KAZANIA PASYJNE - O Chrystusie miłosiernym.doc

(181 KB) Pobierz
KAZANIA PASYJNE

KAZANIA PASYJNE

 

Kazanie I: WIECZERNIK – SZKOŁĄ MIŁOŚCI MIŁOSIERNEJ

 

Kolejny raz w swoim życiu weszliśmy w święty czas Wielkiego Postu. W czas łaski i zbawienia. Jest to czas, kiedy trzeba wejść na pustynię swego życia. I tutaj, Siostro, Bracie, idąc krok po kroku w głąb swojego serca, przypatruj się sobie. Wniknij we własne serce i koryguj swoją mentalność, swoje bycie chrześcijaninem, bycie uczniem Chrystusa.

              Nabożeństwo Gorzkich Żalów ma swoistą wymowę. Kontemplujemy bowiem Mękę i Śmierć Chrystusa – twojego i mojego Zbawiciela. Jednocześnie na kanwie rozważań pasyjnych chcemy coś w swoim życiu zmienić. Może jeszcze nie wiesz, co konkretnie chcesz zmienić. Dlatego mam nadzieję, że poszczególne rozważania pasyjne pomogą ci umocnić to, co jest w tobie dobre i szlachetne, oraz wyeliminować to, co jest w tobie złe, co sprzeciwia się godności człowieka i chrześcijanina. Może nie będzie to łatwe, ale z Chrystusem uda się. Uda się, chociaż świat będzie ci mówił, że nie dasz rady nic zmienić. Zaufaj Chrystusowi! On cię nie opuści, gdyż ukochał cię nad życie. „Nie zostawię was sierotami” – powiedział.

              Wierzysz w to? On leczy ludzkie serca ze znieczulicy, z obojętności. W miejsce agresji wprowadza pokój i miłość. Jeśli chcesz coś zmienić w swoim życiu, człowieczeństwie, rodzinie, przypatruj się Chrystusowi i słuchaj, co On ma ci do powiedzenia.

              Przenieśmy się oczyma wyobraźni do Wieczernika; przypatrzmy się temu, co tam się dokonało. Wpatrujmy się w postać Chrystusa i słuchajmy, co On ma nam do powiedzenia.

 

              Spróbujmy zatrzymać się przez chwilę przy fragmencie Ewangelii św. Jana. J13,4-9.12-15.34-35. Spójrzmy na Jezusa, Jego czyny i posłuchajmy Jego słów, aby uchwycić to, co chciał On przekazać Apostołom i kolejnym pokoleniom Jego uczniów – a więc także tobie i mnie.

              Wydarzenie z Wieczernika miało miejsce tuż przed Świętem Paschy. Atmosfera, jaka tam panuje, jest podniosła. Ostatnia Wieczerza Jezusa zbiega się z żydowską wieczerzą paschalną (wg. jednego z dwóch ówczesnych sposobów obliczania czasu).

              Jak relacjonuje Ewangelista, działo się to tuż przed świętem Paschy – wielkiej pamiątki spożywania baranka wielkanocnego w Egipcie cudownego wyprowadzenia Izraela z długiej niewoli. Trzeba zauważyć, że chwilę śmierci Jezusa św. Jan nazywa „godziną przejścia z tego świata do Ojca”. Jezus przyszedł od Ojca, aby spełnić Jego wolę. Teraz wraca do Niego.

              Całe ziemskie posłannictwo Jezusa pozostawało pod znakiem szczególnej miłości do tych, wśród których przebywał. Jan zauważa, że była to miłość „do końca”. To znaczy, aż do złożenia ofiary z własnego życia. Jezus dał w Wieczerniku jeszcze jeden dowód swojej pokory i miłości do Apostołów, (którzy reprezentowali całą ludzkość): „Zaczął umywać uczniom nogi i ocierać je prześcieradłem, którym był przepasany”. Wśród Apostołów, którym Jezus umywał nogi, obecny był Judasz, co jeszcze bardziej uwydatnia heroiczny charakter Jego miłości! Podkreślenie, że Jezus umył uczniom nogi, świadom w pełni swojego Bóstwa, posłannictwa i losów, uwypukla pokorę Jezusa: Oto On – Bóg oddaje ludziom (swoim uczniom, a także zdrajcy) usługę, jaką spełniali niewolnicy. Umywanie nóg było czynnością podwładnych, a zwłaszcza kobiet. Jeżeli Piotr nie zgodziłby się przyjąć od Jezusa tej usługi, zostałby wyłączony z grona Jego bliskich i uczniów, oraz z łask wysłużonych Jego męką czy z udziału w Wieczerzy Eucharystycznej.

              Jezusowy gest umycia nóg nakłada na chrześcijan obowiązek służenia bliźnim w miłości, domaga się miłości pokornej – miłości miłosiernej.

              W obliczu rozłąki Jezus przekazuje Apostołom swoją ostatnią wolę w formie przykazania miłości wzajemnej. To przykazanie zostało nazwane „nowym”, ponieważ otrzymało nowego ducha, nową skuteczność i nowy ideał: Jezusa.

              W kontekście całej działalności Jezusa, a szczególnie wobec wydarzenia w Wieczerniku, Chrystus pyta uczniów: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem?”. Jako Nauczyciel i Pan daje swoim uczniom przykład miłości służebnej, pokornej. Zachęca, aby naśladowali Go w swoim życiu apostolskim, a wtedy wszyscy poznają, że są oni uczniami Jezusa z Nazaretu – Mesjasza, Zbawiciela.

              Nowe przykazanie, które otrzymali jest warunkiem powodzenia ich działalności oraz uświęcenia samych siebie.

              Chrystus dał nowe przykazanie Apostołom, którzy reprezentują wszystkie pokolenia uczniów Chrystusa. Dlatego to, co dokonał On w swoim życiu, a szczególnie w Wieczerniku, dotyczy i nas: ciebie i mnie. On uczynił to dla ciebie, dla mnie, aby dać nam przykład prawdziwej miłości. Postawił nam wyzwanie i zamknął w nim sekret powodzenia naszego człowieczeństwa, chrześcijaństwa i apostolstwa. „Nowe przykazanie daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”.

              W pierwszych wiekach chrześcijaństwa uczniowie Chrystusa żyli duchem Ewangelii. W Dziejach Apostolskich możemy przeczytać, że darzyli się miłością wzajemną. Wszyscy byli dla siebie braćmi. A patrzący na nich mówili jeden do drugiego: „Patrzcie, jak oni się miłują”. A dzisiaj? Czy przesadą byłoby powiedzenie: „Patrzcie, jak oni się nienawidzą?”.

              Posłuchaj:

Powiedz mi, dlaczego z naszych domów wieje chłód?

W dotyku klamek mieszka tylko lód?

A ludzi bliskich, zamiast czułych słów, łączy tylko … ten sam klucz.

Powiedz mi, dlaczego ojciec z synem obcy są?

Miłują się jak cienie, a w oczach mają wosk?

A kiedyś tyle serca, tyle czułych słów, dzisiaj tylko ten sam klucz.

Bo niebo jest w nas zamknięte na klucz.

Dziś otwórz je nam, Panie mój!

Tu matka, a tam córka, zobacz, wspólny dom.

Dla obcych są tak mile jak najczulsza dłoń.

Dla siebie takie obce, żadnych czułych słów.

Co je łączy? Ten sam klucz.

Sycimy się miłością, która cudza jest.

Grzejemy się w jej blasku, w ogniach obcych świec.

A nam przez gardło w domu nie chcą przejść zwykłe słowa: Kocham Cię …

(Jacek Cygan).

 

Moi kochani, taka bywa rzeczywistość. Ale czy musi tak być? To zależy ode mnie, to zależy od ciebie, to zależy od nas. To zależy od tego, na ile przejmiemy się Chrystusem – Jego słowami i czynami. Jego nowym przykazaniem, które nam dał po to, abyśmy się wzajemnie miłowali, tak jak On nas umiłował.

              Być może w tej chwili pomyślisz albo powiesz półszeptem do kogoś obok ciebie: „Łatwo jest mówić; to jest piękne, ale w dzisiejszym świecie nierealne”.

              Czy rzeczywiście? Czy Jezusowe wskazówki to mrzonki?

Nie myśl tak, Siostro i Bracie, ale zaufaj Chrystusowi! On nie wypowiadał tych pięknych słów o miłości jako reklamowych sloganów. Wypowiadał je po to, abyś wszedł w rzeczywistość miłości, która pozwoli ci być wolnym i szczęśliwym i która pozwoli ci nieść radość, pokój i dobro każdemu, kogo spotkasz.

              Jezus Chrystus, który nas tutaj zgromadził, pyta nas (tak jak pytał Apostołów): „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem?”. Oni nie do końca to rozumieli, mimo, że byli naocznymi świadkami słów i czynów Jezusa. A my? Chyba też nie bardzo to rozumiemy …

              Żeby zrozumieć, trzeba wejść w sferę miłości miłosiernej, to znaczy powrócić do Wieczernika i zaczerpnąć z atmosfery, która tam panowała. „Wy nazywacie Mnie Panem i Nauczycielem i dobrze mówicie, bo Nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umywam wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi”.

              Siostro i Bracie, Chrystus daje nam przykład pokornej miłości. Jeżeli uważasz się za ucznia Jezusa Chrystusa, to nie możesz nie kochać miłością, którą On cię obdarował. Nie wolno ci zamykać się na miłość i nie świadczyć o tej miłości!

              Człowiek jest dzisiaj bardzo głodny, mimo zastawionych stołów. Jest głodny dobrego słowa, uśmiechu, zauważenia go, poczucia, że jest potrzebny. Jest głodny autentycznej miłości. Jest głodny Boga. Przyczyną tylu ludzkich tragedii jest brak miłości.

 

Na początku tego rozważania zastanawiałeś się, co zmienić w swoim życiu. Pozwól, że zaproponuję Ci: Nie broń się przed tym, aby Chrystus umył ci nogi. A może powinieneś prosić za Piotrem: „Panie, nie tylko nogi, ale i ręce i głowę”. I chyba należy dodać: „I serce”, – aby było wrażliwe, aby było napełnione miłością miłosierną.

              Wówczas pękną lody, które nie pozwoliły na miły gest wobec najbliższych. Wtedy z podniesioną głową i jasnym spojrzeniem dostrzeżesz umęczoną żonę, niedopilnowanie dziecko, męża harującego by utrzymać rodzinę, rodziców czy teściów wciśniętych w kąt małego pokoju. Dostrzeżesz sąsiada, kolegę z pracy, który już od dłuższego czasu próbuje się z tobą pogodzić. Wreszcie dostrzeżesz siebie jako człowieka, jako dziecko Boże.

              Popatrz jak niewiele trzeba! Wystarczy dać się ogarnąć Chrystusowej miłości i wpuścić w ciemne zakamarki swego serca promyk radości, nadziei na lepsze życie.

              Droga Siostro, drogi Bracie, Chrystus cię przemieni. On jest w Wieczerniku naszej świątyni. Patrzy na ciebie z miłością i posyła cię do codziennych zajęć, byś pośród nich obdarzał innych miłością miłosierną. By inni poznali, że jesteś uczniem Chrystusa. Amen.

 

Kazanie II: WOLA BOŻA - WYRAZEM MIŁOSIERDZIA

 

W Modlitwie Pańskiej są słowa: „bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi”. Uczeń Chrystusa, a więc ty i ja, wypowiada je co najmniej dwa razy dziennie. A ile razy wypowiadam je w ciągu tygodnia, roku, całego swojego życia? Co one dla mnie znaczą? Jak wpływają na moje życie, na moją postawę dziecka Bożego?

              Jakże często jest to bezwiedna paplanina, mechaniczne oklepywanie pacierza, z którego nic nie wynika i które nie umacnia mojego życia chrześcijańskiego.

Mówisz rozgoryczony: „Przecież się modliłem, a Pan Bóg mnie nie wysłuchał!”. A może trzeba inaczej sformułować pretensje? Może to, o co się modlisz, nie jest zgodne z wolą Bożą?

(odczytujemy fragment, Mk 14,3-42)

Moi Drodzy, popatrzmy na Chrystusa. Popatrzmy na Jego postawę wobec pełnienia woli Ojca. Przenieśmy się razem z Nim i Jego uczniami do ogrodu Getsemani, za potok Cedron.

              Kiedy patrzymy na Chrystusa ukazanego w Ewangelii, to trzeba stwierdzić, że całe Jego życie było pełnieniem woli Boga Ojca. Sam powiedział: „Moim pokarmem jest pełnić wolę Ojca mojego, który jest w niebie”. Każde Jego słowo, gest, czyn były wykonywane w ścisłym zjednoczeniu z wolą Ojca. To z woli Boga Słowo stało się Ciałem, aby w osobie Jezusa okazać człowiekowi miłosierdzie. Wszak przyszedł On szukać i ocalić to, co zginęło. Każdego grzesznika: ciebie i mnie.

              To z woli Boga nadeszła dla Jezusa „godzina przejścia z tego świata do Ojca”. Musi jeszcze tylko dać się zamęczyć, ukrzyżować, aby ze śmierci zrodziło się życie. Musi podjąć ostateczną decyzję.

              Jezus wychodzi więc z Wieczernika i udaje się z uczniami na Górę Oliwną, aby zatopić się w modlitwie, aby w tej szczególnej chwili zjednoczyć się z Bogiem Ojcem. Wchodzi w czas męki. Rozpoczynają się godziny walki Jezusa z samym sobą. Ewangeliści ukazują Go przygniecionego cierpieniem wobec nadchodzących wydarzeń. Jezus był człowiekiem pełni człowiekiem, toteż jak każdy z nas odczuwał i przeżywał radość, smutek, strach. Krwawy pot był wyrazem Jego wewnętrznej walki. Jezus odczuwał samotność, opuszczenie. Dlatego prosił Ojca: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich”.

              Oto Ten, który uciszył wzburzone jezioro, który dokonywał cudów: wskrzeszał umarłych, wypędzał złe duchy, rozmnażał chleb, uzdrawiał chorych, pocieszał strapionych, krzepił utrudzonych i obciążonych, wlewał w serca słuchaczy nadzieję, piętnował grzech i obłudę; oto Ten, którego pożerała gorliwość o dom Ojca, leży przygnieciony własnym losem.

              Czy On – jako wszechmocny Syn Boży – nie mógł inaczej? Nie mógł jednym „Niech się stanie!” zmienić wyroków Bożych?

              Mógł. Ale wolą Ojca było, aby Syn został umęczony, aby umarł i zmartwychwstał i w taki właśnie sposób zadośćuczynił Bogu za grzechy ludzkości.

              Przyszedł więc tu, do Ogrodu Oliwnego. Często tu przychodził ze swoimi uczniami – przyjaciółmi. Tutaj na modlitwie jednoczył się z Ojcem. Tutaj odnajdywał moc, potrzebną do wypełnienia woli Bożej do końca.

              Taj jest i tym razem. Ale jest to inna noc: noc sądu nad światem. Noc zmagania się z tym, co ludzkie. „Począł drżeć i odczuwać trwogę”. Mimo całej grozy męki, jaka jawi się przed Nim, nie ucieka, ale jeszcze usilniej się modli. Godzi się na taki wymiar ofiary. „Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”. Jako Człowiek otrzymał od Boga Ojca moc, aby nie uciec przed wypełnieniem woli Bożej i aby wypełnić swą misję do końca.

              Decyzja podjęcia męki i śmierci była wyrazem poddania się woli Ojca, jak też okazaniem miłosierdzia grzesznej ludzkości. Jezus jest zdecydowany, jest wewnętrznie silny; dlatego idzie do Apostołów, lecz zastaje ich śpiących.

              Jezus wie, jak bardzo potrzebna jest modlitwa, aby dokładnie wypełnić wolę Ojca, który jest w niebie. Kierując więc pod adresem wszystkich uczniów, uczniów zwłaszcza Piotra, Jakuba i Jana, słowa napomnienia: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe”.

              Uczniowie zasnęli. Chyba nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji. Myśleli po ludzku. Nie rozumieli, co to znaczy być „w sprawach Ojca”. „Gdy wrócił zastał ich śpiących, gdyż oczy ich były snem zmożone i nie wiedzieli, co Mu odpowiedzieć”.

              Jezus – Nauczyciel i Mistrz staje z sercem przepełnionym miłością do swoich uczniów. Nie wyrzuca im braku solidarności, współczucia. Owszem jest jakaś nuta pretensji w napomnieniu” „Piotrze, nie mogłeś czuwać jednej godziny ze Mną?”, ale jest to napomnienie pełne miłości; jest to zwrócenie im uwagi na zagrożenia, jakie ich czekają w przyszłości.

              Jezus uczy nie tylko słowami, ale i swoją postawą, że zawsze trzeba czuwać i modlić się. Inaczej nie można wypełnić woli Bożej. Czuwanie i modlitwa pomogą Apostołom mężnie znieść przeciwności, prześladowania, a w końcu męczeństwo.

              Jednak w owej chwili słowa Chrystusa jakby nie docierały do nich. Byli zmieszani, może zdziwieni. Ale posłusznie wstają i idą za Mistrzem na spotkanie ze zdrajcą.

              W Ogrodzie Oliwnym, w ostatnią noc wolności Chrystus dał swoim uczniom ostatnią lekcję. Lekcję bardzo ważną: w czasie kilkugodzinnej walki z samym sobą przyjął wolę Ojca. Tym samym okazał miłość miłosierną względem całej ludzkości.

              Dla Jezusa pełnić wolę Ojca, który jest w niebie, znaczy: świadczyć miłosierdzie, dokonywać czynów zbawczych, troszczyć się o to, aby „nie zginął żaden z tych, których dał Mu Ojciec”.

              Jezus – świadomy tego, co ma nastąpić – dobrowolnie daje się pojmać, aby dokonać dzieła odkupienia. Tak chce. Tak zrobi, bo kocha.

              Siostro i Bracie, taki jest Chrystus. Mistrz, Pan, Nauczyciel – jak nazywa Go Ewangelia – staje pośród nas, aby nauczyć nas pokornego pełnienia woli Bożej. Na mocy łaski wiary przyprowadził nas do Ogrodu Getsemani naszej świątyni. I jak tamci Jego uczniowie, tak i my tutaj obecni Jego uczniowie, jesteśmy w różnej odległości od Niego. Patrzymy na Niego, obecnego z nami w Eucharystii, w monstrancji. I do nas zdaje się On mówić: „Zostańcie tu i czuwajcie ze Mną”.

              Czuwać to wpatrywać się w oblicze Chrystusa, wykrzywione grymasem bólu. Czuwać to mieć serce wypełnione miłością, tak jak On. „Czuwać to być człowiekiem sumienia (nazywać po imieniu dobro i zło)” (Jan Paweł II). Czuwać to uczyć się od Chrystusa pełnić wolę Bożą w codziennym życiu. Czuwać to trwać na modlitwie.

              Jezus przychodzi i sprawdza jak wygląda twoje czuwanie. Sprawdza w konkretnych sytuacjach życiowych. I wtedy nie wiesz, co odpowiedzieć, bo jesteś duchowo uśpiony. Reagujesz czysto po ludzku, polegasz jedynie na własnych siłach; na pomysłach, które jednak szybko się wyczerpują i zawodzą. Zostaje pustka. Wtedy uciekasz, by szukać schronienia przed kłopotami wynikającymi z faktu przyjaźni z Chrystusem.

              Jednak On nie ucieka, chociaż się lęka i prosi: „Ojcze, jeśli to możliwe, oddal ode Mnie ten kielich”. Ale zaraz dodaje: „Nie moja, ale Twoja wola niech się spełni”. Jezus wie, że Ojciec ma plan zbawienia, który On przyszedł zrealizować.

              A ja – człowiek, Boże stworzenie, często próbuję to zmienić! I mówię, że to ja jestem kowalem swego losu. Dlatego tak często się buntuję, kiedy dotknie mnie ciężka choroba lub jakaś tragedia. Wtedy pryska moje zaufanie do Boga. Moja wątła wiara przecieka między palcami. I próbuję żyć na własną rękę. Próbuję budować miraż własnego szczęścia. Modlitwa nie jest mi już potrzebna, bo, „po co się modlić, skoro Bóg nie wysłuchuje?”. Na Mszy św. jestem raz, dwa razy do roku, i to od niechcenia: Bo taka tradycja, bo resztki sumienia dochodzą do głosu.

              Ale człowiek jest istotą z natury religijną, dlatego szukam sobie boga, który będzie na miarę moich wyobrażeń. Szukam tego boga w towarzystwie, towarzystwie nałogach, na ekranie, we władzy, w karierze. I co ciekawe, ja tego boga słucham. Stać mnie nawet na poświęcenie, aby ten mój bóg był zadowolony. I w taki oto sposób, pełniąc swoją wolę, zmierzam do samozniszczenia.

              Dobrze, że jest Wielki Post. Dobrze, że są Gorzkie Żale. Ten czas łaski i zbawienia pozwoli mi wyhamować bieg mojego życia, zatrzymać się na chwilę i pomyśleć: „Po co żyję?”. Pozwoli mi wniknąć w moje rozsypane serce, aby poukładać je w całość według zamysłu prawdziwego Boga, który mnie kocha i chce mojego szczęścia.

              Popatrz siostro, bracie jeszcze raz na Chrystusa, który stał się Człowiekiem, aby ciebie i mnie zbawić, doprowadzić do szczęścia wiecznego. Uczynił to z miłości, nie z przymusu. To była Jego dobrowolna decyzja. Dlatego potrzebna była trwoga, krwawy pot i modlitwa.

              Uczeń Chrystusa, czyli ty i ja, ma pełnić wolę Bożą w codziennym życiu. Nie tylko wtedy, gdy jest wszystko dobrze, ale i wtedy, gdy wszystko – patrząc po ludzku – zaczyna się walić.

              Jan Sebastian Bach na starość oślepł. Pewnego dnia jeden z jego przyjaciół poinformował go, że do miasta przybył znany okulista, który oświadczył, iż odda do dyspozycji swe umiejętności, jeśli kompozytor zechce poddać się operacji. „W imię Boże!” – powiedział Bach. Nadszedł oczekiwany dzień. Ale operacja nie powiodła się. Po czterech dniach lekarz zdjął opaskę z oczu kompozytora, a członkowie rodziny pytają go: „Widzisz?”. A on na to: „Wola Boga się dzieje! Nic nie widzę!”. Kiedy wszyscy stojący wokół płakali, sprawiając w ten sposób jeszcze większy ból staremu ojcu, ten rzekł do nich wesoło: „Zaśpiewajcie mi moją ukochaną pieśń: „Czego chce mój Bóg, niech się dzieje cały czas, Jego wola jest najlepsza!”.

              Moi Drodzy, trzeba wielkiej dojrzałości wiary i zaufania Bogu, aby w obliczu tragedii, nieszczęścia zachować pogodę ducha i zgodzić się na wolę Bożą. Bach niewątpliwie uczył się tego od Chrystusa, na modlitwie ciągle odkrywał wolę Bożą. Miał świadomość, kim jest i jaki jest jego cel. Cel ostateczny.

 

Wolą Bożą jest nasze dobro, zbawienie, szczęście wieczne. Człowiek nie osiągnie tego dobra, pełni szczęścia o własnych siłach. Nie osiągnie inaczej, jak tylko przez odkrycie i pełnienie woli Bożej. W dzisiejszym rozważaniu pasyjnym Jezus z Ogrodu Getsemani uczy nas odnajdywania woli Bożej i pełnienia jej w życiu. Nie sposób dokonać tego bez szczerej modlitwy, bez stanięcia w prawdzie przed Bogiem.

              Może trzeba będzie wiele zmienić, by ustąpiły uprzedzenia, złości, wypominanie, kto komu ile wyrządził przykrości. Bóg chce, abyś był szczęśliwy już tu, na ziemi. Ale tego Noe może uczynić bez ciebie, bez twojego „Chcę”. Nie może tego uczynić bez twojego szczerego wyznania: „Nie moja, ale twoja wola niech się stanie”. Odnajdując oraz pełniąc wolę Bożą, sam doznaję miłosierdzia i świadczę miłosierdzie moim bliźnim.

              Po raz setny staję przed lustrem i pytam: kim jestem,

              Czego chcę od życia i od ludzi

I czemu ciągle mylę ścieżki, zamiast iść wydeptanym gościńcem.

(Jan Czarny).

Amen.             

 

 

 

Kazanie III: MIŁOSIERNY CHRYSTUS WOBEC ZDRADY

 

Ten, który ci powiedział, że jest przyjacielem – zawiódł, zdradził. Czy to jest prawdziwy przyjaciel? Na pewno nie. Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie, czyli wtedy, gdy ich najbardziej potrzebujemy: gdy mamy jakieś problemy, gdy coś przeżywamy, gdy musimy podjąć jakąś decyzję.

              Zdarza się, że przyjaciel staje się zdrajcą. To boli. Najchętniej byśmy takiego uśmiercili. Czy jednak załatwiłoby to sprawę? Bywa, że i my zdradzamy, zawodzimy, wykręcamy się – byle tylko nie pomóc, nie usłużyć.

              W dzisiejszym rozważaniu pasyjnym wpatrzymy się w miłosiernego Chrystusa, który został zdradzony. W tym roku naszym założeniem jest naśladować Chrystusa miłosiernego wobec zdrady: Judasza, Piotra, tłumu.

(odczytujemy fragment J18,3-11; 15,17.25-27;19,15)

Po długich godzinach modlitwy, zmagania się z samym sobą w obliczu Boga Ojca, Jezus wraz z uczniami wychodzi naprzeciw zdrajcy.

              JUDASZ. Osłaniany nie tylko mrokiem nocy, ale także kohortą żołnierzy oraz strażnikami świątyni, oczekiwał na najbardziej tragiczną w swoim życiu chwilę. Jezus doskonale wiedział, co czuł w skrytości swego serca, co myślał i po co przyszedł uczeń, który wyszedł z Wieczernika przed zakończeniem Ostatniej Wieczerzy.

              Kim był Judasz? Jednym z dwunastu Apostołów, wybranym przez Jezusa. Taj, jak inni, był świadkiem słów i czynów Jezusa. Mistrz umywał Mu nogi, dzielił się z nim chlebem i dawał pouczenia – tak jak innym. Judasz zanim stał się jednym z Dwunastu, był – według Encyklopedii Biblijnej – żydowskim przywódcą, który wzniecił powstanie przeciwko Rzymowi podczas spisu Kwiryniusz. Józef Flawiusz przypisuje mu założenie sekty zelotów.

              I oto opisana w Ewangelii scena, która przenika dreszczem grozy: Judasz udaje się do arcykapłanów żydowskich i proponuje im, że za trzydzieści srebrników wyda im Jezusa.

              Co dokonało się w sercu Judasza, że poszedł w inną stronę? Przyjaciel Jezusa stanął na czele nieprzyjaciół! Trudno uwierzyć, że to właśnie Apostoł stał się wykonawcą poleceń szatana! „Przyjacielu, po coś przyszedł?”. W ustach Jezusa słowa te nie są sloganem. W tym pytaniu jest łagodność i dobroć. Z tych słów uderza ból i zarazem litość nad losem człowieka schodzącego na manowce zła. Słowa te są dla zaślepionego Apostoła przejawem łaski. Chrystus daje mu szansę, aby się zreflektował.

              Niestety, Judasz nie poszedł za głosem Jezusa. Jego sumienie nie zostało poruszone. Judasz odrzuca miłość miłosierną, jaką okazuje mu Jezus.

              PIOTR. Inną postacią, która zawiodła Jezusa, jest Piotr. A w tylu zbawczych wydarzeniach brał udział! Znamy Piotra; o jego historii wiele razy czytaliśmy, tyle o nim słyszeliśmy. Dlaczego interesuje nas jego osoba, postawa?

              Podobnie jak Judasz, był on Apostołem. Należał nawet do grona osób najbliższych Mistrzowi. Ewangelia dostarcza nam wiele dowodów na to, że Piotr był człowiekiem dobrym, pracowitym (był rybakiem). Był on też porywczy, miał żywiołowy temperament i wrażliwe serce.

              Zatem co się stało, że zawiódł, że nie przyznał się do przyjaźni z Chrystusem, że zdradził?

              Piotr był takim typem człowieka, który bardzo żywiołowo reaguje na słowa czy wydarzenia. Można powiedzieć, że najpierw powiedział, zrobił, a dopiero później pomyślał. Tak chyba było w przypadku deklaracji: „Choćby wszyscy Cię opuścili, ja nigdy Cię nie opuszczę. Choćbym nawet miał umrzeć. Życie moje oddam za Ciebie”. To przecież on wyznał: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego. Do kogóż pójdziemy, Ty masz słowa życia wiecznego!”. To jemu Chrystus powiedział: „Ty jesteś Piotr, opoka. Tobie dam klucze Królestwa Niebieskiego i na tej opoce zbuduję mój Kościół, Kościół bramy piekielne go nie przemogą”.

              Wydaje się, że Piotra zgubiły emocje oraz to, że tak do końca nie przylgnął on do Mistrza. Owszem był w Jego szkole, ale pewne sprawy przegapił, przespał. Nadal reagował żywiołowo, nie do końca był konsekwentny. Chciał zachować coś swojego – myślenie.

              Musiał spotkać się ze Zmartwychwstałym, by stać się „Alter Chrystus” – drugim Chrystusem. Dopiero wtedy rzeczywiście stał się gotowy oddać życie za Chrystusa i za Jego dzieło – Kościół.

              TŁUM. Chrystus wiele razy występował wobec tłumu – ludu izraelskiego. Lud ten zrzeszał w sobie wszelkie warstwy ówczesnego społeczeństwa: prosty lud wyznający judaizm, faryzeuszy, uczonych w Piśmie, arcykapłanów. „Przyszedł do swoich”. Przyszedł, aby ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin