Wilks Eileen - Niewłaściwa żona.pdf
(
569 KB
)
Pobierz
Wilks Eileen - Niew³aœciwa ¿ona
EILEEN WILKS
NiewłaściwaŜona
Tytu
ł
oryginalny: The wrong wife
Seria wydawnicza: Harlequin Desire (tom 328)
ROZDZIA
Ł
PIERWSZY
Czyja
ś
g
ł
owa spoczywa
ł
a na poduszce obok niej.
Cassandry nie przerazi
ł
ten widok. Poranek nie by
ł
por
ą
sprzyjaj
ą
c
ą
szybkim reakcjom i
logicznemu my
ś
leniu. Zna
ł
a ten profil. Ale czyja noga tak poufale zapl
ą
ta
ł
a si
ę
pomi
ę
dzy
jej nogi?
Ta kwestia wyda
ł
a si
ę
jej na tyle interesuj
ą
ca,
Ŝ
e Cassie zmarszczy
ł
a czo
ł
o i zamruga
ł
a
oczami.
G
ł
owa mia
ł
a bardzo szlachetny kszta
ł
t. Nie nazbyt okr
ą
g
ł
y, kanciasty czy pod
ł
u
Ŝ
ny, lecz
dok
ł
adnie taki, jak by
ć
powinien. W
ł
osy, mi
ę
kkie i g
ę
ste, w promieniach budz
ą
cego si
ę
dnia po
ł
yskiwa
ł
y krucz
ą
czerni
ą
. Cassie u
ś
miechn
ęł
a si
ę
. Niezale
Ŝ
nie od pory dnia,
w
ł
osy Gideona zawsze by
ł
y pi
ę
kne.
Gideona?
Jej serce zatrzyma
ł
o si
ę
na chwil
ę
, a potem zacz
ęł
o wali
ć
z szale
ń
czym po
ś
piechem.
Gideon. Gideon Wilde. To g
ł
owa Gideona spoczywa
ł
a na poduszce, zaledwie o
kilkanascie centymetr
ó
w dalej.
Przecie
Ŝ
doskonale zna
ł
a kszta
ł
t jego g
ł
owy, kolor w
ł
os
ó
w i lini
ę
szyi oraz karku.
Szerokie barki przechodzi
ł
y w mocne plecy, kt
ó
re odtwarza
ć
mog
ł
a jedynie z pami
ę
ci,
gdy
Ŝ
nie zamierza
ł
a okazywa
ć
teraz, jak bardzo fascynuje j
ą
jego osoba. To by
ł
y plecy
Gideona, gdy
Ŝ
on sam le
Ŝ
a
ł
na brzuchu w tym ogromnym dziwnym
łóŜ
ku, wyci
ą
gni
ę
ty
niczym syty kot w s
ł
oneczny dzie
ń
.
I chocia
Ŝ
w tej chwili nie mog
ł
a zobaczy
ć
nic wi
ę
cej, gdy
Ŝ
reszt
ę
cia
ł
a le
Ŝą
cego obok
m
ęŜ
czyzny spowija
ł
o prze
ś
cierad
ł
o, logika sugerowa
ł
a,
Ŝ
e noga, tak intymnie przy-
ci
ś
ni
ę
ta do jej nogi, r
ó
wnie
Ŝ
nale
Ŝ
y do Gideona. Muskularne udo Gideona przyci
ś
ni
ę
te do
jej nagiego...
Fala gor
ą
ca i wstydu ogarn
ęł
a Cassie, kiedy zda
ł
a sobie spraw
ę
, czego nie ma na
sobie. Podobnie jak Gideon. Do jej
ś
wiadomo
ś
ci zacz
ęł
y wraca
ć
obrazy z wczorajszego
dnia i... nocy.
Pami
ę
ta
ł
a, jak w biurze jej brata zadzwoni
ł
telefon. Wraz z Ryanem pojechali p
óź
niej na
spotkanie z Gideonem w Blue Parrot Lounge. Pami
ę
ta
ł
a sp
ę
dzone tam godziny, podr
óŜ
na lotnisko, jaskrawe
ś
wiat
ł
a Las Vegas, a potem... noc. Pami
ę
ta
ł
a j
ą
bardzo dok
ł
adnie.
Ponad szerokimi barkami, kt
ó
re cz
ęś
ciowo przys
ł
ania
ł
y jej widok, wy
ł
ania
ł
y si
ę
smuk
ł
e,
poz
ł
acane meble luksusowego apartamentu. Ich l
ś
ni
ą
ce kszta
ł
ty przywodzi
ł
y na my
ś
l
opowie
ść
o Kopciuszku. W nogach
łóŜ
ka sta
ł
a disnejowska wersja pirackiego kufra
pomalowana na jasny, pastelowy kolor. Na wieku le
Ŝ
a
ł
jej bukiet. Kremowe r
óŜ
e,
orchidee i r
óŜ
e o ton ja
ś
niejsze ni
Ŝ
rumieniec, jaki okry
ł
jej policzki, gdy przypomnia
ł
a
sobie wydarzenia sprzed paru godzin.
O, tak, to by
ł
z pewno
ś
ci
ą
wyj
ą
tkowy ranek. Twarz Cassie rozja
ś
ni
ł
radosny u
ś
miech,
kiedy przysun
ęł
a si
ę
bli
Ŝ
ej do le
Ŝą
cego obok m
ęŜ
czyzny.
Jej ruch obudzi
ł
go. Gideon Wilde wyda
ł
przeci
ą
g
ł
y, gard
ł
owy j
ę
k. Przewr
ó
ci
ł
si
ę
na
plecy, ci
ęŜ
kim ramieniem tr
ą
caj
ą
c przy tym brod
ę
Cassie.
- Auu!
Uni
ó
s
ł
gwa
ł
townie powieki, by po chwili zn
ó
w zacisn
ąć
je mocno. Towarzyszy
ł
temu
cichy,
Ŝ
a
ł
osny j
ę
k.
Zdawa
ł
a sobie spraw
ę
,
Ŝ
e Gideon du
Ŝ
o wczoraj wypi
ł
; zar
ó
wno przed telefonem do jej
brata, jak i p
óź
niej. Wiedzia
ł
a,
Ŝ
e rzadko pozwala
ł
sobie na wi
ę
cej ni
Ŝ
jednego drinka,
teraz wi
ę
c musia
ł
by
ć
w wyj
ą
tkowo kiepskiej formie. Mimo to powinien bardziej uwa
Ŝ
a
ć
na to, co robi z r
ę
kami. Cassie zmarszczy
ł
a czo
ł
o, potar
ł
a brod
ę
i odsun
ęł
a si
ę
na bok o
kolejnych kilka centymetr
ó
w.
Zn
ó
w uni
ó
s
ł
powieki. Spojrza
ł
na Cassie. Wygl
ą
da
ł
fatalnie. To znaczy, Gideon nigdy
nie wygl
ą
da
ł
naprawd
ę
okropnie, tym razem jednak zdecydowanie przywodzi
ł
na my
ś
l
kowboja z reklamy Marlboro, wracaj
ą
cego do domu po nocnej hulance. Jego ciemne
oczy by
ł
y zm
ę
tnia
ł
e, a szlachetnie wykrojone usta skrzywione. Gideon normalnie
sprawia
ł
wra
Ŝ
enie cz
ł
owieka zr
ó
wnowa
Ŝ
onego i pewnego swych racji. Cywilizowane
maniery pomaga
ł
y mu w kontaktach z lud
ź
mi, kt
ó
rzy inwestowali wielkie pieni
ą
dze w
prowadzone przez niego interesy zwi
ą
zane z rop
ą
i gazem.
Ale nie dzisiejszego ranka. Przekrwione, zm
ę
czone oczy i cie
ń
zarostu nie sprzyja
ł
y
zachowaniu wynios
ł
o
ś
ci. Cassie u
ś
miechn
ęł
a si
ę
nie
ś
mia
ł
o.
- Dzie
ń
dobry - szepn
ęł
a.
Jego
ź
renice rozszerzy
ł
y si
ę
, a potem w oczach pojawi
ł
si
ę
wyraz bezbrze
Ŝ
ngo
przera
Ŝ
enia.
- O, m
ó
j Bo
Ŝ
e.
Prawie uda
ł
o si
ę
jej uciec.
Reakcje Gideona by
ł
y st
ł
umione przez poczucie winy i najgorszego kaca, jakiego
do
ś
wiadczy
ł
w
Ŝ
yciu. Cassie wraz z prze
ś
cierad
ł
em by
ł
a ju
Ŝ
na brzegu
łóŜ
ka, kiedy
Gideon zorientowa
ł
si
ę
,
Ŝ
e za chwil
ę
zostanie w
łóŜ
ku sam i to bez
Ŝ
adnego przykrycia.
A by
ł
nagi. Nagi, w
łóŜ
ku z m
ł
odsz
ą
siostr
ą
swojego najlepszego przyjaciela.
Chwyci
ł
brzeg prze
ś
cierad
ł
a i poci
ą
gn
ął
. Cassie opad
ł
a z powrotem na
łóŜ
ko, trac
ą
c
r
ó
wnowag
ę
. Materac drgn
ął
pod jej ci
ęŜ
arem. Gideonowi uda
ł
o si
ę
nie zwymiotowa
ć
.
Zamkn
ął
podra
Ŝ
nione
ś
wiat
ł
em oczy, poprawi
ł
prze
ś
cierad
ł
o i le
Ŝ
a
ł
bez ruchu, modl
ą
c
si
ę
duchu, by Cassie zn
ó
w nie zacz
ęł
a si
ę
wierci
ć
.
Po d
ł
u
Ŝ
szej chwili pok
ó
j i
Ŝ
o
łą
dek Gideona przesta
ł
y wirowa
ć
, cho
ć
ekipa prowadz
ą
ca
remont wewn
ą
trz jego czaszki nie przerwa
ł
a pracy. Zauwa
Ŝ
y
ł
,
Ŝ
e Cassie nie poruszy
ł
a
si
ę
i nie powiedzia
ł
a s
ł
owa od momentu, kiedy udaremni
ł
jej ucieczk
ę
.
Pr
ó
ba ucieczki, emocjonalna i impulsywna, by
ł
a typowa dla niej, lecz milczenie i
bezruch zdecydowanie nie.
- Cassie - mrukn
ął
, nie otwieraj
ą
c oczu. D
ź
wi
ę
k g
ł
osu rozni
ó
s
ł
si
ę
w jego g
ł
owie
bolesnym echem.
- Przepraszam. - Przepraszam? W tej chwili znienawidzi
ł
samego siebie. Bardziej nawet
ni
Ŝ
w
ł
asnego ojca. - Ja nie... Cokolwiek si
ę
sta
ł
o, przepraszam.
- Cokolwiek si
ę
sta
ł
o? - G
ł
os Cassie by
ł
dr
Ŝą
cy i niepewny. - Nie pami
ę
tasz?
Jego my
ś
lowy krajobraz by
ł
kompletnie zburzony. Pr
ó
bowa
ł
pouk
ł
ada
ć
oderwane
fragmenty. Zrozumie
ć
, sk
ą
d wzi
ął
si
ę
w tym miejscu. Jak znalaz
ł
si
ę
w tym
łóŜ
ku z Cas-
sie? Przecie
Ŝ
to mia
ł
a by
ć
Melissa...
Ale Melissa rzuci
ł
a go. Cztery dni przed
ś
lubem zadzwoni
ł
a i w raczej histeryczny
spos
ó
b oznajmi
ł
a,
Ŝ
e zrywa zar
ę
czyny.
Nie zni
ó
s
ł
tego dobrze. Wci
ąŜ
jeszcze odczuwa
ł
gniew i zdumienie. By
ł
przyzwyczajony
zawsze dostawa
ć
to, czego chcia
ł
. A chcia
ł
o
Ŝ
eni
ć
si
ę
z Meliss
ą
. Kiedy za
ś
ona pozna
ł
a
go lepiej, zdecydowa
ł
a,
Ŝ
e nie chce za niego wyj
ść
. Wci
ąŜ
nie m
ó
g
ł
zrozumie
ć
,
dlaczego.
Zadzwoni
ł
em do Ryana, przypomnia
ł
sobie. By
ł
wczoraj w Blue Parrot i po kilku
drinkach postanowi
ł
urz
ą
dzi
ć
styp
ę
marzeniom, kt
ó
re Melissa zniszczy
ł
a, porzucaj
ą
c go.
Zerwanie zar
ę
czyn by
ł
o jego pierwsz
ą
powa
Ŝ
n
ą
Ŝ
yciow
ą
pora
Ŝ
k
ą
. Ten
ś
lub planowa
ł
od
wielu lat, na d
ł
ugo przed poznaniem Melissy, i by
ł
przyzwyczajony zawsze osi
ą
ga
ć
to,
co sobie za
ł
o
Ŝ
y
ł
. Czy
Ŝ
nie zrealizowa
ł
dot
ą
d wszystkich wyznaczonych sobie cel
ó
w,
pocz
ą
wszy od uniwersyteckiego dyplomu a
Ŝ
po obecny sukces finansowy? Jednak do-
tychczasowe wysi
ł
ki mia
ł
y prowadzi
ć
do tego jednego, najwa
Ŝ
niejszego celu, kt
ó
ry,
niestety, nie zale
Ŝ
a
ł
tylko od niego. Stworzenia rodziny.
Kiedy wpad
ł
na pomys
ł
stypy, naturalnie pomy
ś
la
ł
o Ryanie.
Z Ryanem przyjecha
ł
a jego siostra, ma
ł
a rudow
ł
osa Cassie, z oczami, w kt
ó
rych
zawsze p
ł
on
ęł
y dwa male
ń
kie ogniki.
- Nie powinien by
ł
ci
ę
przyprowadza
ć
- o
ś
wiadczy
ł
szorstko Gideon, przera
Ŝ
ony tym,
Ŝ
e
nie pami
ę
ta nic z tego, co zdarzy
ł
o si
ę
p
óź
niej. Znaczy
ł
o to,
Ŝ
e straci
ł
kontrol
ę
: musia
ł
wypi
ć
o wiele wi
ę
cej, ni
Ŝ
zamierza
ł
. Gideon zawsze dot
ą
d by
ł
panem sytuacji.
- Mieli
ś
cie spotka
ć
si
ę
po to,
Ŝ
eby pi
ć
. Czy nie dlatego po niego zadzwoni
ł
e
ś
?
ś
eby mie
ć
z kim wypi
ć
? Wi
ę
c przyjecha
ł
am,
Ŝ
eby odwie
źć
was p
óź
niej do domu.
ś
eby
ś
cie nie
narobili g
ł
upstw.
To w
ł
a
ś
nie zawsze m
ó
wi
ł
a, jeszcze jako natr
ę
tny dzieciak, kiedy pr
ó
bowa
ł
a towarzyszy
ć
wsz
ę
dzie dw
ó
m doros
ł
ym ch
ł
opakom, studentom college'u:
Ŝ
e potrzebuj
ą
jej,
Ŝ
eby nie
wpakowa
ć
si
ę
w k
ł
opoty. Oczywi
ś
cie, wtedy w
ł
a
ś
nie pope
ł
nianie g
ł
upstw sprawia
ł
o im
najwi
ę
ksz
ą
przyjemno
ść
. Nazywa
ł
j
ą
...
- Syrenka - powiedzia
ł
g
ł
o
ś
no z dziwnym wzruszeniem. Przynajmniej te wspomnienia
pozosta
ł
y nienaruszone.
- Nie nazywaj mnie tak! Nie po... nie, kiedy nie pami
ę
tasz!
Skuli
ł
si
ę
. Nie po zesz
ł
ej nocy. Nie po tym, jak upi
ł
si
ę
do tego stopnia, by zabra
ć
siostr
ę
najlepszego przyjaciela do jakiego
ś
przekl
ę
tego hotelu i tam j
ą
wykorzysta
ć
. By
ł
taki
czas, nied
ł
ugo po tym, jak Cassie sko
ń
czy
ł
a szesna
ś
cie lat, kiedy obawia
ł
si
ę
,
Ŝ
e co
ś
takiego mo
Ŝ
e si
ę
zdarzy
ć
. Jego cia
ł
o reagowa
ł
o wtedy w spos
ó
b nie kontrolowany na
widok nowych, s
ł
odkich wypuk
ł
o
ś
ci u dziewczynki o wiele za m
ł
odej, by uczestniczy
ć
w
lubie
Ŝ
nych scenach, jakie podsuwa
ł
a mu wyobra
ź
nia. Ale Gideon zawsze wiedzia
ł
, jak
nale
Ŝ
y si
ę
zachowa
ć
. Nauczy
ł
si
ę
kontrolowa
ć
sw
ó
j umys
ł
; ostatecznie potrafi
ł
na tyle
st
ł
umi
ć
najgorsze z impulsywnych reakcji swojego cia
ł
a, by przebywa
ć
w towarzystwie
ma
ł
ej Cassie bez obawy,
Ŝ
e uczyni co
ś
, co j
ą
przestraszy, zawstydzi i narazi na szwank
ich przyja
źń
.
Teraz jednak...
- Jak Ryan m
ó
g
ł
na to pozwoli
ć
? - j
ę
kn
ął
. - Gdzie, u diab
ł
a, by
ł
tw
ó
j brat?
- Nic nie pami
ę
tasz? - Jej g
ł
os
ł
ama
ł
si
ę
. - To by
ł
jego pomys
ł
.
Co?! Gideon otworzy
ł
oczy i z trudem przyj
ął
pozycj
ę
siedz
ą
c
ą
. Brygada remontowa
natychmiast zaatakowa
ł
a jego ga
ł
ki oczne. Opad
ł
z powrotem na plecy i odetchn
ął
g
łę
boko. Powoli. Ostro
Ŝ
nie. Kolejne kawa
ł
ki wspomnie
ń
wczorajszego dnia wraca
ł
y na
swoje miejsce.
Pomys
ł
Ryana. To by
ł
pomys
ł
Ryana, by wynaj
ąć
samolot czarterowy, kiedy sp
óź
nili si
ę
na ostatni lot. Czy te
Ŝ
on sam to wymy
ś
li
ł
? Nie by
ł
pewien. Wypi
ł
tak du
Ŝ
o,
Ŝ
e
w nico
ś
ci zatraci
ł
y si
ę
ca
ł
e fragmenty jego
Ŝ
ycia. Ogarn
ęł
o go uczucie pogardy wobec
samego siebie. Musia
ł
je zwalczy
ć
, by zn
ó
w skierowa
ć
uwag
ę
na wspomnienia, kt
ó
re
pozosta
ł
y.
Absurdalnie, najbardziej pami
ę
ta
ł
statek piracki i bitw
ę
, jaka rozgorza
ł
a, gdy bandyci
przy huku armat zaatakowali statek przep
ł
ywaj
ą
cy... pod oknami hotelu?
Wystrza
ł
y by
ł
y odg
ł
osami fajerwerk
ó
w, nie pocisk
ó
w, a walka jedynie starannie
wyre
Ŝ
yserowanym przedstawieniem. Pami
ę
ta
ł
hotelowy hol, ogromny i roziskrzony
refleksami
ś
wiate
ł
odbitymi w z
ł
otych ornamentach. W wypolerowanej posadzce mo
Ŝ
na
by
ł
o zobaczy
ć
w
ł
asne odbicie. Pami
ę
ta
ł
te
Ŝ
Cassie, szczup
łą
i ciep
łą
, przytulon
ą
do jego
ramienia. Nie chcia
ł
pu
ś
ci
ć
jej nawet na chwil
ę
, bo ba
ł
si
ę
,
Ŝ
e mo
Ŝ
e zmieni
ć
zdanie.
Przypomnia
ł
sobie jazd
ę
taks
ó
wk
ą
i twarz Cassie, poblad
łą
od zdenerwowania. Op
ł
ata
za kurs wynios
ł
a dwana
ś
cie dolar
ó
w. Da
ł
kierowcy dwadzie
ś
cia i poprosi
ł
, by na nich
zaczeka
ł
.
- Vegas - powiedzia
ł
cicho. - Jeste
ś
my w Las Vegas.
Milczenie Cassie stanowi
ł
o wystarczaj
ą
ce potwierdzenie. Prawie wystarczaj
ą
ce. Po
d
ł
u
Ŝ
szej chwili odwa
Ŝ
y
ł
si
ę
wykona
ć
ostro
Ŝ
ny ruch: przekr
ę
ci
ł
si
ę
na bok i opar
ł
na
ł
okciu
g
ł
ow
ę
, w kt
ó
rej pneumatyczne m
ł
oty pracowa
ł
y teraz na najwy
Ŝ
szych obrotach.
Zerkn
ął
na Cassie. Kr
ó
tkie, mi
ę
kkie w
ł
osy obejmowa
ł
y jej tr
ó
jk
ą
tn
ą
twarz w aureol
ę
koloru wschodz
ą
cego s
ł
o
ń
ca. Wyraziste oczy by
ł
y teraz ciemnoszare i l
ś
ni
ą
ce od
ł
ez.
Jeszcze do wczoraj got
ó
w by
ł
przysi
ą
c,
Ŝ
e te oczy s
ą
r
ó
wnie szczere i niewinne jak
sama Cassie.
Rozczarowanie by
ł
o bardzo bolesne. Pow
ę
drowa
ł
wzrokiem po smuk
ł
ej szyi do
g
ł
adkich, bia
ł
ych ramion obsypanych delikatnymi, kremowymi piegami. Ku wielkiej iryta-
cji Gideona jego cia
ł
o zareagowa
ł
o natychmiast na ten widok, wywo
ł
uj
ą
c na jego czole
zmarszczki niezadowolenia. Przeni
ó
s
ł
spojrzenie na jej ma
ł
e piersi, zas
ł
oni
ę
te teraz
prze
ś
cierad
ł
em, kt
ó
re przytrzymywa
ł
a mocno w zaci
ś
ni
ę
tej pi
ęś
ci. Na serdecznym palcu
jej lewej r
ę
ki po
ł
yskiwa
ł
a z
ł
otem cienka obr
ą
czka.
- Gratulacje, pani Wilde. - Zabrzmia
ł
o to zimno i gorzko. - Kilka ju
Ŝ
pr
ó
bowa
ł
o uzyska
ć
prawo do podpisywania czek
ó
w tym samym, co moje, nazwiskiem, ale nigdy nie
spodziewa
ł
bym si
ę
tego po tobie. Ile b
ę
dzie kosztowa
ł
a mnie ta szopka?
Cassie unios
ł
a si
ę
i trafi
ł
a pi
ęś
ci
ą
prosto w jego nos.
Stoj
ą
c pod gor
ą
cym strumieniem prysznica kilka minut p
óź
niej, Cassie wci
ąŜ
nie mog
ł
a
otrz
ą
sn
ąć
si
ę
z szoku. Nigdy dot
ą
d nikogo nie uderzy
ł
a. Przynajmniej od czasu b
ó
jki z
Sar
ą
Sue Leggett, kiedy ta obwie
ś
ci
ł
a ca
ł
ej pi
ą
tej klasie,
Ŝ
e Cassie kupuje ubrania w
sklepiku Armii Zbawienia.
Powinna si
ę
wstydzi
ć
. Naprawd
ę
powinna. Cz
ł
owiek najwyra
ź
niej cierpia
ł
z powodu
straszliwego kaca, a ona go uderzy
ł
a.
Och, mia
ł
a nadziej
ę
,
Ŝ
e przynajmniej rozkwasi
ł
a mu nos. Z ch
ę
ci
ą
zu
Ŝ
y
ł
aby ca
łą
ciep
łą
wod
ę
, tak by Gideon musia
ł
k
ą
pa
ć
si
ę
w zimnej, lecz w luksusowym hotelu Las Vegas
raczej nie by
ł
o na to szans.
Las Vegas. Cassie przygryz
ł
a wargi i nala
ł
a na d
ł
o
ń
troch
ę
szamponu.
Spodziewa
ł
a si
ę
,
Ŝ
e Gideon mo
Ŝ
e
Ŝ
a
ł
owa
ć
rano tego, co zrobi
ł
poprzedniego dnia, nie
s
ą
dzi
ł
a jednak,
Ŝ
e zareaguje a
Ŝ
tak gwa
ł
townie. W ci
ą
gu szesnastu lat od dnia, kiedy
Ryan po raz pierwszy przyprowadzi
ł
do domu swego szkolnego koleg
ę
Gideona
Wilde'a, Cassie widywa
ł
a ju
Ŝ
ten lodowaty wyraz na jego twarzy. Nie znosi
ł
g
ł
upc
ó
w,
gardzi
ł
nieuczciwo
ś
ci
ą
. Nigdy jednak nie potraktowa
ł
w ten spos
ó
b jej.
Szampon pachnia
ł
migda
ł
ami i cudownie si
ę
pieni
ł
. Hotel zaopatrywa
ł
go
ś
ci w
kosmetyki lepszej jako
ś
ci ni
Ŝ
te, kt
ó
re zazwyczaj kupowa
ł
a. Cassie westchn
ęł
a i
pog
ł
adzi
ł
a kciukiem kr
ąŜ
ek b
ł
yszcz
ą
cy na palcu. Gideon s
ą
dzi
ł
,
Ŝ
e po
ś
lubi
ł
a go, by m
ó
c
pozwoli
ć
sobie na lepszej jako
ś
ci szampon.
Jak mog
ł
a by
ć
tak g
ł
upia? Dlaczego da
ł
a si
ę
na to nam
ó
wi
ć
? Byli w Blue Parrot, ma
ł
ej
obskurnej knajpce, kt
ó
r
ą
Gideon i Ryan upodobali sobie jeszcze za studenckich czas
ó
w,
gdy nie by
ł
o ich sta
ć
na lepsze lokale. Mo
Ŝ
e w
ł
a
ś
nie to miejsce, naznaczone nostalgi
ą
,
spowodowa
ł
o,
Ŝ
e rozmowa potoczy
ł
a si
ę
w ten spos
ó
b. Z ka
Ŝ
d
ą
godzin
ą
Ryan popada
ł
w coraz bardziej irlandzki i sentymentalny ton i obaj m
ęŜ
czy
ź
ni wypili znacznie wi
ę
cej
alkoholu, ni
Ŝ
zdarza
ł
o si
ę
to im normalnie.
Cassie podejrzewa
ł
a jednak,
Ŝ
e Ryan wypi
ł
mniej, zach
ę
caj
ą
c przy tym przyjaciela, by
ten wla
ł
w siebie o wiele wi
ę
cej trunku. W jego oczach dostrzeg
ł
a ten chytry b
ł
ysk, kt
ó
ry
nieodmiennie zwiastowa
ł
k
ł
opoty. Jej brat mia
ł
wdzi
ę
k s
ł
onia, kt
ó
ry robi najwi
ę
cej
ha
ł
asu, gdy pr
ó
buje przemyka
ć
na palcach. Nie, w jej rodzinie subtelno
ść
zdecydowanie
nie by
ł
a cech
ą
dziedziczn
ą
.
Gideon by
ł
jednak zbyt oszo
ł
omiony alkoholem, by zaniepokoi
ł
go wyraz oczu
przyjaciela.
- Zamorduj
ę
go - mrukn
ęł
a Cassie, energicznie masuj
ą
c sk
ó
r
ę
g
ł
owy. Brat kocha
ł
j
ą
.
Wiedzia
ł
a o tym. Ale te
Ŝ
doprowadza
ł
j
ą
do sza
ł
u. Ich ojciec zmar
ł
, kiedy Cassie by
ł
a
malutka. Matka musia
ł
a radzi
ć
sobie sama, utrzymuj
ą
c rodzin
ę
ze skromnej kelnerskiej
pensji. Ryan, o sze
ść
lat starszy, wzi
ął
na siebie trosk
ę
o los siostry.
Do wczoraj. Wczoraj zdecydowa
ł
si
ę
przekaza
ć
odpowiedzialno
ść
za Cassie swojemu
najlepszemu przyjacielowi, kt
ó
ry potrzebowa
ł
bardziej zr
ó
wnowa
Ŝ
onej kobiety ni
Ŝ
ta
lodowa ksi
ęŜ
niczka, z kt
ó
r
ą
by
ł
zar
ę
czony. Kobiety lojalnej. Kobiety, podkre
ś
li
ł
Ryan,
kt
ó
ra umie gotowa
ć
.
W tym momencie Cassie pr
ó
bowa
ł
a go uderzy
ć
, ale nawet pijany, Ryan mia
ł
lepszy
refleks ni
Ŝ
ona.
Dobrze, pomy
ś
la
ł
a, sp
ł
ukuj
ą
c z w
ł
os
ó
w pian
ę
,
Ŝ
e zachowa
ł
dla siebie refleksje na temat
jej stanu uczuciowego. Przynajmniej nie wyjawi
ł
g
ł
o
ś
no, dlaczego by
ł
tak pewien,
Ŝ
e
ona zgodzi si
ę
na jego plan. Ryan wiedzia
ł
bowiem doskonale. I to od lat.
Zastanawia
ł
a si
ę
, czy powinna pozwoli
ć
mu prze
Ŝ
y
ć
.
Oczywi
ś
cie, nie pu
ś
ci
ł
pary dlatego, gdy
Ŝ
uzna
ł
,
Ŝ
e wyjawienie uczu
ć
mo
Ŝ
e jej tylko
zaszkodzi
ć
w oczach Gideona. Gideon nie ufa
ł
silnym emocjom. By
ł
pod tym wzgl
ę
dem
ozi
ę
b
ł
y, co czyni
ł
o go m
ęŜ
czyzn
ą
ca
ł
kowicie dla niej nieodpowiednim. Potrzebowa
ł
a
kogo
ś
ciep
ł
ego i kochaj
ą
cego, kogo
ś
, kto potrafi
ł
by odwzajemni
ć
jej mi
ł
o
ść
. Ona sama
dawno to zrozumia
ł
a i od lat stara
ł
a si
ę
przekona
ć
o tym... swoje serce.
Och, je
ś
li mia
ł
a jeszcze jakie
ś
iluzje, Gideon skutecznie rozwia
ł
je poprzedniego dnia. W
przeciwie
ń
stwie do Ryana, pod wp
ł
ywem alkoholu Gideon stawa
ł
si
ę
cichy i powa
Ŝ
ny. Z
ponur
ą
min
ą
wys
ł
ucha
ł
argument
ó
w jej brata, po czym odwr
ó
ci
ł
si
ę
do Cassie i
o
ś
wiadczy
ł
... Tak w
ł
a
ś
nie, o
ś
wiadczy
ł
, nie zaproponowa
ł
:
Plik z chomika:
ewelka3101
Inne pliki z tego folderu:
Wilks Eileen - Samotnik i panna.pdf
(567 KB)
Wilks Eileen - Rok trudnej miłości 03 - Taniec na pustyni.pdf
(546 KB)
Wilks Eileen - Rodzinne sekrety 13 - Wiosenny bal - Pamiętny taniec.pdf
(298 KB)
Wilks Eileen - Oświadczyny.pdf
(468 KB)
Wilks Eileen - Niewłaściwa żona.pdf
(569 KB)
Inne foldery tego chomika:
encyklopedie, słowniki
Fotografia
Informatyka
Komputery, internet
Lekarz domowy
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin