Marker.pdf

(1549 KB) Pobierz
201939778 UNPDF
Robin Cook
Marker
(Marker)
przełożył Norbert Radomski
Dla Jean i Camerona za wszystko, co dla mnie znaczą Chciałbym podziękować
swojej uczelni – Wydziałowi Lekarskiemu Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku.
Studiowanie tam było dla mnie zaszczytem i przywilejem. Zarówno moje życie
zawodowe, jak i kariera pisarska opierają się w znacznym stopniu na fundamencie
wiedzy i doświadczenia, jakie zdobyłem w tej instytucji.
R. C.
Prolog
Drugiego lutego przed świtem padająca nieprzerwanie zimna mżawka skrapiała
betonowe iglice Nowego Jorku, spowijając je gęstą, sinoróżową mgłą. Jeśli nie liczyć
kilku stłumionych syren, miasto, które nigdy nie zapada w sen, pogrążone było we
względnej martwocie. Jednak dokładnie o trzeciej siedemnaście po przeciwnych stronach
Central Parku zaszły dwa niemal równoczesne, nie powiązane ze sobą, ale zasadniczo
podobne wydarzenia, które – jak miało się okazać – były w tragiczny sposób splecione.
Jedno z nich rozegrało się na poziomie komórkowym, drugie na poziomie molekularnym.
Choć biologiczne skutki tych wydarzeń były całkowicie odmienne, same wydarzenia
zrządzeniem losu niespełna dwa miesiące później doprowadziły swych sprawców –
obcych sobie ludzi – do brutalnego starcia.
Zdarzenie na poziomie komórkowym nastąpiło w momencie intensywnej rozkoszy
i polegało na gwałtownym wstrzyknięciu do pochwy nieco ponad dwustu pięćdziesięciu
milionów plemników. Niczym gromada niecierpliwych maratończyków, plemniki
błyskawicznie zmobilizowały się, sięgnęły do swych zasobów energii i rozpoczęły
prawdziwie herkulesowy wyścig ze śmiercią: wyczerpujący i niebezpieczny bieg, który
wygrać mógł tylko jeden z nich, skazując pozostałe na krótki i frustrująco jałowy żywot.
Najpierw musiały przedrzeć się przez czop śluzowy tarasujący dostęp do
obkurczonej jamy macicy. Mimo tej potężnej zapory plemniki szybko zatriumfowały,
choć było to pyrrusowe zwycięstwo. Dziesiątki milionów gamet z pierwszej fali zginęły
w akcie samopoświęcenia, by uwolnić zawarte w nich enzymy mające otworzyć przejście
dla innych.
Następnym sprawdzianem dla tej hordy maleńkich istot było przebycie olbrzymiej
przestrzeni macicy, wyczyn porównywalny pod względem dystansu i niebezpieczeństw
z wysiłkiem małej rybki przemierzającej wzdłuż Wielką Rafę Koralową. Ale nawet ta
pozornie nieprzekraczalna przeszkoda została pokonana, gdy kilka tysięcy krzepkich
plemników szczęśliwie zdołało dotrzeć do ujść jajowodów, pozostawiając za sobą trupy
setek milionów pechowców.
Jednak nie był to jeszcze koniec ich trudów. Wśród falujących fałd nabłonka
szczęśliwcy, którzy trafili do właściwego jajowodu, przyspieszyli bieg pod wpływem
chemicznych bodźców płynu z pękniętego pęcherzyka Graafa. Gdzieś przed nimi, za
dwunastoma centymetrami krętego, zdradliwego tunelu, znajdował się ich Święty Graal,
świeżo uwolniona komórka jajowa spowita obłokiem chroniących ją osłon.
Napędzana coraz mocniej nieodpartą siłą chemotaksji, część męskich gamet
dokonała rzeczy pozornie niemożliwej i otoczyła swój cel. Pozostało ich już niespełna
sto, wyczerpanych długą podróżą i ucieczką przed drapieżnymi makrofagami, które
unicestwiły wielu ich braci, a liczba ta malała wciąż w szybkim tempie. Niedobitki
w ostatnim zrywie zwaliły się na nieszczęsną haploidalną komórkę jajową.
Po zaledwie godzinie i dwudziestu pięciu minutach zwycięski plemnik ostatnim
rozpaczliwym ruchem witki rzucił się na osłony otaczające jajo. Gorączkowo przedzierał
się przez warstwę komórek ziarnistych, by dotknąć swym czapeczkowatym akrosomem
grubej osłonki przejrzystej i doprowadzić do fuzji. W tym momencie wyścig dobiegł
końca. Ostatecznym, przedśmiertnym czynem zwycięskiego plemnika było wstrzyknięcie
do wnętrza komórki jajowej materiału jądrowego, wskutek czego powstało męskie
przedjądrze.
Pozostałych szesnaście plemników, które dotarły do komórki jajowej parę sekund po
zwycięzcy, przekonało się, że nie są w stanie przylgnąć do zmodyfikowanej osłonki
przejrzystej. Ich zasoby energii były na wyczerpaniu i wkrótce ich witki zamarły. Nie
było innego miejsca. Wszyscy przegrani zostali wychwyceni, wchłonięci i usunięci
z organizmu przez śmiercionośne makrofagi.
Tymczasem wewnątrz zapłodnionej komórki jajowej męskie i żeńskie przedjądrza
wędrowały ku sobie. Gdy ich otoczki uległy rozpadowi, zawartość obu połączyła się,
tworząc wymagany dla ludzkiej komórki zestaw czterdziestu sześciu chromosomów. Jajo
przekształciło się w zygotę. W ciągu następnej doby uległo podziałowi w procesie
zwanym bruzdkowaniem, pierwszym z sekwencji wydarzeń, która po dwudziestu dniach
miała doprowadzić do powstania zarodka. Zaczęło się życie.
Niemal równoczesne zdarzenie na poziomie molekularnym również wiązało się ze
wstrzyknięciem. W tym przypadku do jednej z obwodowych żył przedramienia
wprowadzono przeszło bilion cząsteczek zwyczajnej soli, zwanej chlorkiem potasu,
rozpuszczonej w niewielkiej ilości wody destylowanej. Efekt był niemal
natychmiastowy. Jony potasu przeniknęły na zasadzie biernej dyfuzji do wnętrza
komórek wyściełających żyłę, zaburzając równowagę elektrolityczną niezbędną dla ich
życia i funkcjonowania. Znajdujące się między komórkami delikatne zakończenia
nerwowe pospiesznie wysłały do mózgu pilne sygnały bólu, ostrzegając o nadciągającej
katastrofie.
Parę sekund później jony potasu dopłynęły głównymi żyłami do serca, skąd każdy
skurcz wyrzucał je do rozgałęzionego drzewa tętnic. Choć coraz bardziej rozcieńczały się
w osoczu, ich stężenie wciąż pozostawało zabójcze. Szczególnie zagrożone były
wyspecjalizowane komórki odpowiedzialne za inicjowanie uderzeń serca, komórki pnia
mózgu sterujące oddechem oraz przenoszące sygnały neurony i wrzeciona mięśniowe.
Już wkrótce wszystkie one odczuły niekorzystny wpływ potasu. Częstość akcji serca
spadła gwałtownie, a jego skurcze osłabły. Oddech stał się płytki, a natlenienie krwi
niewystarczające. Kilka chwil później serce zatrzymało się, zapoczątkowując proces
obumierania komórek w całym organizmie oraz śmierć kliniczną. Życie się zakończyło.
Ostatnim ciosem było wysączenie się potasu zawartego w umierających komórkach do
nie funkcjonującego już układu krążenia, co skutecznie zamaskowało wstrzykniętą
śmiertelną dawkę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin