Białołęcka Nietykalna.txt

(37 KB) Pobierz
EWA BIA�O��CKA

NIETYKALNA

Jedna z r�kawiczek pas�a si� na dywanie. Hel bezskutecznie szuka�a wzrokiem 
drugiej. Pora by�a wczesna, mo�liwe wi�c, �e leniwe stworzenie wci�� jeszcze 
spa�o w swojej przegr�dce. Nie by�o to pierwszy raz. Nied�ugo ta para zacznie 
r�ni� si� zdecydowanie ra��co. Jedna r�kawiczka l�ni�co czerwona, du�a i 
masywna. Druga - ta mniej �akoma - bledsza, cie�sza i kr�tsza. 
Hel zastanowi�a si� mimochodem, czy nie wymieni� jednej z nich. Ale czy nowo 
skojarzona para przyzwyczai si� do siebie? 
Hel ziewn�a. ��ko natychmiast skorzysta�o z okazji, si�gaj�c cieniutkimi 
wiciami do wn�trza jej ust. Zaczeka�a cierpliwie, by star�y ca�onocny osad z 
z�b�w. Przez kr�ciutk� chwil� mia�a przewrotn� ochot�, by zacisn�� szcz�ki i 
przygry�� delikatne niteczki czy�cik�w, lecz natychmiast odp�dzi�a od siebie t� 
ch��. Skrzywdzone ��ko obrazi�oby si�. Oznacza�o to kilka nocy sp�dzonych w 
ch�odzie, bez grzej�cej otuliny b�on, pokrytych g�st� siatk� mocno ukrwionych 
naczy�. A tak�e to, �e musia�aby my� si� samodzielnie. W wodzie, jakby by�a 
jedn� z n�dzarek zamieszkuj�cych Partery. 
Nie mia�a konkretnych plan�w na ten dzie�. Nie spieszy�a si� nigdzie. Przesz�a 
po dywanie, rozgarniaj�c stopami jego �d�b�a. Odruchowo omin�a buszuj�c� w�r�d 
nich r�kawiczk�. St� rozwin�� przed Hel skrzyd�a zielonego blatu, oferuj�c 
�niadanie - kilka r�nych owocnik�w, kt�re dojrza�y noc�. Zjad�a, napi�a si�, 
wci�� w tym samym, dziwnym nastroju, kt�rego nie potrafi�a nazwa�. Znu�ona? 
Rozstrojona? Z�a? 
Czas czuwania a� do wieczora by� pustk�. Mog�a wype�ni� j� ma�o wa�nymi, 
rutynowymi zaj�ciami. Mog�a wyznaczy� sobie jeden cel, kt�remu podporz�dkuje 
wszystkie dzisiejsze dzia�ania. Mog�a te� podda� si� ca�kowicie fali przypadku, 
pozwalaj�c rzeczom, by dzia�y si� same. Jedno mimo wszystko jedno by�o pewne : 
powinna zjawi� si� niebawem u onirona Angeld�w, by opowiedzie� mu sw�j sen. 
Oniron s�ucha� cierpliwie tre�ci snu, utkwiwszy pusty wzrok w splecionych na 
kolanach d�oniach Hel. Jego twarz okrywa�a jasnoczerwona rozgwiazda maski, 
rozmywaj�ca rysy, sp�aszczaj�ca nos do tego stopnia, �e mo�na by�o tylko 
domy�la� si� jego istnienia. Brzegi maski dok�adnie przylega�y do cia�a, a 
ca�o�� robi�a wra�enie, jakby cz�� twarzy onirona zosta�a obdarta ze sk�ry. Hel 
mia�a tak� sam�. Doskonale zdawa�a sobie spraw� jak wygl�da. Min�o ju� wiele 
lat, od kiedy w�o�y�a czerwie� Angeld�w, lecz wci�� nie potrafi�a przyzwyczai� 
si� do wygl�du w�asnego i innych cz�onk�w uprzywilejowanej kasty. Hel unika�a 
patrzenia na onirona. Zawiesi�a spojrzenie na barwnych skrzyd�ach wentylatora, 
kt�ry w k�cie pomieszczenia pracowa� nad od�wie�aniem powietrza, poruszaj�c nimi 
z regularno�ci� pulsu. Sko�czy�a wreszcie. Oniron oderwa� oczy od jej r�k. 
- To wszystko? - spyta�. 
- Tak, wszystko - potwierdzi�a oboj�tnym tonem. - Nie pami�tam �adnych istotnych 
szczeg��w. Odchodz�ca kobieta. Ci�ki oddech, plamy na d�oniach... Jakie� 
rozmowy, chyba rodzina...dziecko, bawi�ce si� na pod�odze. Mia�o na sobie 
trawni� w pasiasty wz�r, nieco ju� przywi�d��. 
- Zn�w Partery - stwierdzi� oniron. 
- Nic nowego - podsumowa�a Hel. - Wci�� kto� odchodzi z Parter�w. Zbawiciel 
upodoba� sobie ubogich, wi�c nie powinno nas to dziwi� - Wbrew woli jej g�os 
nabra� ironicznego odcienia. - Sen poda� niewiele danych, lecz my�l�, �e da si� 
na ich podstawie rozpozna� tych ludzi. 
Podnios�a si� z siedziska. 
- Pozw�l, �e ju� p�jd�. 
- Oczywi�cie - G�owa onirona wykona�a kr�tki uk�on. - �yj, �ni�ca Hel. 
- �yj, onironie - po�egna�a si� Hel zwyczajow� formu�k�. Kipia�a od ch�ci, by 
jak najszybciej znale�� si� za drzwiami. Zanim powstrzymywane dot�d ukradkowe 
ruchy d�oni, mimowolne drgnienia ust zdradz� jej zdenerwowanie. Nim oniron 
zacznie podejrzewa�, �e ca�a jej opowie�� by�a w rzeczywisto�ci jednym 
k�amstwem. K�amstwem maj�cym wszelkie pozory prawdy. Z pewno�ci� na Parterach 
znajdowa�o si� co najmniej kilka setek ma�ych dzieci w podniszczonych trawniach 
i przynajmniej par� staruszek umieraj�cych... Zbawicielu, wybacz... odchodz�cych 
ku wiecznej �wiat�o�ci, jako �e Ostateczne Odkupienie dokona�o si� i w czer� 
nico�ci str�ceni mogli zosta� jedynie najtwardsi heretycy bez �adnej nadziei na 
popraw�. 
W rzeczywisto�ci Hel �ni�a o kim� zupe�nie innym. Jasnow�osy m�czyzna w mchowej 
kurcie montera nerwowod�w sta� przed ni� na otwartej przestrzeni Szczytu. 
Gwa�towny wiatr targa� jego w�osy. Oddech w zimnym powietrzu zamienia� si� w 
par�, rozdzieran� podmuchami na w�skie, poszarpane pasma. M�ody cz�owiek patrzy� 
wprost na Hel, z przestrachem maluj�cym si� na twarzy. Cofa� si� krok po kroku. 
Kraw�d� za jego plecami czeka�a cierpliwie, a� zrobi ten jeden, jedyny krok za 
du�o. A� jego stopy nie znajd� oparcia, r�ce chwyc� odruchowo pustk� i 
jasnow�osy zginie, poch�oni�ty przez otch�a�. 
Kim by�? Przed kim ust�powa�? I w�a�ciwie dlaczego Hel postanowi�a nie dzieli� 
si� swym snem? Nie rozumia�a sama siebie. Tyle przecie� ju� by�o tych sn�w - ech 
ostatnich chwil doczesnego �ycia, dozna� tak silnych, �e potrafi�y pokona� czas 
i dotrze� do nadwra�liwych odbiorc�w - Angeld�w przewiduj�cych, kto i jak 
odejdzie ku �wiat�u; do ludzi bez twarzy, skrytych pod czerwonymi b�onami masek; 
Niedotykalnych, jak nazywali ich pospolici ludzie. 
"Gdzie jeste�, jasnow�osy?" - pomy�la�a Hel, id�c korytarzem. - "Kiedy 
odejdziesz? Kto ci� skrzywdzi?" 
Grupka rozchichotanych dzieci bawi�a si� w miejscu, gdzie sie� korytarzy 
rozbiega�a si� w r�nych kierunkach. Psotna dzieciarnia z rozmachem klepa�a pasy 
�wiat�owod�w. Puszysta warstwa �wiec�cej grzybni zamiera�a pod tymi uderzeniami. 
Ma�e �apki zostawia�y po sobie ciemne, kontrastowe plamy. Rozgniewany porz�dkowy 
wynurzy� si� z bocznego przej�cia, bluzgaj�c potokiem gr�b. Smagn�� cienk� 
witk� nagie �ydki najbli�ej stoj�cych malc�w. Piski przybra�y na sile. Sp�oszona 
gromadka rozbieg�a si�. 
Hel z trudem ukry�a u�miech, mijaj�c porz�dkowego, kt�ry usun�� si� z jej drogi. 
Tyle razy, b�d�c dzieckiem, bawi�a si� w podobny spos�b - na szkod� (lecz jak�e 
niewielk�) mieszka�c�w Termitepolis. I ile� to razy zosta�a przep�dzona w 
podobny spos�b. A teraz taki sam cz�owiek, dzier��cy zazdro�nie sw�j okruch 
w�adzy, ust�puje przed ni�. Co wi�cej, gnie si� kornie, odsuwa, prawie 
rozp�aszcza na �cianie, aby tylko nie musn�a go przechodz�ca Niedotykalna - jak 
uosobienie tajemniczych mocy, tym gro�niejszych, �e pojawiaj�cych si� znienacka 
i nigdy nie odwo�uj�cych swych decyzji. 
Wczesne dzieci�stwo Hel up�yn�o w �redniozamo�nych dzielnicach miasta. Nie by�y 
to ju� ubogie Partery, ale jeszcze nie Podniebie, zamieszkiwane przez elit�, w 
tym tak�e Angeld�w. Tam, na �rednich poziomach, pozosta�a jej rodzina. Matka, 
kuzyni i babka...jedyna, kt�ra pami�ta�a...chcia�a pami�ta� ma�� dziewczynk� o 
jasnych oczach. Zanim Hel zacz�a miewa� sny. Zanim j� zabrano. 
Hel rozejrza�a si� ukradkiem, wykorzysta�a chwil�, gdy nikogo nie by�o w pobli�u 
i wcisn�a si� w za�om korytarza. Kr�tki przedsionek rozszerza� si� w okr�g�� 
komor�, sk�po o�wietlon� �atami zielonkawo fosforyzuj�cego porostu. By�o to 
jedno z przej�� dla hodowc�w kapilar, sadownik�w mch�w i grzybni, oraz innych 
pracownik�w dbaj�cych, by we wn�trzu gigantycznego gniazda Termitepolis nie 
zabrak�o �wiat�a, ciep�a i powietrza. 
Hel b�yskawicznie zdar�a z twarzy mask�, nie zwa�aj�c, �e zaskoczony tw�r 
wczepi� si� w jej sk�r� i sama sobie sprawi�a b�l. Odwin�a z d�oni p�achetki 
r�kawiczek, �ci�gn�a z n�g czerwone po�czochy. Wszystko to zwin�a w leniwie 
poruszaj�cy si� k��bek i ukry�a w zanadrzu. Nie wyr�nia�a si� teraz niczym 
szczeg�lnym - zwyczajna m�oda kobieta o p�owych w�osach zwi�zanych w w�ze� na 
karku, w wierzchniej trawni, kt�rej �d�b�a lekko ju� po��k�y na ko�cach. 
(Zapewne w�a�cicielka nie podlewa�a jej zbyt cz�sto.) Hel krytycznie obejrza�a 
swoje r�ce - cienka, delikatna sk�ra, g�adka i l�ni�ca od ci�g�ego noszenia 
r�kawiczek. Ale przynajmniej jednego si� ustrzeg�a - jasnej �aty po�rodku 
twarzy, charakterystycznej cechy wszystkich Niedotykalnych, kt�rzy zbyt d�ugo 
nosili mask�. Bez wahania przesun�a d�o�mi po chropowatej, wilgotnej �cianie, 
zbieraj�c z niej nawarstwiony brud. Rozmaza�a go na sk�rze, a nadmiar beztrosko 
wytar�a w brzeg trawni. 
"Idealnie" - pomy�la�a, u�miechaj�c si�, jakby wszystkie te dzia�ania by�y 
psot�. Wymkn�a si� ostro�nie z wn�ki i pod��y�a w d�, ku �rednim pi�trom. 
- Czy mog� wej��? 
- A kto tam? - spyta� starczy g�os zza drzwi. 
- S�siadka z g�ry - odpowiedzia�a Hel um�wionym has�em. 
- Wejd�, dziecko. �le si� czuj�, wi�c nie wstan�. 
Wn�trze by�o jasno o�wietlone. Babka oszcz�dza�a na wielu rzeczach, lecz nie 
znosi�a mroku i pozwoli�a sobie na kaprys wy�o�enia ca�ych �cian �wiat�owcem. 
Pok�j babki przygarn�� Hel przyja�nie swym ciep�em, przytulno�ci�, zapachem zi� 
rosn�cych w donicach pod �cianami. Ulubieniec babki - jaszczurka o per�owych 
�uskach - siedzia�a na k�pie trzciny zwieszaj�c ci�ko l�ni�cy ogon. Jej boki 
porusza�y si� miarowo, siej�c drobne b�yski. Inny sublokator - du�y nietoperz 
uczepiony sufitu, zaszele�ci� sk�rzastymi skrzyd�ami, spojrza� na go�cia i na 
powr�t wtuli� spiczasty nos w niebieskie futerko na piersiach. Hel przysiad�a na 
pod�odze obok ��ka babki. Poczu�a si� tak, jakby zn�w by�a malutka i przysz�a, 
by pos�ucha� bajek. "Dawno, dawno temu...Gdy jeszcze �ciany nie oddycha�y, a 
sto�ki nie potrafi�y chodzi�..." 
- Ryzykujesz, dziecino - rzek�a babka p�g�osem. 
- Niewa�ne - mrukn�a Hel, wypuszczaj�c na swobod� pomi�te cz�ci garderoby. 
Maska natychmiast zaplot�a swe kr�tkie macki wok� kostki Hel. Obie r�kawiczki 
zacz�y pe�za� po puchatym kocu, a para po�czoch zwin�a si� w jeden k��bek na 
zachwaszczonym dywaniku, obmacuj�c si� czu�kami. Babka spojrza�a na nie i 
zachichota�a. 
- Nied�ugo przyb�dzie ci kilka nowych skarpetek. 
Bia�e w�osy babki rozpo�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin