Paula Marshall
Odważna księżna
1817 rok
Diana Rothwell, obecna księżna wdowa Medbourne, – nigdy nie była żoną w pełnym, znaczeniu tego słowa. Owdowiała w wieku dwudziestu czterech lat. Była obecna podczas ceremonii składania w rodzinnej krypcie w kaplicy Medbourne Castle w Nottinghamshire ciała jej osiemdziesięcioletniego męża.
Urągało to wymogom etykiety, zgodnie z którą szlachetnie urodzona dama nie powinna brać udziału w pogrzebie członka rodziny. W dodatku Diana nie miała na głowie wdowiego czepka, nie była też ubrana w czarne szaty, które powinna nosić przez najbliższy rok.
Zszokowani uczestnicy pogrzebu nie posiadali się z, oburzenia, tymczasem Diana spełniała jedynie wolę zmarłego męża, Charlesa. Zostawił jej bowiem nie tylko większość swej fortuny, włącznie z Medbourne Castle i dobrami ziemskimi, które posiadał jako ostatni z Rothwellów, ale również list, zawierający życzenia co do przyszłości Diany.
W kaplicy zgromadzili się starsi rangą służący oraz przyjaciele i sąsiedzi zmarłego, zaproszeni na odczytanie testamentu, co zaplanowano po ceremonii. Wszyscy mieli otrzymać darowizny pieniężne, podziękowania za długoletnią przyjaźń, lub, w przypadku służby, za wzorową pracę. Damy z towarzystwa, czyniąc zadość wymogom etykiety, przebywały w wielkiej sali zamkowej, czekając na powrót mężczyzn. Czas upływał im na wyrażaniu licznych ubolewań nad zachowaniem i wyglądem gospodyni.
– To co najmniej niestosowne – twierdziły. – Czego jednak można się po niej spodziewać? Mężczyzna w wieku księcia nie powinien się żenić z siedemnastoletnią dziewczyną. Przecież mogłaby być jego wnuczką!
– W dodatku nie dała mu dziedzica.
– Za to podobno pomagała mu w jego badaniach naukowych.
Panie zgodnie kręciły głowami z wyraźną dezaprobatą. Później, kiedy dowiedziały się, że książę zostawił żonie prawie cały majątek, z wyjątkiem nędznych resztek, które przypadły im i ich mężom, zaniemówiły z oburzenia.
Diana w ogóle się nad tym nie zastanawiała. Na łożu śmierci książę wręczył jej list.
– Byłaś najlepszą żoną, jaką może sobie wymarzyć mężczyzna – powiedział. – Kiedy umrę, przeczytaj mój list i uważnie zapoznaj się z życzeniami, dotyczącymi twojej przyszłości. W żadnym wypadku nie czekaj z odczytaniem moich słów aż do pogrzebu.
Posłuszna jak zwykle, Diana przeczytała list, który wprawił ją w zdumienie. Można by nawet powiedzieć, że przeżyła szok.
„Moje najdroższe dziecko – pisał książę – zwracam się do ciebie tymi słowami, gdyż zawsze tak cię traktowałem. Byłaś dla mnie dzieckiem, którego nie mogłem mieć, ponieważ jestem impotentem. Dzieckiem, a także uczennicą, która kochała starego człowieka, chociaż nie był w stanie zapewnić ci tego, co się należało: prawdziwego małżeństwa i dzieci. W ten sposób oszukałem nie tylko ciebie, ale i twoją rodzinę, a ty nigdy mi tego nie wypomniałaś. Zdaję sobie sprawę, że wyszłaś za mnie tylko dlatego, że przekupiłem twoich zubożałych rodziców, by zgodzili się oddać córkę starcowi. Na szczęście nie zmarnowałem całej twojej młodości i pragnąłbym, abyś po mojej śmierci zaczęła cieszyć się życiem, co do tej pory nie było ci dane. Jestem pewien, że wspólnie spędzone lata nie były dla ciebie całkowicie stracone. Udowodniłaś to, czego się spodziewałem – że młoda kobieta może być starannie wykształcona i radzić sobie równie dobrze jak mężczyzna. Gdybyś urodziła się mężczyzną, ukończyłabyś mój dawny uniwersytet z celującymi ocenami. W pewien sposób byłaś moim królikiem doświadczalnym, a ja utwierdziłem się co do słuszności swoich przekonań. Teraz nadszedł czas na czerpanie radości z życia. Nie wolno ci publicznie nosić po mnie żałoby. Życzę sobie również, żebyś uczestniczyła w moim pogrzebie, ale nie miała na sobie czarnej sukni. Nie ubieraj się ani na czarno, ani na fioletowo. Powinnaś bezzwłocznie zacząć bywać w towarzystwie i robić wszystko, co nie było ci dane w czasie trwania naszego małżeństwa, chociaż uważam, że w tym okresie również coś zyskałaś. Oto moje ostatnie polecenia. Wiem, że zawsze będziesz pamiętać lata, które spędziliśmy razem, i mam nadzieję, że odczujesz ich dobroczynne skutki. Strzeż się łowców posagu, a jeśli zdecydujesz się ponownie wyjść za mąż, ufam, że znajdziesz kogoś godnego siebie, tak żebym mógł spoczywać w spokoju”.
Diana odłożyła list. Jej oczy były mokre od łez. Przekonała się, że mąż zdawał sobie sprawę, że niejeden raz żałowała, iż nie może prowadzić życia, o jakim marzyła... a teraz miała na nie jego błogosławieństwo. Nie zamierzała przejmować się reakcją dam z towarzystwa, postanowiła spełnić ostatnią wolę męża. Nikt nie zdawał sobie sprawy, do jakiego stopnia była niezależna. Potrafiła uczestniczyć w dyskusji ze zręcznością prawnika, miała ugruntowane poglądy na świat, a przez ostatnie dwa lata prowadziła, sprawy majątkowe męża.
List zawierał post scriptum, które ją rozbawiło.
„Poprosiłem wdowę Marchmont, twoją daleką krewną, żeby jak najszybciej wprowadziła cię do towarzystwa, i, ku mojemu zadowoleniu, przystała na to. Staraj się jej zbytnio nie zadziwiać, chociaż daję ci pozwolenie na odrobinę szaleństwa”.
Ostatnie zdanie sprawiło, że Diana uśmiechnęła się przez łzy. Pani Marchmont przybyła do zamku tego ranka i natychmiast zaczęła błagać Dianę, by nie szła na pogrzeb męża. Diana oczywiście odmówiła, a jej dama do towarzystwa przeżyła pierwszy szok. Musiała jednak przyznać, że pani Marchmont jest osobą godną zaufania, wcieleniem cnót.
Ceremonia pogrzebowa dobiegła końca. Żałobnicy wrócili do zamku, by się posilić, wysłuchać testamentu i przeżyć zaskoczenie z powodu ostatniego zdania, które nakazywało wdowie korzystanie z uciech życia. Diana pomyślała, że mąż pragnął w ten sposób podkreślić wagę słów zawartych w liście skierowanym do niej.
Postanowiła spełnić jego ostatnią wolę.
1819
Wracając pamięcią do wspomnień, – sir Neville Fortescue myślał, że całe jego życie zmieniło się po tym, gdy na balu u lady Leominster przypadkowo podsłuchał rozmowę na swój temat, prowadzoną przez dwóch mężczyzn, których uważał dotąd za przyjaciół.
– Fortescue – powiedział Frank Hol lis do Henry’ego Latimera. – Nawet nie będę próbował zaprosić go do Goal Hole. To porządny facet, ale nudziarz. Akuratny aż do bólu. Chodząca cnota. Już od samego myślenia o nim zaczynam ziewać.
– Tacy najczęściej wygrywają.
– Zależy w jakiej konkurencji. Już pięć lat zasiada w parlamencie, a jeszcze nie zdążył porządnie wystartować. Zresztą mniejsza o to, pogadajmy o czymś przyjemniejszym. Co sądzisz o ostatniej ukochanej jego kuzyna Alforda? Ten przynajmniej umie korzystać z życia. Zaprośmy go.
Rozmówcy oddalili się, zostawiając członka parlamentu, sir Neville’a Fortescue, z ponurą konstatacją, że mimowolni słuchacze chyba jeszcze nigdy nie dowiedzieli się niczego pochlebnego na swój temat. Wprawdzie nie usłyszał czegoś szczególnie nieprzyjemnego, jednak nie było mu miło, że uchodzi za nudziarza. Nie sądził, by Frank Hollis znał się na ludziach, jednak te lekkim tonem wypowiadane niepochlebne uwagi zraniły go do żywego.
Być może łatwiej byłoby mu przełknąć tę gorzką pigułkę, gdyby wcześniej tego dnia nie oświadczył się Harriet Beauchamp, którą uznał za dobrą kandydatkę na żonę. Jego owdowiała matka nieustannie przynaglała go do ożenku.
– Mężczyzna o twojej pozycji musi mieć żonę – powtarzała mu aż do znudzenia, więc kiedy powiadomił ją, że zamierza prosić Harriet o rękę, nie posiadała się z radości.
Harriet była urodziwą kobietą, a choć można jej było zarzucie płochość, wraz z matką uznali ją za odpowiednią partię. Wiedział, że matka marzy o tym, by oświadczył się Dianie Rothwell, niezwykle bogatej młodej wdowie, która w ubiegłym roku zaczęła bywać w towarzystwie. Doszedł jednak do wniosku, że skoro już musi się ożenić, to Harriet będzie lepszą lady Fortescue niż Diana, niepokorna wdówka, niepospolicie inteligentna i szczera aż do bólu.
Zrobił więc wszystko, co powinien uczynić młody człowiek, kiedy prosi uroczą młodą osóbkę o to, by została jego żoną – oczywiście po uprzedniej rozmowie z jej ojcem. Harriet wyraźnie posmutniała.
– Bardzo cenię sobie twoją przyjaźń, ale nie mogę przyjąć twoich oświadczyn – oznajmiła.
Neville, który klęczał przed wybranką i ani przez myśl mu nie przeszło, że może spotkać się z odmową, zapytał niespodziewanie ostro:
– Dlaczego?!
Harriet postanowiła powiedzieć prawdę.
– Chciałabym, żeby małżeństwo wniosło ożywienie w moje życie. A ty jesteś tak nienaganny we wszystkim, co robisz, że zapewne nie przeżyłabym z tobą niczego ekscytującego.
Neville wstał z kolan.
– Myślałem, że młodym damom zależy przede wszystkim na tym, by mąż był dla nich oparciem – odpowiedział sztywno.
– To prawda, ale ty jesteś odpowiedzialny aż do bólu – kontynuowała nietaktownie Harriet – a ja nie wyobrażam sobie nudnego małżeństwa. Z pewnością znajdziesz miłą i poważną młodą damę, która będzie dla ciebie o wiele lepszą żoną niż ja. Mam nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi. Jestem przekonana, że gdybym kiedykolwiek potrzebowała pomocy, nikt nie udzieli mi lepszej rady niż ty.
Neville miał wielką ochotę powiedzieć „Wprost przeciwnie, będziesz odtąd musiała zasięgać porady prawnika”, ale, jak zawsze, wybrał rozwiązanie bezpieczne i banalne.
– Przykro mi z powodu twojej odmowy, Harriet, ale możesz być pewna, że pozostanę twoim przyjacielem.
– Czułam, że się nie obrazisz. Jesteś na to zbyt szlachetny. Neville miał ochotę chwycić Harriet i zamknąć jej usta pocałunkiem, a potem wykrzyknąć: „No i co, było ekscytujące? Chcesz jeszcze?”.
Oczywiście, jak zawsze, udało mu się powściągnąć drzemiące w nim licho, które czasami dawało o sobie znać. Przez całe życie dbał o to, by pozostawać całkowitym przeciwieństwem swego wiecznie pijanego, rozpustnego ojca, który zmarł w ramionach kobiety lekkich obyczajów. Jedynie fakt, że dziadek Neville’a w dniu ślubu zabezpieczył majątek córki tak, by jej mąż nie mógł go sprzeniewierzyć, zapobiegł ich popadnięciu w ubóstwo po śmierci ojca.
Miał szczęście, że matka spędzała lato z owdowiałą siostrą w Surrey. Gdyby była w domu, musiałby do tego wszystkiego znosić jej utyskiwania i wymówki, że nie udało mu się przekonać Harriet, iż będzie dobrym mężem. Harriet, pomyślał, starając się oderwać od rozpamiętywania porażki na polu miłosnym, zapewne słono zapłaci za marzenia o małżeństwie pełnym wrażeń i wyjdzie za kogoś pokroju ojca Neville’a, sir Carltona Fortescue, baroneta, by potem znosić smutny los, jaki sir Carlton zgotował żonie i synowi.
Nie przypuszczał jednak, że w tym samym dniu na balu u Leominsterów podsłucha rozmowę, w której zostaną użyte niemal te same słowa, które musiał przełknąć w domu Harriet.
Czyżby naprawdę był aż tak nudny? Dlaczego prawość i szlachetność uchodziły za wady? Czy w ogóle człowiek stateczny mógł być uznany za interesującego? Czemu mężczyźni, których uważał za przyjaciół, wyrażali się o nim z lekceważeniem? Było mu bardzo przykro z tego powodu. Zastanawiał się, czy jeśli zacznie zachowywać się mniej powściągliwie, oczywiście nie posuwając się tak daleko jak ojciec, przestanie uchodzić za nudziarza, z którego śmiali się znajomi i którego odrzuciła Harriet.
Te wszystkie rozważania nie miały sensu. Był po prostu sobą, pierwszym od dwustu łat Fortescue, prowadzącym uczciwe życie. W wieku dwudziestu kilku lat został członkiem parlamentu i starał się wykonywać swe obowiązki sumiennie i uczciwie.
Wszedł do sali balowej. Postanowił pożegnać lady Leominster, wrócić do domu i postarać się zapomnieć o tym, co usłyszał. Jednak gdy zmierzał do gospodyni wieczoru, ktoś położył mu rękę na ramieniu.
– Kogo ja widzę! Mój drogi Neville, koniecznie musisz dołączyć do towarzystwa, które zaraz po balu jedzie do Coal Hole. Zanim to nastąpi, pozwól, że przedstawię cię księżnej Dianie, która z nieznanych mi powodów twierdzi, że umiera z pragnienia, żeby cię poznać.
To był jego kuzyn, George, lord Alford, w porównaniu z którym wcześniej wypadł tak niekorzystnie. George miał wszystkie cechy, których los poskąpił Neville’owi: przystojny, ubrany z nienaganną elegancją, potrafił cieszyć się życiem – łatwymi kobietami i szybkimi końmi, grami hazardowymi czy wyścigami dwukółek, kiedy to pędził na złamanie karku do Brighton, by wygrać kolejny zakład. Neville wiedział, że George traci rodzinną fortunę.
Nie miał najmniejszej ochoty jechać do Coal Hole ani też zostać przedstawionym Szalonej Księżnej, jak nazywano Dianę. Doszły go słuchy, że jest równie nieodpowiedzialna jak George, była z pewnością ostatnią kobietą, którą brałby pod uwagę, szukając kochanki lub żony.
– Nie jestem w stanie uwierzyć w to, że księżna chce mnie poznać, a poza tym nie chciałbym nadużywać twojej uprzejmości. Zamierzam udać się do domu i położyć do łóżka.
George Alford wybuchnął śmiechem.
– Ależ możesz nadużyć mojej uprzejmości, przyjacielu. Założyłem się z Frankiem Hollisem, że uda mi się ciebie przekonać, byś do nas dołączył, i stracę niemałą sumkę, jeśli mi odmówisz.
Neville przypomniał sobie nieprzychylne uwagi Franka na swój temat. Popatrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem.
– Z Frankiem Hollisem? – powiedział w końcu. – W takim razie pojadę z wami, ale nie zabawię długo.
– A co z księżną Di? Założył się też, że nie będziesz chciał jej poznać.
– Naprawdę? W takim razie przedstaw mnie jej, ale nie mogę ci obiecać, że będę się dobrze bawił.
– To nie ma znaczenia. Chcę zobaczyć twarz Franka, kiedy skłonisz się przed tą damą i gdy o północy ruszymy na podbój świata.
Neville niechętnie dał się poprowadzić George’owi ku Dianie, otoczonej wianuszkiem adoratorów.
Po przybyciu do miasta księżna zaczęła odnosić olśniewające sukcesy towarzyskie i wzbudzać silne namiętności, podobnie jak ongiś łady Caroline Lamb. Nie była wprawdzie aż tak nieroztropna jak lady Caro i nie dała sobie przyczepić etykietki sawantki, ponieważ nie chwaliła się swoim wykształceniem. Lubiła jednak wzbudzać podziw nie tylko urodą, ale i bystrością oraz poczuciem humoru.
Umiała grać w wista i w szachy równie dobrze jak mężczyźni, dawała wspaniałe recitale fortepianowe, mówiono też, że zna trzy języki obce. Co więcej, wzbudziła sensację w Hyde Parku, powożąc dwukółką zaprzężoną w dwa ogniste rumaki. Niejeden mężczyzna pęczniałby z dumy, radząc sobie z tymi końmi tak jak ona.
To nie wszystko. Gdy pewnego razu spacerowała z podstarzałą kuzynką, która pełniła rolę przyzwoitki zauważyła mężczyznę, brutalnie bijącego psa. Natychmiast kazała mu przestać, kiedy odmówił, zaczęła okładać go parasolką, wzywając na pomoc przechodnia, któremu, oczywiście, nigdy wcześniej nie została przedstawiona, i prosiła, by przytrzymał mężczyznę tak, by mogła uwolnić psa:
Na szczęście przechodzący mężczyzna okazał się bardzo wyrozumiały. Lord Vaux, wywodzący się z niezwykle szlachetnego rodu, majętny i zawsze prezentujący nienaganne maniery, szybko spełnił prośbę Diany, a potem oddał mężczyznę w ręce policji. Następnie odprowadził obie damy i psa do domu Diany przy Piccadilly. Dwa dni później oświadczył się Dianie, lecz nie został przyjęty.
Nie był jedynym, który prosił ją o rękę. Diana odmawiała wszystkim, zarówno wysoko, jak i nisko urodzonym, mężczyznom statecznym i nicponiom. Wyglądało na to, że dama, będąca sensacją sezonu, postanowiła nie dać się złapać. U Watiera stawiano zakłady o to, ilu mężczyzn oświadczy się Dianie przed końcem sezonu. Podobno było ich już dwudziestu, w tym książę Adalbert Eckstein Halsbach, kuzyn księżnej Walii. Neville nie zamierzał znaleźć się na tej liście, gdyż Diana uosabiała to wszystko, czego nie znosił u kobiet.
Niemniej, patrząc na nią, podczas gdy George dokonywał prezentacji, musiał niechętnie przyznać, że Diana jest bardzo piękna. Nieczęsto zdarzało się widzieć tak wspaniałe, błyszczące kruczoczarne włosy, niewiarygodnie błękitne oczy i tak pięknie wykrojone wargi, jakby stworzone do pocałunków.
Jej strój zaskoczył go prostotą – księżna miała na sobie białą suknię przybraną kwiatuszkami z jedwabiu, a w ręku trzymała niewielki wachlarz. Kobiety często używały dużych wachlarzy, którymi żartobliwie uderzały mężczyzn po ramieniu, starając się zwrócić na siebie uwagę. Najbardziej jednak zdumiało go to, że Diana nie nosiła biżuterii.
Ujął delikatną dłoń i skłonił się, mówiąc:
– Bardzo się cieszę, że mogę panią poznać, księżno. Co najdziwniejsze, powiedział prawdę. Odpowiedziała z podobną galanterią.
– Mnie również miło jest pana poznać, sir Neville. Słyszałam, że jest pan bardzo poważnym człowiekiem, i myślałam, że może nie okaże pan zainteresowania taką płochą istotą jak ja.
Płocha! Neville nie miał żadnych dowodów na to, że to nieprawda, był jednak pewien, że dama użyła niewłaściwego określenia. Było w niej coś, co budziło respekt, jakaś cecha, której brakowało większości kobiet z towarzystwa. Dlaczego w ogóle o tym pomyślał? Później wielokrotnie zadawał sobie to pytanie – i nie mógł znaleźć odpowiedzi.
– Słyszałem same pochlebne opinie na pani temat – powiedział, starając się ukryć lekkie zmieszanie. – Mam dług wdzięczności wobec mojego kuzyna George’a za to, że namówił mnie, by zostać pani przedstawionym.
– A więc potrzebował pan namowy! Chyba jestem odrobinę rozczarowana.
– Czy to dlatego – zapytał Neville – że spodziewa się pani, iż wszyscy marzą o tym, żeby jak najszybciej panią poznać?
Zaniepokoił się, że mogło to zabrzmieć złośliwie, jednak Diana okazała się odporniejsza, niż przypuszczał.
– Oczywiście, że nie. Problem w tym, że kiedy wolna zamożna kobieta zjawia się w Londynie, każdy Tom, Dick i Harry myśli, że ma prawo natychmiast ją poznać. To dla mnie coś nowego, że ktoś ociąga się z tym, żeby zostać mi przedstawionym, a z takim właśnie wrażeniem zostawił mnie pański kuzyn George, kiedy rozmawialiśmy o panu.
Przeszli przez tłum na skraj parkietu – a może to Diana sprytnie poprowadziła Neville’a w tym kierunku? – tak że kiedy orkiestra zagrała kadryla, poczuł się w obowiązku powiedzieć:
– Jeśli ma jeszcze pani wolne miejsce w karnecie, księżno, byłbym: zaszczycony, gdyby zechciała pani ze mną zatańczyć.
– Ten taniec miał należeć do pewnego dżentelmenem, ale został pilnie wezwany do domu, więc bardzo chętnie zatańczę z panem – odpowiedziała, podając mu dłoń.
– To wspaniale.
Dołączyli do trzech par tworzących, układ taneczny. George Alford został z tyłu z otwartymi ustami. Jeszcze nigdy nie widział swego kuzyna na parkiecie... w dodatku z gwiazdą sezonu! Postanowił solidnie dokuczyć Neville’owi w drodze do Coal Hole. Nie mieściło mu się w głowie, że Szalona Księżna zdoła wywrzeć aż tak wielkie wrażenie na opanowanym kuzynie.
Sam Neville był nie mniej zaskoczony od George’a. Pochłonięty tańcem, nie miał teraz czasu na zastanawianie się, dlaczego pozwolił, by George przedstawił go księżnej, a już na pewno nie umiałby znaleźć odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie potrafił oprzeć się jej urokowi. Tańczyła z wdziękiem i elegancją primabaleriny.
Ani Neville, ani George nie domyślali się nawet, jak wielkie zaskoczenie przeżyła sama Diana. Sir Neville Fortescue miał opinię nudziarza. Jak twierdził Frank Hollis, „unikał rozrywek i wolał ślęczeć nad opasłymi tomiskami”.
Wyobrażała więc sobie Neville’a jako przygarbionego mola książkowego, mrużącego oczy zza grubych szkieł. Tymczasem okazał się wysoki, atletycznie zbudowany, a chociaż nie prezentował modnego obecnie byronowskiego typu urody, miał wyrazistą twarz, zdradzającą silny charakter. Podobały jej się również jego ciemne włosy, zielone oczy i mocno zarysowany podbródek. Nie starał się za wszelką cenę gonić za nowinkami mody, prezentował się bardzo naturalnie.
Za pierwszym razem, kiedy mijali się w tańcu, zapytała:
– Czemu nie miałam okazji wcześniej pana spotkać? Za drugim razem odpowiedział:
– Rzadko bywam na przyjęciach. Gdy mijali się po raz trzeci, szepnęła:
– Myślę, że to duża strata dla towarzystwa. Gdy spotkali się kolejny raz, zripostował:
– Ale zysk dla mnie.
– Zysk? – zdziwiła się nieznacznie unosząc brwi. – Nie byłabym tego taka pewna.
Obserwujący ich z rozdziawionymi ustami Frank Hollis zwrócił się do George’a Alforda.
– Czy to możliwe, że nasz Nev tańczy z księżną Di? Myślałem, że on w ogóle nie tańczy, tylko siedzi w kącie i przygląda się wszystkim z wyższością.
George roześmiał się, on też najwyraźniej nie docenił kuzyna. .
– No cóż, Nev padł jej ofiarą. Ledwie na nią spojrzał, a już zaciągnął ją na parkiet. Roza tym okazało się, że jest niezłym tancerzem, chyba nawet radzi sobie lepiej niż my, tyle że nigdy się z tym nic zdradzał.
– Cała księżna Di. – Frank uśmiechnął się. – Robi piorunujące wrażenie na mężczyznach, ale kto by pomyślał, że uda jej się ustrzelić Neva. A to ci dopiero!
Poddając się rytmowi tańca, Diana i Neville kontynuowali rozmowę, którą później Diana uznała za najdziwniejszą konwersację, jaką kiedykolwiek zdarzyło jej się prowadzić, na parkiecie.
– Chciałabym znów pana spotkać, sir Neville – powiedziała odważnie – tak żebyśmy mogli lepiej omówić niektóre kwestie. Obawiam się. że w sali balowej można prowadzić jedynie błahe, konwencjonalne pogaduszki.
– Mam nadzieję. – że nie będzie niczym niestosownym wyznanie, że bardzo podoba mi się pani kreacja. Żadnych zbędnych ozdóbek, falbanek, biżuterii. .. Widać jedynie pani osobę, która nie potrzebuje dodatkowych upiększeń – zauważył, zaskoczony własną reakcją.
Diana była nie mniej zaskoczona. Spodobał jej się nieco żartobliwy ton jego wypowiedzi, Miała szczerze dość pochlebstw, które zawdzięczała głównie swemu majątkowi. Nie miała wątpliwości, że sir Neville Fortescue jest zupełnie inny niż mężczyźni, których zdążyła poznać po przyjeździe do Londynu. Oboje odnieśli wrażenie, że taniec trwał zaledwie chwilę. Ledwie skłonili się sobie na początku, musieli się rozstać.
Neville podał jej ramię i zaprowadził na miejsce, które zajmowała przed rozpoczęciem tańca, po czym się wycofał. Nie zamierzał jej się narzucać, a poza tym ta kobieta nie wiadomo dlaczego wprawiała go w stan niepokoju.
Natychmiast zagadnął go uśmiechnięty od ucha do ucha George.
– A niech cię licho! Myślałem, że nie tańczysz, twierdziłeś, że nie chcesz zostać przedstawionym księżnej Di, a tymczasem zaledwie to się stało, nawet nie dałeś mi szansy zaproszenia jej do kadryla i prawie siłą zaciągnąłeś ją na parkiet.
Neville uśmiechnął się do gadatliwego kuzyna.
– Jeśli natychmiast nie powściągniesz języka, George, nie pojadę do Coal Hole i przegrasz zakład. Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy.
Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się przemawiać do George’a tak stanowczym tonem. Kuzyn patrzył na niego oczami okrągłymi jak spodki.
– Nie możesz mi tego zrobić, brak mi gotówki, więc nie będę ci już dokuczał, ale musisz przyznać, że dzisiaj zachowujesz się dość nietypowo, Nev.
– Może tak, może nie, a może po prostu jestem zmęczony byciem sobą. A teraz wybacz mi, ale zamierzam udać się do jadalni.
Zdumiony George odprowadził go wzrokiem. Po chwili jego zaintrygowanie wzrosło, gdyż księżna Di przywołała go do siebie.
– Dlaczego wcześniej nie przedstawiłeś mi swego kuzyna? Jest zupełnie inny, niż mówią. Nie wiem, co też ludziom strzeliło do głowy. Przecież on jest wspaniały.
Neville wspaniały! Ciekawe, co jeszcze usłyszy na jego temat! Pora umierać! Co też Nev jej powiedział, że księżna Di doszła do takiego wniosku?
Diana nie miała pojęcia, co sprawiło, że sir Neville tak ją zainteresował. Postanowiła, że musi ponownie się z nim spotkać i przekonać się, czy aby nie postradała zmysłów.
– Tymczasem Neville, zaniepokojony nie mniej niż Diana, dołączył do George’a i towarzyszy, opuszczających bal u lady Leominster. Frank Hollis, który zdążył już pomyśleć, że Neville zdezerterował, i w ten sposób zakład został wygrany, wyraźnie posmutniał, widząc Fortescue, szybko zmierzającego w ich stronę.
– Sądziłem, że się rozmyśliłeś – powie...
joasiadiablica