KRZYK O PÓŁNOCY_Mary Higgins Clark.pdf

(906 KB) Pobierz
QPrint
Mary Higgins CLARK
Krzyk o pþnocy
PrzeþoŇyþ ARKADIUSZ NAKONIECZNIK
IIIPPI
3 3 0 1 9 O1
WVn\WNICIWA ALFA WARSZAWA 1990
Tytuþ oryginaþu
A Cry m the Night, Simon Schuster, New York 1982 Copyright ¨ 1982 by Mary Higgms Clark
Projekt okþadki Janusz Obþucki
Redaktor Wiktor Bukato
Redaktor techniczny Ewa Guzenda
For the Polish edition Copyright ¨ 1990 by Wydawnictwa áAlfa"
ISBN 83-7001-390-0
WYDAWNICTWA áALFA" Ï WARSZAWA 1990 Wydanie pierwsze
Skþad, druk, oprawa Zakþad Poligraficzny WN Alfa. Zam 1126/90
PROLOG
Jenny zaczħþa szukaę chaty o Ļwicie. CaþĢ noc przeleŇaþa bez ruchu w masywnym þoŇu o
wspartym na czterech sþupach baldachimie, nie mogĢc zasnĢę, duszĢc siħ pod napierajĢcĢ zewszĢd
ciszĢ.
Choę juŇ od tygodni wiedziaþa, Ňe nic nie usþyszy, ciĢgle oczekiwaþa na pþacz zgþodniaþego
dziecka, a jej wciĢŇ peþne piersi byþy gotowe na powitanie maþych, chciwych usteczek.
Wreszcie wþĢczyþa lampkħ stojĢcĢ na nocnej szafce. Pokj rozjaĻniþ siħ, a zdobiĢca toaletkħ
krysztaþowa czara pochwyciþa i odbiþa promienie Ļwiatþa. WypeþniajĢce jĢ kawaþki sosnowego
mydþa rzucaþy niesamowitĢ, zielonkawĢ poĻwiatħ na stare posrebrzane lustro i przybory toaletowe.
Wstaþa z þŇka i zaczħþa siħ ubieraę w ciepþĢ bieliznħ i nylonowy kostium, ktry zawsze zakþadaþa
pod kombinezon narciarski. O czwartej wþĢczyþa radio. Prognoza pogody dla rejonu Granite Place
w stanie Minnesota byþa bez zmian: dziesiħę stopni mrozu, wiatr o prħdkoĻci czterdziestu
kilometrw na godzinħ. Wspþczynnik przemarzania wynosiþ minus dwadzieĻcia cztery.
To nie miaþo znaczenia. Nic nie miaþo znaczenia. Nawet gdyby w czasie poszukiwaı miaþa
zamarznĢę na Ļmierę, to i tak sprbuje odnaleŅę chatħ. Staþa gdzieĻ tam, w gþħbi lasu skþadajĢcego
siħ z klonw, dħbw, jaþowcw, norweskich sosen i wybujaþych zaroĻli. Podczas bezsennych
godzin Jenny opracowaþa plan. Erich mgþ poruszaę siħ trzykrotnie szybciej od niej. Jego dþugi
krok sprawiaþ, Ňe zawsze chodziþ zbyt szybko jak na jej moŇliwoĻci'. Czħsto Ňartowali na ten temat.
Ï EjŇe, poczekaj na swojĢ miastowĢ dziewczynkħ! Ï protestowaþa.
Pewnego razu zapomniaþ wziĢę kluczy do chaty i natychmiast po nie wrciþ. Nie byþo go
czterdzieĻci minut. Oznaczaþo to, Ňe dla niego chata znajdowaþa siħ dwadzieĻcia minut marszu od
skraju lasu.
Nigdy jej tam nie zabraþ.
Ï Zrozum mnie, Jenny Ï bþagaþ. Ï KaŇdy artysta musi mieę jakiejĻ miejsce, w ktrym mgþby
byę zupeþnie sam.
DotĢd nigdy nie prbowaþa jej znaleŅę. PracujĢcy na farmie ludzie mieli caþkowity zakaz wstħpu
do lasu. Nawet Clyde, ktry byþ zarzĢdcĢ od trzydziestu lat, twierdziþ, Ňe nie zna jej poþoŇenia.
W ciħŇkim, zaskorupiaþym Ļniegu znikaþy wszelkie Ļlady, ale dziħki temu mogþa skorzystaę z
biegwek. Bħdzie musiaþa uwaŇaę, Ňeby siħ nie zgubię. WĻrd għstych krzeww i ze swojĢ sþabĢ
orientacjĢ þatwo mogþa zaczĢę krĢŇyę w koþo.
BiorĢc to pod uwagħ postanowiþa zabraę ze sobĢ kompas, mþotek, pinezki i skrawki materiaþu.
Bħdzie mogþa przybijaę je do pni drzew i w ten sposb znaleŅę drogħ do domu.
Kombinezon byþ na dole, w szafie koþo kuchni. CzekajĢc, aŇ zagotuje siħ woda, wciĢgnħþa go na
siebie. Kawa pomogþa jej zebraę myĻli. W nocy zastanawiaþa siħ, czy nie powinna pjĻę do szeryfa
Gundersona, ale on z pewnoĻciĢ odmwiþby pomocy, jak zwykle przyglĢdajĢc siħ jej z rozmyĻlnĢ
odrazĢ.
WeŅmie ze sobĢ termos z kawĢ. Nie miaþa klucza do chaty, ale bħdzie mogþa wybię mþotkiem
szybħ.
Mimo Ňe Elsa nie przychodziþa juŇ od ponad dwch tygodni, wielki stary dom wciĢŇ lĻniþ
czystoĻciĢ, ĻwiadczĢc o zasadach, jakimi kierowaþa siħ w pracy. Przed wyjĻciem miaþa zwyczaj
zdzieraę aktualnĢ kartkħ z wiszĢcego przy Ļciennym telefonie kalendarza. Jenny nieraz z tego
Ňartowaþa. Ï Nie doĻę, Ňe czyĻci ciĢgle to, co nigdy nie byþo brudne, to jeszcze koıczy wczeĻniej
dzieı, pozbawiajĢc nas caþego wieczoru.
Teraz Jenny zdarþa kartkħ z piĢtkiem 14 lutego, zmiħþa jĢ w dþoni i zapatrzyþa siħ w puste miejsce
pod grubym napisem áSOBOTA, 15 LUTEGO". ZadrŇaþa. Minħþo niespeþna czternaĻcie miesiħcy
od tamtego dnia, kiedy spotkaþa Ericha w galerii. Nie, niemoŇliwe. To musiaþo byę wieki temu.
Potarþa czoþo dþoniĢ.
W czasie ciĢŇy jej kasztanowobrazowe wþosy Ļciemniaþy, zmieniajĢc kolor na prawie czarny.
Wydawaþy siħ brudne i martwe, kiedy upychaþa je pod weþnianĢ narciarskĢ czapkĢ. WiszĢce z
lewej strony drzwi lustro z pþkĢ zupeþnie nie pasowaþo do ciemnego, wykþadanego dħbem wnħtrza
kuchni. Spojrzaþa w lustro. PodkrĢŇone oczy, zwykle w pþ drogi miħdzy morskimi a bþħkitnymi,
patrzyþy na niĢ rozszerzonymi, pozbawionymi wyrazu Ņrenicami.
Miaþa zapadniħte policzki; po urodzeniu dziecka nigdy nie odzyskaþa normalnej wagi. ZapinajĢc
kombinezon obserwowaþa, jak na szyi pulsuje jej wyraŅnie widoczna tħtnica. DwadzieĻcia siedem
lat. Wydawaþo jej siħ, Ňe wyglĢda na starszĢ o dziesiħę, a czuþa siħ tak, jakby miaþa ich ponad sto.
Gdyby tylko minħþo to otħpienie. Gdyby tylko w domu nie byþo tak potwornie, przeraŅliwie cicho.
Spojrzaþa na piec z lanego Ňelaza stojĢcy pod wschodniĢ ĻcianĢ i na znowu uŇytecznĢ, wypeþnionĢ
drewnem koþyskħ.
Celowo przyglĢdaþa jej siħ przez dþuŇszĢ chwilħ, zmuszajĢc siħ do wchþoniħcia wstrzĢsu, jakim
byþo znalezienie jej tutaj, w kuchni, a potem odwrciþa siħ plecami i siħgnħþa po termos. Napeþniþa
go kawĢ, po czym zabraþa mþotek, kompas, pinezki i kawaþki materiaþu, wrzuciþa je do pþciennego
plecaka, owinħþa sobie twarz szalikiem, zaþoŇyþĢ.bilty biegowe, wbiþa dþonie w grube, obszyte
futerkiem rħkawice i otworzyþa drzwi.
Ostry, kĢsajĢcy wiatr nic sobie nie robiþ z cienkiego szalika. Stþumione porykiwanie krw
zgromadzonych w dojarni zabrzmiaþo w jej uszach jak ponure, bezsilne þkanie. Sþoıce wþaĻnie
wschodziþo, skrzĢc siħ oĻlepiajĢco w Ļniegu, obce w swojej zþotoczerwonej urodzie; daleki bg,
bezsilny wobec gryzĢcego mrozu.
O tej porze Clyde dokonuje juŇ pewnie inspekcji obory, podczas gdy inne rħce wrzucajĢ siano do
paĻnikw dla czarnego bydþa rasy Angus, ktre nie potrafi wygrzebaę poŇywienia spod Ļniegu i
instynktownie skieruje siħ tam w poszukiwaniu ŇywnoĻci i schronienia. Na ogromnej farmie
pracowaþo kilku ludzi, ale Ňaden nie znajdowaþ siħ w pobliŇu domu; wszyscy byli jedynie
maleıkimi, ledwo dostrzegalnymi na tle horyzontu postaciami.
Narty staþy zaraz za drzwiami. Jenny zniosþa je z werandy, rzuciþa na ziemiħ i przypiħþa. Dziħki
Bogu w zeszþym roku nauczyþa siħ dobrze na nich biegaę.
Byþo kilka minut po sidmej, kiedy zaczħþa poszukiwania. Postanowiþa nie oddalaę siħ bardziej
niŇ pþ godziny w kaŇdym kierunku. Zaczħþa w miejscu, gdzie Erich zawsze znikaþ miħdzy
drzewami. Promienie sþoıca z wielkim trudem przedostawaþy siħ przez splĢtane gaþħzie. Staraþa siħ
poruszaę dokþadnie w linii prostej, po czym skrħciþa w prawo, przebyþa jakieĻ trzydzieĻci metrw,
znowu skrħciþa w prawo i wrciþa na skraj lasu. Wiatr niemal natychmiast zacieraþ jej Ļlady, ale
przy kaŇdym nawrocie przybijaþa do drzewa skrawek materiaþu.
O jedenastej wrciþa do domu, odgrzaþa zupħ, zmieniþa skarpety, zmusiþa siħ, Ňeby nie zwracaę
uwagi na mrowiĢcy bl w czole i w dþoniach, i wyruszyþa ponownie.
O piĢtej, przy zapadajĢcym zmroku, na pþ zamarzniħta miaþa . juŇ zrezygnowaę, ale postanowiþa
zajrzeę za jeszcze jeden, þagodny pagrek. I wwczas ujrzaþa maþĢ, zbudowanĢ z ciosanych pni
chatkħ o krytym korĢ dachu, zbudowanĢ w roku 1869 przez prapra-dziadka Ericha. Przez chwilħ
przyglĢdaþa siħ jej z zagryzionymi wargami, czujĢc, jak ostrze rozczarowania wbija siħ w jej ciaþo,
zadajĢc niemal fizyczny bl.
Zasþony byþy zaciĢgniħte; dom wyglĢdaþ tak, jakby od dawna nikt go nie uŇywaþ. Na kominie
piħtrzyþa siħ ĻnieŇna czapa. WewnĢtrz nie pþonħþo Ňadne Ļwiatþo.
Czy naprawdħ odwaŇyþa siħ mieę nadziejħ, Ňe gdy tu przyjdzie, komin bħdzie dymiþ, przez
zasþony bħdzie przebijaþ ciepþy blask lamp, a ona podejdzie do drzwi i po prostu je otworzy?
Do drzwi byþa przybita metalowa tabliczka. Napis, choę zatarty, ciĢgle jeszcze dawaþ siħ
odczytaę: Wstħp surowo wzbroniony. Intruzi zostanĢ ukarani. PoniŇej podpis Erich Fritz Krueger i
data 1903.
Z lewej strony chaty znajdowaþa siħ studnia, a nieco dalej ustħp, dyskretnie ukryty miħdzy
għstymi sosnami. Usiþowaþa wyobrazię sobie mþodego Ericha, przychodzĢcego tu z matkĢ. Ï
Caroline kochaþa chatħ takĢ, jaka byþa Ï mwiþ. Ï Ojciec miaþ zamiar jĢ przebudowaę i
zmodernizowaę, ale ona nie chciaþa nawet o tym sþyszeę.
Zapomniawszy zupeþnie o zimnie, Jenny podjechaþa do najbliŇszego okna. WyciĢgnħþa z plecaka
mþotek, uniosþa go i rozbiþa szybħ. Kawaþek szkþa rozciĢþ jej policzek, ale ona nie zwrciþa uwagi
na struŇkħ krwi, ktra natychmiast zamarzþa jej na policzku. OstroŇnie, Ňeby nie skaleczyę siħ o
ostre brzegi, siħgnħþa do wnħtrza, otworzyþa haczyk i pchnħþa okno.
PoĻpiesznie zrzuciþa narty, wspiħþa siħ na niski parapet, odsunħþa zasþony i weszþa do Ļrodka.
Wnħtrze chaty skþadaþo siħ z pojedynczego pokoju o Ļcianach dþugoĻci mniej wiħcej szeĻciu
metrw. Obok stojĢcego przy pþnocnej Ļcianie pieca, przypominajĢcego metalowy, otwarty
kominek, piħtrzyþ siħ uþoŇony starannie stos drewna. WiħkszĢ czħĻę wykonanej z biaþego
sosnowego drewna podþogi przykrywaþ wyblakþy dywan o orientalnych wzorach. Wokþ pieca staþy
welurowe fotele o wysokich oparciach i pochodzĢca z tego samego kompletu kana-
pa. Dþugi dħbowy stþ i drewniane þawy zajmowaþy miejsce bliŇej frontowych okien. WyglĢdajĢcy
z kĢta koþowrotek robiþ wraŇenie zupeþnie sprawnego. W masywnym dħbowym kredensie w
towarzystwie kilku lamp naftowych staþa chiıska porcelana. Po lewej stronie zaczynaþy siħ
prowadzĢce na grħ strome schody, obok nich zaĻ, na drewnianych stelaŇach, tþoczyþy siħ dziesiĢtki
nie oprawionych pþcien.
ĺciany, rwnieŇ z biaþej, pozbawionej sħkw sosny, byþy gþadkie niczym jedwab i od gry do doþu
zawieszone obrazami. Jenny przypatrywaþa im siħ w otħpieniu. Chata stanowiþa prawdziwe
muzeum. Nawet zapadajĢcy mrok nie mgþ ukryę uderzajĢcego piħkna akwareli, olejnych pþcien,
rysunkw kredkĢ i pirem. Erich jeszcze nie zaczĢþ pokazywaę swoich najlepszych prac. Co
powiedzĢ krytycy, kiedy zobaczĢ te arcydzieþa?
Niektre obrazy byþy juŇ oprawione; widocznie te wþaĻnie miaþ zamiar przeznaczyę na najbliŇszĢ
wystawħ. Burza ĻnieŇna zasypujĢca zagrodħ. Co sprawiaþo, Ňe tak przykuwaþa uwagħ?
NasþuchujĢca z uniesionĢ gþowĢ þania, w kaŇdej chwili gotowa do ucieczki. Cielħ, siħgajĢce do
wymion matki. KwitnĢce bþħkitem pola lucerny, gotowe do Ňniw. KoĻciþ kongregacjonistw i
spieszĢcy do niego wierni. Gþwna ulica Granite Place, emanujĢca ponadczasowym spokojem.
Mimo krzyczĢcej w niej rozpaczy, oglĢdajĢc tħ kolekcjħ Jenny doznaþa przez chwilħ wraŇenia
ukojenia i ciszy.
Potem nachyliþa siħ nad zgromadzonymi na stelaŇach, nie oprawionymi pþtnami. Znowu ogarnĢþ
jĢ niewysþowiony podziw: nieprawdopodobna rozpiħtoĻę talentu Ericha, jego umiejħtnoĻę
malowania z jednakowym artyzmem krajobrazw, ludzi i zwierzĢt, radosny ogrd ze stojĢcym
wĻrd kwiatw staromodnym wzkiem...
I wtedy to zobaczyþa. Nie rozumiejĢc jeszcze, zaczħþa poĻpiesznie przeglĢdaę pozostaþe obrazy i
szkice, a potem biegaę wzdþuŇ Ļcian, od jednego obrazu do drugiego. Z rozszerzonymi
niedowierzaniem oczami, nie wiedzĢc, co robi, zatoczyþa siħ w stronħ schodw i zaczħþa siħ po nich
wspinaę.
Strych byþ niski, pod samym dachem i na ostatnim stopniu Jenny musiaþa pochylię nisko gþowħ.
Kiedy jĢ podniosþa, w jej oczy uderzyþa kaskada najdzikszych kolorw. WstrzĢĻniħta, wpatrywaþa
siħ w swojĢ wþasnĢ twarz, spoglĢdajĢcĢ na niĢ z przeciwlegþej Ļciany. Lustro?
Nie. Namalowana twarz nie poruszyþa siħ, kiedy do niej podeszþa. Przyęmione Ļwiatþo wpadajĢce
przez niewielkie okienko igraþo na pþtnie, znaczĢc je pasami niczym jakiĻ upiorny palec.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin