Misja.txt

(34 KB) Pobierz
MISJA by MattRix


AUTOR : MattRix
Gdynia, 27 stycznia 1995 
HTML : ARGAIL




    Wok� by�o coraz wi�cej uzbrojonych ludzi. Jak na razie mog�a si� jeszcze w 
miar� swobodnie porusza� po budynku. Nikt nie zwraca� na ni� szczeg�lnej uwagi. 
Mo�e dlatego, �e by�a niepozorn�, drobn� kobiet� o kr�tkich ciemnych w�osach i w 
okularach, kt�re prawd� m�wi�c by�y kamufla�em. Ktokolwiek na ni� spojrza� by� 
pewien, �e jest zupe�nie nieszkodliwa. Tak by�o zawsze. I zawsze ludzie 
pope�niali ten sam b��d. Nigdy jednak nie korygowa�a go, chyba �e zosta�a do 
tego zmuszona. Wola�a, �eby przeciwnik nie wiedzia� z kim ma do czynienia. Teraz 
musia�a powt�rzy� ten sam "numer" co przed trzema laty w ambasadzie na 
wschodniej p�kuli. Wtedy wykrada�a z w�asnego komputera centralnego pewne dane. 
Pami�ta to do dzi�. Mia�a partnera. Razem przeprowadzali akcj�. Nie uda�o si�, 
tylko ona usz�a z �yciem z zasadzki. Dlatego teraz by�a sama, cho� w 
przygranicznym miasteczku czeka� na ni� jej kontakt. Dalej mieli dzia�a� w 
"duecie". Musia�a dosta� si� na czwarte pi�tro, co nie by�o �atwe. Tam w�a�nie 
znalaz�o si� najwi�cej agent�w. Postawi�a wszystko na jedn� kart�. Bardzo pewnie 
wysz�a z windy na czwartym pi�trze, tak jakby by�a wa�nym pracownikiem. Jej 
spos�b poruszania si� i gesty nagle zmieni�y si�. Paru pierwszych napotkanych 
stra�nik�w przygl�da�o jej si� chwil�, szepcz�c mi�dzy sob� o tym, �e centrala 
mog�aby przys�a� bardziej atrakcyjn� obs�ug�. 
    Wzi�a to za dobr� monet�. Jej nieprzypadkowy wygl�d sprawdza� si� 
znakomicie. Kiedy jednak zbli�y�a si� do gabinetu jednego z by�ych zast�pc�w 
dyrektora, nagle podszed� do niej, na pierwszy rzut oka nieuzbrojony, m�ody 
m�czyzna. 
-    "S�u�by wewn�trzne." - pomy�la�a i doda�a w my�lach - "Smarkacz." 
    Potrafi�a na og� oceni� czy kto� jest do�wiadczonym agentem czy nie. W tej 
chwili by�a pewna, �e ma do czynienia z najnowszym nabytkiem s�u�b wewn�trznych 
-absolwentem akademii. Wniosek by� jeden: by� niedo�wiadczony i mog�a zastosowa� 
swoj� taktyk� bez obaw o wpadk�. Chyba, �e by� cholernie bystry, albo mia� 
sz�sty zmys�. Zaryzykowa�a. Spojrza�a na niego oburzonym wzrokiem, zsuwaj�c 
nieco okulary. 
-     Bardzo mi przykro, ale nikt nie mo�e tam wej��.- odpar� agent, zatrzymuj�c 
j�. Dopiero teraz zauwa�y�a ukryt� bro�. 
-     M�ody cz�owieku, ka�dy z nas ma swoj� prac� i od ka�dego z nas oczekiwane 
jest pos�usze�stwo i wykonywanie polece�. Czy musz� w tej chwili szuka� 
specjalnie dla ciebie genera�a Marsh'a? 
    Agent chcia� co� powiedzie�, ale nie da�a mu doj�� do g�osu. 
-     Musz� przejrze� spisy, a nie mog� pozwoli� sobie na strat� czasu. Je�eli 
tego nie zrobi� oboje mo�emy mie� k�opoty. Z t� tylko r�nic�, �e za tob� b�dzie 
si� to ci�gn�o latami. Mo�esz wi�c nie pozwoli� mi pracowa� i zapomnie� o 
swojej karierze, o kt�rej jak s�dz� marzysz, albo ... 
    Nie wiedzia� co zrobi�. Dosta� swoje rozkazy a w tej chwili jego kapitana 
nie by�o nawet w obr�bie miasta. Z drugiej jednak strony nie mia� ochoty na 
samym pocz�tku swojej kariery wchodzi� w drog� genera�owi Marsh'owi. S�ysza� o 
nim ju� w akademii. 
-     Dobrze, ale prosz� za�atwi� to szybko. 
-     "Jednak nie jest taki bystry." - pomy�la�a, wchodz�c do gabinetu. 
    Zamkn�a za sob� drzwi i usiad�a przy jednym z pi�ciu komputer�w. Wiedzia�a, 
�e wszystkie wykonywane operacje komputerowe na terenie ca�ego budynku 
zapisywane s� w komputerze centralnym. Ka�dy mierny informatyk m�g� je odnale�� 
i prze�ledzi� jej ruchy. Ka�dy, chyba �e kto� nie chcia� zostawia� �lad�w swojej 
bytno�ci. Wyj�a z ukrytej kieszeni ma�y cieniutki dysk i umie�ci�a go w 
nap�dzie. Wirus da jej oko�o 5 minut. Po tym czasie ulegnie samozniszczeniu, nie 
zostawiaj�c po sobie nawet "zapachu". 5 minut to diabelnie du�o czasu dla kogo�, 
kto m�g� z zamkni�tymi oczami porusza� si� po ca�ej sieci. Wirus zacz�� dzia�a�. 
Je�eli w tej chwili gdzie� przy komputerze w budynku nie siedzi specjalista i 
nie przygl�da si� czynionym operacjom, wszystko jest OK. Program na chwil� 
zdezorientuje central�, wytworzy lekkie prze�adowanie, kt�re jest rzecz� 
ca�kowicie naturaln� w tej sieci i nie zdziwi nikogo. P�niejszy raport nie 
b�dzie zawiera� niczego podejrzanego. I o to jej chodzi�o.     Oczy wpatrzone w 
ekran i szybko poruszaj�ce si� po klawiaturze palce, pracowa�y jakby oddzielnie. 
To dawa�o jej ogromn� przewag�. Od czasu do czasu u�miecha�a si� lekko, wci�� 
wpatrzona w ekran. 
    Przed up�ywem 5 minut zako�czy�a pierwsz� cz�� misji. Przegra�a dane o 
kt�re jej chodzi�o i chwil� potem wirus przesta� istnie�. 
    Wszystko wr�ci�o do normy. Zrobi�a tylko jeszcze szybki wydruk nic nie 
znacz�cych danych i by�a gotowa do rozpocz�cia drugiej cz�ci operacji. 

********** 

    Zanim opu�ci�a budynek prze�y�a chwil� niemal panicznego strachu. Nigdy 
przedtem tego nie czu�a. To �e nast�pi� ponowny przewr�t, wcale nie znaczy �e i 
tym razem ludzie b�d� zawzi�cie walczyli z obcymi wojskami. Wielu tych kt�rych 
zna�a, z kt�rymi pracowa�a, przesz�a od razu na stron� nieprzyjaciela. Wielu z 
nich wiedzia�o czym naprawd� si� zajmuje. Bardzo mo�liwe, �e w tej w�a�nie 
chwili jest ju� poszukiwana. Byli zagro�eniem dla niej samej i dla akcji, kt�rej 
przeprowadzenie zlecono jej. Kiedy wi�c id�c korytarzem pe�nym uzbrojonych 
agent�w zobaczy�a jednego ze swych dawnych wsp�pracownik�w, nie wiedzia�a co 
robi�. M�g� rozpozna� j� w jednej chwili, cho� jak do tej pory przebranie i 
charakteryzacja dzia�a�y znakomicie. Ale byli jednak ludzie, kt�rzy rozpoznawali 
j� niemal zawsze. To jej w�a�nie teraz grozi�o. Tym bardziej, �e m�czyzna 
zacz�� przygl�da� jej si� uwa�nie. W pewnej chwili zobaczy�a w jego oczach 
zdziwienie i wiedzia�a ju�, �e zosta�a rozpoznana. Teraz wystarczy�o tylko jedno 
s�owo, jeden gest i wszystko na nic. Nie mog�a ju� zawr�ci�, nie mog�a pozwoli� 
sobie na panik�. Musia�a przej�� obok niego. U�miechn�� si� do niej, wi�c 
odpowiedzia�a mu tym samym. 
    Kt�ry� z przechodz�cych szybko agent�w potr�ci� j� i wypad�y jej z r�ki 
prawie wszystkie papiery. Chcia� pom�c jej zbiera� je z pod�ogi, ale znajomy 
m�czyzna odes�a� go ruchem r�ki i sam zacz�� jej pomaga�. 
-     "Tylko spokojnie." - pomy�la�a. - "Tylko spokojnie." 
-     Nie powinna� u�ywa� tych samych perfum, Mike. - odezwa� si� m�czyzna, nie 
patrz�c na ni�. 
    Nie odpowiedzia�a. 
-     Dziwi� si�, �e pos�ali ci� w sam� paszcz� lwa. B�d� ostro�na, tym razem to 
nie przelewki. 
    Ostrzega� j�! Jej wr�g ostrzega� j�. To by�o dla niej zaskoczeniem. 
Spojrza�a na niego pytaj�co. 
-     �ycie czasami uk�ada si� dziwnie. Id� ju� i uwa�aj na siebie. Wcze�niej 
czy p�niej odkryj�, �e czego� brakuje, a wtedy... Id� ju�. 
-     Dzi�kuj�. - powiedzia�a, wstaj�c. 
    U�miechn�a si� do niego i ruszy�a w dalsz� drog�. 
-     "By�o blisko. Zbyt blisko." - pomy�la�a. 
    By�a ju� na pierwszym pi�trze, kiedy us�ysza�a dziwny szum. Co� dzia�o si� w 
budynku, ludzie zacz�li kr��y� po nim szybciej ni� zwykle. Mog�o to by� 
cokolwiek, pocz�wszy od p�kni�tej rury, sko�czywszy na ... kradzie�y danych z 
komputera. Nie mia�a ani czasu ani ochoty sprawdza� tego. Wyjrza�a przez okno. 
Przed g��wnym wej�ciem zrobi�o si� niemal czarno od mundur�w i broni. 
    Inne wyj�cia wygl�da�y pewnie tak samo. 
-     "Cholera!" - zakl�a w duchu. - "Za wcze�nie!" 
    Cokolwiek si� dzia�o, mog�o nie mie� z ni� zwi�zku, ale z drugiej strony 
mog�o skutecznie zablokowa� jej akcj�. Mia�a tylko jedn� mo�liwo�� - tajne 
przej�cie do sieci podziemnych korytarzy. O sieci wiedzieli nieliczni, mia�a 
wi�c spore szanse na opuszczenie tego budynku po cichu i niepostrze�enie. By� 
tylko jeden ma�y problem. Nie by�a pewna, czy po ostatnim przewrocie odbudowano 
fragment cz�ciowo zawalonego korytarza bezpo�rednio pod budynkiem. Ale teraz 
nie mia�a czasu martwi� si� tym, poza tym nie mia�a innego wyj�cia. 

********** 

    Podr�czna latarka by�a jedynym �r�d�em �wiat�a w ciemnym korytarzu. Dosta�a 
si� do niego bez problem�w. Tak jak s�dzi�a okupanci nie wiedzieli o jego 
istnieniu i dlatego w pobli�u wej�cia nie by�o kompletnie nikogo. Zna�a ca�� 
sie� na pami��, mimo i� by�y miejsca, kt�rych nigdy nie "odwiedza�a". Tego 
jednak wymagano od tych, kt�rzy zostali wtajemniczeni w sprawy najwy�szej wagi. 
Nie by�o wi�c mowy o tym, �e mo�e si� zgubi�. Kiedy jednak dosz�a do kolejnego 
za�omu, zakl�a cicho. Odbudowa korytarza nie zosta�a nawet zacz�ta. Tu� przy 
samym suficie zauwa�y�a niewielkie przej�cie. Musia�aby si� do niego wspi�� po 
wyst�pach skalnych i przecisn�� na drug� stron� czo�gaj�c si�. Nie wiedzia�a jak 
zareaguj� na to ju� i tak przeci��one prowizoryczne podpory. W ka�dej chwili 
kt�ra� z nich mog�a nie wytrzyma� i sufit runie na ni�, grzebi�c j� w zwa�ach 
ziemi i ska�.     Z podr�cznej torby wyci�gn�a wygodniejsze ubranie, spodnie, 
bluza, ciep�a kurtka na ch�odne noce i mocne wygodne buty. Zdj�a peruk�, 
okulary i zacz�a odrywa� z twarzy gumow� charakteryzacj�. 
    Kr�cone do ramion ciemne w�osy zwi�za�a w kitk�. Do kieszeni w�o�y�a par� 
potrzebnych jej zdaniem drobiazg�w. Dysk zabezpieczy�a twardym, wytrzyma�ym na 
wstrz�sy i uszkodzenia pude�kiem, kt�re w�o�y�a do wzmocnionej wewn�trznej 
kieszeni bluzy. Zapi�a kr�tk� kurtk�, zamkn�a torb�, a niepotrzebne rzeczy 
��cznie z jej by�ym przebraniem, przykry�a stert� gruzu.
    Jeszcze tylko r�kawiczki zabezpieczaj�ce d�onie przed poranieniem i by�a 
gotowa do dalszej drogi. 

********** 

    Troch� to trwa�o, ale opu�ci�a w ko�cu podziemia w miejscu, w kt�rym mia� 
czeka� na ni� przewodnik. Nie by�o tam jednak nikogo. Up�yn�� um�wiony czas i 
nie mog�a pozwoli� sobie na strat� nawet jednej minuty. Zna�a jako tako okolic�, 
wi�c ruszy�a sama w dalsz� drog�. Po prawie trzech godzinach dosz�a do 
niewielkiej wioski. By�a tu przedtem kilka razy. Niedaleko znajdowa�o si� ma�e, 
ale znane na �wi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin