Pod niebem Francji 1940.pdf

(413 KB) Pobierz
427637279 UNPDF
Wacław Król
POD NIEBEM FRANCJI 1940
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1988
Okładkę projektował: Grzegorz Niewczas
Redaktor: Elżbieta Skrzyńska
Redaktor techniczny: Anna Lasocka
Korektor: Iwona Brzezińska
427637279.001.png
PIERWSI POD NIEBEM FRANCJI
Dzień 27 marca 1940 roku był dla odradzającego się we Francji polskiego lotnictwa dniem
historycznym. W Polskiej Bazie Lotniczej w Bron pod Lyonem wyznaczono na godzinę dziesiątą uroczyste
pożegnanie odlatującej na front pierwszej polskiej eskadry myśliwskiej z 2 dywizjonu krakowsko-
poznańskiego. Na uroczystość miał przybyć premier polskiego rządu emigracyjnego i Naczelny Wódz
generał Władysław Sikorski oraz minister lotnictwa francuskiego de Roché.
Rano nad Bron przewalały się leniwie postrzępione chmury, siąpił deszcz i wiał ciepły wiatr.
Nawierzchnia obszernego lotniska zazieleniła się świeżą trawą, w której rozkwitły kępy żółtych mleczy.
Około godziny ósmej przestało padać, a przez chmury przedarły się jaskrawe promienie słoneczne. Rozlegał
się śpiew skowronków.
Na bramie wjazdowej na lotnisko, budynkach i głównym hangarze łopotały na wolnym wietrze
francuskie i polskie flagi. Na betonowej płycie przed hangarem stały w dwóch wyrównanych szeregach —
zwrócone do siebie silnikami — jednosilnikowe myśliwskie samoloty typu Morane Saulnier MS-406 *. Te z
pierwszego szeregu połyskiwały niedawno namalowanymi na kadłubach biało-czerwonymi szachownicami i
niebiesko-biało-czerwonymi kołami (rozetami) na skrzydłach. To były polskie maszyny, razem osiemnaście.
Stojące naprzeciwko Morane'y należały do dywizjonów francuskich. Przylecieli na nich poprzedniego dnia
francuscy dowódcy z lotnisk frontowych, by wziąć udział w uroczystości, a potem poprowadzić polskich
sprzymierzeńców wojennych na.swoje lotniska.
Przez rozsunięte wrota hangaru widać było ustawiony w środku polowy duży ołtarz i kręcących się
żołnierzy. Znosili zielone gałęzie i kwiaty doniczkowe, ustawiali fotele, krzesła i ławy. Obok hangaru na
wysokim maszcie powiewały obok siebie flagi francuska i polska. Kończono ustawianie podwyższenia, na
przykrytym suknem stole umieszczono mikrofon, a także porozwieszano głośniki.
O dziewiątej wszystko było gotowe.
Pod hangarem zaczęli gromadzić się tłumnie mieszkańcy polskiego obozu lotniczego — jedni w
granatowych mundurach, inni w ubraniach cywilnych. Najbardziej interesowały ich oczywiście Morane'y z
szachownicami, odgrodzone grubą liną i pilnowane przez francuskich wartowników.
Od strony budynku dowództwa pojawił się maszerujący równym krokiem oddział lotników, z dowódcą
kapitanem dyplomowanym pilotem Stefanem Łaszkiewiczem. Czoło stanowiło osiemnastu pilotów w
granatowych polskich mundurach i brązowych skórzanych kurtkach, na ich czapkach widniały polskie
orzełki z husarskimi skrzydłami. Za nimi maszerowali wyrównanymi czwórkami mechanicy podoficerowie i
żołnierze w stalowych kombinezonach i furażerkach. Oddział liczył około stu osób, prezentował się
wspaniale. Zgromadzeni powitali eskadrę gorącymi oklaskami. Wartownik opuścił linę, odgradzającą
samoloty, i oddział pomaszerował ku polskim Morane'om .
— Eskadra... Stój! — zakomenderował Łaszkiewicz. — Do samolotów rozejść się!
Organizację polskiego lotnictwa we Francji rozpoczęto już w drugiej połowie października 1939 roku.
Po klęsce wrześniowej większa część lotników ewakuowała się do Rumunii i na Węgry, a stamtąd
przedostała się do Francji: koleją do Paryża lub statkami do Marsylii. Rozmieszczono ich w naprędce
zorganizowanych obozach przejściowych na francuskich lotniskach w Le Bourget koło Paryża, w Clermont-
Ferrand, Salon, Istres i w Bron pod Lyonem. Rozpoczęto pertraktacje na temat organizacji odrodzonego
polskiego lotnictwa z władzami francuskimi i brytyjskimi. Na jednej z konferencji polsko-francuskiej we
francuskim Ministerstwie Lotnictwa w Paryżu na początku listopada 1939 roku władze francuskie
przydzieliły polskim lotnikom garnizon lotniczy w Lyon Bron na główną stałą bazę, która na razie miała
służyć jako punkt zborny, a w niedalekiej przyszłości stać się bazą szkoleniową dla organizujących się
polskich dywizjonów lotniczych.
Garnizon lotniczy Bron pod Lyonem usytuowany był na wschodnim obrzeżu dużego przemysłowego
miasta, miał stałe zabudowania i obszerne lotnisko z hangarami, mógł pomieścić kilka tysięcy osób.
Komendantem Polskiej Bazy Lotniczej został pułkownik pilot Stefan Pawlikowski, były dowódca Brygady
* Morane Saulnier MS-406 — samolot myśliwski produkcji francuskiej, jednosilnikowy, jednomiejscowy,
dolnopłat, konstrukcji mieszanej; silnik Hispano Suiza o mocy 860 KM, śmigło trójłopatowe, metalowe o skoku
zmiennym; uzbrojenie — 1 działko kaliber 20 mm i 2 karabiny maszynowe kaliber 7,5 mm; masa własna 1895 kg,
masa całkowita 2540 kg; prędkość maksymalna na wysokości 4500 m — 483 km/h, pułap 10 000 m, zasięg 720 km, z
zapasowym zbiornikiem do 1100 km.
Pościgowej z września 1939 roku, wsławionej w obronie Warszawy. Pawlikowski w czasie pierwszej wojny
światowej walczył jako myśliwiec w lotnictwie francuskim, był odznaczony Legią Honorową, co bardzo
ułatwiało mu kontakty z władzami francuskimi. Do pomocy miał francuskiego doradcę w stopniu
pułkownika, Morina.
Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych we Francji i Wielkiej Brytanii mianował dowódcą polskiego
łotnictwa przybyłego z Rumunii generała pilota Józefa Zająca, nakazując mu szybką organizację jednostek
lotniczych, rzecz jasna w porozumieniu z władzami Francji i Wielkiej Brytanii. Lotnicze władze brytyjskie
zgodziły się na przyjęcie 2300 polskich lotników, w tym 300 osób personelu latającego, reszta — około 5000
osób — pozostała we Francji. Największym skupiskiem polskich lotników w cywilnych ubraniach była
Polska Baza Lotnicza w Bron. Bezczynność i czas wyczekiwania nie wpływały korzystnie na utrzymanie
dyscypliny. Pułkownik Pawlikowski dwoił się i troił, aby jak najszybciej rozpocząć organizację jednostek,
umundurować to całe „cywilne wojsko” i przywrócić porządek. Tworzenie dywizjonów — na razie bez
samolotów — uprawniało żołnierzy do otrzymywania należnego uposażenia pieniężnego, co powinno
uspokoić nawet najbardziej niezadowolonych.
Naczelny Wódz przyznał rację Pawlikowskiemu i zaczął interweniować we francuskim Ministerstwie
Lotnictwa. Niebawem, uprzedzając podpisanie dwustronnej umowy o organizacji Wojska Polskiego we
Francji, Ministerstwo Lotnictwa zezwoliło na rozpoczęcie organizacji czterech polskich dywizjonów
myśliwskich. Poczyniono również starania, aby rozładować zatłoczone obozy zborne przez kierowanie
personelu technicznego do francuskich zakładów przemysłowych i naprawczych sprzętu lotniczego, do
transportu i prac administracyjno-porządkowych na francuskie lotniska. Zaczęła również działać polsko-
brytyjska komisja werbunkowa, ustalająca listy polskich lotników na wyjazd do Anglii. Pierwszy transport,
składający się z kilkudziesięciu osób, odpłynął do Anglii na początku grudnia, następne udawały się tam w
odstępach dwu-, trzytygodniowych.
W sztabie Polskiej Bazy Lotniczej zawrzała praca nad ustaleniem składów osobowych czterech
dywizjonów myśliwskich. Zaznaczono przy tym, że liczba samolotów i osób personelu dywizjonów polskich
będzie taka sama, jak w dywizjonach francuskich, przy czym polski dowódca będzie miał do pomocy
doradcę francuskiego — pilota w stopniu majora. Francuski etat wojenny przewidywał, że w dywizjonie
myśliwskim powinno być 26 samolotów, 35 pilotów, około 160 osób personelu technicznego i
pomocniczego oraz kilkanaście pojazdów mechanicznych.
Do końca grudnia ustalono składy osobowe następujących polskich dywizjonów myśliwskich:
dywizjon myśliwski warszawski z dowódcą podpułkownikiem pilotem Leopoldem Pamułą, byłym
zastępcą dowódcy Brygady Pościgowej w wojnie obronnej Polski; personel dywizjonu dobrano z
dywizjonów Brygady;
dywizjon myśliwski krakowsko-poznański, na jego czele stanął major pilot Mieczysław Mümler,
wsławiony jako dowódca dywizjonu poznańskiego z września 1939 roku w słynnej bitwie nad Bzurą; piloci i
personel obsługi technicznej pochodził z dywizjonów myśliwskich krakowskiego i poznańskiego;
dywizjon myśliwski dębliński z majorem pilotem Józefem Kępińskim, szefem szkolenia lotniczego i
personelem dobranym z byłego Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie;
dywizjon myśliwski (na razie bez nazwy) — jego dowódcą został major dyplomowany pilot Eugeniusz
Wyrwicki, były szef sztabu Brygady Pościgowej; piloci i personel techniczny pochodzili z różnych
dywizjonów myśliwskich, biorących udział w wojnie obronnej Polski.
Dowódcy dywizjonów ze swoimi szczupłymi sztabami zabrali się energicznie do zaprowadzenia
dyscypliny wojskowej w swoich dywizjonach. Ważną rolę w tym względzie odegrało szybkie
umundurowanie dotychczasowych „cywilów” w polskie lotnicze mundury z orzełkami na czapkach i
guzikach. Ponieważ nie dysponowano materiałem koloru stalowego, mundury uszyto z materiału koloru
granatowego, obowiązującego w lotnictwie francuskim. Oficerom i podoficerom wyznaczono etatowe
funkcje i należne miesięczne uposażenie, a szeregowcom okresowy żołd. Rozpoczęto szkolenie na sprzęcie
lotniczym w hangarach i specjalistyczne wykłady w odpowiednio przygotowanych salach.
Sprawa przydziału dywizjonom samolotów do szkolenia w powietrzu nastręczała jednak wiele
kłopotów, a to z tego względu, że francuskie dywizjony myśliwskie przezbrajały się wtedy w nowe samoloty
Morane MS-406 . Ich produkcja nie nadążała za potrzebami, więc Polacy musieli czekać. Pod koniec grudnia
1939 roku Francuzi zaproponowali mimo tych kłopotów przeszkolenie jednej eskadry na Morane'ach MS-
406 . Pułkownik Pawlikowski, odpowiedzialny za organizację i szkolenie dywizjonów myśliwskich,
zadecydował, aby tą pierwszą eskadrą była jedna z eskadr dywizjonu 2 krakowsko-poznańskiego majora
Mümlera. Stanęło na tym, że grupa 19 pilotów uda się do francuskiej myśliwskiej szkoły lotniczej (Centre
d'Instruction d'Aviation de Chasse) w Montpellier, zaś grupa mechaników przejdzie przeszkolenie w Bron.
W eskadrze wyznaczonej na wyjazd do Montpellier znaleźli się: kpt. dypl. pil. Stefan Łaszkiewicz —
dowódca eskadry, kpt. pil. Mieczysław Wiórkiewicz, kpt. pil. Mieczysław Sulerzycki, kpt. pil. Jan Pentz,
por. pil. Władysław Goethel, por. pil. Kazimierz Bursztyn, por. pil. Stefan Zantara, por. pil. Józef Brzeziński,
ppor. pil. Erwin Kawnik, ppor. pil. Wacław Król, ppor. pil. Włodzimierz Karwowski, ppor. pil. Władysław
Gnyś, ppor. pil. Bolesław Rychlicki, ppor. pil. Stanisław Chałupa, ppor. pil. Władysław Chciuk, ppor. pil.
Bohdan Anders, sierż. pil. Leopold Flanek, plut. pil. Antoni Beda, kpr. pil. Eugeniusz Nowakiewicz. Jako
tłumacz do grupy pilotów został przydzielony porucznik Józef Sokołowski — Francuz polskiego
pochodzenia.
Francuski program przeszkolenia na samolotach myśliwskich obliczony był na 3 miesiące, ale ze
względu na dobre postępy polskich pilotów — doświadczonych i zaprawionych przecież w walkach z
hitlerowską Luftwaffe pod polskim niebem — okres ten został skrócony do jednego miesiąca. Eskadra
Montpellier, jak ją zaczęto nazywać, powróciła na lotnisko Bron. Tu zamierzano przeszkolić już własnymi
siłami drugą eskadrę i po otrzymaniu Morane'ów MS-406 dywizjon 2 krakowsko-poznański miał udać się na
frontowe lotnisko, by podjąć walkę z Niemcami. Niestety, Francuzi nie dostarczyli obiecanych 26 maszyn i
montpellierczykom udzielono urlopów wypoczynkowych...
W lutym uruchomiono wprawdzie na lotnisku w Bron szkolenie myśliwskie, ale następnego, dywizjonu
3 dęblińskiego, który w składzie ekspedycyjnego korpusu francusko-brytyjskiego miał wziąć udział w
trwającej wtedy wojnie radziecko-fińskiej po stronie Finlandii. Wojna ta zakończyła się 12 marca 1940 roku,
korpus został rozwiązany, zaś szkolenie dywizjonu 3 dęblińskiego przerwano.
Wtedy montpellierczycy wznowili loty treningowe na Morane'ach . Pułkownik Pawlikowski
interweniował u Naczelnego Wodza, aby spowodował wysłanie przeszkolonej eskadry w całości lub
mniejszymi zespołami na staż bojowy do francuskich dywizjonów na lotniska frontowe. Generał Sikorski
wniosek poparł i niebawem spowodował we francuskim Ministerstwie Lotnictwa, że do Bron skierowano dla
eskadry Montpellier 18 nowiutkich Morane'ów MS-406 . Polscy mechanicy przejęli je w swoje ręce, piloci
zaraz rozpoczęli trening bojowy, który zakończyli po kilku dniach intensywnych lotów. Eskadra była gotowa
do podjęcia frontowej pracy.
W porozumieniu z francuskimi władzami eskadrę Montpellier podzielono na sześć oddzielnych kluczy
— po 3 samoloty, 3 pilotów i kilkunastu mechaników, nadając każdemu kluczowi numery od 1 do 6.
Poszczególne klucze miały udać się do wyznaczonych francuskich dywizjonów na lotniska frontowe zaraz
po pożegnalnej uroczystości, przygotowanej na 27 marca 1940 roku na lotnisku Polskiej Bazy Lotniczej.
Przydział pilotów do poszczególnych kluczy był następujący:
klucz numer 1: kpt. dypl. Stefan Łaszkiewicz (dowódca), por. Stefan Zantara i sierż. Leopold Flanek;
przydział do Groupe de Chasse * 3/2 na lotnisko w Cambrai;
klucz numer 2: kpt. Jan Pentz (dowódca), ppor. Włodzimierz Karwowski i ppor. Bohdan Anders;
przydział do dywizjonu 2/6 na lotnisko w Vonarces;
klucz numer 3: kpt. Mieczysław Sulerzycki (dowódca), ppor. Erwin Kawnik i ppor. Bolesław Rychlicki;
przydział do dywizjonu 3/6 w Wez Thuisy;
klucz numer 4: por. Kazimierz Bursztyn (dowódca), ppor. Władysław Gnyś i ppor. Władysław Chciuk;
przydział do dywizjonu 3/1 na lotnisko Toul-de-Metz;
klucz numer 5: por. Józef Brzeziński (dowódca), ppor. Stanisław Chałupa i plut. Antoni Beda; przydział
do dywizjonu 1/2 na lotnisko Xaffévillers;
klucz numer 6: por. Władysław Goethel (dowódca), ppor. Wacław Król i kpr. Eugeniusz Nowakiewicz;
przydział do dywizjonu 2/7 na lotnisko Luxeuil.
Dziewiętnasty pilot z eskadry Montpellier, kpt. Mieczysław Wiórkiewicz, został wyznaczony na
dowódcę eskadry szkolnej i pozostał na lotnisku Bron w Polskiej Bazie Lotniczej.
Tuż po godzinie dziesiątej zafalowało w tłumie zebranych przed hangarem lotników. Podawano sobie
głośno wiadomość, że nadjeżdża generał Sikorski. Francuska kompania honorowa wyrównała szeregi, a
polska eskadra — rozczłonkowana na klucze — ustawiła się przed Morane'ami z biało-czerwonymi
szachownicami. Przed hangar zajechało kilka czarnych limuzyn z polskimi i francuskimi proporczykami. Z
pierwszej wysiadł Sikorski w mundurze generalskim, z drugiej zaś minister lotnictwa de Roché, a z innych
towarzyszący im wyżsi oficerowie polscy i francuscy. Generał przyjął meldunek od pułkownika
Pawlikowskiego, a następnie od dowódcy kompanii honorowej. Orkiestra odegrała Mazurek Dąbrowskiego i
Marsyliankę. Po dokonaniu przeglądu kompanii honorowej Sikorski skierował się do hangaru i zajął miejsce
w fotelu przed ołtarzem. Rozpoczęło się nabożeństwo celebrowane przez dostojników polskiej hierarchii
* Groupe de Chasse — jednostka myśliwska, w polskiej nomenklaturze odpowiadająca dywizjonowi
myśliwskiemu.
kościelnej. Na zakończenie mszy odśpiewano pieśń „Boże, coś Polskę...”
Naczelny Wódz i dostojni goście przeszli teraz na przygotowaną trybunę. Generał Sikorski wygłosił do
lotników podniosłą mowę. Zwracając się do pilotów, udających się na front, powiedział:
„Spotyka was, myśliwcy, wielki zaszczyt. Będziecie pierwszymi Polakami, którzy poza granicami
Polski rozpoczną walkę o ponowne odzyskanie niepodległości naszej Ojczyzny. Na waszych skrzydłach w
postaci francuskich samolotów o polskich barwach narodowych będziecie nieść w swych bojowych lotach
honor Polski. Wraz ze swymi francuskimi towarzyszami broni weźmiecie odwet na wrogu za najazd i
skrwawienie naszej polskiej ziemi. Niechaj waszym obronnym pancerzem w chwilach niebezpieczeństw
walki w powietrzu będą słowa modlitwy za waszą pomyślność, płynącej do Boga od waszych matek, żon i
córek w Polsce, oraz moje gorące życzenia jako waszego Naczelnego Wodza. Będziecie naszą skrzydlatą
husarią w powietrzu, która w historii naszego kraju zawsze szła na czele rycerstwa, okrywając się sławą
zwycięstw pod sztandarem, na którym wypisane było nasze wielkie hasło: Bóg, Honor i Ojczyzna”.*
Przemówienie zakończył gromkim okrzykiem:
— Niech żyje Polska! Niech żyje Francja! Niech żyją i rozwijają się polskie skrzydła!
— Niech żyją! — podchwycili donośnym głosem zebrani.
Zaraz potem Naczelny Wódz udał się przed rząd polskich samolotów. Odbierał kolejno meldunki od
dowódców kluczy, ściskał pilotom dłonie i jeszcze raz życzył im bojowych sukcesów. Wszyscy byli bardzo
wzruszeni, coś chwytało za gardło, a do oczu cisnęły się łzy...
Niebawem huk osiemnastu silników samolotowych napełnił lotnisko. Poszczególne klucze ruszyły na
start, by następnie w wyrównanej kolumnie sześciu trójek przedefilować na wysokości pięciuset metrów nad
trybuną Naczelnego Wodza. Uroczystość dobiegła końca.
Nie wszystkie jednak klucze mogły odlecieć tego dnia na wyznaczone lotniska frontowe, a to ze
względu na trudne warunki atmosferyczne panujące na lotniskach docelowych (niskie deszczowe chmury i
zamglenia). Dopiero nazajutrz mógł opuścić lotnisko Bron klucz kapitana Łaszkiewicza, a klucz porucznika
Goethla 29 marca. Ekipy techniczne kluczy odjechały pociągami i następnego dnia osiągnęły wyznaczone
lotniska. Klucze polskie zostały powitane na francuskich lotniskach frontowych bardzo serdecznie. Polacy
byli przecież sprzymierzeńcami Francji w trwającej od pół roku wojnie ze wspólnym wrogiem — Trzecią
Rzeszą. Odżyły dawne historyczne koneksje polsko-francuskie z wojen napoleońskich i pierwszej wojny
światowej. Wprawdzie sprzymierzone z Polską militarnym sojuszem zachodnie mocarstwa, Francja i Wielka
Brytania, nie wywiązały się ze swoich zobowiązań wobec Polski we wrześniu 1939 roku, nie udzielając jej
konkretnej pomocy, to jednak udzieliły jej moralnego poparcia, wypowiadając wojnę Niemcom. Rządy obu
mocarstw uważały, że i tak uczyniły dużo: ogłosiły ogólną mobilizację sił lądowych i lotniczych, a Royal
Navy rozpoczęła morską blokadę Rzeszy.
Oceniając z perspektywy czasu ogólną sytuację militarną Francji i Wielkiej Brytanii, stwierdzić
wypada, że w dniu wybuchu wojny oba mocarstwa nie były przygotowane do prowadzenia działań
wojennych z Niemcami. Poza tym przeważał pogląd, że zatarg zbrojny da się załagodzić na drodze rokowań,
zwłaszcza że po pokonaniu Polski armia niemiecka nie przedsięwzięła żadnych bojowych akcji przeciwko
Francji i Anglii. Nastał długi okres wyczekiwania, w którym zachodni alianci sposobili swoje siły do obrony
przed ewentualnym atakiem ze strony hitlerowskiej Rzeszy.
DZIWNA WOJNA
W dniu 3 września 1939 roku rządy Francji i Wielkiej Brytanii wypowiedziały wojnę Trzeciej Rzeszy.
Na mocy postanowień militarnego sojuszu mocarstwa te miały w razie napaści Niemiec na Polskę udzielić
konkretnej pomocy przez energiczne działania na lądzie, w powietrzu i na morzu, co powinno spowodować
odciągnięcie większości niemieckich sił ze wschodniego frontu i usztywnić opór obronny Polski. Oba
państwa zobowiązane były także prowadzić naloty odwetowe na tereny Rzeszy, a lotnictwo francuskie miało
wysłać do Polski kilka dywizjonów bombowych, dla których przygotowano zamaskowane polowe lotniska,
zapasy paliwa, amunicji i bomb, a także zapewniono środki transportowe i obsługę techniczną samolotów.
Ze swych zobowiązań wobec Polski zachodni alianci nie wywiązali się. Francja zdobyła się na lokalne
działania w Zagłębiu Saary, a lotnictwo brytyjskie na kilka lotów nad miasta niemieckie, gdzie zrzucono
ulotki propagandowe. Samoloty francuskie tkwiły na swoich stałych lotniskach. Propaganda
samouspokojenia wobec agresywnych poczynań Rzeszy była wprost żenująca. Wszędzie porozwieszano
* S. Karpiński, Na skrzydłach huraganu , s. 246.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin