Wilks Eileen - Niewłaściwa żona.pdf

(569 KB) Pobierz
Wilks Eileen - Niew³aœciwa ¿ona
EILEEN WILKS
NiewłaściwaŜona
Tytu ł oryginalny: The wrong wife
Seria wydawnicza: Harlequin Desire (tom 328)
ROZDZIA Ł PIERWSZY
Czyja ś g ł owa spoczywa ł a na poduszce obok niej.
Cassandry nie przerazi ł ten widok. Poranek nie by ł por ą sprzyjaj ą c ą szybkim reakcjom i
logicznemu my ś leniu. Zna ł a ten profil. Ale czyja noga tak poufale zapl ą ta ł a si ę pomi ę dzy
jej nogi?
Ta kwestia wyda ł a si ę jej na tyle interesuj ą ca, Ŝ e Cassie zmarszczy ł a czo ł o i zamruga ł a
oczami.
G ł owa mia ł a bardzo szlachetny kszta ł t. Nie nazbyt okr ą g ł y, kanciasty czy pod ł u Ŝ ny, lecz
dok ł adnie taki, jak by ć powinien. W ł osy, mi ę kkie i g ę ste, w promieniach budz ą cego si ę
dnia po ł yskiwa ł y krucz ą czerni ą . Cassie u ś miechn ęł a si ę . Niezale Ŝ nie od pory dnia,
w ł osy Gideona zawsze by ł y pi ę kne.
Gideona?
Jej serce zatrzyma ł o si ę na chwil ę , a potem zacz ęł o wali ć z szale ń czym po ś piechem.
Gideon. Gideon Wilde. To g ł owa Gideona spoczywa ł a na poduszce, zaledwie o
kilkanascie centymetr ó w dalej.
Przecie Ŝ doskonale zna ł a kszta ł t jego g ł owy, kolor w ł os ó w i lini ę szyi oraz karku.
Szerokie barki przechodzi ł y w mocne plecy, kt ó re odtwarza ć mog ł a jedynie z pami ę ci,
gdy Ŝ nie zamierza ł a okazywa ć teraz, jak bardzo fascynuje j ą jego osoba. To by ł y plecy
Gideona, gdy Ŝ on sam le Ŝ a ł na brzuchu w tym ogromnym dziwnym łóŜ ku, wyci ą gni ę ty
niczym syty kot w s ł oneczny dzie ń .
I chocia Ŝ w tej chwili nie mog ł a zobaczy ć nic wi ę cej, gdy Ŝ reszt ę cia ł a le Ŝą cego obok
m ęŜ czyzny spowija ł o prze ś cierad ł o, logika sugerowa ł a, Ŝ e noga, tak intymnie przy-
ci ś ni ę ta do jej nogi, r ó wnie Ŝ nale Ŝ y do Gideona. Muskularne udo Gideona przyci ś ni ę te do
jej nagiego...
Fala gor ą ca i wstydu ogarn ęł a Cassie, kiedy zda ł a sobie spraw ę , czego nie ma na
sobie. Podobnie jak Gideon. Do jej ś wiadomo ś ci zacz ęł y wraca ć obrazy z wczorajszego
dnia i... nocy.
Pami ę ta ł a, jak w biurze jej brata zadzwoni ł telefon. Wraz z Ryanem pojechali p óź niej na
spotkanie z Gideonem w Blue Parrot Lounge. Pami ę ta ł a sp ę dzone tam godziny, podr óŜ
na lotnisko, jaskrawe ś wiat ł a Las Vegas, a potem... noc. Pami ę ta ł a j ą bardzo dok ł adnie.
Ponad szerokimi barkami, kt ó re cz ęś ciowo przys ł ania ł y jej widok, wy ł ania ł y si ę smuk ł e,
poz ł acane meble luksusowego apartamentu. Ich l ś ni ą ce kszta ł ty przywodzi ł y na my ś l
opowie ść o Kopciuszku. W nogach łóŜ ka sta ł a disnejowska wersja pirackiego kufra
pomalowana na jasny, pastelowy kolor. Na wieku le Ŝ a ł jej bukiet. Kremowe r óŜ e,
orchidee i r óŜ e o ton ja ś niejsze ni Ŝ rumieniec, jaki okry ł jej policzki, gdy przypomnia ł a
sobie wydarzenia sprzed paru godzin.
O, tak, to by ł z pewno ś ci ą wyj ą tkowy ranek. Twarz Cassie rozja ś ni ł radosny u ś miech,
kiedy przysun ęł a si ę bli Ŝ ej do le Ŝą cego obok m ęŜ czyzny.
Jej ruch obudzi ł go. Gideon Wilde wyda ł przeci ą g ł y, gard ł owy j ę k. Przewr ó ci ł si ę na
plecy, ci ęŜ kim ramieniem tr ą caj ą c przy tym brod ę Cassie.
- Auu!
Uni ó s ł gwa ł townie powieki, by po chwili zn ó w zacisn ąć je mocno. Towarzyszy ł temu
cichy, Ŝ a ł osny j ę k.
Zdawa ł a sobie spraw ę , Ŝ e Gideon du Ŝ o wczoraj wypi ł ; zar ó wno przed telefonem do jej
brata, jak i p óź niej. Wiedzia ł a, Ŝ e rzadko pozwala ł sobie na wi ę cej ni Ŝ jednego drinka,
teraz wi ę c musia ł by ć w wyj ą tkowo kiepskiej formie. Mimo to powinien bardziej uwa Ŝ a ć
na to, co robi z r ę kami. Cassie zmarszczy ł a czo ł o, potar ł a brod ę i odsun ęł a si ę na bok o
kolejnych kilka centymetr ó w.
Zn ó w uni ó s ł powieki. Spojrza ł na Cassie. Wygl ą da ł fatalnie. To znaczy, Gideon nigdy
nie wygl ą da ł naprawd ę okropnie, tym razem jednak zdecydowanie przywodzi ł na my ś l
kowboja z reklamy Marlboro, wracaj ą cego do domu po nocnej hulance. Jego ciemne
oczy by ł y zm ę tnia ł e, a szlachetnie wykrojone usta skrzywione. Gideon normalnie
sprawia ł wra Ŝ enie cz ł owieka zr ó wnowa Ŝ onego i pewnego swych racji. Cywilizowane
maniery pomaga ł y mu w kontaktach z lud ź mi, kt ó rzy inwestowali wielkie pieni ą dze w
prowadzone przez niego interesy zwi ą zane z rop ą i gazem.
Ale nie dzisiejszego ranka. Przekrwione, zm ę czone oczy i cie ń zarostu nie sprzyja ł y
zachowaniu wynios ł o ś ci. Cassie u ś miechn ęł a si ę nie ś mia ł o.
- Dzie ń dobry - szepn ęł a.
Jego ź renice rozszerzy ł y si ę , a potem w oczach pojawi ł si ę wyraz bezbrze Ŝ ngo
przera Ŝ enia.
- O, m ó j Bo Ŝ e.
Prawie uda ł o si ę jej uciec.
Reakcje Gideona by ł y st ł umione przez poczucie winy i najgorszego kaca, jakiego
do ś wiadczy ł w Ŝ yciu. Cassie wraz z prze ś cierad ł em by ł a ju Ŝ na brzegu łóŜ ka, kiedy
Gideon zorientowa ł si ę , Ŝ e za chwil ę zostanie w łóŜ ku sam i to bez Ŝ adnego przykrycia.
A by ł nagi. Nagi, w łóŜ ku z m ł odsz ą siostr ą swojego najlepszego przyjaciela.
Chwyci ł brzeg prze ś cierad ł a i poci ą gn ął . Cassie opad ł a z powrotem na łóŜ ko, trac ą c
r ó wnowag ę . Materac drgn ął pod jej ci ęŜ arem. Gideonowi uda ł o si ę nie zwymiotowa ć .
Zamkn ął podra Ŝ nione ś wiat ł em oczy, poprawi ł prze ś cierad ł o i le Ŝ a ł bez ruchu, modl ą c
si ę duchu, by Cassie zn ó w nie zacz ęł a si ę wierci ć .
Po d ł u Ŝ szej chwili pok ó j i Ŝ o łą dek Gideona przesta ł y wirowa ć , cho ć ekipa prowadz ą ca
remont wewn ą trz jego czaszki nie przerwa ł a pracy. Zauwa Ŝ y ł , Ŝ e Cassie nie poruszy ł a
si ę i nie powiedzia ł a s ł owa od momentu, kiedy udaremni ł jej ucieczk ę .
Pr ó ba ucieczki, emocjonalna i impulsywna, by ł a typowa dla niej, lecz milczenie i
bezruch zdecydowanie nie.
- Cassie - mrukn ął , nie otwieraj ą c oczu. D ź wi ę k g ł osu rozni ó s ł si ę w jego g ł owie
bolesnym echem.
- Przepraszam. - Przepraszam? W tej chwili znienawidzi ł samego siebie. Bardziej nawet
ni Ŝ w ł asnego ojca. - Ja nie... Cokolwiek si ę sta ł o, przepraszam.
- Cokolwiek si ę sta ł o? - G ł os Cassie by ł dr Ŝą cy i niepewny. - Nie pami ę tasz?
Jego my ś lowy krajobraz by ł kompletnie zburzony. Pr ó bowa ł pouk ł ada ć oderwane
fragmenty. Zrozumie ć , sk ą d wzi ął si ę w tym miejscu. Jak znalaz ł si ę w tym łóŜ ku z Cas-
sie? Przecie Ŝ to mia ł a by ć Melissa...
Ale Melissa rzuci ł a go. Cztery dni przed ś lubem zadzwoni ł a i w raczej histeryczny
spos ó b oznajmi ł a, Ŝ e zrywa zar ę czyny.
Nie zni ó s ł tego dobrze. Wci ąŜ jeszcze odczuwa ł gniew i zdumienie. By ł przyzwyczajony
zawsze dostawa ć to, czego chcia ł . A chcia ł o Ŝ eni ć si ę z Meliss ą . Kiedy za ś ona pozna ł a
go lepiej, zdecydowa ł a, Ŝ e nie chce za niego wyj ść . Wci ąŜ nie m ó g ł zrozumie ć ,
dlaczego.
Zadzwoni ł em do Ryana, przypomnia ł sobie. By ł wczoraj w Blue Parrot i po kilku
drinkach postanowi ł urz ą dzi ć styp ę marzeniom, kt ó re Melissa zniszczy ł a, porzucaj ą c go.
Zerwanie zar ę czyn by ł o jego pierwsz ą powa Ŝ n ą Ŝ yciow ą pora Ŝ k ą . Ten ś lub planowa ł od
wielu lat, na d ł ugo przed poznaniem Melissy, i by ł przyzwyczajony zawsze osi ą ga ć to,
co sobie za ł o Ŝ y ł . Czy Ŝ nie zrealizowa ł dot ą d wszystkich wyznaczonych sobie cel ó w,
pocz ą wszy od uniwersyteckiego dyplomu a Ŝ po obecny sukces finansowy? Jednak do-
tychczasowe wysi ł ki mia ł y prowadzi ć do tego jednego, najwa Ŝ niejszego celu, kt ó ry,
niestety, nie zale Ŝ a ł tylko od niego. Stworzenia rodziny.
Kiedy wpad ł na pomys ł stypy, naturalnie pomy ś la ł o Ryanie.
Z Ryanem przyjecha ł a jego siostra, ma ł a rudow ł osa Cassie, z oczami, w kt ó rych
zawsze p ł on ęł y dwa male ń kie ogniki.
- Nie powinien by ł ci ę przyprowadza ć - o ś wiadczy ł szorstko Gideon, przera Ŝ ony tym, Ŝ e
nie pami ę ta nic z tego, co zdarzy ł o si ę p óź niej. Znaczy ł o to, Ŝ e straci ł kontrol ę : musia ł
wypi ć o wiele wi ę cej, ni Ŝ zamierza ł . Gideon zawsze dot ą d by ł panem sytuacji.
- Mieli ś cie spotka ć si ę po to, Ŝ eby pi ć . Czy nie dlatego po niego zadzwoni ł e ś ? ś eby mie ć
z kim wypi ć ? Wi ę c przyjecha ł am, Ŝ eby odwie źć was p óź niej do domu. ś eby ś cie nie
narobili g ł upstw.
To w ł a ś nie zawsze m ó wi ł a, jeszcze jako natr ę tny dzieciak, kiedy pr ó bowa ł a towarzyszy ć
wsz ę dzie dw ó m doros ł ym ch ł opakom, studentom college'u: Ŝ e potrzebuj ą jej, Ŝ eby nie
wpakowa ć si ę w k ł opoty. Oczywi ś cie, wtedy w ł a ś nie pope ł nianie g ł upstw sprawia ł o im
najwi ę ksz ą przyjemno ść . Nazywa ł j ą ...
- Syrenka - powiedzia ł g ł o ś no z dziwnym wzruszeniem. Przynajmniej te wspomnienia
pozosta ł y nienaruszone.
- Nie nazywaj mnie tak! Nie po... nie, kiedy nie pami ę tasz!
Skuli ł si ę . Nie po zesz ł ej nocy. Nie po tym, jak upi ł si ę do tego stopnia, by zabra ć siostr ę
najlepszego przyjaciela do jakiego ś przekl ę tego hotelu i tam j ą wykorzysta ć . By ł taki
czas, nied ł ugo po tym, jak Cassie sko ń czy ł a szesna ś cie lat, kiedy obawia ł si ę , Ŝ e co ś
takiego mo Ŝ e si ę zdarzy ć . Jego cia ł o reagowa ł o wtedy w spos ó b nie kontrolowany na
widok nowych, s ł odkich wypuk ł o ś ci u dziewczynki o wiele za m ł odej, by uczestniczy ć w
lubie Ŝ nych scenach, jakie podsuwa ł a mu wyobra ź nia. Ale Gideon zawsze wiedzia ł , jak
nale Ŝ y si ę zachowa ć . Nauczy ł si ę kontrolowa ć sw ó j umys ł ; ostatecznie potrafi ł na tyle
st ł umi ć najgorsze z impulsywnych reakcji swojego cia ł a, by przebywa ć w towarzystwie
ma ł ej Cassie bez obawy, Ŝ e uczyni co ś , co j ą przestraszy, zawstydzi i narazi na szwank
ich przyja źń .
Teraz jednak...
- Jak Ryan m ó g ł na to pozwoli ć ? - j ę kn ął . - Gdzie, u diab ł a, by ł tw ó j brat?
- Nic nie pami ę tasz? - Jej g ł os ł ama ł si ę . - To by ł jego pomys ł .
Co?! Gideon otworzy ł oczy i z trudem przyj ął pozycj ę siedz ą c ą . Brygada remontowa
natychmiast zaatakowa ł a jego ga ł ki oczne. Opad ł z powrotem na plecy i odetchn ął
g łę boko. Powoli. Ostro Ŝ nie. Kolejne kawa ł ki wspomnie ń wczorajszego dnia wraca ł y na
swoje miejsce.
Pomys ł Ryana. To by ł pomys ł Ryana, by wynaj ąć samolot czarterowy, kiedy sp óź nili si ę
na ostatni lot. Czy te Ŝ on sam to wymy ś li ł ? Nie by ł pewien. Wypi ł tak du Ŝ o, Ŝ e
w nico ś ci zatraci ł y si ę ca ł e fragmenty jego Ŝ ycia. Ogarn ęł o go uczucie pogardy wobec
samego siebie. Musia ł je zwalczy ć , by zn ó w skierowa ć uwag ę na wspomnienia, kt ó re
pozosta ł y.
Absurdalnie, najbardziej pami ę ta ł statek piracki i bitw ę , jaka rozgorza ł a, gdy bandyci
przy huku armat zaatakowali statek przep ł ywaj ą cy... pod oknami hotelu?
Wystrza ł y by ł y odg ł osami fajerwerk ó w, nie pocisk ó w, a walka jedynie starannie
wyre Ŝ yserowanym przedstawieniem. Pami ę ta ł hotelowy hol, ogromny i roziskrzony
refleksami ś wiate ł odbitymi w z ł otych ornamentach. W wypolerowanej posadzce mo Ŝ na
by ł o zobaczy ć w ł asne odbicie. Pami ę ta ł te Ŝ Cassie, szczup łą i ciep łą , przytulon ą do jego
ramienia. Nie chcia ł pu ś ci ć jej nawet na chwil ę , bo ba ł si ę , Ŝ e mo Ŝ e zmieni ć zdanie.
Przypomnia ł sobie jazd ę taks ó wk ą i twarz Cassie, poblad łą od zdenerwowania. Op ł ata
za kurs wynios ł a dwana ś cie dolar ó w. Da ł kierowcy dwadzie ś cia i poprosi ł , by na nich
zaczeka ł .
- Vegas - powiedzia ł cicho. - Jeste ś my w Las Vegas.
Milczenie Cassie stanowi ł o wystarczaj ą ce potwierdzenie. Prawie wystarczaj ą ce. Po
d ł u Ŝ szej chwili odwa Ŝ y ł si ę wykona ć ostro Ŝ ny ruch: przekr ę ci ł si ę na bok i opar ł na ł okciu
g ł ow ę , w kt ó rej pneumatyczne m ł oty pracowa ł y teraz na najwy Ŝ szych obrotach.
Zerkn ął na Cassie. Kr ó tkie, mi ę kkie w ł osy obejmowa ł y jej tr ó jk ą tn ą twarz w aureol ę
koloru wschodz ą cego s ł o ń ca. Wyraziste oczy by ł y teraz ciemnoszare i l ś ni ą ce od ł ez.
Jeszcze do wczoraj got ó w by ł przysi ą c, Ŝ e te oczy s ą r ó wnie szczere i niewinne jak
sama Cassie.
Rozczarowanie by ł o bardzo bolesne. Pow ę drowa ł wzrokiem po smuk ł ej szyi do
g ł adkich, bia ł ych ramion obsypanych delikatnymi, kremowymi piegami. Ku wielkiej iryta-
cji Gideona jego cia ł o zareagowa ł o natychmiast na ten widok, wywo ł uj ą c na jego czole
zmarszczki niezadowolenia. Przeni ó s ł spojrzenie na jej ma ł e piersi, zas ł oni ę te teraz
prze ś cierad ł em, kt ó re przytrzymywa ł a mocno w zaci ś ni ę tej pi ęś ci. Na serdecznym palcu
jej lewej r ę ki po ł yskiwa ł a z ł otem cienka obr ą czka.
- Gratulacje, pani Wilde. - Zabrzmia ł o to zimno i gorzko. - Kilka ju Ŝ pr ó bowa ł o uzyska ć
prawo do podpisywania czek ó w tym samym, co moje, nazwiskiem, ale nigdy nie
spodziewa ł bym si ę tego po tobie. Ile b ę dzie kosztowa ł a mnie ta szopka?
Cassie unios ł a si ę i trafi ł a pi ęś ci ą prosto w jego nos.
Stoj ą c pod gor ą cym strumieniem prysznica kilka minut p óź niej, Cassie wci ąŜ nie mog ł a
otrz ą sn ąć si ę z szoku. Nigdy dot ą d nikogo nie uderzy ł a. Przynajmniej od czasu b ó jki z
Sar ą Sue Leggett, kiedy ta obwie ś ci ł a ca ł ej pi ą tej klasie, Ŝ e Cassie kupuje ubrania w
sklepiku Armii Zbawienia.
Powinna si ę wstydzi ć . Naprawd ę powinna. Cz ł owiek najwyra ź niej cierpia ł z powodu
straszliwego kaca, a ona go uderzy ł a.
Och, mia ł a nadziej ę , Ŝ e przynajmniej rozkwasi ł a mu nos. Z ch ę ci ą zu Ŝ y ł aby ca łą ciep łą
wod ę , tak by Gideon musia ł k ą pa ć si ę w zimnej, lecz w luksusowym hotelu Las Vegas
raczej nie by ł o na to szans.
Las Vegas. Cassie przygryz ł a wargi i nala ł a na d ł o ń troch ę szamponu.
Spodziewa ł a si ę , Ŝ e Gideon mo Ŝ e Ŝ a ł owa ć rano tego, co zrobi ł poprzedniego dnia, nie
s ą dzi ł a jednak, Ŝ e zareaguje a Ŝ tak gwa ł townie. W ci ą gu szesnastu lat od dnia, kiedy
Ryan po raz pierwszy przyprowadzi ł do domu swego szkolnego koleg ę Gideona
Wilde'a, Cassie widywa ł a ju Ŝ ten lodowaty wyraz na jego twarzy. Nie znosi ł g ł upc ó w,
gardzi ł nieuczciwo ś ci ą . Nigdy jednak nie potraktowa ł w ten spos ó b jej.
Szampon pachnia ł migda ł ami i cudownie si ę pieni ł . Hotel zaopatrywa ł go ś ci w
kosmetyki lepszej jako ś ci ni Ŝ te, kt ó re zazwyczaj kupowa ł a. Cassie westchn ęł a i
pog ł adzi ł a kciukiem kr ąŜ ek b ł yszcz ą cy na palcu. Gideon s ą dzi ł , Ŝ e po ś lubi ł a go, by m ó c
pozwoli ć sobie na lepszej jako ś ci szampon.
Jak mog ł a by ć tak g ł upia? Dlaczego da ł a si ę na to nam ó wi ć ? Byli w Blue Parrot, ma ł ej
obskurnej knajpce, kt ó r ą Gideon i Ryan upodobali sobie jeszcze za studenckich czas ó w,
gdy nie by ł o ich sta ć na lepsze lokale. Mo Ŝ e w ł a ś nie to miejsce, naznaczone nostalgi ą ,
spowodowa ł o, Ŝ e rozmowa potoczy ł a si ę w ten spos ó b. Z ka Ŝ d ą godzin ą Ryan popada ł
w coraz bardziej irlandzki i sentymentalny ton i obaj m ęŜ czy ź ni wypili znacznie wi ę cej
alkoholu, ni Ŝ zdarza ł o si ę to im normalnie.
Cassie podejrzewa ł a jednak, Ŝ e Ryan wypi ł mniej, zach ę caj ą c przy tym przyjaciela, by
ten wla ł w siebie o wiele wi ę cej trunku. W jego oczach dostrzeg ł a ten chytry b ł ysk, kt ó ry
nieodmiennie zwiastowa ł k ł opoty. Jej brat mia ł wdzi ę k s ł onia, kt ó ry robi najwi ę cej
ha ł asu, gdy pr ó buje przemyka ć na palcach. Nie, w jej rodzinie subtelno ść zdecydowanie
nie by ł a cech ą dziedziczn ą .
Gideon by ł jednak zbyt oszo ł omiony alkoholem, by zaniepokoi ł go wyraz oczu
przyjaciela.
- Zamorduj ę go - mrukn ęł a Cassie, energicznie masuj ą c sk ó r ę g ł owy. Brat kocha ł j ą .
Wiedzia ł a o tym. Ale te Ŝ doprowadza ł j ą do sza ł u. Ich ojciec zmar ł , kiedy Cassie by ł a
malutka. Matka musia ł a radzi ć sobie sama, utrzymuj ą c rodzin ę ze skromnej kelnerskiej
pensji. Ryan, o sze ść lat starszy, wzi ął na siebie trosk ę o los siostry.
Do wczoraj. Wczoraj zdecydowa ł si ę przekaza ć odpowiedzialno ść za Cassie swojemu
najlepszemu przyjacielowi, kt ó ry potrzebowa ł bardziej zr ó wnowa Ŝ onej kobiety ni Ŝ ta
lodowa ksi ęŜ niczka, z kt ó r ą by ł zar ę czony. Kobiety lojalnej. Kobiety, podkre ś li ł Ryan,
kt ó ra umie gotowa ć .
W tym momencie Cassie pr ó bowa ł a go uderzy ć , ale nawet pijany, Ryan mia ł lepszy
refleks ni Ŝ ona.
Dobrze, pomy ś la ł a, sp ł ukuj ą c z w ł os ó w pian ę , Ŝ e zachowa ł dla siebie refleksje na temat
jej stanu uczuciowego. Przynajmniej nie wyjawi ł g ł o ś no, dlaczego by ł tak pewien, Ŝ e
ona zgodzi si ę na jego plan. Ryan wiedzia ł bowiem doskonale. I to od lat.
Zastanawia ł a si ę , czy powinna pozwoli ć mu prze Ŝ y ć .
Oczywi ś cie, nie pu ś ci ł pary dlatego, gdy Ŝ uzna ł , Ŝ e wyjawienie uczu ć mo Ŝ e jej tylko
zaszkodzi ć w oczach Gideona. Gideon nie ufa ł silnym emocjom. By ł pod tym wzgl ę dem
ozi ę b ł y, co czyni ł o go m ęŜ czyzn ą ca ł kowicie dla niej nieodpowiednim. Potrzebowa ł a
kogo ś ciep ł ego i kochaj ą cego, kogo ś , kto potrafi ł by odwzajemni ć jej mi ł o ść . Ona sama
dawno to zrozumia ł a i od lat stara ł a si ę przekona ć o tym... swoje serce.
Och, je ś li mia ł a jeszcze jakie ś iluzje, Gideon skutecznie rozwia ł je poprzedniego dnia. W
przeciwie ń stwie do Ryana, pod wp ł ywem alkoholu Gideon stawa ł si ę cichy i powa Ŝ ny. Z
ponur ą min ą wys ł ucha ł argument ó w jej brata, po czym odwr ó ci ł si ę do Cassie i
o ś wiadczy ł ... Tak w ł a ś nie, o ś wiadczy ł , nie zaproponowa ł :
Zgłoś jeśli naruszono regulamin