Kościół Katolicki Dziś.doc

(174 KB) Pobierz
Kościół Katolicki Dziś

 

Kościół Katolicki Dziś

JE ksiądz Stanisław Wielgus

 

 

To nie przypadek, że pierwsze przykazanie Dekalogu domaga się od nas wiary w jedynego Boga i odrzucenia pogaństwa. Jest ono bowiem fundamentem wszystkich innych przykazań oraz prawd wyznawanej przez nas wiary.

 

Wbrew pozorom pogaństwo nigdy nie umarło. W ciągu wieków zmieniało tylko swoje oblicze. Zmieniało bogów i sposoby oddawania im czci. Zaczynało się ongiś i zaczyna dziś wraz z odrzuceniem planu Bożego objawionego w Jezusie Chrystusie, czyli wraz z odrzuceniem Jezusa Chrystusa[1]. Obecnie staje się wyjątkowo silne i wyjątkowo groźne. Ogólnie rzecz biorąc, występuje w dwóch postaciach. Jako tzw. pogaństwo na zewnątrz Kościoła oraz pogaństwo wewnątrz Kościoła.

Tak zwani zewnętrzni neopoganie to ludzie niewierzący, którzy otwarcie odrzucają wiarę i moralność chrześcijańską, a w ich miejsce głoszą wartości pogańskie. Nie mają oni w najmniejszym stopniu świadomości, że człowiek nie istnieje dla swojej chwały, lecz dla chwały Bożej. Nie dostrzegają różnicy jakościowej między Bogiem a człowiekiem. Jeśli godzą się na Boga, to tylko jako na coś, o czym można mówić i czym można dysponować według własnego uznania, jakby się było Mu równym. Żyją w "nieobecności Boga". Żyją tak, jakby Bóg nie istniał. Uwolnili się od związku z Nim. Ogłosili się całkowitymi panami siebie i swojego losu. Weszli na Boży tron jako niezależni od nikogo twórcy nowej moralności, bezbożnej, nie mającej nic wspólnego z Dekalogiem. Sami sobie i wszystkim swoim, nawet najbardziej wszetecznym zachciankom i występkom oddają boski kult. Jest ich dziś bardzo wielu. Można bez żadnej przesady powiedzieć, że niektóre całe współczesne narody żyją tak, jakby Bóg nie istniał i nie pozostawił im swojego moralnego prawa. Odrzuciły ze swojego światopoglądu wertykalny, nadnaturalny wymiar rzeczywistości i człowieka. Pozbyły się ze swojego życia - indywidualnego i społecznego - pierwiastka sacrum[2]. Żyją tylko w wymiarze horyzontalnym: doczesnym i materialnym.

 

Neopogaństwo stało się niestety także problemem wewnątrzkościelnym.

Jak powiada kardynał J. Ratzinger: "Wzrasta ono bez przerwy w samym sercu Kościoła i grozi zniszczeniem go od wewnątrz". Kościół katolicki staje się niestety Kościołem pogan, którzy nazywają się jeszcze katolikami czy chrześcijanami, ale myślą i postępują po pogańsku. Przejęli poglądy, postawy, wzorce etyczne, wartości i styl życia ludzi kierujących się duchem tylko tego świata. Odrzucają patrzenie na świat i na ludzki los sub specie aeternitatis. Czynią to wbrew słowom św. Pawła: "Nie bierzcie wzoru z tego świata" (Rz 12, 2), oraz św. Piotra: "Nie stosujcie się do waszych żądz" (1 P 1, 14). Kwestionują podstawowe prawdy wiary. Doprowadzili samych siebie do osłabienia poczucia godności osoby ludzkiej, do zaniku poczucia grzechu. Ich życie przenika konsumpcjonizm i erotyzm, prymat "mieć" nad "być". Godzą się na rozpad rodziny, na aborcję, eutanazję i doświadczenia na ludzkich embrionach. Odrzucają kościelną naukę o pożyciu seksualnym, wierności małżeńskiej itd.[3]

 

Czy tacy ludzie należą jeszcze rzeczywiście do Kościoła?

W konstytucji Soboru Watykańskiego II "Lumen gentium" czytamy następujące słowa: "Do społeczności Kościoła wcieleni są w pełni ci, co mając Ducha Chrystusowego, w całości przyjmują przepisy Kościoła i wszystkie ustanowione w nim środki zbawienia i w jego widzialnym organizmie pozostają w łączności z Chrystusem rządzącym Kościołem przez papieża i biskupów, w łączności mianowicie polegającej na więzach wyznania wiary, sakramentów i zwierzchnictwa kościelnego oraz wspólnoty. Nie dostępuje jednak zbawienia, choćby był wcielony do Kościoła ten, kto nie trwając w miłości, pozostaje wprawdzie w łonie Kościoła ciałem, ale nie sercem"[4].

Współczesny Kościół musi się więc zmagać nie tylko z pogaństwem zewnętrznym, lecz także wewnętrznym, istniejącym i rozwijającym się w jego łonie. Dlatego Jan Paweł II w swoim słynnym wywiadzie udzielonym Messoriemu przypomina o tym, że "Kościół ciągle na nowo podejmuje zmaganie z duchem tego świata, co nie jest niczym innym jak zmaganiem się o duszę tego świata. Jeśli bowiem z jednej strony jest w nim obecna Ewangelia i ewangelizacja, to z drugiej strony jest w nim także obecna potężna antyewangelizacja, która ma też swoje środki i swoje programy i z całą determinacją przeciwstawia się Ewangelii i ewangelizacji"[5].

Jest u części współczesnych katolickich teologów i publicystów, nawiasem mówiąc akceptowanych, a nawet wysoko cenionych przez liberalne media - jako otwartych na współczesny świat intelektualistów - wyraźna tendencja do eliminowania z przedstawianego obrazu współczesnego świata, wiary i Kościoła zjawisk zatrważających czy niepokojących. Ci, którzy ważą się o nich mówić, krytykowani są od razu jako fundamentaliści i nietolerancyjni defetyści, czarno widzący świat i wprowadzający do społecznej świadomości rozterkę i niepotrzebny niepokój. Wzywa się ich do pozytywnych tylko wypowiedzi o moralnej i religijnej kondycji współczesnego świata. Zgodnie zresztą z zasadami postmodernistycznej "poprawności politycznej", która głosi obowiązek akceptowania wszelkich poglądów i wszelkich anomalii moralnych, a jednocześnie wzywa - zgodnie z zasadami ateistycznego liberalizmu - do odrzucenia Boga i chrześcijańskiej moralności. Jak inaczej bowiem można wytłumaczyć przygotowywanie przyszłej konstytucji zjednoczonej Europy bez żadnego odniesienia do Boga i do chrześcijaństwa, które zbudowało przecież kulturę europejską? Jak inaczej można zrozumieć ostatnie wezwanie, skierowane przez Radę Europy do katolickich krajów, w tym zwłaszcza do Polski i Irlandii, by zaakceptowały prawo do mordowania nienarodzonych dzieci na życzenie?

Odrzucanie ostrzeżeń przed złem, a zwłaszcza odrzucanie krytyki czyniących nieprawość, nie jest czymś nowym. Tak działo się zawsze. Mutatis mutandis wystarczy w tym miejscu przywołać los starotestamentalnych proroków, których nieporównanie okrutniej traktowano za to, że ośmielali się ostrzegać Izraelitów przed grzechem i pogaństwem. Nie można jednak chować głowy w piasek. Aby podjąć trud odnowy religijnej i moralnej współczesnych społeczeństw, należy sobie uświadomić istniejące zło i wskazać na jego korzenie. Ignorowanie negatywnych faktów, bagatelizowanie ich lub zaprzeczanie im nie zapobiegnie destrukcji. Przeciwnie, przyspieszy ją tylko i wzmocni.

Nie chodzi oczywiście o to, by w otaczającym nas świecie dostrzegać tylko zło, by ludzi pozbawiać otuchy i nadziei. Dobra w otaczającym nas świecie jest z pewnością więcej niż zła. Gdyby było inaczej, ten świat przestałby już istnieć. Jest tymczasem na tym świecie dużo bezinteresownej dobroci i życzliwości. Jak mówi Ojciec Święty w swojej adhortacji "Pastores dabo vobis", dobro jest we współczesnym świecie silniejsze niż niegdyś pragnienie sprawiedliwości i pokoju dla wszystkich. Jest większa wrażliwość współczesnego człowieka na nieszczęścia, które dotykają bliźnich, często zupełnie obcych i nieznanych. Jest coraz żywsza i coraz powszechniejsza troska współczesnego człowieka o dzieło stworzenia, o przyrodę. Jest usilne poszukiwanie sposobów ochrony godności człowieka i jego niezbywalnych praw. Widać większą niż w minionych dziesiątkach lat tęsknotę za Bogiem. Stawiane są także coraz częściej pytania z dziedziny etyki, dotyczące sensu i granic badań naukowych prowadzonych przez współczesnych uczonych, pozostających niestety w swojej większości pod wpływem pozytywistycznie uprawianej - tj. bez żadnych odniesień do Boga, religii i etyki - współczesnej nauki.

Mając to na uwadze, nie wolno jednak zapominać o tym, że świat nasz ogarnia coraz większa, dusząca chrześcijaństwo chmura neopogaństwa wyrażającego się w takich zjawiskach, jak: nieliczący się z dobrem wspólnym egoistyczny hiperindywidualizm, nawołujące ludzi do życia wyłącznie według reguły przyjemności hedonizm i konsumpcjonizm, sekularyzm, relatywizm moralny, skrajny racjonalizm - połączony paradoksalnie ze współczesnym rozkwitem sekt, irracjonalizmu i magii; następnie praktyczny i egzystencjalny ateizm, zjawisko coraz szybszego procesu dechrystianizacji chrześcijańskich niegdyś społeczeństw, rozpad rodziny i instytucji małżeństwa, anarchia seksualna, wielka ignorancja religijna katolików, źle rozumiany przez nich pluralizm teologiczny - stawiający znak równania między Kościołem katolickim i najbardziej irracjonalnymi, wymyślonymi przez chore umysły sektami; wybiórcza, spowodowana nadmierną subiektywizacją wiary postawa wielu katolików w odniesieniu do istotnych prawd wiary i zasad moralnych; a w końcu częściowa i - jak to Ojciec Święty nazywa - "warunkowa" przynależność wielu katolików do Kościoła, która polega na przebieraniu przez nich w prawdach wiary i przykazaniach moralnych i na odrzucaniu wszystkiego tego, co wiąże się z ofiarą i samoopanowaniem.

Nie da się zaprzeczyć, że ogólnie rzecz biorąc, nasza cywilizacja ustawia się niestety w swoim rozwoju coraz bardziej przeciw Bogu, przeciw godności człowieka jako obrazu Bożego i przeciw przyrodzie jako Bożemu dziełu. Boże przykazania nie stanowią już dla niej ani fundamentu, ani też jakiegokolwiek odniesienia.

 

Dla rozgłosu, z chciwości, z nienawiści do Kościoła, areopagi te rozpowszechniają zło, banalizują je i relatywizują. Na porządku dziennym w krajach wyrosłych z chrześcijańskiej kultury napotykamy na bluźnierstwa, wyszydzanie wiary i moralności chrześcijańskiej, zachęcanie do przemocy i rozpusty oraz rozpowszechnianie pojęcia wolności pojętej jako anarchia moralna, tj. wolności od wszystkiego i do wszystkiego, jako wolności do popełniania wszelkich, wołających wprost o pomstę do nieba grzechów. Tak pojęta wolność, a obok niej obowiązkowa tolerancja wobec łamania wszystkich przykazań oraz przyjemność - jako jedyna zasada postępowania - stały się fundamentalnymi "wartościami", na których buduje się życie jednostek i społeczeństw w krajach kierowanych przez liberalny ateizm.

Promowane przez wspomniane wyżej areopagi pseudowartości czy też antywartości przenikają szeroką falą do życia wielu katolików, do życia Kościoła, wywołując w nim przedstawione już wyżej zjawiska kryzysowe, które przekładają się na zatrważające czyny ludzi, którzy nie rozróżniają dobra od zła, którzy uwierzyli, że mogą robić, co im się podoba. Szeroka fala przestępczości, zbrodnie popełniane przez młodych ludzi, okrutnych, bezwzględnych i bez sumienia, o czym donoszą codziennie media, to także w dużej mierze skutki ateistycznego liberalnego światopoglądu, odrzucającego chrześcijańskie wartości i zabijającego przy pomocy swoich wszechobecnych medialnych instrumentów sumienie, poczucie grzechu oraz świadomość odpowiedzialności każdego człowieka przed Bogiem. Telewizja i inne media, przepełnione erotyką i przemocą wraz z wszechobecną reklamą, głoszą bez żadnej samokontroli kult przyjemności, posiadania i nieskrępowanego niczym folgowania najdzikszym nawet instynktom. Pełne są wezwań do tak zwanej samorealizacji - formułowanych przez pseudopedagogów i pozbawionych zasad etycznych publicystów - oraz wszelkiej maści idolów. Samorealizacji dokonywanej bynajmniej nie przez pracę, kształcenie charakteru, ofiarę i konieczne wyrzeczenie, lecz przez życie zgodne z jedną tylko zasadą, a mianowicie zasadą przyjemności, która zastąpiła wszelkie wartości moralne, m.in. umiejętność rezygnacji i cnotę samoopanowania. Zasada przyjemności podpowiada młodemu człowiekowi, że wszystko, co mu się podoba, co potęguje jego pragnienie rozkoszy, to wszystko mu się należy, choćby z największą krzywdą dla innych. - Potrzebuję pieniędzy, więc mam prawo rozstrzelać trzy niewinne kobiety i kolegę ochroniarza - rozumowali bandyci, którzy dokonali napadu w Kredyt Banku w Warszawie. Wymienione wyżej pseudoautorytety wmawiają więc w ludzi, zwłaszcza młodych i nieukształtowanych moralnie, że wolno im wszystko, że mają prawo do pieniędzy, strojów, samochodów - bez pracy i żadnego wysiłku z ich strony; że nikt ani nic nie może im w zdobywaniu tego, co chcą, stawiać jakichkolwiek przeszkód. Jeśli jednak postawi, jeśli będzie przeszkadzał w zanarchizowanym moralnie życiu - to należy go fizycznie zlikwidować, chociażby to był sześcioletni braciszek, który przeszkadzał swojej osiemnastoletniej siostrze w prowadzeniu nieskrępowanego erotycznego życia, jak to ostatnio miało miejsce w Poznaniu. Tego rodzaju przykładów zdziczenia moralnego, wskazujących na groźną dla losu współczesnych społeczeństw i ciągle postępującą degradację etyczną, jest wiele. Każdy dzień przynosi nowe. I nie chodzi tu tylko o degradację etyczną przeciętnych ludzi. Degradacja ta, której wpływu na całe społeczeństwa niepodobna przecenić, dotyka najwyższe elity współczesnych krajów: prezydentów, ministrów, decydujący o gospodarce światowej świat biznesu, a nawet ludzi nauki. Bywa, że nawet ludzie z elit politycznych, gospodarczych, artystycznych, a nawet naukowych - kłamią, oszukują, dokonują olbrzymich malwersacji, popełniają plagiaty, fałszują badania naukowe i wyniki kontrolne. Gotowi są na wszystko, by się szybko wzbogacić, uzyskać rozgłos i dojść do władzy. Niemal codziennie media donoszą o olbrzymich aferach i oszustwach, które wstrząsają opinią publiczną. Takie są skutki odejścia od fundamentalnych zasad chrześcijańskich. Uczciwi, zatroskani o los swoich społeczeństw ludzie zaczynają bić na alarm. Napotykają jednak olbrzymie trudności, aby przekonać do zmiany mentalności liberalne, zateizowane areopagi, tworzące bezbożne prawa i rozpowszechniające hedonistyczny, konsumpcyjny światopogląd, jako jedynie obowiązujący w społeczeństwach nastawionych tylko na zysk, przyjemność i zabawę.

W tym świecie znajduje się Kościół. Jak mówi soborowa konstytucja "Gaudium et spes", kroczy on wspólną drogą z całą ludzkością i wraz z nią przeżywa swój doczesny los. Jego zadaniem jest przeciwstawić się bezbożnemu duchowi czasu. Nie wolno mu dopuścić do tego, aby "ewangeliczna sól zwietrzała". Nie wolno mu iść na zgniłe kompromisy z siłami głoszącymi i realizującymi neopogaństwo. Ciągle musi być znakiem sprzeciwu wobec nich. Aby znaleźć drogi wyjścia z trudnej ideowo sytuacji, w jakiej Kościół znajduje się w wielu - zwłaszcza zachodnich - społeczeństwach, która to sytuacja zagraża zresztą także coraz bardziej polskiemu społeczeństwu i polskiemu Kościołowi, należy, oprócz jasnego przedstawienia wszelkich trudności, na jakie napotykają dziś wiara i moralność chrześcijańska, oraz oprócz wskazania na złowieszcze procesy neopogaństwa i dechrystianizacji - spróbować odkryć ich przyczyny: zwłaszcza przyczyny ideologiczne i filozoficzne.

 

Najpierw jest idea, zrodzona w umyśle filozofa, przywódcy religijnego czy społecznego, uczonego, polityka, ekonomisty czy kogokolwiek innego. Potem obrasta ona w szatę słów - wypowiedzianych lub napisanych. I rozpoczyna własny, bywa, że już całkowicie niekontrolowany przez jej twórcę, żywot, stając się pomysłem do podjęcia działań na różnych płaszczyznach, działań dobrych moralnie lub złych.

Nie ma większej siły nad ideę, jeśli trafi na swój, odpowiedni dla siebie czas i kiedy pójdą za nią setki, tysiące czy nawet miliony ludzi. Idee zmieniają świat - ku dobremu, ale także ku złemu. Mogą nieść dobro, piękno, prawdę i szczęście, ale mogą także powodować wojny, zbrodnie, zniewolenie, prześladowania i śmierć milionów niewinnych ludzi. Wystarczy wspomnieć na krwawy miniony wiek, w którym obłędne bezbożne ideologie - faszyzmu i komunizmu - zrodzone z materializmu i heglowskiego ateizmu, doprowadziły do śmierci około 190 milionów ludzi na całym świecie.

To dlatego tak wielka odpowiedzialność spoczywa na twórcach i intelektualistach, na wymienianych przez Ojca Świętego "areopagach".

Religia i wiara religijna były atakowane już w starożytności. Ich poważną krytykę przeprowadzali głoszący materialistyczną wizję rzeczywistości i człowieka sofiści, którym przeciwstawiali się Sokrates i Platon. W czasach rzymskich, w I w. przed Chr., z podobną krytyką religii, jako nieracjonalnej i zniewalającej człowieka siły, wystąpił epikurejczyk i materialista Lukrecjusz. Od tamtego czasu aż do okresu francuskiego oświecenia, a więc do XVIII wieku, kwestionowanie światopoglądu religijnego i atakowanie wiary chrześcijańskiej zdarzało się tylko sporadycznie. Człowiek niewierzący w Boga traktowany był w tych czasach jako ktoś upośledzony intelektualnie, ślepy na wyraźne ślady Bożej obecności w świecie.

Filozofia, która zapanowała w XVIII w., zwłaszcza niechrześcijańska filozofia francuska, stanowi nową jakość. Przede wszystkim, dlatego że chciała realizować wyłącznie cele praktyczne. Filozofowie oświeceniowi, zafascynowani rozwijającą się od niedawna, ponieważ dopiero od XV wieku, nowożytną nauką, która odrzuciła arystotelesowski model wiedzy i zaczęła matematycznie wyjaśniać rzeczywistość, postawili sobie w swojej filozoficznej refleksji nie cele teoretyczne - poznawać, aby wiedzieć, lecz cele praktyczne - poznawać, aby zmieniać ludzkie myślenie i ludzkie życie. Według tych filozofów, filozofia powinna służyć oświeceniu umysłów i uwolnieniu ich z przesądów i ciemnoty, którymi - ich zdaniem - były przede wszystkim wiara w rzeczy nadprzyrodzone i uznawanie istnienia transcendentnego, osobowego, objawiającego ludziom swoją wolę Boga. Według niechrześcijńskiej oświeceniowej filozofii, światły człowiek to człowiek uznający za prawdę tylko to, co sprawdzi własnymi zmysłami i własnym rozumem; człowiek odrzucający przy tym istnienie Opatrzności i Boże Objawienie. Filozofię swoją francuscy filozofowie oświeceniowi nazwali filozofią wolnomyślicieli. Jak wspomniano wyżej, za swego głównego wroga, przeciwko któremu kierowali ostrze swojej krytyki i nienawiści, uważali religię, zwłaszcza religię katolicką. Wtedy przede wszystkim ukuto (korzystając tu zresztą z zarzutów przeciw religii zawartych już w "De rerum natura" Lukrecjusza) najważniejsze zarzuty przeciw Kościołowi katolickiemu, określając go jako ostoję ciemnoty i zacofania, ciemnogród, wroga ludzkości petryfikującego zniewalający człowieka feudalizm, przeszkodę na drodze człowieka do postępu oraz jako siewcę zabobonów. Przez dwa następne wieki wszelkiego rodzaju nieprzyjaciele Kościoła z upodobaniem używali tych epitetów. Do dziś czynią to rynsztokowe nihilistyczne brukowce i ich gorliwi czytelnicy. Argumenty te pojawiają się nawet w polemikach parlamentarnych, zwłaszcza wtedy, kiedy określeni parlamentarzyści domagają się tzw. aborcji na życzenie, przedstawianej przez nich jako przejaw nowoczesności i postępu, a przeciwstawiający się jej Kościół określają mianem siejącego ciemnotę i zniewolenie przeżytku feudalnego.

Niechrześcijańska filozofia oświeceniowa nie była oczywiście jednorodna. Wśród jej przedstawicieli znajdowali się zdecydowani ateiści i materialiści, lecz także deiści, którzy uznawali istnienie Boga, ale nie Opatrzności. Najogólniejsze hasła oświecenia brzmiały: rozum - pojmowany jako skierowany przeciw Bożemu Objawieniu, sam będący najwyższą instancją prawdy; przyroda - rozumiana jako jedyna realnie istniejąca postać rzeczywistości, co wykluczało istnienie rzeczywistości nadnaturalnej, oraz ludzkość - ujmowana jako najwyższy cel etyczny i rzeczywistość całkowicie zastępująca moralność zakorzenioną w objawionej religii.

Poprzez swoją krytykę, skierowaną przeciwko religii, Kościołowi katolickiemu i zastanym strukturom społecznym oraz politycznym, niechrześcijańska filozofia oświecenia francuskiego odegrała ważną rolę w wywołaniu rewolucji francuskiej. Stała się ideologią tej rewolucji, która pod znanymi hasłami: wolność, równość i braterstwo, dokonała epokowego przewrotu w życiu politycznym, społecznym, a także ideowym Europejczyków. W miejsce absolutnej suwerenności państwa weszły - przynajmniej teoretycznie - powszechne prawa obywateli kraju, pozwalające im na samostanowienie. Suwerenne panowanie nad narodem przekształciło się w panowanie narodu, który sam wybiera swój rząd, kontroluje go i odwołuje. Zgodnie z filozofią oświeceniową, rewolucjoniści zaciekle atakowali Kościół katolicki jako ostoję starego ładu. Głosili nową, rewolucyjną, odrzucającą Boga moralność, której fundamentem miał być kult ludzkiego rozumu. Wykrzykiwali na ulicach zrewolucjonizowanego Paryża hasła domagające się zagłady wszystkiego, co przypominało stary porządek. Wołali: precz z królem, precz ze szlachtą, precz z Kościołem, precz z klerem, precz z urzędami i urzędnikami itd. To nie były niewinne, niewywołujące praktycznych skutków okrzyki. W imię tych haseł wymordowano wówczas we Francji ponad milion ludzi, we krwi utopiono wierną Kościołowi Wandeę. Zamordowano we Francji ponad milion ludzi wówczas, gdy cała ludzkość liczyła około 500 milionów. Bezbożna ideologia, która odrzuciła Boga, wydała swoje krwawe owoce. Rewolucja francuska była pierwszą z następnych bezbożnych rewolucji, które co i raz wstrząsały światem. Po niej przyszła rewolucja bolszewicka, meksykańska, hiszpańska, chińska, kambodżańska i inne. Wszystkie one dokonywały się pod hasłami ateistycznej filozofii oświeceniowej i mordowały w ich imię miliony niewinnych ludzi.

Antychrześcijańska filozofia oświeceniowa wpłynęła znacząco - bezpośrednio lub pośrednio - na powstanie w XIX wieku szeregu innych antychrześcijańskich prądów filozoficznych i nurtów umysłowych, które głosiły amputowaną z wymiaru nadprzyrodzonego wizję rzeczywistości i materialistyczną antropologię, sprowadzając wszelki byt do materii, a w człowieku widząc tylko jedno ze zwierząt. Należały do nich różne rodzaje materializmu, idealizm heglowski, pozytywizm, scjentyzm, darwinizm, marksizm, filozofia życia Nietzschego, freudyzm i inne.

Ludzkość otrzymała szereg propozycji wyjaśnienia rzeczywistości oraz fenomenu człowieka. Wykształcony człowiek XIX i XX wieku, który pod wpływem filozofii oświeceniowej odrzucił religię, miał z jednej strony już stosunkowo dużą wiedzę o sobie samym, umożliwioną mu przez dynamiczny rozwój różnych nauk, takich zwłaszcza jak: medycyna, biologia, historia, socjologia, paleontologia, psychologia eksperymentalna i inne. Z drugiej strony, człowiek ten niewiele wiedział o swojej istocie, o tym, skąd przyszedł, po co istnieje, dlaczego cierpi i kim tak naprawdę jest. Brakowało mu ciągle wizji samego siebie, która wskazywałaby jasno i wyraźnie to, co w jego życiu ma znaczenie zasadnicze, centralne, a co jest w nim nieistotne i peryferyjne. Brakowało mu jednoznacznej wskazówki, która wytyczałaby mu cel życia i środki do jego realizacji.

Zwrócił się więc o pomoc w rozstrzygnięciu tej fundamentalnej kwestii do różnych, zrodzonych w XIX i XX wieku, a wymienionych wyżej filozofii, które podejmowały próbę odpowiedzi na nurtujące go pytanie - kim naprawdę jest i co jest w nim istotne.

 

Odpowiedź ta zadecyduje bowiem o tym, czy będzie to cywilizacja życia, czy też cywilizacja śmierci.

Jak powiada ks. kardynał Meisner, po najróżniejszych dyskusjach prowadzonych przez filozofów w minionych dwóch wiekach skończyła się epoka światopoglądów, a zaczęła się epoka debat na temat istoty człowieczeństwa, epoka antropologii w ścisłym tego słowa znaczeniu.

Trudno ks. kardynałowi Meisnerowi odmówić racji. To od rodzaju antropologii, od odpowiedzi na pytanie, kim jest człowiek - zależy rodzaj humanizmu, jaki się rozwinie, a przez to los rodzaju ludzkiego.

Jednej z prób odpowiedzi na pytanie, kim jest człowiek, dokonał występujący w różnych postaciach materializm, odpowiedzialny w dużej mierze za totalitarny, praktycystyczny i ateistyczny sposób myślenia wielu współczesnych ludzi. Materializm orzekł, że człowiek jest tylko wyżej niż inne byty zorganizowaną materią, efektem jej ewolucyjnego rozwoju i niczym więcej.

Na antypodach w stosunku do materialistycznej koncepcji człowieka stanął równie bezbożny jak materializm heglowski idealizm, z którego zrodził się zresztą zarówno Marks, jak i Nietzsche - ideowi ojcowie dwóch wielkich dwudziestowiecznych totalitaryzmów. W przeciwieństwie do materializmu idealizm heglowski głosił, że tym, co pierwotne i co realne w całej rzeczywistości, nie jest materia, lecz nieosobowy duch; jest to, co absolutne. Ów duch rozwija się w procesie samorealizacji w materię i dochodzi w końcu do uświadomienia sobie siebie samego w człowieku, który jest więc w swojej najgłębszej istocie samorozwojem ducha, a nie stworzeniem osobowego, transcendentnego wobec stworzonego przez siebie świata, Boga.

Z doświadczeń dynamicznie rozwijających się społeczeństw czasów nowożytnych zrodził się tzw. socjologizujący obraz człowieka, który wyraża pogląd, że jednostka ludzka sama w sobie jest niczym, i że jest jedynie czymś, co wyrasta z całości. "Ty jesteś niczym. To społeczeństwo jest wszystkim", mówią do każdego z nas zwolennicy tej koncepcji.

Tak pojętemu socjologizmowi z kolei przeciwstawia się skrajny indywidualizm, który stwierdza, że w rzeczywistości to nie społeczeństwo, lecz tylko jednostka, tylko indywiduum, jest wartością, gdyż to, co właściwe, zawsze ginie w wielości.

Jeszcze inaczej widzi człowieka determinizm, według którego wszystko podlega nieosobowemu, bezwzględnemu przymusowi. Wszystko w życiu ludzkim dzieje się tak, jak się musi dziać. I nikt ani nic nie potrafi nas wyzwolić z żelaznej obręczy naszego losu. Ludzka wolność to tylko uświadomienie sobie konieczności, której podlegamy.

W przeciwieństwie do determinizmu, niezależność ludzkiej jednostki akcentuje egzystencjalizm, postrzegający człowieka jako istotę całkowicie, wręcz rozpaczliwie wolną, a jednocześnie - i wskutek tej absolutnej wolności - pozbawioną jakiegokolwiek oparcia i straszliwie samotną. Zdaniem przedstawicieli ateistycznej odmiany egzystencjalizmu, nie istnieją żadne reguły - doktrynalne czy moralne - które określałyby życie człowieka. Jest on podobny do samotnego atomu miotającego się w próżni, w którą został wrzucony. Sam decyduje o swojej suwerennej, a jednocześnie rozpaczliwej wolności. Sam sobie nadaje sens, który już z założenia jest absurdem. "Absurdem jest, że się urodziliśmy i absurdem jest, że pomrzemy", mówią egzystencjaliści.

Poza wymienionymi wyżej próbami określenia, czym jest człowiek, istnieją jeszcze inne, często różniące się zasadniczo antropologiczne ujęcia i próby określenia istoty człowieczeństwa. Tak więc freudyzm istotę człowieka widzi w popędzie seksualnym. Procesualizm stwierdza, że nie jest w ogóle możliwe ustalenie, kim jest człowiek, ponieważ stanowi on rzeczywistość podlegającą procesowi ustawicznego, niekończącego się stawania się, ponieważ jest wypadkową i rezultatem ustawicznych, niedających się przewidzieć ani określić, spotkań i zderzeń ze światem, kulturą, historią, z niezliczoną ilością ludzi i ich poglądów, a także z wyzwaniami i zadaniami, jakie niesie czas, w którym przyszło mu żyć.

Wszystkie powyższe antropologiczne ujęcia w mniejszym lub większym stopniu odeszły od chrześcijańskiego obrazu człowieka jako osoby stworzonej przez Boga, duchowo-materialnej, rozumnej i wolnej, mającej w swej naturze obraz Boży, upadłej wskutek grzechu, ale odkupionej przez Zbawiciela, będącej dzieckiem Bożym i chwałą Bożą, znanej Bogu po imieniu, przeznaczonej do tego, aby Boga znać, kochać i wraz z Nim cieszyć się szczęściem wiekuistym.

Chrześcijański obraz człowieka jako obrazu Bożego, ukształtowany na podstawie Objawienia i w oparciu o realistyczną filozoficzną antropologię, był przez wieki fundamentem życia ideowego i moralnego wielu narodów. To ten obraz stoi u podstaw elementarnych praw człowieka, takich jak: prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, prawo do ochrony ludzkiej godności, do wolnego wyznawania religii, do wolnego rozwoju osobowości, do małżeństwa i rodziny, do własnych przekonań, do wolności zrzeszeń i zgromadzeń itd. Te podstawowe prawa pełniły od wieków funkcję obronną w stosunku do niesprawiedliwych i nadmiernych interwencji państwa i władzy zewnętrznej w życie indywidualnego człowieka.

Cała kultura euroatlantycka i cała jej historia naznaczone zostały takim właśnie zakorzenionym głęboko w naturze człowieka jego obrazem i wynikającymi z niego prawami oraz wartościami. To jeszcze trwa. Współczesny człowiek żyje jeszcze, chociaż niestety często już powierzchownie, dziedzictwem chrześcijańskim. I to nie tylko w sferze zewnętrznego obyczaju. Wszystkie jego moralne pojęcia, wszystkie uzasadniające je wartości, liczne postawy - zarówno indywidualne, jak i społeczne - nawiązują jeszcze, często już nieświadomie, do chrystianizmu.

Nietykalność ludzkiej osoby, szacunek dla człowieka i poszanowanie jego praw, równouprawnienie, szacunek dla słowa, dochowywanie układów i wiele innych wartości to pozostałości oddziaływania - wprost lub pośrednio - chrześcijaństwa.

Ten wpływ chrześcijaństwa jeszcze trwa, lecz związek wielu ludzi z chrystianizmem w krajach dawniej chrześcijańskich słabnie. W wielu z tych krajów chrześcijański model życia nie ma już żadnego oficjalnego znaczenia. Dochodzi do tego, że autentyczni chrześcijanie, którzy publicznie przyznają się do wiary i moralności chrześcijańskiej, traktowani są już jako coś obcego, coś, co należy usunąć z życia publicznego, w najlepszym razie zepchnąć na margines tego życia. Ich przekonania religijne już się nie liczą - ani w prawodawstwie, ani też w kształtowaniu życia społecznego, politycznego czy ekonomicznego. Nie są traktowane poważnie. Często są wyśmiewane i wyszydzane przez współczesne areopagi. Publicznie przyznających się do swojej wiary chrześcijan toleruje się, a nawet wspomaga ich działania, ale tylko tam, gdzie spełniają funkcje społeczne i charytatywne; tam zwłaszcza, gdzie wspomagają lub zastępują państwo, zajmując się chorymi, upośledzonymi, starcami, patologiami itp.

 

Odrzuciły Boga i transcendentny wymiar rzeczywistości. Człowieka sprowadziły do jednego ze zwierząt, z wszystkimi tego praktycznymi konsekwencjami, co widać w wypadku aborcji, eutanazji, doświadczeń na ludzkich embrionach itd.

Owe dechrystianizujące współczesny świat filozofie to przede wszystkim stworzony przez tzw. Szkołę Frankfurcką (Adorno, Horkheimer, Pollock), na bazie myśli Marksa, Gramsciego i Trockiego, neomarksizm, zwany inaczej Nową Lewicą, oraz rozwijający się od lat sześćdziesiątych XX wieku pod dużym wpływem myśli neomarksistowskiej postmodernizm.

Filozofie te nie tylko odrzucają chrześcijańską wizję rzeczywistości i człowieka. One przekreślają dwadzieścia pięć wieków tradycji filozoficznej, która uznawała pojęcie obiektywnej prawdy i obiektywnego dobra. Są skierowane przeciwko wszelkim autorytetom. Ustalają apodyktycznie nowy stosunek do prawdy. Odrzucają metafizykę, a w konsekwencji transcendentny wymiar człowieka.

Tak zwana Nowa Lewica, która ideowo przygotowała studencką rewoltę kulturową - wybuchłą spektakularnie na Zachodzie w 1968 roku, ale wpływającą przemożnie na świadomość wielu społeczeństw także dziś - odgrzała stare hasła rewolucji francuskiej. Sprowadzały się one do jednego głównego manifestu skierowanego do młodzieży europejskiej i amerykańskiej: "Niszczcie wszystko, co was niszczy". Znaczyło to ni mniej, ni więcej: "Niszczcie wszystkie struktury społeczne, polityczne i ekonomiczne obecnego świata. Niszczcie istniejące instytucje i autorytety. Niszczcie dotychczasową moralność i dotychczasową etykę". Ideowi ojcowie owej kulturowej rewolucji dali nowym rewolucjonistom tzw. antyautorytarną ideologię, która głównego wroga tzw. postępowej młodzieży, niepozwalającego jej rzekomo na wolność i samorealizację, widziała w takich zwłaszcza instytucjach, jak: państwo, małżeństwo, rodzina, rząd, parlament, policja, armia, szkoła, uniwersytet, a w sposób szczególny religia i Kościoły. Stosownie do tej ideologii rewolucjoniści z lat 60. i następnych odrzucili chrześcijańską moralność jako moralność dobrą dla obozu koncentracyjnego, a nie dla wolnego współczesnego człowieka; odrzucili następnie dotychczasowe prawo, cały porządek społeczny, system szkolny, instytucję małżeństwa i rodzinę. Jako alternatywę stworzyli - w różnych miastach niemieckich i gdzie indziej - formy życia w tzw. komunach, z kompletną wspólnotą dóbr, żon, mężów, dzieci itd. Pod hasłem seksualnej emancypacji propagowali wolną miłość uprawianą bez żadnej odpowiedzialności. Jeden z ideologów owej "Nowej Lewicy", słynny Rudi Duschke, rzucił hasło, że należy niezależnie od podjętych w krajach zachodnich przez lewackich terrorystów spod znaku neomarksizmu (Bader-Meinhoff Bande, Czerwone Brygady itp.) krwawych prób zniszczenia porządku społecznego, etycznego i politycznego, podjąć tzw. długi marsz przez instytucje, tzn. zajmować stopniowo kluczowe dla życia kraju urzędy i stanowiska, aby w ten przede wszystkim sposób zrealizować program nakreślony przez neomarksistowską ideologię, aby dokonać rewolucji kulturowej, której celem jest zniszczenie starego ładu politycznego i społecznego, w tym także, jak wspominano wyżej, instytucji małżeństwa, rodziny, moralności chrześcijańskiej, religii itd. Pomysł Rudiego Duschkego udało się niestety w dużym stopniu zrealizować. Terroryzm lewacki z lat 70. i 80. został wprawdzie zdławiony, ale do władzy w dawniej chrześcijańskich krajach wybrani zostali demokratycznie neomarksiści, liberalni ateiści, rozpowszechniający kompletny relatywizm moralny i konsumpcjonizm postmoderniści itp. Mogą teraz spokojnie, przy pomocy opanowanych przez siebie parlamentów, zajętych instytucji, urzędów, szkół, uniwersytetów i mediów, a przede wszystkim wydawanego prawa, realizować demontaż chrześcijaństwa. Ustanawiane przez nich konstytucje, prawa, karty i manifesty nie odwołują się już ani do Boga, ani do Dekalogu, ani do żadnych, niezależnych od woli demokratycznej większości, zasad moralnych. Sankcjonują bez przeszkód aborcję, eutanazję, tzw. małżeństwa homoseksualne, osłabiają instytucję rodziny na korzyść wolnych związków, lansują materialistyczną wizję rzeczywistości, a realizowaną przez siebie antychrześcijańską, łamiącą prawo Boże i prawo naturalne rewolucję kulturalną starają się usilnie przenieść - tak jak to czynili niesławnej pamięci ideologowie komunistyczni - do innych krajów, w tym zwłaszcza do tych, w których chrześcijaństwo, chociaż osłabione, jest nadal żywe. Tak przecież należy zrozumieć wspomniane wcześniej wezwanie Rady Wspólnoty Europejskiej w sprawie uchwalenia w Polsce i Irlandii prawa do nieskrępowanej aborcji. Na razie są to apele i monity, które z wielkim zapałem podchwytują np. polskie aborcjonistki. Należy się jednak być może wkrótce spodziewać gróźb i jednoznacznych inwektyw pod adresem Kościoła jako "ciemnogrodu" i "dławiciela wolności", a może i szantaży - politycznych i ekonomicznych.

 

Stała się ona sposobem myślenia wielu współczesnych intelektualistów, wielu środowisk uniwersyteckich i wielu ludzi mediów, przez co jej oddziaływanie na świadomość milionów osób jest bardzo poważne.

Postmodernizm głosi całkowity relatywizm poznawczy i moralny, neguje bowiem zarówno istnienie obiektywnej prawdy, jak i obiektywnego dobra; promuje skrajny egoistyczny indywidualizm, nieliczący się z dobrem wspólnym, praktyczny materializm, konsumpcyjny utylitaryzm, kosmopolityzm, hedonizm itd. W myśl ideologii postmodernizmu każdy może czynić, co chce, i zaniedbywać to, czego nie chce, ponieważ wszystko jest tyle samo warte, ponieważ nie istnieją żadne jednoznaczne zasady czy kryteria - ani poznawcze, ani moralne, ani żadne inne. Nadszedł czas niekrępowanej niczym, poza wydawanym demokratycznie przez liberalną większość parlamentarną prawem, swobody moralnej. Nikt nie ma prawa wzywać kogokolwiek do szacunku wobec prawdy, dobra itp., ponieważ nie ma obiektywnej prawdy i obiektywnego dobra. Domaganie się od innych uznania czegoś za prawdę - powiadają postmoderniści - jest zwyczajną represją wobec tych, którzy tego poglądu nie uznają za prawdziwy. Prawda, według ideologii postmodernizmu, jest systemem władzy, a nie poznawaniem rzeczywistości, ponieważ rzeczywistości i tak nie da się poznać.

Negując możliwość poznania prawdy obiektywnej, postmodernizm przekreśla dwa i pół tysiąca lat istnienia i rozwoju filozofii oraz nauki, pretendujących do poznania prawdy. Odpowiadając na tak bardzo dziś istotne pytanie "Kim jest człowiek?", postmodernizm propaguje model kosmopolity, obywatela świata, bez ojczyzny, bez domu, bez stałych wartości, bez pracy nad charakterem, a także bez jakichkolwiek ideałów, stałych wartości, poczucia tożsamości i bez wychowania, ponieważ każde wychowanie ogranicza i wypacza, jak mówił jeden z prekursorów tej ideologii - Jan Jakub Rousseau. Postmodernizm nie stara się, generalnie biorąc, nawet odpowiedzieć na pytanie, kim w swojej istocie jest człowiek. Doradza mu tylko, jak powinien żyć, aby przeżyć życie jak najprzyjemniej, doznając jak najmocniejszych wrażeń. Winien więc przede wszystkim nastawić się na zabawę, żyć według jedynej słusznej zasady, tj. zasady przyjemności, korzystając z każdej nadarzającej się ku temu okazji.

Postmodernizm to przykład buntu przeciw prawdzie, przeciw autorytetowi rozumu, który stworzył zachodnią cywilizację, oraz przeciw wszelkiej etyce kodeksowej, domagającej się stosowania w życiu stałych zasad. Proponowana przez tę orientację rezygnacja z prawdy i rozumu prowadzi do irracjonalizmu, samowoli moralnej, a w konsekwencji do nowoczesnego, gorszego niż dawne, barbarzyństwa, które zresztą przetacza się już przez nasze współczesne życie. Ideologia postmodernizmu prowadzi przy tym do całkowitej atomizacji ludzi pozbawionych oparcia w stałych wartościach; ludzi wykorzenionych z tradycji, religii i kultury; ludzi, których w wielu konsumpcyjnych zachodnich społeczeństwach już nic ze sobą nie łączy - poza walką o pieniądze i utrzymanie dobrobytu.

Jednak nawet przekonany wyznawca postmodernizmu, jeśli tylko stać go na refleksję, nie potrafi zrelatywizować pewnych faktów. Nie potrafi wykluczyć zagrożeń, które czyhają na jego życie i zdrowie. Nie potrafi zapomnieć, że z każdym dniem zbliża się nieuchronnie do śmierci. Nie potrafi odrzucić pytania, jaki jest sens jego życia i cierpienia, które musi znosić on bądź inni ludzie wokół niego, itd.

Dlatego nawet taki postmodernista, który za swoją przyjął nietzscheńską teorię śmierci Boga osobowego, odczuwa potrzebę przezwyciężenia lęku przed unicestwieniem oraz tęsknotę za jakąś religią. Szuka więc religii dla siebie stosownej. Religii wygodnej, odpowiadającej duchowi konsumpcjonizmu, tzn. takiej religii, która dawałaby mu komfort poczucia bezpieczeństwa w zaświatach, która pełniłaby funkcję terapeutyczną, podejmowałaby wszechstronną działalność charytatywną oraz dawałaby określone przeżycia uczuciowe. Szuka więc religii, która niczego nie wymaga, która nie stawia żadnych zobowiązań doktrynalnych czy moralnych, która nie mówi o jakichkolwiek przykazaniach, o odpowiedzialności przed nadprzyrodzonym sądem; religii bez żadnych religijnych instytucji, prawd objawionych i autorytetów.

Popyt rodzi podaż. Nie dziwmy się więc, że w ostatnich dziesiątkach lat odnotowujemy niezwykle dynamiczny rozwój religijnych czy też pseudoreligijnych kultów, w których nie ma żadnych wymagań i w których wszystko jest dozwolone.

Przy okazji rozwijają się różne kulty zbrodnicze, satanistyczne i inne, niszczące osobowość zwabionych wyznawców, zmuszające ich do niewiarygodnych praktyk, a nawet do samobójstw.

Jest to zrozumiałe. Tam, gdzie zamiera prawdziwa religia, natychmiast pojawiają się ciemne, irracjonalne kulty, niemające oparcia w niczym poza imaginacją, a często zimną kalkulacją sprytnych, samozwańczych mesjaszów. Współcześnie pojawiające się w poganiejących społeczeństwach kulty ujawniają olbrzymi zamęt moralny i intelektualny naszych czasów. Stanowią one najczęściej coś w rodzaju gigantycznej rupieciarni, poskładanej z odłamków dawnych religii, ułożonych pod gust współczesnych ludzi, którzy po odejściu od prawdziwej religii rozpaczliwie poszukują jej namiastki. Gdy człowiek przestaje wierzyć w prawdziwego Boga, wówczas zaczyna wierzyć w byle co. Wówczas zostaje wydany na pastwę tego, co chaotyczne, absurdalne, irracjonalne, a nawet zbrodnicze; na pastwę tego, co jest karykaturą Boga, a więc na pastwę samego szatana.

Poza prowadzącymi do ateizacji i dechrystianizacji współczesnych społeczeństw ideologiami i filozofiami, oddziaływującymi zwłaszcza przy pomocy mediów, ale także uniwersytetów, szkół i innych instytucji, zrelatywizowanie objawionego przez Boga chrześcijańskiego obrazu świata i człowieka jest w pewnej mierze także wynikiem ideologicznie interpretowanego rozwoju nowożytnej nauki i technologii.

W dawnych wiekach naukowy i technologiczny postęp przebiegał bardzo wolno, wprost niepostrzegalnie. Dlatego świat jawił się ludziom jako niezmienny i statyczny. Wszystko miało w nim swoje określone miejsce, w tym także Kościół, chrześcijańska wiara i moralność. Znakiem nowych czasów są dynamiczne, przełomowe zmiany następujące w nauce, a poprzez nią w życiu ludzkim. Te wszystkie, dokonujące się wprost w geometrycznym postępie zmiany, wyrzucają z ludzkiej świadomości statyczny obraz rzeczywistości, ze stałym w niej miejscem dla Kościoła, powodując przekonanie, że wszystko ulega zmianom, i to nie tylko w sferze cywilizacyjnej czy kulturowej, lecz także w sferze prawd wiary oraz zasad moralnych. Biblijny obraz świata i człowieka jako Bożego stworzenia porzucany jest przez miliony dawnych chrześcijan na rzecz obrazu darwinistycznego, który pokazuje świat i człowieka wyłącznie jako produkty materii rozwijającej się ewolucyjnie, według prawa bezwzględnej walki o byt. To, co kilkadziesiąt a nawet kilkanaście lat temu było nie do pomyślenia, dziś jest faktem.

Tak więc stary świat, w którym religia głosząca niezmienne prawdy i zasady moralne określała życie indywidualne i społeczne, już zniknął. Nowa cywilizacja, w której żyjemy, z jednej strony stanowi dla ludzkości wielkie błogosławieństwo, ułatwiając i przedłużając nam życie, ale z drugiej strony zagraża człowiekowi ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin