Polakowa Tatiana - Olga Riazancewa 03 - Ekskluzywny macho.pdf

(774 KB) Pobierz
Polakowa Tatiana - Olda Razniec
TATIANA
POLAKOWA
Ekskluzywny
macho
148294527.001.png
Stojący w progu mojego mieszkania Lalin uśmiechał się nieśmiało.
Nieśmiałość pasowała do niego tak, jak do mnie żywiołowa radość, którą
właśnie próbowałam udawać. Popatrzyliśmy na siebie i roześmialiśmy się z
naszych nieefektywnych wysiłków i w końcu zaczęliśmy przypominać
normalnych ludzi.
- Cześć - powiedział Lalin, przekroczył próg i złożył na moim czole braterski
pocałunek. W zamian ujęłam go za uszy i pocałowałam w usta. - O mój ty
Boże - prychnął, ale wyglądał na zadowolonego. - Wchodź -
zaproponowałam łaskawie. Lalin wszedł do środka, rozglądając się z obawą,
jakby spodziewał się jakiegoś podstępu. Chyba czuł się niezręcznie.
Właściwie nie miał po co do mnie przychodzić, chyba nie wymyślił żadnego
rozsądnego pretekstu i teraz wił się jak piskorz. Może przyszedł, żeby
sprawdzić krążące o mnie plotki - jeśli wierzyć plotkom, piję wiadrami,
przestałam być podobna do ludzi i właśnie dlatego nie wychodzę z domu.
Utkwiłam pełen wyrzutu wzrok w plecach Lalina. No dobrze, głupcy plotą
trzy po trzy z głupoty, ale przecież Oleg jest mądry, chyba nie uwierzył w te
bzdury? Właściwie powinnam dać mu nauczkę - na przykład urządzić pijacką
burdę. O, a może by tak zaraz, teraz?
Tymczasem Lalin poszedł do kuchni, usiadł w moim ulu-btonyrn fotelu i
zapytał: - No i jak tam w Grecji? Wszystko na swoim miejscu? - Jak to w
Grecji.
- Znalazłaś narzeczonego? Pewnie nie możesz się opę-dzić od facetów.
- Skąd ta myśl? - Sposępniałam, wstrząśnięta jego prze-
nikliwością.
- Strasznie się rozwinęłaś.
- W jakim sensie? - spytałam, wietrząc podstęp.
- W sensie - rozkwitłaś. Słuchaj zdaje się, wspominałaś kiedyś, że jesteś
gotowa zakochać się w biednym, niemło-dym mężczyźnie?
- Mówisz o sobie? Ale ty nie jesteś biedny. Zakochać się nadal jestem gotowa,
ale nie liczę na wzajemność. Po co właściwie przyszedłeś? Jeśli po to, żeby
mnie ratować...
Lalin machnął ręką.
- Widzę przecież, że nie ma takiej potrzeby. Poza tym nie nadaję się na
ratownika. A tak w ogóle twoje słowa mnie ranią - to już nie mogę przyjść tak
po prostu, przez wzgląd na starą przyjaźń?
- Możesz. Ale wiem, że jesteś człowiekiem bardzo za-jętym i jakoś ciężko mi
sobie wyobrazić, jak latasz „po kominach".
- Dla ciebie zawsze gotów jestem zrobić wyjątek. - Oleg uśmiechnął się i wziął
 
mnie za rękę. Jego spojrzenie zmieniło się, teraz patrzył na mnie z
zainteresowaniem i jakby czułością. - Co słychać? - zapytał cicho.
- W porządku - odparłam szczerze, uwolniłam rękę i usiadłam w fotelu
naprzeciwko. - Co planujesz robić?
Wzruszyłam ramionami - sama jeszcze nie wiedziałam.
- Dziadek nie chciał cię przyjąć z powrotem?
- Nie. - Pokręciłam głową.
- Dziwne.
- Co w tym dziwnego? Zmęczyliśmy się sobą, musimy
trochę odpocząć.
- Czyli co, mogłabyś wrócić?
- Do jego drużyny? - zdumiałam się. - Dziwne, że o to
pytasz. - Potrząsnęłam z uśmiechem głową.
- To mogłabyś czy nie? - drążył Lalin.
- Nie.
Pokiwał głową, podrapał się w brew, jakby się nad czymś
zastanawiał.
- Zabrzmiało to bardzo kategorycznie - zauważył z lekkim smutkiem.
- Dziwi cię to?
- Raczej niepokoi. To pewnie kwestia przyzwyczajenia, ale nie mogę sobie
wyobrazić ciebie zajętej czymkolwiek innym. Byłaś jego zaufanym
człowiekiem. Oczywiście, nie zawsze jest to... no, przyjemne - z trudem
znalazł odpowiednie słowo - ale przyznasz, że miało to swoje dobre strony.
Dziadek to Dziadek i ty w tym mieście również coś znaczyłaś.
- A teraz nie znaczę nic i wcale mnie to nie martwi. - Poważnie? - Lalin
popatrzył na mnie z nadzieją, jak
dziecko w oczekiwaniu na prezent.
- Poważnie - odparłam, choć przed chwilą chciałam go posłać do diabła. - Ja
byłam jego zaufaną osobą, a ty szefem jego ochrony. Teraz ty pracujesz w
innej firmie, zarabiasz duże pieniądze i jesteś zadowolony. Może nie?
- Jestem. - Lalin się uśmiechnął.
- Ale ja nie mówię o pracy. - Westchnął. - Akurat praca martwi mnie najmniej.
Jestem pewien, że znajdziesz sobie coś, czym będziesz mogła się zająć, w
ostateczności wrócisz do wydziału zabójstw. Pensja jest ci obojętna, więc nie
będziesz pracowała dla forsy, tylko dla idei. Chodzi o co innego. Ja byłem
tylko szefem ochrony, a ty... ty to zupełnie inna sprawa. Dziadek...
- Zastępował mi ojca - podpowiedziałam - potem został moim kochankiem, a
następnie politykiem. Pomagałam mu w miarę sił i możliwości, wprawdzie
polityka obchodziła mnie średnio, ale on był dla mnie bliskim człowiekiem...
Ale potem Dziadek przegiął pałę i odeszłam. A gdy odeszłam, poczułam tak
ogromną ulgę, że zrozumiałam: należało to zrobić dawno temu. I na tym,
mam nadzieję, skończymy.
Lalin pochylił się i poklepał mnie dłonią po kolanie.
 
- Przepraszam - powiedział zakłopotany. Zakłopotanie pasowało do niego
tak samo jak nieśmiałość. - Widocznie się starzeję. Jakoś tak zrobiło mi się go
żal.
- Kogo?
- Dziadka.
- Mnie też go szkoda. - Skinęłam głową. - Ale gdybym pozwoliła, żeby
wszystko zostało tak, jak było... Widzisz, samej siebie jest mi jeszcze bardziej
szkoda.
- Przepraszam - szepnął znowu Lalin.
Pomyślałam, że chyba jednak ludzie się z wiekiem zmieniają. Usłyszeć od
Lalina dwa razy z rzędu słowo „przepraszam" to nie na moje nerwy. W
głowie pojawiają się głupie myśli, na przykład żeby przypaść do jego piersi i
poskarżyć się, nieważne na co, najważniejsze, żeby pogładził po głowie i
powiedział coś krzepiącego, żebyśmy potem mogli razem popłakać i razem
witać świt... Lalin się starzeje, a ja głupieję - pomyślałam i mrugnęłam do
niego wesoło.
Oleg zaśmiał się i oznajmił:
- Tak właściwie przyszedłem do ciebie w konkretnej sprawie.
- Tak?
- Tak. Mój szef ma przyjaciela, który nazywa się Piotr
Wikientjewicza Safronow. Słyszałaś o nim? - To ten, co ma kombinat mleczny
na Powarskiej?
- Tak, oraz bazę mleczno-serową, czy jak to się tam na-zywa, Chodzi o to, te
to bardzo nerwowy facet. Wszędzie
widzi wrogów.
- Ma ochronę?
- Ma, ale jej nie potrzebuje- Nie ma wrogów, którzy życzyliby mu śmierci.
Interesy idą dobrze, ale nikomu to nie przeszkadza. Krótko mówiąc, nerwowy
facet z bujną wyobraźnią - nic więcej. Ale szefa zdążył już zamęczyć i ten
oczywiście zwrócił się z tym do mnie. - I co zrobiłeś?
- Zainteresowałem się, jak to wygląda.
- Czyli dowiedziałeś się o tym Safronowie absolutnie
wszystkiego.
- Można to i tak nazwać - przyznał Lalin. - I mogę oświadczyć z całą
odpowiedzialnością - facet bredzi.
- No to dlaczego zaczął się nagle denerwować? - spytałam złośliwie, chociaż
wierzyłam Lalinowi. - Jeśli on mówi, że facet nie ma się czego bać, to tak jest.
Oleg skrzywił się delikatnie.
- Dwa miesiące temu napadnięto na ich ekspedytora. Może słyszałaś? Czekali
na chłopaka pod jego domem,
strzelili z bliska bez uprzedzenia, nawet nie zdążył nic zrozumieć. Napastnicy
zabrali pieniądze i zniknęli.
- Chłopak żyje?
 
- Żyje, wyraźnie w czepku urodzony. Wkrótce wypuszczą go ze szpitala.
- No to może Safronow nie na darmo się niepokoi? Lalin znów się skrzywił.
-Już dawno ktoś powinien był urządzić jakiś napad! W ich firmie chyba nie
słyszeli o elementarnej ostrożności... Ekspedytor wraca do domu o drugiej w
nocy sam i ma przy sobie kupę forsy, po czym zostawia samochód na
parkingu i idzie z tą forsą do domu. A potem się dziwią, że ląduje w szpitalu!
Ktoś się dowiedział o tych zwyczajach i na efekty nie trzeba długo czekać. Nie
zdziwiłbym się, gdyby zadziałał ktoś ze swoich - na pewno wiedzieli o dużej
sumie pieniędzy i o tym, kiedy wraca do domu. Tak czy inaczej, nie miało to
nic wspólnego z bezpieczeństwem samego Safronowa.
- Załóżmy. I co dalej? - spytałam, nie bardzo rozumiejąc, do czego on zmierza.
- Trzeba go odciągnąć od głupich myśli Skoro chce mieć poważną ochronę, to
ją dostanie.
- No... - Wzruszyłam ramionami.
- Pstro - przedrzeźnił mnie Lalin. - Chodzi o to, żebyś ty z nim popracowała.
Skrzywiłam się na wieść o takim szczęściu.
- Zwariowałeś? Jaki ze mnie ochroniarz?
- Przecież ci mówię, że ochroniarz tu niepotrzebny, facet ma halucynacje na tle
nerwowym. Nie chodzi o ochroniarza, lecz o nazwisko, a twoje na pewno mu
się spodoba. Jesteś osobą znaną i cieszysz się szacunkiem. Cieszysz się
- powtórzył z naciskiem Lalin, widząc, jak się krzywię. - Będzie
wniebowzięty, sama zobaczysz. Trochę z nim połazisz tu i tam, zarobisz
sobie, a przede wszystkim wyświadczysz mi nieocenioną przysługę.
- Wiesz co? Ja myślę - oznajmiłam, świdrując go wzrokiem - że sam to
wszystko wymyśliłeś. Doszedłeś do wniosku, że siedzę tu bez zajęcia i
zaczynam świrować. Jeszcze chwila i mi odbije albo naprawdę zacznę pić.
Wielkie dzięki za troskę.
- Jak się nie zgodzisz, będę musiał wysłać moich chłopaków. A oni mają
rodziny, nie mogą całymi dniami siedzieć w pracy. A mnie i ludzi brakuje, i
urlopu, a roboty mam po uszy. No mówię ci, ten typ nie jest nikomu
potrzebny, a ty nie masz nic do roboty, przed chwilą sama to powiedziałaś.
Nic wiem, skąd myśl, że jestem taki szlachetny i martwię się o to, jak
spędzasz czas. Tak naprawdę jestem egoistą i mam nadzieję załatwić swoją
sprawę cudzym kosztem, powołując się na naszą przyjaźń.
- Idź do licha.
- Zastanów się nad moją propozycją i odpowiedz mi „tak" - powiedział Lalin,
po czym wstał i poszedł do drzwi. Powędrowałam za nim. - Może byśmy się
kiedyś razem napili? - zaproponował na pożegnanie.
- Koniecznie. - Skinęłam głową.
Lalin rozłożył ręce, a ja przypadłam do jego piersi.
- Nie przejmuj się tak tym rozstaniem, ukochana - powiedział żartobliwie.
- Moje serce nie wytrzyma długiej rozłąki - odparłam w tym samym duchu i
na tym się rozstaliśmy.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin