las rzeczy00.pdf

(294 KB) Pobierz
447163545 UNPDF
Spis treści
Wiersze
Iwona Kwiatkowska-Milińska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1
Dominik Sulej . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2
Paweł Stangret . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2
Adam Roguski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4
Magdalena Woźniewska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5
Magdalena Pawłowska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5
Katarzyna Wąsik . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 6
Małgorzata Matysik . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 6
Monika Paszkowska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .8
Barbara Wojtyńska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9
dr Magdalena Saganiak – Wiersze naszych przyjaciół . . . . . . . . . . . . . . 10
Las Rzeczy
Pismo Koła Literackiego UKSW
Zima 2001
Numer specjalny
e-mail: lasrzeczy@poczta.onet.pl
Numer zredagowali:
Iwona Kwiatkowska-Milińska, Adam Roguski,
dr Magdalena Saganiak, Paweł Stangret,
Dominik Sulej, Barbara Wojtyńska
Magdalena Woźniewska
Ilustracje:
Adam Roguski
447163545.002.png
Iwona Kwiatkowska-Milińska
Czy wybiorę się jutro na bulwar?
Chciałabym bardzo, ale okropnie tu wieje.
Oczywiście, Mounsier.
Adieu.
Ars poetica mea
jest czas
kiedy inaczej myślę
inaczej mówię
kiedy rodzą się we mnie
słowa za słowami
kiedy inaczej piszę
nie dbając o znaki interpunkcyjne
Chicago, grudzień 1997
Deszcz
padaj
padaj
spłyń wielką ulewą
obudź mnie
oczyść
później ubierz w tęczę
i wyjdę
zbierać rosę na naszyjnik
bo słowa same
układają się w strumień
raz szeroki
to znowu węższy
nie chcę wtedy
zatrzymywać jego płynięcia
budować tamy
regulować brzegów
to będzie chwila szczególnie osobliwa
chcę tylko płynąć
unoszona na słowach
zachłyśnięta ich mnogością
zdziwiona wielorakością
ucieszona stworzeniem
Klucze
dla Andrzeja M.
W ciszy mnie usłyszysz
W głębinie zobaczysz
W dojrzałej brzoskwini posmakujesz
W ściętej rano róży poczujesz
W dłoni żony dotkniesz
Renoir w Chicago
Dzień dobry, Renoir.
Pan tu na dłużej?
Jeszcze tydzień.
Cudownie!
Tak, przyleciałam dziś rano.
Uwierzy Pan?
Widziałam Londyn, ocean
i mnóstwo wolnego jeszcze miejsca w Kanadzie.
Pan też był zaskoczony.
Tu wszystko wokół takie wielkie.
Nawet jezioro wygląda jak morze.
Ale budowle trochę jakby znajome.
Nie, nie myślę o Paryżu,
raczej o Moskwie.
Wygodnie urządził się Pan tutaj –
dużo przestrzeni, światła, ciepło.
Czy wydawało mi się?
Dostrzegłam na dole Chagalla.
Porozwieszał w oknie swoje anioły.
Spędzacie razem wieczory.
Oh, madame Clapisson!
Chyba trochę znudzona.
Mounsier Vollard –
zapatrzony w doskonałość.
A Monet – jak zwykle przy sztalugach.
Czy on nie odpoczywa?
Renoir, uśmiecha się Pan.
Jestem
Między Imieniem i Krzyżem
Między bólem i snem
Między muszelką na piasku
I ręką dziecka
Poza Tobą
Obok Ciebie
W Tobie
Jestem
Zima 2001
Las Rzeczy
1
447163545.003.png
Paweł Stangret
Antyfona – wariacja
Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie.
Największa Kobieto
wyrosła z Małych
Dominik Sulej
Największa Kobieto
tchnij Ogniem
i
przyjdź
przez
zamgloną
Bramę Tchnienia.
Sonet VI
Anonimia
W letni i gorący dzień podchodzę do studni,
Ściskam kamyk w dłoni, żadnej chmury w niebie,
Popycham ciężką blachę, jest ciepła, z głębi dudni,
Duży pająk ucieka, wciągając sieć w siebie.
Kocham...ją
Ją kocha...ja
Ją ja...kocham.
Kolumna chłodnej czerni sięga w dół głęboko,
Cembrowina wysoka, a spojrzeć się boję,
Bo tam daleko w mroku błyszczy białe oko.
Kamień kładę na brzegu; zbrodnia w duszy mojej.
Bóg w
jedności Ducha
wie
kto co kogo
i...
zróbcie z tego sylabotonizm...
Pchnięty leci tak wolno, smutne echo budzi,
Mruga oko i łzawi, ja zatykam uszy,
Bo słuchać już nie zdołam, powtarzanej skargi.
muza
Wiadro spuszczam powoli, niech się w studni studzi.
Gdy zamilkły już głosy, wiem, nie stracę swej duszy.
Łez naczerpię tak zimnych, zanurzę w nich wargi.
Otoczony oddechem
Helikonu...
– a mnie miłości pali żar
– gdy cię nie widzę
– jednego serca
– jeśli nie ma miłości
– równy bogom
– odi et amo
– w twych oczu słonecznym ogrodzie
– odrzuć twe imię, które nie jest tobą...
ja cię kocham .
Wydma
Jeszcze słyszę jej szelest, jak drży utrapiona.
Ślepy wiatr, co jednaki, popycha ją stale.
Jeszcze ciało pamięta; słoneczna jej strona
Delikatnie wygniotła pierwsze w piersi znamię.
Bałem się, że rozniosę słoneczną jej kibić
Na stopach, pośród jeżyn rosnących na piachu.
A ona tak cierpliwie uczyła mnie pędzić
Jej suchym, ciepłym stokiem, przez granicę strachu.
Masło maślane
Brzęk szerszenia powiedział o jej drugiej stronie.
Gdy zatłukłem go kijem, z nieznaną obawą
Ruszyłem szukać gniazda, przyjąć lekcji koniec.
Nie kaleczy się trawy
błyszczącą zielenią.
Nie wbija się w niebo
noży błękitu.
Nie wystawia się ognia
na destrukcję żaru,
ni morza na fajne chłostanie strumyka...
Tak wolno zszedłem w drzewa, skąd w stopy chłód
wionie,
Broniony tylko prętem przed nagłą obławą,
Uczony nieść ratunek tej cienistej stronie.
tak ja nie będę
2
Las Rzeczy
Numer Specjalny
447163545.004.png
rzezał tępymi słowami
Kobiety w Kobiecie.
Śpij dobrze
* * * * *
Dzień słońce zamknął
i wiatr porusza niewidzialną ścianą lasu,
a niebo budzi światłość
gwiazd.
Milcząca noc oddycha tchnieniem spokoju.
Najlepszy erotyk
brzmi
kocham cię
– ale to nie jest metafora
Dziękuję.
nie chodzi o arytmetykę lat, co
najwyżej o dzielenie
połówek na Jedność
Zamykasz oczka spokojnie
i oddech porusza niewidzialną halą piersi,
rozchylone usta budzą
światłość milczenia
i oddychasz tchnieniem spokoju.
Erotyk-wiersz miłosny o niej
albo
Kołysanka (wiersz miłosny o niej)
Dziękuję.
Noc daje mi tęsknoty...
nocy.
Tęsknię ciepłem mego objęcia
twych ramion.
Obejmuję twoje pocałunki.
Całuję twoje wytchnienie,
oddech spokojny...
Skóra pachnie pieczenią
i chlebem.
Niosę ciasto!
Opieka...ne.
Na deser (deser snu)!
Nie chcę żyć dla życia,
poruczmy się Bogu
– On zawsze usłucha.
Teraz żyjąc życiem –
widzę ciebie wtuloną w płaszcz
mego niesienia.
Płaszcz kryje,
chowa,
osłania
twoje leżenie we śnie,
twoje serduszko
małością herbaty wielkie,
twoją ciebie.
Płaszcz i zapach kakao
w deszczu za oknem
dają gwarancję
na sen
Nasz sen – nasz dom
na sen
na sen.
Zima 2001
Las Rzeczy
3
447163545.005.png
Adam Roguski
Tlen i miód...
Swędzi i piecze...
tlen i miód, i słód, i wanilia, mieszają się
i bez, i dziecko, unoszą się
w aromacie ciała, kiedy obok śpisz
Swędzi i piecze, robią się liszaje,
bąble i strupy – w miejscu, gdzie skłamałem.
Mężczyznom przysługują szramy na twarzy,
lecz łzy nie przystoją i wewnętrzne rany.
kiedy wtulam się, jesteś zapachu mgłą
subtelnością lipcowej ciepłej nocy
tlen i miód, i słód, i sen, i seks, i szok
tlen i miód, i słód, i wanilia, mieszają się
i bez, i dziecko, unoszą się
w aromacie ciała, kiedy obok śpisz
Quasi-kobieca wrażliwość mnie stawia
na równi z czarnymi, niepełnosprawnymi,
gejami i s ł a b o ś c i ą wszelką, i dlatego
siedzę pod miotłą, nie zdradzam niczego.
zanim usnę chcę zerwać kwiat twoich ust
rozbić się jak fala spieniona o brzeg
stracić świadomość na rzecz jedności serc
Stagnacja
woda w szklance powoli nasiąka herbatą
w radiu grają bardzo rozwlekłe piosenki
coraz ciemniej i ciemniej za oknem
dochodzi siedemnasta
czy mogę traktować cię jak miękki narkotyk
czy jesteś niezbędnym światłem, mym pokarmem
czy mogę więc
zanim usnę chcę zerwać kwiat twoich ust
rozbić się jak fala spieniona o brzeg
stracić świadomość na rzecz jedności serc
przeobrazić się w wieczny pocałunek
następna stacja – stagnacja
właściwie to mógłbym się już położyć
Zrobię ci dziecko...
Dziś
zrobię ci dziecko szybko i niedbale
byle w twych piersiach pojawił się pokarm
może to mleko jest esencją życia
i wreszcie zmusi mą krew do krążenia?
i dopiero dzisiaj odważyłem się ufniej spojrzeć
na niebo
kiedy tylko czarna tkanina nocy rozerwała się
na wskroś
w miejscu w którym falowała szarfa migoczącej zorzy
– i uwolniło się dzienne światło
Pleśń pokryła przeszłość
i dopiero dzisiaj odważyłem się ufniej spojrzeć
zbyt dużo dotąd nosiłem w sobie
wyrzucam to sobie
i z siebie wyrzucam – na dobre
zło zjełczało, jest niepotrzebne
na niebo
kiedy zenit i nadir połączył pierwszy gorący
pocałunek
przestrzeń ścisnęła się w objęciach biegunów
do jednego punktu
– rozpoczął się kolejny dzień tworzenia
i z tego wszystkiego ciało zrobiło się jakby lżejsze
po co składować ciemne urywki przeszłości
klisze czarno-białych filmów
negatywów
serce nimi obrasta jak kurzem
jak tłuszczem, pleśnieje i dławi się
jak konająca gwiazda zapada się w sobie
zbyt dużo dotąd nosiłem w sobie
wyrzucam to sobie i z siebie
– na dobre
4
Las Rzeczy
Numer Specjalny
447163545.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin