003 - Romantyczne podróże - Heywood Sally - Narzeczony z Korfu.pdf

(565 KB) Pobierz
4219258 UNPDF
SALLY HEYWOOD
Narzeczony
z Korfu
ł
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To był Kostas. Szedł nabrzeżem w stronę jachtu. Miał
na sobie dżinsy i wypłowiałą niebieską koszulę; była nie
dopięta i odsłaniała muskularny tors porośnięty ciemnymi
włosami. Pod szorstką tkaniną rysowały się mięśnie. Przy­
było mu lat i nie wyglądał już na młodego chłopaka, ale
zachował dawną siłę. Shelley wiedziała, że przyszedł tu
po nią.
Niespodziewanie ogarnął ją strach, więc cofnęła się
w głąb jachtu ojca. Pragnęła odejść z Kostasem, ale nie
wiedziała, czy starczy jej odwagi. Bez namysłu sięgnęła
do szafki, wrzuciła trochę ubrań do pierwszej z brzegu
torby i zbiegła po trapie. Obejrzała się z bijącym sercem.
Na jachcie będzie piekło, gdy ojciec i Paula odkryją, że
uciekła, ale mniejsza z tym. Najważniejsze, że Kostas po
nią przyszedł.
- Idziesz? - zawołał na jej widok.
- Tak - odparta półgłosem, wystraszona. Gdy zesko­
czyła na brzeg, natychmiast wziął ją w ramiona i mocno
przytulił. Stali tak przez dłuższą chwilę, aż pochylił głowę,
by pocałować ją namiętnie.
Obudziła się, krzycząc z tęsknoty. Przez moment nie
wiedziała, gdzie się znajduje. Pokój wyglądał obco. Na
6
NARZECZONY Z KORKU
miłość boską, co to za miejsce? Potem uświadomiła sobie,
że jest na Korfu.
Od chwili gdy Malcolm oznajmił, że musi tam poje­
chać, raz po raz śnił jej się Kostas Kiriakis. Czyżby pod­
świadomość ujawniała swoje sekrety? B/dura! Shelley nie
chciała mieć nic wspólnego z tamtym mężczyzną. Zamru­
gała powiekami i próbowała się skupie: na czekających ją
zadaniach. Niestety, wspomnienia nie dawały jej spokoju.
Minęło wiele czasu; dziewięć lat... Kostas zapewne nie
mieszka już na Kortu. Powinna dawno o nim zapomnieć,
ale było inaczej,
Wstała Z łóżka Nadal miała przed oczyma postać za­
bójczo przystojnego chłopaka, a w uszach brzmiał jej
gardłowy głos i łamana angielszczyzna. Stojąc pod prysz­
nicem, zadawała sobie pytanie, czy naprawdę był taki
cudowny, jak się jej przed laty wydawało. Szesnastolatki
łatwo ulegają złudzeniom.
Zerknęła na zegarek i uświadomiła sobie, że trzeba się
pospieszyć, jeśli chce zdążyć na prom do Kassiopi. Po źle
przespanej nocy miała cienie pod oczami, ale jej uroda na
tym nie ucierpiała. Przyjemnie było popatrzeć na jasną,
owalną twarz. Szczere spojrzenie niebieskich oczu o ame­
tystowym odcieniu, proste jasne włosy i szczupła postać
sprawiały, że na ulicy mnóstwo ludzi oglądało się za Shel­
ley, z uśmiechem podziwiając klasyczną piękność.
Podeszła do okna, by uchylić okiennice. Słońce już
mocno przygrzewało i w drżącym powietrzu drzewa na
niewielkim placyku widoczne były niewyraźnie, jakby
przez mgłę. Dziki kotek skradał się ostrożnie wzdłuż ogro­
dowego muru po drugiej stronie placu.. Spod palm dobie-
NARZECZONY Z KORFU
7
gał szum wody z fontanny obrośniętej pnączami. Shelley
podniosła głowę, wystawiła twarz do słońca i poczuła na
skórze rozkoszne ciepło. Opamiętała się po chwili i pod­
biegła do toaletki, by pospiesznie zrobić makijaż. Sięgnęła
do torby podróżnej po lniane szorty i jedwabną koszulę
o prostym kroju. Włożyła je pospiesznie i wsunęła stopy
w miękkie skórzane sandały. Wy szczotkowała jasne włosy
i narzuciła bawełniany żakiet. Łagodny odcień błękitu
podkreślał jasną cerę. Swoje rzeczy spakowała wieczo­
rem, więc od razu chwyciła torbę i zbiegła po schodach
do holu. Na jej widok zaspany recepcjonista z trudem
podniósł głowę znad biurka. Gdy nacisnęła klamkę, do­
biegł ją z tyłu zaspany głos:
- Pani wyjeżdża? - Odwróciła głowę i poznała syna
właściciela, który dyżurował nocą w recepcji. Uśmiechnął
się promiennie na widok długonogiej, jasnowłosej klient­
ki. - Zawołam taksówkę. - Sięgnął natychmiast po słu­
chawkę telefonu. Shelley energicznie pokręciła głową.
- Dziękuję, nie trzeba. Wolę się przejść. Do przystani
promowej nie jest stąd daleko, prawda?
- Jasne. Dokąd pani jedzie? - wypytywał młody męż­
czyzna, wychodząc zza burka. Był chętny do pomocy.
Podobnie jak Kostas miał prosty nos, gęste ciemne włosy
i śniadą skórę, ale na jego widok nie czuła przyjemnego
dreszczu.
- Muszę się dostać do Kassiopi - odparta, poprawiając
torbę zawieszoną na ramieniu.
- Szybciej będzie autem. Chętnie panią zawiozę.
- Nie, dziękuję. Wolę popłynąć tam promem. Ktoś bę­
dzie na mnie czekał w porcie.
8
NARZECZONY Z KORFLJ
- Ukochany?
Pokręciła głową.
- Współpracownik. Jestem tu w interesach.
Młody Grek sięgnął po jej bagaż.
- Pomogę. To ciężkie. Odprowadzę panią. Pokażę krót­
szą drogę.
Tak bardzo chciał się jej przysłużyć, że nie miała serca
odmówić. Szybkim krokiem ruszyli w stronę portu przez
zawiły labirynt uliczek. Niektóre wydawały się znajome.
Shelley wspominała, jak przed dziewięciu laty spacerowa­
ła tu z Kostasem, ale natychmiast skarciła się za te myśli.
Chętnie zajrzałaby do małych sklepików, lecz nie miała
na to czasu, a poza tym o tej porze były jeszcze pozamy­
kane. Spieszyła się, mimo to chwilami jej uwagę przyku­
wała ładna sukienka lub piękne buty. Obiecała sobie, że
w wolnej chwili wróci do Kerkiry, żeby buszować po uro­
czych butikach. Z otwartych okien na piętrze dobiegały
odgłosy rodzinnego życia: odbite echem wesołe okrzyki
w jadalni, nawoływania z balkonów obrośniętych gera­
nium i stykających się prawie nad uliczką. W powietrzu
unosił się rozkoszny zapach świeżo zaparzonej kawy oraz
miodu i ciepłego pieczywa.
Z roztargnieniem słuchała objaśnień młodego Greka,
który wskazywał stare budynki i zabytkowe cerkiewki.
Nagle uświadomiła sobie, że Kostas mógł jednak pozostać
na Korfu. Lubił Kerkirę, szczególnie tę nadmorską dziel­
nicę. A jeżeli zamieszkał w pobliżu i tu zarabia na życie?
Może lada chwila wyjdzie zza rogu i wpadnie na nią przy­
padkiem? Zbladła, nie wiedząc, jak by się wtedy zacho­
wała. Przed laty chodziła z nim. Dość! Z trudem wzięła
Zgłoś jeśli naruszono regulamin