psalmy. Przekład ekumeniczny na III tysiąclecie".

 

Pogańska "Oda do radości"

 

Nasze władze, politycy, biznesmeni i hierarchowie zapędzili nas do Unii w jakimś swoim celu, bez rozeznania całości problemu i bez mądrego rozumienia, co znaczy wolność Narodu i państwa. Władze już od dawna przygotowały się na takie a nie inne wyniki. Choć zwyciężyły "rzutem na taśmę", każą wszystkim Polakom radować się i śpiewać "Odę do radości". Żądają i od nas pieśni ci, którzy nas przed ponad pół wiekiem uprowadzili do nieludzkiej ziemi, postkomuniści, którzy nas uciskali... Zaśpiewajcie nam, wołają, "Odę do radości".

Wspominam, jak Sowieci w lipcu 1944 r. weszli do Szczebrzeszyna i kazali nam śpiewać pieśni radości z wyzwolenia. - Skończyła się wasza nędza i smutek - mówili i grali na harmoszkach. Opowiadali potem, że u nich wszystko lepsze: większe krowy, większe pszczoły, wyższa kultura, bo są odwszalnie i równouprawnienie kobiet, które są traktorzystkami, górnikami i wykonują najcięższe prace fizyczne razem z mężczyznami. A wszyscy "ludzie radzieccy" razem pracują i śpiewają pieśni radości. Tak oto i dziś mamy śpiewać "Odę do radości", hymn Unii Europejskiej:

"O, radości, iskro bogów,

kwiecie Elizejskich Pól,

święta na twym świętym progu

staje nasz natchniony chór.

Jasność twoja wszystko zaćmi,

Złączy, co rozdzielił los.

Wszyscy ludzie będą braćmi

tam, gdzie twój przemówi głos.

Ona w sercu, w zbożu, w śpiewie,

ona w splocie ludzkich rąk,

z niej najlichszy robak czerpie,

w niej największy niebios krąg.

Wstańcie, ludzie, wstańcie wszędzie,

ja nowinę niosę wam:

na gwiaździstym firmamencie

bliska radość błyszczy nam"

(przekład K.I. Gałczyński).

 

Jest to wiersz wczesnego romantyka niemieckiego Fryderyka Schillera, żyjącego w latach 1759-1805. Wiersz jest odą, czyli utworem patetycznym, pieśnią pogańską na cześć idei radości na Olimpie. Radość bez żadnych skrępowań i zasad jest normą życia na Olimpie i darem bogów olimpijskich dla ludzi. Jest ona "kwiatem Elizejskich Pól", a wszak Elizejskie Pola to według mitologii pogańskiej kraina na zachodzie, nad Oceanem Atlantyckim, gdzie panuje wieczna wiosna, gdzie wieje chłodzący zefirek, gdzie nie ma już śmierci, gdzie żyją bohaterowie i gdzie panują niezamącone szczęście i błogostan. Według ody, my wszyscy, ludzie Europy, stajemy chórem jak w dramacie greckim na progu owej krainy radości. "Piejemy" na chwałę Olimpu, oślepieni jasnością zachodu. Ręce splecione, wszyscy są braćmi: i król, i żebrak. Radością jest życie, które płynie wszędzie: i w sercu człowieka, i w zbożu, i w robaku, i w śpiewie, i we wspólnocie; radość pokrywa całą ziemię i niebo. Wiersz kończy się tym, że radości właściwie jeszcze nie ma, ale jest bliska "na gwiaździstym firmamencie". "Gwiaździste niebo" dziś to dwanaście gwiazd flagi europejskiej.

"Oda do radości", która zainspirowała Mickiewiczowską "Odę do młodości", powstała w czasie II rozbioru Polski, po nieudanej próbie ratowania niepodległości - w 1793 roku. Była rewolucyjnym hymnem młodzieżowym o charakterze buntu przeciwko dyscyplinie społecznej, feudalizmowi i arystokracji. Opowiadała się za indywidualizmem, za "szlachetnymi rozbójnikami" i za idyllą ludową. W tych aspektach odpowiada trochę współczesnej ideologii neomarksistowskiej szkoły frankfurckiej, na której opiera się wielu inżynierów UE.

Poeta szuka ratunku dla ówczesnego społeczeństwa nie w Bogu, nie w pracy, nie w państwie, nie w nauce, nie w moralności, lecz w rozwoju zmysłu estetycznego, w wybitnych jednostkach, w entuzjazmie i w szale młodzieńczym (literacki okres "burzy i naporu"). Właśnie IX Symfonia Beethovena w zakończeniu nawiązuje do utworu "Oda do radości". Dziś ten wiersz jako hymn ma być swego rodzaju manifestem ideowym UE. Dlaczego wybrano takie infantylne i mitologiczne banialuki? Chodziło chyba głównie o to, żeby w hymnie europejskim nie było ani "iskry" chrześcijańskiej. Czy inżynierowie Europy mogą nam zaoferować jedynie mitologię starogrecką?

 

"A teraz uciekajmy...!"

 

Ogół dopiero po referendum stawia sobie konkretne pytanie: a co teraz? Okazuje się, że nie tylko ogół, ale i decydenci w sprawach UE nie wiedzą do końca, o co chodzi. Wielkie procesy dziejowe są nie do ujęcia. Sytuacja wielkich i poważnych Polaków przypomina mi zdarzenie z życia metropolity lwowskiego ks. abp. Bolesława Twardowskiego (1864-1944). Krocząc kiedyś dostojnie chodnikiem, zauważył, że jakiś chłopiec wspina się do guzika na bramce ogródka przed posesją i nie może dosięgnąć. Arcybiskup chciał zrobić "dobry uczynek". Podniósł chłopca, żeby mógł zadzwonić. Kiedy już chłopca postawił z powrotem na ziemi, ten figlarnie zawołał: "A teraz uciekajmy!". Bo on wydzwaniał na złość sąsiadom, którzy sobie właśnie zainstalowali dzwonek elektryczny. W podobnej sytuacji znalazło się dziś u nas bardzo wielu poważnych i dobroczynnych ludzi, którzy podnieśli do góry maluczkich: prezydenta i premiera. Dziś politycy ci wołają coraz częściej: "A teraz uciekajmy!".

I tak właściwe referendum zaczyna się dopiero teraz i dopiero teraz spiętrzają się rwące nurty. Zaczęła się wyraźna walka między prezydentem a premierem, a właściwie między lobby żydowsko-amerykańskim i masońskim a postkomunistycznym. Nie może przecież być dwóch wodzów wprowadzających nas do krainy Pól Elizejskich. Odżyła walka między czerwonymi (postkomuniści) a różowymi (lobby żydowsko-amerykańskie i liberałowie). Przez czynniki zagraniczne popierani są raczej różowi, bo postkomuniści polscy zachowują w sobie mimo wszystko dużo polskości i nie nadają się tak dobrze z jednej strony do tłamszenia polskości w kraju, a z drugiej do odgrywania roli konia trojańskiego dla Ameryki w Europie. Ponadto w Niemczech i we Francji wzmaga się wyraźna opozycja przeciwko lobby żydowsko-amerykańskiemu w polityce światowej.

Unia! Unia! Ale samochód polski z winy obcych nam duchem kierowców grzęźnie w błocie: okradziony, z pobitymi szybami, z jakimiś podejrzanymi pasażerami, z otwartym bagażnikiem. Na fotelach siedzą opaśli nie-Polacy i biją szpicrutą chłopów i robotników: "Pchać samochód, bo benzyny mało, a tam będzie wam dobrze!".

Właśnie Polacy pchający ów samochód w błocie nie wierzą już w możliwość naprawy polskiego wozu u nas i udzielili kredytu władzom, które przysięgają, że wóz nasz otrzyma generalny remont w serwisie zachodnim. Ale ludzie uwrażliwiają się coraz bardziej i baczą, żeby nasi kierowcy nie uciekli nam na stanowiska zachodnie, żeby nie szukali tam azylu przed karą za swoje grzechy przeciwko ludowi i by nie legalizowali nielegalnych zdobyczy. Owszem, ręka sprawiedliwości ludzkiej bywa czasem za krótka, ale sprawiedliwość dziejowa jest akuratna; po największych zdobyczach bogaczy nic nie zostaje, tylko wieczna niesława.

Żeby Polska była łatwiejsza do strawienia przez kosmopolityczną UE, ośrodki zagraniczne zabiegają o to, by wzmocnić Unię Wolności, Platformę Obywatelską i różne inne ugrupowania pozostające pod dominacją masońską i ateistyczną. Jednocześnie starają się marginalizować i osłabiać takie ugrupowania, jak "Samoobrona", Liga Polskich Rodzin, Ruch Katolicko-Narodowy i wszystkie inne, o ile tylko reprezentują "klasyczną Polskę". Trwa potężna dywersja wewnętrzna przeciwko ugrupowaniom patriotycznym, specjalizują się w tym wywiady obce.

Z tych samych powodów jeszcze przed 1 maja 2004 roku ma być osłabiony Kościół polski. Próbuje się go podzielić na prounijny (postępowy i misyjny unijnie) i antyunijny (tradycjonalistyczny, fundamentalistyczny, defensywny).

Jako środek do osłabienia pozycji Kościoła ma też służyć nałożenie nowych podatków na hierarchów i na katolików świeckich, m.in. wysokiego podatku katastralnego, od stypendiów mszalnych, od zbiórek charytatywnych i innych. Nacisk fiskalny uzasadnia się ciężką sytuacją ogólną, rzekomym bogactwem Kościoła, no i jego "zrozumieniem" dla płacenia wielkiej składki członkowskiej dla UE. Grozi się też Kościołowi, że do polskiego prawodawstwa wejdzie wzór holenderski: zabijanie dzieci poczętych, eutanazja, małżeństwa homoseksualne, konkubinaty, swoboda seksualna wśród młodzieży. Niektórzy chcą też, żeby wyrzucić religię ze szkół, a przynajmniej żeby Kościół opłacał sam wszystkich nauczycieli religii. Oczywiście katechetów innych wyznań opłacałoby państwo. Stałym elementem tej gry ma być wielostronna kompromitacja duchowieństwa i podporządkowanie seminariów duchownych ideologii unijnej. Do pierwszej kategorii należy już chyba branie niedoświadczonych kleryków dominikańskich do dysput telewizyjnych na tematy społeczno-polityczne Unii, a do drugiej - urządzenie w Tarnowie punktu referendalnego dla kleryków w seminarium duchownym oraz uczynienie ich przełożonego przewodniczącym komisji. W rezultacie mają to być nowi "księża-patrioci", tym razem "patrioci europejscy".

 

 

Ciernie euroentuzjastów

 

Przed referendum społeczeństwo nie mogło sprawdzić, na ile władze mówią prawdę, a na ile kłamią. Teraz zaczyna się czas weryfikacji.

l. Głosujących na "tak" i na "nie" oraz niegłosujących zjednoczy dziś jedno: żądanie, by władze udowodniły, iż mówiły prawdę, po prostu żądanie natychmiastowej poprawy naszej ogólnej sytuacji i w kraju, i w relacji do UE. Rząd i euroentuzjaści będą musieli postąpić jak ów mały lwowiak: "A teraz uciekajmy!".

2. Społeczeństwo będzie żądać od zaraz:

- naprawy dróg, budowy autostrad, dopłat rolniczych, odbudowy fabryk i zakładów, anulowania wszystkich długów;

- znalezienia 4 milionów miejsc dobrze płatnej pracy;

- podniesienia skokowo rent, emerytur i pensji, zwłaszcza kiedy ludzie się zorientują, że większość artykułów spożywczych i lekarstw podrożeje kilkakrotnie (proszę porównać obecne relacje cenowe: dyskutanci w mediach publicznych przeważnie kłamali, no i proszę pamiętać, że rząd planuje podniesienie podatków nawet od rent i emerytur;

- zwolnienia od razu z obowiązków paszportowych, wizowych i odpraw celnych przy wyjeździe na Zachód. Będzie też rosło domaganie się stypendiów, zapomóg, pożyczek, zwolnień z długów itd. Znam psychikę polską. Argument będzie jeden: "przecież Unia daje pieniądze". "Przecież co unijne, to nasze".

3. Do Strasburga popłyną tysiącami wszystkie skargi na nasze niesprawne i nieobiektywne sądy; wie to każdy, kto tylko zna dzieje trybunałów Polski szlacheckiej w Piotrkowie i w Lublinie.

4. Przeciętny Polak nie zrozumie, że wolno mu będzie stawiać jakieś żądania dopiero za rok, za trzy, za siedem czy za dwanaście lat. Wszelkie terminy dla człowieka środkowoeuropejskiego to wymysły urzędników, a co będzie, gdy polski petent zderzy się z nieludzkimi formalistami francuskimi lub angielskimi?

5. Krajem zaczną wstrząsać spory, demonstracje i konflikty. Osłony socjalne skurczą się jeszcze bardziej, obszar nędzy poszerzy się i pogłębi, bo rządy nie mają żadnej koncepcji ratunkowej. Kradzieże jeszcze się wzmogą, dojdzie do potężnych ataków na bogatych ludzi z Zachodu. Oszustwa wzrosną na niespotykaną skalę, bo Europa będzie "kazionna". Należało wprzód uporządkować i znormalizować całe życie w Polsce, a dopiero potem przystępować do Unii.

6. Wreszcie bardzo bolesna, choć i pobudzająca dla nas będzie konieczność bronienia katolicyzmu w Polsce niemal na wszystkich odcinkach, choć największy nacisk będzie wywierany na naszą świadomość religijną i na nasze media, jak Radio Maryja, "Nasz Dziennik", "Niedziela" i inne.

Ostatecznie przewidywanie i wielka polityka nie są rzeczą tłumów, społeczeństwo zdaje się na swoich przywódców i szuka razem z nimi jakiegoś ratunku. Jednak przywódcy nie mogą być lekkomyślni ani tym bardziej nie mogą iść na oślep lub zgoła oszukiwać. Przystąpienie Polski do Unii przy obecnej ruinie społeczno-gospodarczej i pomniejszonej wolności politycznej oraz na złych warunkach negocjacyjnych jest błędem, ale społeczeństwo nie ponosi za to winy. Ono w tym totalnym chaosie gospodarczym i moralnym chce Polskę ratować. Polskie społeczeństwo jest cierpliwe, ale niech nieszczerzy i egoistyczni naganiacze do Unii nie myślą, że referendum papierowe wszystko zakończyło, ono dopiero nas wszystkich postawiło przed referendum życiowym.

 

ks. prof. Czesław Bartnik

4

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin