„Dziecko dla multimiliardera”
By TheLoveBeans
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Isabella Swan zerknęła na kartkę, którą trzymała w dłoni, i znów na numer budynku. Dobrze trafiła. I miała dokładnie trzy minuty, by dotrzeć na osiemnaste piętro na spotkanie z szanownym Edwardem Cullenem, jednym z najbardziej rozchwytywanych kawalerów w Chicago. Skinąwszy uprzejmie głową, odźwierny wpuścił ją
do gmachu Cullen Corporation i wskazał rząd wind, którymi mogła wjechać do biura pana Cullena. Nie zamierzała dać się onieśmielić złoceniom i marmurom eleganckiego holu. Zarzuciła na ramię skórzany plecaczek
i wkroczyła do jednej z kabin.
Tylko spokojnie. Przeszłaś niejedną taką rozmowę
w poszukiwaniu pracy, przykazała sobie w myślach. Nigdy jednak nie starała się o taką posadę. Drzwi windy rozsunęły się na osiemnastym piętrze,
ukazując hol wysłany łososiowym chodnikiem, mahoniową ladę recepcji i olbrzymi napis złoconymi litera mi: „Cullen Industries, Corporation". Wzięła głęboki oddech i podeszła do sekretarki, której uśmiech stopniem promienności nieco przewyższał poziom .optymizmu Belli.
- Czym mogę służyć? - spytała radosnym tonem.
- Nazywam się Isabella Swan. Jestem umówiona na drugą z panem Cullenem.
Atrakcyjna brunetka w średnim wieku natychmiast kiwnęła głową potwierdzająco.
- Pan Cullen czeka na panią. Proszę za mną.
Nie miała ani chwili na przygotowanie się - przy
pudrowanie nosa czy przyczesanie rozwianych wiatrem
włosów. Nagle poczuła zdenerwowanie i chętnie skorzystałaby z toalety, lecz energiczna sekretarka już ruszyła długim, wyłożonym mahoniowymi panelami korytarzem do obszernego gabinetu Cullena. Po przekroczeniu progu Bella zamieniła się w
słup soli. Bała się zrobić choćby krok ze strachu, by czegoś nie zniszczyć. Posadzka z czarnego marmuru lśniła jak dno głębokiego kanionu w świetle księżyca. Każdy
gość musiał odnosić wrażenie, że będzie sunął w powietrzu nad przepaścią. Jedną ze ścian zajmował potężny przeszklony kredens, pełen różnokształtnych karafek wypełnionych likierem o barwie jesiennych liści.
Przy drugiej ścianie stał szklany stolik do kawy i czarne skórzane fotele.
Marmuru, chromu i szkła zużytego do urządzenia tego wnętrza wystarczyłoby na remont Kaplicy Sykstyńskiej. Biurko gospodarza również było ze szkła.
Uwagę Belli przykuło wysokie oparcie skórzanego fotela obracające się lekko w obie strony, jak gdyby ktoś siedzący do niej tyłem rytmicznie się poruszał,
rozmawiając jednocześnie przez telefon. Ten ktoś bawił
się sznurem aparatu, to zawijając go wokół palca wskazującego, to znów odwijając.
O Boże! Edward Cullen we własnej osobie. Najbogatszy człowiek w stanie Illinois, a może i w całej Ameryce. Mężczyzna, na którego polują wszystkie niezamężne kobiety ze śmietanki towarzyskiej Chicago, a także kilka kobiet stanu niecałkiem wolnego, lecz ignorujących ten banalny fakt. Zanim Bella rzuciła się w panice do ucieczki,
a zaczęła rozważać taką opcję, Edward Cullen odłożył
słuchawkę i obrócił się z fotelem przodem do biurka.
Zielone przenikliwe oczy zmierzyły ją od stóp do głów.
Bella zaczerwieniła się po uszy, a serce zatrzepotało jej w piersi jak spłoszony ptak. Liczne fotografie, które oglądała w prasie, nie oddawały nadzwyczajnej atrakcyjności Edwarda. Miał on miedziane, krótko przycięte włosy, z których kilka niesfornych kosmyków sterczał nad czołem. Tworząc artystyczny nieład. Całość dawała wrażenie jakby ich właściciel dopiero co wstał z łóżka.
Elegancki garnitur od Armaniego koloru węgla drzewnego leżał na nim jak ulał. Całości obrazu dopełniał doskonale dobrany, wielobarwny jedwabny krawat.
- Proszę usiąść, panno Swan.
Brzmienie niskiego, ciepłego, budzącego zaufanie głosu sprawiło, że pod Bellą ugięły się kolana. Osunęła się na jeden z chromowanych czarnych foteli przed biurkiem, a plecak położyła na podłodze.
- Cieszę się, że panią widzę. - Otworzył gruby skoroszyt leżący na blacie i przekartkował zawartość. - Pozwoli pani, że powrócę do kilku szczegółowych kwestii, które omawiała pani na spotkaniu z moimi lekarzami i radcami prawnymi.
Przełknęła ślinę. Podczas pamiętnej długiej rozmowy musiała odpowiedzieć na setki pytań. Spodziewała się, że spotkanie z Cullenem będzie wyglądać
podobnie, więc skinieniem głowy wyraziła akceptację.
- Ma pani dwadzieścia sześć lat.
- Zgadza się - odpowiedziała, chociaż słowa biznes
mena były stwierdzeniem, nie pytaniem.
-Absolwentka liceum, obecnie studentka uniwersytetu Northeastern Illinois na kierunku pedagogika wczesnodziecięca.
- Tak.
- Wzorowe wyniki badań lekarskich. Żadnych chorób, oprócz typowych dolegliwości dziecięcych.
-Tak.
Najwyraźniej zadowolony z odpowiedzi odłożył skoroszyt i wbił przenikliwy wzrok w rozmówczynię, aż ścisnęło ją w żołądku.
- Chciałbym zadać kilka pytań osobistych, jeśli się pani zgodzi.
- Oczywiście. - Nie śmiałaby odmówić informacji przyszłemu pracodawcy.
- Co panią skłoniło do zainteresowania się ogłoszeniem o poszukiwaniach matki zastępczej, panno Swan?
Nie tego pytania oczekiwała, lecz postawiła na szczerość.
- Potrzebuję pieniędzy. - Kiedy nawet nie mrugnął okiem, mówiła dalej: - Wiem, że to prozaiczny powód, ale z pewnością woli pan usłyszeć prawdę niż górnolotne kłamstwo.
- Na co potrzebne są pani pieniądze?
Wzięła głęboki oddech.
-Moja matka miała udar. Wyszła z tego, ale jest w o wiele gorszej kondycji zarówno fizycznej, jak i psychicznej niż przed chorobą. Potrzebuje całodobowej
opieki. Przez pewien czas mieszkała ze mną, ale nie mogę być przy niej dzień i noc. Mam przecież studia, pracę. Matka nie chciała być dla mnie ciężarem. Postanowiła się przenieść do domu spokojnej starości, ale nie zdaje sobie sprawy, ile to kosztuje.
- Prywatny pensjonat „Skowronek". - Cullen przy
wołał z pamięci nazwę ośrodka. - Wspominała jej pani o problemach finansowych związanych z pobytem w takiej placówce?
- Skądże! - stwierdziła stanowczo. - Matka sądzi, że płacę rachunki z jej oszczędności. Niestety, te pieniądze już się skończyły. Na razie jest tam na kredyt, a ja się staram wpłacać co miesiąc jak największą kwotę. Nie mogę jednak zamartwiać matki szczegółami naszej ciężkiej sytuacji finansowej. - Głos jej się załamał. Zamrugała powiekami, by powstrzymać łzy. - Wychowywała mnie przez tyle lat. Teraz na mnie kolej, żeby się nią zaopiekować.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Studiując, pracuje pani w dwóch miejscach: jako recepcjonistka w kancelarii prawnej Benson&Tate, a wieczorami jako kelnerka w restauracji „The Tavern".
Wzięła pani dwuletni urlop dziekański, żeby zająć się matką po udarze. Spuściła wzrok.
- Nalegała, żebym wróciła na uczelnię. Nie chce, żebym poświęciła dla niej całe swoje życie.
-i gotowa jest pani przyjąć moją ofertę? W swoisty sposób poświęcić się, by opłacić pobyt matki w „Skowronku"?
Wyprostowała się w fotelu i z dumą uniosła podbródek.
- To moja matka. Zrobiłabym dla niej wszystko.
Wydatne usta Cullena ułożyły się w coś w rodzaju uśmiechu.
- Zdaje sobie pani sprawę, że to zlecenie będzie
wymagać sporego zaangażowania czasowego z pani strony? Zadowolona, że rozmowa odchodzi od wątku choroby matki, Bella nieco się odprężyła, a nawet ośmieliła się podnieść wzrok, ze zdumieniem dostrzegając na obliczu milionera ślad ludzkich uczuć.
- Owszem, ale poza obowiązkiem regularnych badań
lekarskich zyskam możliwość powrotu do zajęć na studiach.
Nie wspomniała o cenie emocjonalnej, o wiele wyższej niż fizyczna, którą musiałaby zapłacić za dopełnienie warunków umowy. Gotowa była jednak wiele znieść w imię zdrowia i szczęścia matki. Zastanawiała się przez chwilę, zanim znów się odważyła spojrzeć Edwardowi w oczy.
- Zamierzam ograniczyć liczbę godzin pracy i przeznaczyć ten czas na studia, ale nie ma mowy o zrezygnowaniu z obu posad. Wszystkie pieniądze otrzymane
od pana przeznaczę na opłacenie opieki dla matki. Potrafię sama się utrzymać. W pokoju zapadła cisza. Mężczyzna skupił się na przeanalizowaniu słów Belli, a następnie powrócił
do kwestii intymnych.
- Proszę wybaczyć, że znów spytam o coś, co moi ludzie już dokładnie zbadali. Nie jest pani obecnie zaangażowana w związek z żadnym mężczyzną, prawda?
Nie prowadzi pani życia seksualnego?
- Nie - odparła szybko. - O to nie musi się pan martwić. - Zapomniała już o tej sferze, tak więc Cullen naprawdę nie miał powodów do niepokoju.
Przyglądał jej się uważnie spod przymrużonych powiek. Nie była klasyczną pięknością, wymalowaną, pewną siebie, taką jak dziesiątki kobiet, z którymi się umawiał na randki, zanim zarobił pierwszy milion. Stanowiła raczej przykład kobiety naturalnej, bezpretensjonalnej, która nie katowała włosów wymyślnymi fryzurami i nosiła ubrania w stonowanych barwach, kierując się wygodą, a nie modą.
Niesforne brązowe kędziory nasuwały mu miłe
skojarzenia z wesołymi płomieniami w kominku, zaś piegowaty nosek aż się prosił, żeby go żartobliwie do tknąć koniuszkiem palca, a może nawet koniuszkiem języka, by sprawdzić, czy brązowe kropeczki smakują jak cynamon.
Miała na sobie długą, wzorzystą bawełnianą spódnicę i oliwkowy sweter sięgający do pół uda. Strój zakrywał zatem to, co dla każdego mężczyzny najbardziej
interesujące, lecz mimo to Edward nie powstrzymał się od kosmatych myśli o ponętnych kształtach ukrytych pod spodem. I tu powstał problem
Od rana zdążył odbyć spotkania z sześcioma kandydatkami na matki zastępcze, a na popołudnie umówiony był z dwiema kolejnymi. Żadna z nich nie obudziła w nim instynktu erotycznego, i to już od momentu wkroczenia do gabinetu.
Gdy tylko usłyszał dźwięk klamki, nie przerywając prowadzonej rozmowy telefonicznej, zerknął na drzwi i, wystraszony siłą własnej reakcji na pojawienie się panny Swan, natychmiast obrócił fotel oparciem do wejścia, dając sobie czas na ochłonięcie.
Chociaż wśród wcześniejszych kandydatek pojawiły się sobowtóry Julii Roberts i Meg Ryan, pozostał obojętny na ich wdzięki. Z Bellą Swan było inaczej.
Bez trudu potrafił ją sobie wyobrazić jako matkę swojego dziecka. Albo dzieci. Problem polegał na tym, że z taką kobietą wolałby je począć w tradycyjny sposób.
Niedobrze. W jego życiu nie było teraz miejsca na kobietę. Na projekty biznesowe - owszem. Tak właśnie traktował to najnowsze przedsięwzięcie, jakim było poszukiwanie matki dla dziecka, któremu przekaże swoje geny. A po narodzinach potomka na pewien czas od
pocznie od biznesu i wejdzie w rolę ojca, takiego, jakiego sam zawsze pragnął mieć, lecz nigdy nie miał. Związać się z kobietą? Mieć żonę? Nie, dziękuję.
I oto Bella właśnie wyznała, że interesuje ją tylko strona finansowa, podobnie jak inne kobiety, które znał w życiu. Chciały wydusić jak najwięcej z portfela
multimilionera, a najlepiej zdobyć najcenniejsze trofeum-jego nazwisko.
Belli nie zależało na usidleniu najatrakcyjniejszego kawalera Chicago. Chciała jednak urodzić dziecko tegoż kawalera, aby zapewnić opiekę słabowitej matce. Kierowały nią więc motywy szlachetniejsze niż w przypadku jej konkurentek, lecz Edward postanowił
skupić się na biznesowej stronie ich kontaktów i nie zaglądać w dekolt panny Swan...
Odsunął fotel i wstał zza biurka. Bella również się podniosła i zarzuciła plecak na ramię. Cullen mimowolnie się uśmiechnął i z jego ust padło pytanie, którego nie zadał żadnej z pozostałych kandydatek.
- Zje pani dzisiaj ze mną kolację?
Po południu spotkał się z ostatnimi kandydatkami na liście, ale była to czysta formalność. Przeprowadzając rutynowe wywiady, błądził myślami wokół Belli. Już wybrał matkę dla swojego dziecka. Przechadzał się wzdłuż czarnej limuzyny zaparkowanej pod domem Isabelli. Poprosiła, żeby nie robił sobie kłopotu i nie przychodził po nią do mieszkania.
Miała zejść o siódmej. O szóstej czterdzieści dziewięć Edward gotów był pomknąć po schodach na górę. Jak na biznesmena byłoby to niezbyt profesjonalne zachowanie.
A przecież w interesach nigdy nie tracił zimnej krwi. Nigdy przed przejęciem innej firmy nie przemierzał nerwowo korytarza tam i z powrotem. Cieszył się reputacją twardego, chłodnego negocjatora. Nic nie burzyło jego równowagi. Zatrzymał się w pół kroku i zmarszczył czoło. Czym się tak ekscytował? I dlaczego nie potrafił powściągnąć emocji?
Z rękami w kieszeniach granatowych spodni, w niedbałej pozie, oparł się o karoserię. Swoje zdenerwowanie przypisał faktowi, że teraz gdy wybrał zastępczą
matkę, projekt biznesowy „Dziecko" zaczął nabierać realnych kształtów. I w dodatku ta dziwnie silna reakcja na obecność Belli...
Nagle pojawiła się za przeszklonymi drzwiami, z tą samą torbą-plecakiem, z którą zdawała się nie rozstawać. Ubrana była w bluzkę koloru kości słoniowej, marszczoną przy karczku i mankietach oraz wąską brązową spódnicę do pół łydki. Rudobrązowe pukle spięła złotą
klamrą z tyłu głowy. Na widok Edwarda uśmiechnęła się, nie promiennie
i nie od ucha od ucha, ale jednak w sposób, od którego zrobiło mu się cieplej na sercu i nie tylko. Odpowiedział uśmiechem i otworzył drzwi limuzyny.
- Dziękuję. - Onieśmielona siadła na siedzeniu obitym luksusową skórzaną tapicerką. Wśliznął się za nią i zatrzasnął drzwi. Samochód ruszył niemal natychmiast.
- Proszę się rozgościć. Jak się pani czuje?
Zerknęła na niego trochę spłoszona.
- W porządku. A pan?
Kiwnął głową.
- Ale chyba nie ma mi pani za złe tego zaproszenia? - zagadnął, przechodząc do sedna sprawy.
Tą otwartością zbił ją z tropu, nie wiadomo zresztą dlaczego. Tylko ktoś tak bezpośredni mógł dać ogłoszenie o poszukiwaniu matki zastępczej dla swojego dziecka. Wywnioskowała to na podstawie rozmów z prawnikami i lekarzami, a także z dociekliwych pytań, które
jej zadał osobiście. Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów Edwarda,
a wtedy pokręciła głową. Nie zmieniła zdania. Chciała urodzić temu mężczyźnie dziecko na zamówienie.
Zanim odpowiedziała na ogłoszenie, sama również zebrała informacje na temat „pracodawcy". Edward Anthony Cullen uchodził za przyzwoitego człowieka. Jak się
zorientowała, nie miał szczęśliwego dzieciństwa i być może chciał nadrobić te braki w następnym pokoleniu. Decyzja, żeby najpierw się postarać o dziecko zamiast
o żonę wydawała się dość dziwna, lecz Bella czuła, że Edward będzie świetnym ojcem. Przeznaczał spore sumy na akcje charytatywne na rzecz dzieci. Widziała nawet w wiadomościach telewizyjnych, że sam brał udział w podobnych imprezach, bawił się z dziećmi i nie udawał radości, jaką mu to sprawia. Z drugiej zaś strony świadomość, że przeszła przez sito selekcyjne, budziła w niej niepokój. Gdyby nie od
powiadała wymaganiom, Edward nie zaprosiłby jej na kolację, prawda? Była bardzo zdenerwowana. Nigdy w życiu nie jechała limuzyną, ale stwierdziła, że szybko
przywykłaby do wygodnych siedzeń i klimatyzacji.
Po paru minutach zatrzymali się przed modną restauracją „Le Cirque". Na strzeżonym parkingu stały same wystrzałowe samochody. Oczywiście słyszała o tym
ekskluzywnym lokalu, nawet jednak nie śniła, że kiedykolwiek się znajdzie wśród jego klienteli zamawiającej wyszukane potrawy w niebotycznych cenach.
Edward najwyraźniej nie przeżywał takich rozterek. Szofer otworzył drzwi i pomógł Belli przy wysiadaniu. Przez chwilę obserwowała eleganckich gości wchodzących do restauracji. Nagle poczuła na plecach ciepłą dłoń. Zdobyła się na uśmiech.
- Chyba jestem nieodpowiednio ubrana.
Na tle mężczyzn w garniturach szytych na miarę i kobiet w wieczorowych sukniach czuła się jak Kopciuszek.
- Skądże! - Minęli portiera. - A poza tym zamówiłem stolik w zacisznym miejscu i nikt nie będzie się nam przyglądał.
Mówiący z francuskim akcentem kierownik sali, zgięty wpół, przeprowadził ich przez wypełnioną po brzegi gośćmi główną jadalnię do wydzielonego zakątka, w którym stał tylko jeden stolik nakryty dla dwóch osób. Mimo początkowych oporów w atmosferze intymnego kącika Bella poczuła się swobodniej.
Usiadła plecami do ściany ozdobionej rzędem kwiatów doniczkowych i paproci. Wielkie skórzane okładki menu kryły listę dań, której nie powstydziłby się żaden
festiwal kuchni z czterech stron świata. Gdy Edward zaproponował, że ułoży jadłospis dla nich obojga, przystała na to z nadzieją, że żadne egzotyczne paskudztwo
nie wyląduje na jej talerzu. Kelner napełnił kieliszki czerwonym winem i zniknął z zamówieniem.
- Ma pan jeszcze jakieś pytania?
Bella spróbowała szlachetnego trunku.
- Sądzę, że mam pełny obraz pani stanu zdrowia i sytuacji życiowej.
- Wobec tego w jakim celu zaprosił mnie pan na kolację?
Na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech. W zamyśleniu przesunął palcem po nóżce kieliszka z winem.
- Bo chciałem. Czy z tego powodu odczuwa pani dyskomfort?
- Absolutnie - odparła szybko, po części wbrew sobie. Trudno było się cieszyć pobytem w eleganckim lo kalu, kiedy nieustannie się obawiała, że popełni jakąś gafę. - Nie wiem tylko, jaki sens ma to zaproszenie, skoro nie zamierza pan kontynuować wywiadu.
- Proszę zapomnieć o formalnościach. Dziś chciałbym, żeby się pani odprężyła. Porozmawiamy, poznamy się bliżej. Na początek proponuję, żebyśmy mówili
sobie po imieniu. Roześmiała się cichutko i zawstydzona wbiła wzrok w śnieżnobiały obrus.
- Czytał pan... czytałeś raporty wszystkich lekarzy i adwokatów, którzy mnie przepytywali i badali od stóp do głów. Cóż więcej mogę o sobie powiedzieć?
- Moi ludzie są bardzo skrupulatni - przyznał ze szczyptą goryczy w głosie - ale to nie znaczy, że dzięki nim dobrze cię poznałem. Znam tylko twoją grupę
krwi, datę urodzenia i oceny szkolne od zerówki włącznie. Dziś natomiast chciałbym się dowiedzieć kilku rzeczy nieuwzględnionych w kwestionariuszach.
- Mianowicie?
...
TheLovebeans