Bolesław Prus - Michałko.pdf

(51 KB) Pobierz
Boles³aw Prus - Micha³ko.txt - Notatnik
Bolesław Prus Michałko.txt
NR ID : b00153
Tytuł : Michałko
Autor : Bolesław Prus
Roboty przy kolei skończono. Podradczyk wypłacił, komu co naleŜało, oszukał, kogo
moŜna, i ludzie poczęli rozchodzić się gromadami, kaŜdy do swojej wsi.
Koło karczmy, co stała przy plancie, do południa było gwarno. Jeden obwarzankami
napełniał kobiałkę, drugi kupował wódkę do domu, inny upijał się na miejscu. Potem
porobili zawiniątka z grubych płacht i zawiesiwszy je przez ramiona odeszli wołając:
Bywaj zdrów, "durny Michałku!..."
A on został.
Został na szarym polu i nie patrzył nawet za swoimi, tylko na błyszczące szyny, co biegły
aŜ tam, het! nie wiadomo gdzie. Wiatr rozrzucał mu ciemne włosy, rozwiewał białą
parciankę i z daleka przynosił ostatnią zwrotkę pieśni odchodzących.
Wkrótce za krzakami jałowca skryły się płachty; parcianki i okrągłe czapki. W końcu i
pieśń umilkła, a on wciąŜ stał z załoŜonymi rękoma, bo nie miał gdzie iść. Jak ten zając,
co w tej oto chwili przeskakuje szyny, tak on, chłopski sierota, gniazdo miał w polu, a
spiŜarnię gdzie Bóg da.
Za piaszczystym wzgórzem rozległo się gwizdanie, zakłębił się dym i zaturkotało.
Nadjechał roboczy pociąg i zatrzymał się przed nie wykończoną stacją. Otyły maszynista i
jego młodziutki pomocnik zeskoczyli z lokomotywy i pobiegli do karczmy. ToŜ samo
zrobili brekowi. Został tylko inŜynier, który przypatrywał się zamyślony pustej okolicy i
przysłuchiwał szmerowi pary w kotle.
Chłop znał inŜyniera, więc ukłonił mu się nisko; do ziemi.
A to ty, "durny Michałku"! CóŜ tutaj robisz? zapytał inŜynier.
Nic, panie! odparł chłop.
Dlaczego nie wracasz do wsi?
Nie mam po co, panie.
InŜynier zaczął nucić, a potem rzekł:
Jedź do Warszawy. Tam zawsze znajdziesz robotę.
Kiedy nie wiem, gdzie to.
Siadaj na wagon, to się dowiesz.
"Durny Michałku" skoczył na wagon jak kot i usiadł na stosie kamieni.
A pieniędzy trochę masz? spytał inŜynier; Mam, panie, rubla i czterdzieści groszy i
złoty dziesiątkami...
InŜynier znowu począł nucić i oglądać się po okolicy, a w lokomotywie wciąŜ warczało.
Wreszcie z karczmy wybiegła obsługa pociągu z butelkami i węzełkami. Maszynista i jego
pomocnik siedli na lokomotywę i ruszono.
O jaką milę drogi stąd, na zakręcie, ukazały się dymy i wieś uboga, zbudowana między
Strona 1
Bolesław Prus Michałko.txt
błotami. Na jej widok Michałko oŜywił się. Zaczął się śmiać, wołać (choćby go nie
usłyszano z takiej odległości), machać czapką... AŜ jadący na wysokim koźle brekowy
ofuknął go:
A ty czego się wychylasz? Jeszcze zlecisz i diabli cię wezmą...
Bo to nasza wieś, panie, o tam, o!...
No, więc kiedy wasza, to siedź spokojnie odparł brekowy.
Michałko usiadł spokojnie, jak mu kazano. Tylko Ŝe go coś bardzo nudziło w sercu, więc
zaczął mówić pacierz. Ach! jakŜeby on wrócił do swojej wsi, z gliny i słomy ulepionej, tam
między błota... Ale nie miał po co. Choć go nazywali "durnym", tyle przecie rozumiał, Ŝe
na świecie mniej przymiera się z głodu i łatwiej o nocleg aniŜeli we wsi. O! na świecie
chleb jest bielszy, na mięso moŜna choć popatrzeć, domów więcej i ludzie nie tacy mizerni
jak u nich.
Wymijali stację za stacją zatrzymując się tu dłuŜej, tam krócej. O zachodzie słońca kazał
inŜynier dać chłopu jeść, a on za to do nóg mu się ukłonił.
Wjechali w nową całkiem okolicę. Nie było tu rozlewających się bagien, ale wzgórzyste
pola, kręte i szybko płynące rzeczki. Znikły kurne chaty i stodoły plecione z wici, a
ukazały się piękne dwory i murowane budynki, lepsze niŜ u nich kościoły albo karczmy.
Nocą stanęli pod miastem zbudowanym na górze. Zdawało się, Ŝe domy właŜą jeden na
drugi, a w kaŜdym tyle światła, co gwiazd na niebie. Na stu pogrzebach nie zobaczyłby
tylu świec, co w tym mieście...
Grało coś bardzo pięknie, ludzie chodzili tłumem, śmiejąc się i rechocząc, choć juŜ była
taka noc wielka, Ŝe we wsi słyszałbyś tylko wołanie upiora i ujadanie strwoŜonych psów.
Michałko nie zasnął. InŜynier kazał mu dać funt kiełbasy i bułkę chleba, a potem
przepędzili go na inny wagon, który wiózł piasek. Było tu miękko jak w puchu. Ale chłop
nie kładł się, tylko siedział w kuczki, jadł kiełbasę z chlebem, aŜ mu oczy wyłaziły na
wierzch, i myślał:
Nie bój się, jakie to są dziwne rzeczy na świecie!...
Po kilkugodzinnym postoju, nad ranem, pociąg ruszył i jechali truchtem. Na jednej stacji
wśród lasu zatrzymali się dłuŜej, a brekowy powiedział chłopu, Ŝe inŜynier pewnie wróci
nazad, bo przyszła po niego depesza.
Istotnie inŜynier zawołał do siebie chłopa.
Ja muszę jechać na powrót rzekł. A ty sam czy puścisz się do Warszawy?
Bo ja wiem... szepnął chłop.
No, przecie nie zginiesz między ludźmi?
Komu ja, panie, zginę, kiedy nie mam nikogo?...
Rzeczywiście, komu on miał zginąć!
A więc jedź mówił inŜynier. Tam, zaraz przy stacji, budują nowe domy. Będziesz nosił
cegłę i nie umrzesz z głodu, byleś się nie rozpił. Potem moŜe ci być lepiej. Na wszelki
Strona 2
Bolesław Prus Michałko.txt
wypadek masz rubla.
Chłop wziął rubla, uścisnął inŜynierowi kolana i usiadł na swój wagon z piaskiem.
Wnet ruszyli.
W drodze zapytał brekowego:
Daleko stąd, panie, do naszej stacji?
Chyba ze czterdzieści. mil. Czy ja wiem?
A piechotą, panie, długo by szedł?...
MoŜe ze trzy tygodnie. Wreszcie nie wiem. Niezmierny strach ogarnął chłopa. Po co on
puścił się nieszczęśliwy tak daleko, Ŝe aŜ trzy tygodnie iść potrzeba do domu!...
W ich wsi opowiadano nieraz o parobku, co go wicher porwał i prędzej, niŜ przeŜegnać
się moŜna; zaniósł i cisnął o dwie mile juŜ trupa. Czy z nim nie stało się to samo? Czy ta
maszyna ziejąca ogniem, której boją się starzy ludzie, nie jest gorsza od wichru?... A gdzie
go ona wyrzuci!
Na tę myśl schwycił się krawędzi wagonu i zamknął oczy. Teraz uczuł, jak go niesie, jak
strasznie huczy, jak go wiatr bije po twarzy i śmieje się: hu! hu! hu!... hi! hi! hi!...
PorwałaŜ go dopiero burza, porwała!... Tyle Ŝe nie od matki ani od ojca, ani od własnej
chaty, tylko z pola, sierotę.
Rozumiał, Ŝe jest z nim coś niedobrze, ale cóŜ na to poradzić? Źle mu jest, gorzej mu
pewnie będzie, lecz Ŝe juŜ było źle, gorzej i najgorzej, więc otworzył oczy i puścił się
wagonu. Taka wola boska. Od tego on przecie biedny chłop, Ŝeby dźwigał nędzę na
karku, a w sercu obawę i Ŝal...
Lokomotywa przeraźliwie zagwizdała. Michałko spojrzał przed siebie i zobaczył z dala
jakby las domów zasnutych płachtą dymu.
Czy to pali się gdzie? zapytał brekowego.
To Warszawa!...
Chłopa znowu ścisnęło za piersi. Jak on tam ośmieli się wejść w ten dym?
Stacja. Michałko wysiadł. Pocałował brekowego w rękę i rozejrzawszy się poszedł z wolna
do sklepu, gdzie na szyldach wymalowane były kufle z czerwonym piwem i zielona
wódka we flaszkach: Nie ciągnęła go tam pijatyka, ale co innego.
Za szynkiem widać było murujący się dom; a przed sklepem stali mularze. Więc
przypomniał sobie radę inŜyniera i poszedł zapytać o robotę.
Mularze, chwaty chłopcy, powalani wapnem i cegłą, sami go zaczepili.
A cóŜeś to za jeden?... A skądŜeś to?... Jak twojej matce na imię?... Kto ci taką czapkę
uszył? Jeden ciągnął go za rękaw, drugi mu czapkę wbił na oczy. Parę razy obrócili go w
Strona 3
Bolesław Prus Michałko.txt
kółko, tak Ŝe nie wiedział juŜ, skąd przyszedł.
Skądeś to, chłopaku?...
Z Wilczołyków, panie! odparł Michałko, Ale Ŝe mówił śpiewającym głosem i miał miną
bardzo zakłopotaną, więc mularze poczęli się chórem śmiać.
On stał między nimi i choć go trochę sponiewierali, śmiał się takŜe.
To ci dopiero wesoły naród, nie bój się! myślał.
Ten jego śmiech i uczciwa mina przejednały mu ludzi. Uspokoili się, zaczęli go
wypytywać. A gdy powiedział, Ŝe szuka roboty, kazali mu iść za sobą.
Głupi bestia, ale zdaje się, Ŝe dobry chłopak mówił jeden z majstrów.
Trza go wziąć dodał drugi.
A wkupisz się ty? pytał Michałka czeladnik.
Kiedy nie wiem jak?
Postawisz garniec wódki dodał drugi.
Albo dostaniesz basarunek! wtrącił trzeci ze śmiechem.
Po namyśle chłop odparł:
JuŜci wolę dostać niŜ dawać...
Mularzom się i to podobało. Wsunęli mu znowu parę razy czapkę na oczy, ale ani
upominali się o wódkę, ani mu nie sprawili basarunku.
Tak zabawiając się zaszli na miejsce i wzięli się do roboty. Majstrowie wleźli na wysokie
rusztowania, a dziewuchy i wyrostki zaczęli cegłę nosić. Michałkowi, jako nowotnemu,
kazano przerabiać gracą wapno z piaskiem.
Tym sposobem zaciągnął się do mularki.
Na drugi dzień dali mu do pomocy dziewuchę tak ubogą jak on. Za całe odzienie miała
starą chustkę, dziurawą spódnicę i koszulinę poŜal się BoŜe! Nie była wcale ładna. Miała
śniadą i chudą twarz, nos krótki, zadarty i niskie czoło. Ale Michałko nie był wybredny.
Ledwie stanęła przy nim z gracą, zaraz nabrał do niej ciekawości; jak zwyczajnie chłop do
dziewuchy. A kiedy spojrzała na niego spod wypłowiałej chustki, uczuł, Ŝe mu jakoś
ciepło we środku. Nawet ośmielił się tak, Ŝe do niej zagadał:
Skądeście to? Z dalekaście od Warszawy? Dawno robicie z mularzami?
O takie ją tam rzeczy wypytywał mówiąc: w y. Ale Ŝe ona zaczęła mu mówić: t y, więc i
on jej t y.
Nie męcz się mówił juŜ ja zrobię i za ciebie, i za siebie.
I robił sprawiedliwie, aŜ się z niego pot lał strumieniami; a dziewczyna tylko suwała gracą
po wierzchu wapna tam i na powrót.
Od tej pory chodzili dwójką przez cały dzień zawsze razem i zawsze sami. Niekiedy łączył
Strona 4
Bolesław Prus Michałko.txt
się z nimi jeden czeladnik. Dziewusze nawymyślał; z chłopa nakpił, i tyle. Wieczorem zaś
Michałko zostawał spać w murującym się domu, bo nie miał gdzie, a jego towarzyszka
szła w miasto razem z innymi i z owym czeladnikiem, który jej wciąŜ wymyślał, a czasem
i dał w kark.
Czegoś nie lubi dziewuchy mówił sobie Michałko. Ale trudna rada! Od tego przecie
jest czeladnik, Ŝeby nas poszturgiwał...
Za to on sam starał się jej wynagradzać krzywdę, jak umiał. Robił wciąŜ za siebie i za nią.
Na śniadanie dzielił się z nią chlebem, a na obiad kupował jej barszczu za pięć groszy, bo
dziewucha prawie nigdy nie miała pieniędzy.
Gdy przeznaczyli ich do noszenia cegieł na górę; chłop nie mógł juŜ wyręczać swojej
przyjaciółki, bo jej pilnowali majstrowie.
Ale po giętkich rusztowaniach chodził za nią krok w krok, a jak się bał, aŜeby nie potknęła
się i Ŝeby cegły jej nie przywaliły!
Widząc taką troskliwość chłopa ów zły czeladnik drwił sobie i pokazywał go innym. Inni
się takŜe śmieli i krzyczeli na Michałka z góry:
Na, głupi, na!...
Raz w południe odwołał czeladnik dziewkę na bok, czegoś od niej chciał, nawet
poturbował ją mocniej niŜ zwykle. Po tej rozmowie spłakana przyszła do Michałka
pytając, czy nie ma poŜyczyć jej dwudziestu groszy.
Czego by on dla niej nie miał! Więc prędko rozwiązał węzełek, gdzie były pieniądze
przywiezione jeszcze ze stacji, i dał jej Ŝądaną sumę.
Dziewucha odniosła dwadzieścia groszy czeladnikowi i od tej pory nie było prawie dnia,
aŜeby jej chłop nie poŜyczał na wieczne oddanie. A kiedy zapytał raz nieśmiało:
Na co ty dajesz pieniądze temu piekielnikowi?
A bo juŜ tak! odparła.
Jednego dnia czeladnik pokłócił się z pisarzem i rzucił robotę. Nie dosyć, Ŝe sam rzucił, ale
jeszcze kazał dziewczynie, jakby jakiej słudze, zrobić to samo i iść za nim.
Dziewczyna zawahała się. Lecz gdy pisarz pogroził, Ŝe jeŜeli nie dotrzyma do wieczora, to
nie zapłaci jej za cały tydzień, wzięła się znowu do cegieł. Prostemu człowiekowi miły jest
przecie grosz, jeszcze zapracowany tak krwawo.
Czeladnik wpadł w złość.
Idziesz, psiawiaro krzyczał czy nie idziesz?
JakŜe pójdę, kiedy mi nie chcą zapłacić? Dobrze by było za tego rubla spódniczynę sobie
przynajmniej kupić!...
No! wrzasnął czeladnik to teraz mi się na oczy nie pokazuj, progu nie przestąp, bo cię
na śmierć zabiję!...
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin