Mój Kochanek.doc

(45 KB) Pobierz

MÓJ KOCHANEK
Gabryś



Mojemu najukochańszemu Misiowi.
Wiesz, że Cię ubóstwiam.


    To był dzień jakich wiele, niczym nie różniący się od wczoraj i zapewne od jutra. Od dłuższego czasu mieszkałem sam, żyłem we własnym, prywatnym świecie.
    Obudziło mnie miauczenie kotki nad głową. Pogłaskałem czarne futerko i zwlekłem się na półprzytomny z barłogu. W salonie jakaś kobieta sprzątała moje rzeczy. Pomachałem jej na przywitanie. Wiedziałem, że ta starsza pani, zawsze mile się do mnie uśmiechająca, robi to już od pięciu lat, nigdy jednak nie zainteresowałem się nią na tyle, by choćby poznać jej imię. Nie należała do mojego świata.
    Otworzyłem lodówkę. Jak zwykle była pełna. Ktoś zawsze o to dbał, wypełniał ją wszystkim tym, na co mogłaby mnie najść ochota. Kot ocierał się o moje nogi, przechodząc między nimi raz w jedną, raz w drugą stronę. Wyciągnąłem mleko, otworzyłem karton, wyciągnąłem miseczkę z szafki i nalałem mojej małej diablicy białego płynu. Nie dałem jej nic więcej. Ktoś inny się tym zajmie. Sam wyciągnąłem z lodówki pudding, z szuflady łyżeczkę, ekspres już bulgotał, a ja czułem zapach tego cudownego płynu, który już od dłuższego czasu utrzymywał mnie w świecie żywych.
    Usiadłem przed komputerem. Na monitorze pojawiły się ciągi cyfr. Śledziłem je wzrokiem, co trochę coś zmieniając. Ta gra była już prawie gotowa. Kolejna w ciągu tego roku. Która? Nie mam zielonego pojęcia. Najważniejsze, że się sprzedawały. Szefostwo dbało o to, by wykorzystać moje małe zaburzenia do swych celów, jednocześnie zapewniając mi takie warunki, bym był nadal chętny współpracować z nimi.
    Kiedy skończyłem, na zegarze było dwadzieścia po jedenastej. Zacząłem się zastanawiać, czy w dzień, czy w nocy. Bo najważniejsze – że skończyłem. Podniosłem telefon.
    Po pół godziny w moim mieszkaniu już ktoś był. Miał na imię Tim czy Todd, zresztą kogo to obchodziło, na pewno nie mnie, mimo że współpracowałem z nim od ponad trzech lat i za każdym razem mi się przedstawiał. Niech mi to zapisze w kodzie binarnym, to może zapamiętam. Mój kot otarł się o jego nogi, zdradliwa suka, zresztą jak one wszystkie.
    Facet zabrał, co miał wziąć i pojechał. Znów zostałem sam. Była dopiero pierwsza w nocy, nie  było możliwości, bym teraz usnął. Popatrzyłem na czarne kocisko, rozciągnięte na oparciu kanapy. Podszedłem i pogłaskałem jej łebek, była śliczna. Zdałem sobie sprawę, że jestem ubrany tylko w czarne bokserki, w których chyba chodziłem już od kilku dni. Niestety, już tak miałem. Pod koniec prac zawsze zapominałem o oczywistych rzeczach. Wtedy gra była dla mnie najważniejsza.
    Wziąłem prysznic, który, niestety, tylko rozbudził mój umysł. Teraz stałem nagi, przyglądając się pościelonemu łóżku. Mogłem wziąć środki nasenne i położyć się, a rano obudzić się z olbrzymim bólem głowy. Znaczy – popołudniu, nie rano. Lub przesiedzę przed telewizorem, oglądając jakiś program dla dorosłych. No tak, o tym też zapomniałem, nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio dałem upust moim zmysłom. Jednak to nie ja zadecydowałem, a może właśnie ja...
    Mój żołądek zaczął gwałtownie wołać jeść. Skurcz pojawił się nagle. No tak, dziś zjadłem tylko pudding. A wczoraj? Pewnie coś podobnego, kto by to pamiętał. Zajrzałem do lodówki i mimo że była pełna, nie znalazłem w niej nic, na co miałbym ochotę.
    Postanowiłem się ubrać. Po drugiej stronie ulicy był bar, mieli tam przepyszne naleśniki.
    Winda, wydając dziwne skrzypiące dźwięki, zjechała na dół. Nigdy jej nie lubiłem, ale na chodzenie po schodach też nie miałem ochoty. Przeszedłem przez ulicę nie przejmując się czymś tak prozaicznym jak pasy. Podszedłem do budynku i okazało się, że lokal był zamknięty – jak mówiła kartka, od ponad roku. Czy to możliwe, bym tak długo nie wychodził z domu?
    Mój żołądek nie ustawał jednak w dopominaniu się o pożywienie. Rozejrzałem się po okolicy w poszukiwaniu czegoś otwartego. Moją uwagę przyciągnął świecący się neon. Pizzeria. Nie na to miałem ochotę. Jednak wszedłem. Usiadłem przy stoliku, zacząłem przeglądać kartę. Na nic nie miałem ochoty, jednak nie mogłem się już obyć bez jedzenia. W pizzerii nie było tłumu, kilka osób.
    Do mojego stolika podszedł chłopak, o dziwo, uśmiechał się o tej porze. Był ładny. Teraz, prócz żołądka, odezwała się inna zaniedbywana potrzeba. Nim skończyłem zamawiać pizzę, która, jak się później okazało, była wyśmienita, moje pożądanie uniosło się na niebezpieczny poziom. Z chęcią zaproponowałbym temu chłopcu pieniądze, ale nie wiedziałem, jak zareaguje. Kiedy nachylił się, by wytrzeć stolik obok, jednocześnie wypinając pośladki w moją stronę, myślałem, że się na niego rzucę. Już wyobrażałem sobie, jak podchodzę do niego od tyłu, jak układam dłonie na jego pośladkach, jak ściskam je... Czuję tę cudowną twardość i jednocześnie miękkość. Mam ochotę zrobić coś więcej, ale z mojego rozmarzenia wyrywa mnie głos chłopaka. Zdaję sobie sprawę, że on stoi koło mnie i pyta, czy coś jeszcze mi podać. Ruchem głowy zaprzeczam, bo nie byłem w stanie wymówić słowa. Biorę łyk zimnej koli, by uspokoić trochę swoje skołatane nerwy. Zjadłem pośpiesznie pół pizzy i wróciłem do domu.
    Przez tydzień obserwowałem go, gdy wieczorem szedł do pracy i gdy nad ranem z niej wracał. Widziałem, jaki był zmęczony nocną pracą. W dzień śniłem o nim, w nocy go obserwowałem. Chciałem go. Stał się moją kolejną obsesją.
    Szef krzyczał na mnie. Chciał, żebym znów wziął się do roboty, ale ja mogłem myśleć tylko o jednym. Powiedziałem mu, czego chcę i za jaką cenę znów wezmę się do pracy. Pokiwał głową. Wiedział, że jak się na coś uprę, muszę to mieć.
    Trwało to długo, ale w końcu go dostałem. Niepewnie przekroczył próg mojego mieszkania. Siedziałem z kotką na kolanach. Ciekawe, za ile się sprzedał? Ile dał mu ten facet, który śmiał nazywać się moim szefem? Za ile to piękne, zapewne heteroseksualne ciało, zgodziło się być moje? Ale nie zamierzałem go o to pytać. Ani o powody, bo co by to zmieniło?
    Zaczął się rozbierać. Patrzyłem na niego. Podziwiałem niepewne ruchy, tę walkę z samym sobą. Podniecał mnie ten widok, ta obawa, ta niepewność i świadomość, że jest mój.
    Kiedy stanął przede mną w samych bokserkach, kiedy jego drżące ze strachu dłonie chciały je zdjąć, powstrzymałem go. Wstałem z kanapy i wyszedłem z pokoju. Chciał iść za mną, ale zatrzymałem go jednym, gestem: nie.
    Nie wpuściłem go do sypialni. Spędził tę noc na kanapie. Ja w tym czasie dawałem upust memu podnieceniu, mając przed oczami jego obraz, te rozbierające drżące dłonie, niepewna mina... Było to lepsze, niż gdyby miał mnie dotknąć.
    Pojawił się w mojej sypialni nad ranem. Nadal miał na sobie tylko bokserki. Pokrętnie próbował zapytać, czy dostanie pieniądze, skoro nie doszło do seksu, ale on był na to gotowy. Przecież doszło, tyle, że w mojej imaginacji. Nie potrzebowałem więcej, zapewniłem go o tym.
    Wyszedł. Zostałem sam. Teraz w mojej chorej psychice narodziła się inna scena. Zaczęła się w momencie, gdy chłopak miał ściągnąć bokserki. Podszedłem do niego, pocałowałem wargi, które tak ze strachu przygryzał. Wkradłem się językiem do tych cudownych ust. Dłońmi pieściłem jego włosy. Zaczął odwzajemniać pocałunek. Błądził dłońmi po moim ciele – po moim doskonałym ciele. Nie po tej wychudzonej, poznaczonej bliznami imitacji. Całował mnie, a ja jego. Słyszałem jego słodkie jęki. Lizałem i przygryzałem mu sutki, by po chwili zejść niżej i niżej. W końcu delikatnie zdjąłem mu bokserki. Całowałem dopiero ożywającego penisa, sprawiając, że z każdą sekundą rósł, stając się w moich dłoniach coraz większy i większy. Po chwili już cały był mój. Moja głowa rytmicznie poruszała się w przód i w tył. Chłopak jęczał, wyginał się, w końcu obdarzył mnie tym, na co najbardziej miałem ochotę. Poczułem w ustach ten cudowny, słonawy smak.
    Chłopak oddychał głośno. Jego policzki miały ładny czerwony kolor. Oparłem go o kanapę. Całowałem kręgosłup, krąg po kręgu, dłońmi pieściłem boki. Pobudzałem jego i tak już rozgrzane ciało. Pocałowałem jedną kształtną półkulę, drugą lekko ugryzłem. Zacząłem delikatnie masować jego rowek, zahaczając palcem o tę bramę, bramę raju. Masowałem pośladki i uda, tuliłem twarz do tej kształtnej, umięśnionej, młodej pupy. Teraz sięgnąłem po żel. Mój palec wkradł się do jego wnętrza. Pieściłem i rozluźniałem go, drugą ręką ugniatałem jego jądra. Gdy w końcu udało mi się sprawić, że jego wnętrze stanęło dla mnie otworem, podniosłem się z klęczek, przywarłem do jego pleców i zacząłem w niego wchodzić. Centymetr po centymetrze zdobywałem jego gorące, ciasne wnętrze. Jego ciało przyjmowało mnie z oporami, co było najlepszym dowodem, że nikt przede mną tu nie był, że jestem tu pierwszy. Dopchnąłem. Jestem. Chłopak gwałtownie wypuścił powietrze. Poczekałem, aż przywyknie do mojej obecności, a gdy to się stało, zacząłem się w nim poruszać. Z początku powoli, rytmicznie, jednak z każdą chwilą przyśpieszając. Słyszałem jęki, jednak już nie bólu. Było mu przyjemnie, co tylko potęgowało moje podniecenie. Czułem się jak w niebie. Podniecenie rozrywało moje wnętrzności. Z jednej strony pragnąłem, by się to już skończyło, a z drugiej – by trwało wiecznie. W końcu moje ruchy straciły swą płynność, stały się bardzo szybkie, chaotyczne, a gdy przyszedł moment kulminacji, zastygłem nad nim i... Moje podniecenie zostawiło szeroką plamę na prześcieradle...
    Kolejna gra powstała szybciej niż jej poprzedniczki, co oczywiście odbiło się na moim zdrowiu. Znów bardzo schudłem, a gdy zasłabłem w kuchni, wezwany lekarz stwierdził, że muszą mnie zabrać do szpitala. Kroplówka, wzmocnienie organizmu...
    Nie spędziłem tam wiele czasu. Gdy doprowadzili mnie do stanu używalności, zażądałem wypisania mnie do domu, gdzie czekała na mnie Death, moja kotka i mój kochanek... Mój wyimaginowany kochanek, z którym przeżywałem coraz to nowe, cudowne chwile.
                           
                                                                                                                                      Gabryś

Zgłoś jeśli naruszono regulamin