ARTYKUŁY O WYCH.DZIECI.doc

(619 KB) Pobierz

Kocham Cię, moja maleńka, kocham Cię, mój maleńki…” – czyli słów kilka o tym, jak budować poczucie własnej wartości w dziecku

Poczucie własnej wartości — dla jednych rzecz, o której nie warto wspominać, dla drugich problem, który może zmienić w koszmar całe życie.

Żyjemy w niezwykle trudnych czasach, czasach kultu telewizji, wszechobecnych reklam i magii komputera. Maleńkie dziecko od najwcześniejszych lat chłonie to, co przekazywane jest za pomocą mediów. A te głoszą przede wszystkim kult piękna, inteligencji i bogactwa. Bohaterowie seriali dla najmłodszych mają ciała bez skazy i posiadają dobra, o których przeciętne dziecko nawet nie śni. Nieszczęsny zabawkowy produkt nr 1 na świecie — lalka Barbie — to symbol piękna, uroku, seksu i dostatku. Męskie wzory zachowania przytaczane dzieciom to wysportowani, inteligentni bohaterowie o atletycznych ciałach. Potrafią skutecznie walczyć z wrogiem i dokonywać wyjątkowych wyczynów — nigdy przy tym nie tracąc na swojej atrakcyjności. Reklamy atakują nas ze wszystkich stron agitując, byśmy dbali o swój wygląd fizyczny pomnażali dobra materialne i dążyli do doskonałości. Ten „społeczny" model wychowywania dziecka uniemożliwia jego zdrowy duchowy, emocjonalny rozwój. Kult piękna, inteligencji i bogactwa jest wszechobecny. Świat kocha pięknych, a nie brzydkich, kocha mądrych, a nie głupich, kocha bogatych, a nie biednych. Jeżeli małe dziecko w konfrontacji z wyżej wymienionymi „wartościami" przegrywa, bo nie jest ani oszałamiająco piękne, ani nadinteligentne, ani nie posiada pokaźnego konta w banku — rodzi się w nim przekonanie, że jest gorsze, słabsze, brzydsze od innych. Mały człowiek, który tak naprawdę nie zaczął jeszcze żyć zaczyna być człowiekiem przegranym, kimś mało wartym i ważnym dla innych i mało znaczącym dla siebie samego.

Problem porównywania siebie do podawanych w mediach wzorców potężnieje i osiąga siłę krytyczną w okresie szkolnym. Dzieci nieatrakcyjne fizycznie, zbyt chude lub zbyt grube, z za dużym lub za małym nosem, zbyt wolne lub jąkające się, nie mówiąc już o bardziej widocznych ułomnościach — przegrywają w rankingu popularności klasowej czy szkolnej. Już w pierwszej klasie wyłaniają się „gwiazdy" i „fujary" — pojawiają się pierwsze prawdziwe ofiary tego fałszywego systemu wartości. Dzieci z bogatych rodzin traktowane są „lepiej" przez nauczycieli i są faworyzowane w grupie klasowej. Dzieci mądre i zdolne zawsze są zauważane, z ich zdaniem liczy się grupa.

Przeciętne dziecko od najwcześniejszych lat jest bombardowane mniej lub bardziej jawnym komunikatem: jesteś gorszy, nie potrafisz, inni robią to lepiej. Szkoła jest niebezpiecznym miejscem dla dzieci o kruchym ego, proces nauczania poprzez swój system oceniania rozbija poczucie własnej wartości w dzieciach słabszych, wolniejszych, słabiej się koncentrujących, mających trudności z wypowiadaniem się, pochodzących z patologicznych środowisk. Każdy, kto do dziś pamięta przykre uwagi rówieśników pod adresem swojego wyglądu lub rozwoju intelektualnego wie, co oznacza wewnętrzne zranienie. Są rany, których czas nie goi. Rany, które faktycznie zmieniły nasze życie, przylepiając nam krzywdzącą etykietkę. Rany, które zburzyły naszą wiarę w samych siebie, we własną wartość.

Nie tego jednak Bóg chce dla nas, swoich dzieci. Każdy powinien chodzić z podniesioną głową, nie w zadufaniu i w pysze, ale w ufności we własne siły i w poczuciu bezpieczeństwa. Bóg powiedział kiedyś Samuelowi szukającemu króla dla Izraela: „...nie zważaj ani na jego wygląd ani na jego wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce" (1 Sam. 16,7).

Najważniejszym zadaniem nas, rodziców i wychowawców, jest nauczyć dzieci postrzegania „wewnętrznego" człowieka tak w sobie, jak w innych. Dziecko tak widzi siebie, jak myje widzimy. Mówimy: ”jesteś nic nie wartym chłopakiem", i nasz syn czuje się nikim. Słowa mają ogromne znaczenie — zawsze o tym pamiętajmy. Rodzice i wychowawcy mogą swoim zachowaniem wyposażyć dziecko w poczucie pewności siebie, albo pozbawić je wszelkich środków obrony.

Kochając dziecko miłością bezwarunkową, szczerą i czystą, mądrą i pełną Bożych zasad — dajemy mu przekonanie, że jest warte miłości, że stanowi wartość samą w sobie, bez względu na cechy fizyczne i psychiczne swojej osoby. Szanujemy dziecko za jego wyjątkowość, cenimy w nim to co w sobie ma — tym samym uczymy go akceptacji samego siebie, wiary we własne siły i w swoją wartość. Sama miłość do dziecka jednak nie wystarcza. Absolutnie niezbędny jest szacunek dla dziecka jako człowieka. Wymaga to szczególnej wrażliwości ze strony rodziców. Musimy zaakceptować fakt, że dziecko dorasta, wymyka się spod naszej kontroli; musimy zaakceptować narastającą seksualność naszego dziecka i uszanować to. Musimy niejako rosnąć z problemami naszych pociech, nieustannie stojąc na straży ich poczucia własnej wartości. Jako rodzice powinniśmy za wszelką cenę starać się zrozumieć co myślą i czują nasze dzieci, aby móc w odpowiedni sposób zareagować i ochronić ich ego, tak podatne na zranienie.

Słuchajmy naszych dzieci, w tym co mówią i jak mówią jest zawarta cała prawda o nich. Bądźmy czujni na komunikaty, które nam wysyłają; być może swoim zachowaniem chcą powiedzieć, że zwątpiły we własną wartość. Ich ignorancja tak naprawdę jest przykrywką dla poniżenia i frustracji, a agresja jest wołaniem o pomoc.

„Miejmy serca i patrzmy w serca" — i uczmy tego nasze dzieci; tego oczekuje od nas Bóg.

Autor: Rozetta Michnik   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Priorytety w chrześcijańskim życiu.

Chrześcijanie mogą streścić to w największym przykazaniu, wymieniającym priorytety w życiu szczęśliwego człowieka. „Miłuj Boga z całego serca swego, z całej duszy, ze wszystkich sił swoich, a bliźniego swego jak siebie samego.” Nie ma wątpliwości, że ta kolejność wygląda więc następująco: Bóg-ja-bliźni.

Co to oznacza kochać Boga? — zapytałby ktoś. To uwierzyć w to, że On nas kocha takimi jakimi jesteśmy i poddać się pod Jego kierownictwo.

Co to oznacza kochać siebie? To oznacza zaakceptować swój wygląd, wiek i stan cywilny, swoje potrzeby i marzenia. A będąc osobą wierzącą, poddać się pod Boże kierownictwo i zmieniać się na Jego obraz, naśladować Go.

Co to oznacza kochać bliźniego? To czynić mu to, co sami pragniemy żeby nam czyniono, a więc znowu zaakceptować go takim jakim jest, próbując pokazać mu Mistrza, a nie siebie jako mistrza. Jest to trudne, bowiem w człowieku tkwi zawsze mylne wyobrażenie o sobie i świecie. Mylne, bowiem sfałszowane przez Krzywe Zwierciadło Fałszerza. Dlatego tylko ustawiczne kontrolowanie się w świetle Dawcy Miłości i Akceptacji może dać nam poznanie prawdy.

Jednak z punktu widzenia świeckiego umysłu to człowiek jest odpowiedzialny za kształtowanie swojego charakteru wyrastającego z głęboko zakorzenionych wartości wyniesionych z najwcześniejszych lat dzieciństwa. Mówi się, że najważniejszymi latami w życiu dziecka są pierwsze trzy.

John Lock, angielski filozof określił umysł dziecka jako „tabula rasa" — czysta karta. Tym samym sugerował, że cywilizacja, społeczeństwo mają wpływ na kształtowanie każdego, młodego jej członka. Oczywiście rolę szczególną w tym procesie mają rodzice, szkoła, a także kościół czy środowisko. Oświeceniowa formacja kulturowa stworzyła obraz cywilizacji zepsutej, mającej niszczący wpływ na człowieka, który według myślicieli tej epoki w swej naturze był dobry. Dlatego też najsłynniejsza powieść tej epoki „Emil" Jakuba Rousseau to historia chłopca w stanie natury — bez ingerencji społeczeństwa, szkodliwej ingerencji.

Chrześcijanie przekonani są jednak, że człowiek jest w swej naturze zły, ponieważ Pismo Święte mówi, „że nie ma sprawiedliwego ani jednego". Jaka jest prawda, co powoduje powstawanie kompleksów?

Psycholodzy ukazują zatrważający wpływ środowisk patologicznych na kształtowanie młodych charakterów. I tak dane statystyczne wskazują, że dzieci wywodzące się z rodziny alkoholicznej, bardzo często w przyszłości również tworzą takie związki (są alkoholikami lub wiążą się z partnerem będącym alkoholikiem). Dzieci, które doznały przemocy fizycznej czy też psychicznej ze strony rodziców, również taką przemoc stosują wobec własnych latorośli. Znacznie łatwiej jest odtwarzać wzorce, nawet błędne, niż kształtować takie, które są godne naśladownictwa. Dzieje się tak, ponieważ naturalną umiejętnością małego człowieka jest naśladownictwo, a dokonywanie wyborów, ocena dobra i zła jest kwestią późniejszego rozwoju — dojrzałości. Niestety, niektórzy ludzie nigdy nie dojrzewają, pozostają w „stanie natury", nieskażeni samodzielnością myślenia.

Jak więc widać istnieją pewne zasady kształtowania ludzkiego charakteru, a właściwie możliwości kształtowania pozytywnego, a także znacznie łatwiejszego wydawać by się mogło, negatywnego (być może winna jest temu grzeszna natura człowieka?).

Przypatrzmy się na przykład znanym nam dobrze obrazkom. Już w momencie narodzin nasze dziecko jest porównywane i oceniane, nie tylko z punktu widzenia medycznego (np. w skali App-gar), ale podczas pierwszych wizyt rodziny, przyjaciół, znajomych.

„Jaki podobny do...", „A Jola ważyła... ", „Widać charakter po... " Tym samym dorośli już przedstawiają sobie widoczne mniej lub bardziej cechy, uwarunkowania czy bodajże życzenia dotyczące zaledwie widzącego przez mgłę niemowlaka. W miarę upływu czasu rokowania zastępują porównania: „Ja w twoim wieku...", „Popatrz na swoją siostrę, kolegę, itp..." Gdy dziecko nie spełnia oczekiwań rodziców słyszy wiele słów krytycznych, bowiem negatywne wzmocnienie jest częściej i chętniej stosowanym bodźcem od pozytywnego motywowania. Czasami negatywne wzmocnienie może spowodować chorobliwą konkurencję między rodzeństwem, a nawet wrogość.

Dzieci poddawane są też próbom manipulacji, przekupstwa, „jak zrobisz to czy tamto, to... " — słyszą i często ulegają naciskom, wbrew swojej woli, a nieraz możliwościom, byleby tylko zaspokoić oczekiwania bliskich. To może stąd wyrasta rzesza perfekcjonistów i pracoholików bezwzględnie podporządkowujących swoje życie oczekiwaniom innych ludzi. Nie należy tu mylić manipulacji z systemem kar i nagród, które jednak powinny być zawsze motywujące pozytywnie (np. „cieszę się, że otrzymałeś dobrą ocenę, może to uczcimy?" Zamiast „jak dostaniesz piątkę to..." lub „spróbuj przynieść jeszcze jedną dwóję, to ja ci pokażę..."). Często to właśnie wczesne dzieciństwo rodzi poczucie zaniżonej wartości, niemożności sprostania czyimś wymaganiom. To z kolei budzi nieśmiałość, strachliwość, trudność w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami lub agresję wobec ludzi i świata. Narasta poczucie odrzucenia, nasze postrzeganie siebie jako nieudanego tworu, jednostkę małowartościową.

Z czasem, gdy autorytet rodziców, starszego rodzeństwa słabnie młodzi ludzie szukają autorytetów poza domem. I dobrze, jeśli znajdują je w kościele, klubie sportowym czy w szkole — rozumianej jako placówce rozwijającej różnorakie potrzeby intelektualne młodych ludzi. Jednak znacznie popularniejsza jest wizja szkoły łamiącej charaktery młodych ludzi, niszczącej ich naturalny entuzjazm i pęd do wiedzy lub, co gorsza uczącej cwaniactwa, lawirowania czy kumoterstwa.

Zle dzieje się również, jeśli wzorce znajdują wśród młodych, równie zagubionych i zbuntowanych, lub w idolach szklanego ekranu. Autorytety odnalezione w grupie rówieśniczej mogą doprowadzić do kompromisu z dotychczas wyznawanymi wartościami, jeśli takie zostały wyniesione z domu, a co zatem idzie do zasmakowania w rozrywkach niebezpiecznych: alkoholu, narkotykach, itp. Ślepe wzorowanie się zaś na „zabójczo pięknych aktorkach i modelkach" może doprowadzić do dziwnie modnych ostatnio anoreksji i bulimii, natomiast na „dzielnych i bezwzględnych telewizyjnych Machom" do popadnięcia w konflikt z prawem z powodu np. złego użytkowania kija bejsbolowego.

Myślicie, że przesadzam? Przyjrzyjcie się chociażby reklamom telewizyjnym. Oto wklepujemy w twarz, wmasowujemy w ciało, łykamy witaminy, uprawiamy aerobik i co? Wyglądamy jak Cindy Crafford? Nie, a powinnyśmy. No, może jesteśmy lepsze od Kowalskiej, ale... Jeśli nie, to wina leży gdzieś w nas: tu za dużo, tam za mało — jednym słowem trzeba się odchudzić, zoperować nos lub odstające uszy a już, już będziemy bliżej ideału i szczęścia...

Co więc możemy zrobić my myślący rodzice, nauczyciele, mentorzy, liderzy, by wychować pozytywne, wartościowe, twórcze jednostki z naszych dzieci? Oto parę sugestii:

- NIE PORÓWNUJMY ICH DO NIKOGO, one są przecież jednostką wyjątkową, to nie klon dziadka, taty, mamy czy siostry, choćbyśmy sobie tego życzyli, bo była lub jest to jednostka wybitna. Pomóżmy, tej małej istocie, poddanej różnorakim wpływom stać się indywidualnością godną uwagi, a nie ślepo naśladującym, bez zrozumienia przedmiotem, którym manipulujemy, by w końcu spełnić nasze ambicje czy nadzieje.

- POZWÓLMY MU POPEŁNIAĆ BŁĘDY I PONOSIĆ ICH KONSEKWENCJE. To trudna lekcja, szczególnie dla nadopiekuńczych mam zawsze biorących winę na siebie.

- DAJMY MU ODNOSIĆ SUKCESY, jego własne, a nie dzielone z utalentowaną mamą czy ojcem rozwiązującym zadania matematyczne.

- ZAUWAŻMY JEGO POTRZEBY, rozmawiajmy, dyskutujmy, ale nie obrażajmy, nie bądźmy autokratyczni, narzucający własny pogląd...

- WYZNACZMY ŚCISŁE GRANICE. Dziecko, tak jak i dorosły ma potrzebę akceptacji i znajomości zasad rządzących jego światem.

- DOPRAWMY TO WSZYSTKO MIŁOŚCIĄ I MĄDROŚCIĄ, o które ustawicznie powinniśmy się modlić, ponieważ sami jesteśmy w szkole najlepszego z Rodziców i Nauczycieli. A wówczas poczucie wartości i ważności każdego dziecka zapobiegnie wielu kompleksom, które mogą do prowadzić do głębokiej frustracji i rozgoryczenia, a nawet stać się przyczyną choroby psychicznej czy wynaturzeń (kompleks Edypa, Elektryk, itp.).

Zdaję sobie jednak sprawę, że te parę uwag nie jest w stanie wyczerpać tematu kształtowania ludzkiej osobowości, a w szczególności mechanizmu powstawania kompleksów, a na pewno radzenia sobie w sytuacji, gdy w nich tkwimy. Co więc zrobić, jeśli już nie możemy zapobiec powstawaniu kompleksów, jeśli żyjemy ze świadomością własnej niemożności, nieśmiałości, poczucia zaniżonej wartości? Każde słowo, spojrzenie kojarzy nam się z oceną, negatywną oceną naszej osoby. Zastanawiamy się, poddajemy analizie, interpretujemy każdą ludzką wypowiedź, szukamy potwierdzenia naszej wartości w oczach innych ludzi. To może być męczące!

Powróćmy do priorytetów wierzącego człowieka. Podobno każdemu do szczęścia potrzebne są dwie rzeczy: akceptacja i bezpieczeństwo. Jeśli więc Bóg, jako istota doskonała zaakceptował nas z naszymi wadami i zaletami tak dalece, że poświęcił swojego Syna za nasze, za moje konkretne życie, to jestem osobą posiadającą wyjątkową wartość w Jego oczach. Jeśli wierzymy w to, że tak jest, to nie możemy dłużej czuć się osobami niekochanymi, odrzuconymi, małowartościowymi.

Idąc dalej tym tropem, jeśli On mnie kocha, jestem dla Niego wartościowa, to opinia, zdanie, osąd innych ludzi może mnie ranić, ale nie może już stanowić o moim sposobie oceny własnej osoby, ponieważ drugi człowiek jest w takiej samej sytuacji jak ja — nie jest lepszy ani gorszy ode mnie! A jeśli Bóg nadał mi wartość, muszę zacząć postrzegać siebie jako ważną osobę, a więc zadbać o siebie, swój wygląd i dobre samopoczucie. Jestem przecież Bożym reprezentantem, ambasadorem Jego Miłości i akceptacji!

Dopiero wówczas, gdy nauczę się cieszyć sobą, dostrzegać to wszystko czym zostałem obdarowany, stanę się człowiekiem pewnym siebie, radosnym, szczęśliwym i tym, czym zostałem obdarowany będę mógł się dzielić z innymi zakompleksionymi, obciążonymi w dzieciństwie, pozbawionymi miłości osobami.

Jednym słowem można byłoby ten wywód streścić słowami: poczucie własnej wartości można kształtować przyjmując od Boga uznanie własnej wartości wewnętrznej (postrzegać siebie jako osobę wartościową, wybraną), uzyskać samoświadomość, poczucie tożsamości (cech, które mnie charakteryzują, pozytywnych np. talentów, umiejętności i tych, które mogę w sobie zmienić, jeśli JA uznam to za pożyteczne dla mojego życia), a w końcu dostrzeżenie wartości wewnętrznej lub społecznej, czyli umiejętności wchodzenia w relacje, związki z innymi ludźmi, okazywania im przyjaźni, miłości, akceptacji, których sami doświadczyliśmy. I jest to jedyna droga, by poczuć się wyzwolonym i pełnym radości, pomimo życia niosącego problemy i przeszłości, która być może nie była najlepsza. Wówczas też będziemy mogli szczerze stwierdzić: niczym nie różnię się ani od Cindy, ani od Kowalskiej, jestem tak jak i one człowiekiem pełnym dobrych intencji i chwil słabości, urody i brzydoty, a jeśli już coś mnie od nich różni to może znajomość Najlepszego z Terapeutów.

Autor: Beata Tuchanowska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

              Dobre obyczaje pielęgnowanie w rodzinie

 

Bardzo trudno jest spośród szerokiego wachlarza zagadnień dotyczących obyczajów panujących w rodzinie wybrać te najistotniejsze i podzielić się nimi podczas jednego wykładu. Przecież rodzice i dzieci są w szczególnie bliskiej społeczności przez około 20 lat, na które składają się życzliwość, zrozumienie i nieporozumienie, miłość i wrogość, gniew i przebaczenie. Na stosowane przez rodziców zwyczaje mieli wpływ ich rodzice, środowisko, w jakim przebywali i przebywają, wiedza i kultura, życie dziecka itd. Wniesione w rodzinę krańcowo różne przyzwyczajenia małżonków są często źródłem konfliktów.

Jednym z ważniejszych dobrych zwyczajów pielęgnowanych w rodzinie powinien być respekt. Dobrze funkcjonujący, zdążający Bożą drogą człowiek okazuje respekt wobec każdego członka rodziny. Dzieci wobec rodziców, rodzice wobec dzieci (nie należy mylić szacunku z posłuszeństwem), dzieci w stosunku do siebie nawzajem, a cała rodzina względem osób wspólnie mieszkających, lub przebywających w otoczeniu rodziny. Jaki respekt mam na myśli? Oczywiście nie taki, który wymuszany jest przez nakaz, prawo i wywołuje strach np. u kierowcy pojazdu przed policjantem ruchu drogowego. Słowo Boże poucza nas, aby okazywać respekt wszystkim niezależnie od tego czy na to zasługują. „Wszystkich szanujcie, braci miłujcie, Boga się bójcie, króla czcijcie" (I Piotra 2:17). O ileż łatwiej okazywać szacunek wybiórczo, ludziom na eksponowanym stanowisku czy urzędzie, zamożnym, łagodnym i tym, których lubimy. Znacznie trudniej okazać szacunek bezdomnemu, żebrakowi, prostakowi, porywczemu. Tymczasem nasze uprzejme zachowanie może wpłynąć na złagodzenie reakcji drugiej osoby. Wspomnijmy epizod z życia Noego. Kiedyś w czasie tłoczenia wina wrócił do swego namiotu, położył się i zapomniał przykryć. Jeden z jego synów, Cham zaczął drwiąco opowiadać o zdarzeniu braciom. Lecz Sem i Jafet wzięli szatę i idąc tyłem nakryli ojca, okazując mu szacunek. W 2 Mojż. 19:32 zapisany jest Boży nakaz: „Czcij ojca swego i matkę swoją". W 2 Mojż. czytamy: „Będziesz szanował osobę starca". Rodzina, której członkowie liczą się z innymi, biorą pod uwagę ich zdanie i potrzeby, jest szczęśliwa. Respekt to nie akcja, ale nastawienie. Szacunku nie można sobie zjednać, ponieważ jest on nam dany jako wyraz człowieczeństwa i element Bożego stworzenia.

Czy scenka z ZOO jest ilustracją poszanowania panującego w rodzinie?
- Mamo, co to za zwierzę?
- Osioł.
- A nie wygląda jak tata...

Dobry obyczaj chrześcijańskiej rodziny to wspólne przestrzeganie ustalonych zasad i reguł. Z natury wszyscy mamy skłonność do rządzenia, lecz dzieci powinny poznać ściśle określony podział ról i się do niego stosować, aby nie było żadnych w rodzinie wątpliwości, kto może dominować - rodzice czy dzieci. Niesłychanie ważne jest, aby warunków „umowy" do trzymywali wszyscy członkowie rodziny. O wiele silniej przemawiają i uczą czyny, niż spisane czy wygłaszane zasady. List do Efezjan 6:4

będący wspaniałą ilustracją życia w rodzinie zachęca rodziców do pouczania, trenowania swoich dzieci, do wychowywania w karności. Osiągnąć to można w miłości przez trud, zmagania, poświęcenia i cierpliwość, przez pielęgnowanie właściwych relacji, i przez panowanie nad negatywnymi emocjami.

Szczepienie wspólnego trzonu wiary nie może odbywać się jeden raz w tygodniu w Kościele, ale w codziennych trudach, kłopotach, chorobach, doświadczeniach oraz w chwilach radości, zwycięstwa, zrozumienia podczas pracy czy nauki, a też wypoczynku w czasie zabaw i rozgrywek sportowych. To prawda, że życie w rodzinie nie jest rajem. Często dominują irytacje, suche nakazy i zakazy: tego nie rób to tak rób, tego nie wolno, masz słuchać i wykonywać polecenia bezwarunkowo.

Jakże często drobiazgi wywołują stale napięcia (zwykle w takich sytuacjach chodzi o technikę bez wyjaśnienia postaw i zasad: jeden roluje tubkę z pastą, drugi wyciska: jeden zmywa z prawej do lewej, drugi przeciwnie; jeden wiesza papier toaletowy od ściany, drugi na zewnątrz).

Tymczasem każdy musi mieć odrobinę osobistej przestrzeni do zrozumienia, przemyślenia, wyboru decyzji. Stałe napiętnowanie wyzwala zniechęcenie. Dziecko traci wiarę w siebie, szuka wymówek, wreszcie dochodzi do ignorowania wszystkich zasad i obowiązków w domu.

Zachęcajmy raczej siebie wzajemnie do dobrych uczynków. Przecież sukcesy osiąga się przez uznanie i powodzenie. Osobiście w sprawach wiodących jestem przeciwna tendencji „niech doświadczy — to się przekona". Przecież niewinne spróbowanie papierosów, narkotyków, alkoholu, seksu zniszczyło całe życie wielu ludziom. Prawdą jest, że osobiste doświadczenia uczą. Jednak wielu ludzi ma doświadczenie i nie czerpie z tego osobistej nauki. Wszyscy popełniamy błędy, ale ważne jest czy i jakie wnioski z nich wyciągamy. Niekoniecznie taki jak w przytoczonej scence:

- Chyba byłem szaleńcem, że się z tobą ożeniłem — powiada mąż.
- To prawda — odpowiada żona - ale byłam tak zakochana, że tego nie zauważyłam.

Coraz silniejszy wpływ na nasze życie wywiera świat i jego standardy. Coraz trudniej im się oprzeć, jeżeli Bóg nie jest „naszym grodem warownym".

A jakimi regułami posługuje się świat? Oto fragmenty artykułu pt. „Życie według praw i reguł", z zachodniej gazety: „Biznesmen". Dotyczy to ponownych małżeństw kobiet i mężczyzn. Przytoczę jedynie kilka znamiennych punktów, ustalonych przez prawników i małżonków po 6 tygodniach obrad na temat sposobu finansów i funkcjonowania rodzin.

- Rodzina jest skałą odpowiedzialności
- Część pieniędzy zachowamy dla siebie, aby spędzić czas w dowolnie przez nas wybranym towarzystwie
- Nic nie będzie leżało na podłodze w naszej sypialni lub podczas szykowania się do podróży
- Zarezerwujmy czas na rozmowę, dyskusję 15-20 minut dziennie
- Będziemy prowadzić nawet w złych dniach niewygodną miłość, aby spełnić podstawowe potrzeby partnera
- Po trzecim dziecku poddamy się sterylizacji...

Te cytaty pozostawiam wnikliwej rozwadze czytelnika.

Kolejną ważną sprawą jest właściwe rozwiązywanie konfliktów. Każde małżeństwo ma problemy i każda rodzina je przeżywa. W powstałej sytuacji w jakiś sposób uczestniczą wszyscy domownicy. Nigdy też nie ma końca jednostronnej winy. Nawet jeśli stanowi ona tylko 1% problemu to zawsze świadczy o potrzebie zrewidowania postaw osób zaangażowanych w konflikt. Tak więc, obie strony muszą uczestniczyć w procesie wyznania, pokuty i przebaczenia, bo obie strony były w ten problem uwikłane. Podejmijmy próbę zawarcia etapów rozwiązywania konfliktów w kilku punktach:

  1. Należy uświadomić sobie, że w konflikcie uczestniczy każda ze stron.
  2. Wyjaśniając nieporozumienie czy przepraszając za swoją postawę w zdarzeniu, nie używajmy słów: ale, jeśli, jeżeli, być może, gdyż te słowa poddają w wątpliwość rzeczywiste poczucie winy. Np. zdanie „Przepraszam, jeśli ciebie zraniłem", znaczy: „Nie jestem pewny, czy jest tam moja wina, ale na pewno jest tam twoja". Podobnie, gdy słowo ale jest punktem wyjścia, to świadczy ono, że nie ma prawdziwego pragnienia pokuty.
  3. Nazwijmy fakty po imieniu. Trzeba wyszczególnić winę, np. „Przepraszam za gniew i obraźliwe słowa". O ileż łatwiej jest wyznać winę Panu Bogu, niż przeprosić człowieka.
  4. Bądźmy przygotowani na poniesienie konsekwencji. Przeważnie mówimy „przepraszam", ale chcemy uciec od konsekwencji naszego złego zachowania. Czasem Bóg w swojej łasce chroni nas przed nimi, ale my sami po winniśmy wyrazić wolę poniesienia odpowiedzialności za nasze słowa i czyny.
  5. Kontrolujmy swoje zachowanie, przecież mamy na nie wpływ. Twojego zachowania nie produkują geny. To ty jesteś autorką-autorem swojego dobrego lub złego zachowania.
  6. Prośmy o przebaczenie, chociaż to nie jest łatwe. Utrudnia to nasza duma, strach przed upokorzeniem, upublicznieniem zdarzenia i przed odpowiedzialnością. Bywa, że zastosowane elementy nie przyniosły oczekiwanego rezultatu, wtedy zadaj sobie kilka dodatkowych pytań:
    1. Czy jest coś, co pominąłem, nie wyznałem, a powinienem? Jako rodzice czasami powinniśmy pominąć rzeczy małego znaczenia, aby nie stwarzać atmosfery stałej presji, pamiętając, że Bóg widzi wszystko, co robimy i nie karze nas za każdy błąd. Bądźmy roztropni.
    2. Czy mimo rozmowy czuję żal do osoby? Jeśli tak, to przebaczenie jest pozorne, a gniew nadal tkwi we mnie.
    3. Jaki będzie skutek jeśli ponownie przeanalizuję sprawę? Czy wzmocni mnie to na duchu, wzmocni naszą relację i pozwoli mi rozwinąć się w rodzinie, w służbie, w Kościele?
    4. Czy mogę pierwsza zrobić krok w kierunku przebaczenia? Zwykle uczestnicy problemu postrzegają przeciwników negatywnie: złe nawyki, obyczaje, słowa, odruchy, całe złe życie. Konflikt jest skutkiem zła i dlatego zniekształca on cały obraz człowieka.

Przeanalizujmy to w świetle Ew. Mt 18:15-18. Przypominam, że konflikt nie rodzi się na bezludnej wyspie. Codziennie jesteśmy testowani przez otoczenie i konieczne jest wspólne rozwiązywanie problemów. Przykazania, reguły, małżeństwo, rodzina to nie zbiór zasad w jednym paragrafie, których egzekutorem jest ojciec wracający jeden raz w miesiącu do domu. Rodzina to wspólna praca nad przestrzeganiem ustalonych (i jasnych) zasad. Ćwiczmy to.

Kiedy dzieciaki staną się nastolatkami, najchętniej spędzają czas z rodziną „na wesoło", a ściślej podczas wspólnych gier, zabaw, czy rozgrywek sportowych. Chociaż życie nie jest meczem, gdzie są przegrani i zwyciężeni, to amatorski sport bardzo konsoliduje rodzinę, uczy przegrywać, remisować i zwyciężać. Dzielenie tych emocji to mocne ogniwo rodzinnego łańcucha.

Wspomniałam już poprzednio, że zachęta i sukces są jak wapno i fosfor dla układu kostnego naszego organizmu. Podsycajmy te wartości w życiu naszych dzieci, zamiast trzymać je do dorosłości za rękę i prowadzić przez kładkę życia. Nie możemy ich trzymać zbyt długo w inkubatorze. Raczej wejdźmy do wspólnej łodzi, sami usiądźmy jedynie przy sterze i podpowiadając, ostrzegając, nagradzając płyńmy przez życie pod Bożą banderą, zmuszając do wysiłku, walki, zmagań, odpowiedzialności. To jest rola przywódcy w rodzinie — sterowanie. Często bywa, że wskutek nieostrożności zabłądziliśmy. Zatrzymajmy się wtedy na chwilę i wróćmy na szlak. Zmiana nie jest łatwa, wymaga czasu i wysiłku, więc przeważnie brakuje nam woli do zmiany. Nie wszyscy członkowie rodziny są jej chlubą. Nie wstydźmy się jednak „czarnej owcy" nawet kiedy przynosi nam wstyd, gdyż właśnie rodzina powinna dać jej zachętę, wsparcie i poczucie własnej wartości.

Podoba mi się powiedzenie: „Jezus nie umarł za upadłych aniołów, ale za upadłych ludzi". To ukazuje nam, jak wielką wartość mamy w Jego oczach. Często dowartościowanie członka rodziny wymaga poświęcenia. Uświadommy sobie, do jakiego celu dążymy i jakimi regułami przygotowujemy nasze dzieci do życia.

W tzw. rodzinach z problemami na pytanie „co słychać", najczęściej pada odpowiedź: „nie możemy się dogadać, porozumieć". Komunikacja nie jest bowiem prostą sprawą, gdyż często myślenie, odczuwanie i dążenie różnych stron pozostaje w konflikcie. Różnorodność osobowości dodatkowo utrudnia sytuację. Jedna osoba jest małomówna, druga mówi nieprzerwanym potokiem słów. Jedna łatwo wyraża myśli i odkrywa uczucia, inna czyni to z trudem. Przekaz informacji następuje, gdy jest autor-przekaziciel, treść -wiadomość, odbiorca-słuchacz. Wszyscy pragniemy, aby ktoś nas wysłuchał, zrozumiał i wsparł w pragnieniach czy działaniach. W praktyce to my mówimy... i oczywiście zawsze mamy rację. Powinniśmy być szybcy w słuchaniu, a powolni w gniewie i mówieniu. Tymczasem podczas wymiany poglądów na wielu naszych domach powinna wisieć czerwona flaga oznaczająca 10 stopni w skali Beauforta. Tak więc, najważniejsze jest otwarte wyrażanie miłości i uczuć. Najlepiej zamiast prawić morały, pouczać i głosić kazania, wyprzedzać się w dobrych uczynkach i tworzyć atmosferę odpoczynku i zaufania. Pielęgnujmy dobre standardy i wartości etyczne. W ostatnich latach ukazało się bardzo dużo książek, poradników — to bardzo dobrze, są cenne. Jednak wiem, że każda rodzina — to jedyny w swoim rodzaju niepowtarzalny związek ludzi. Kiedy będziemy stosowali Boże zasady w chrześcijańskich domach zapanuje pełna miłości, unikalna, niepowtarzalna atmosfera autorytetu Bożej obecności, gdzie przywódcą jest niepowtarzalny ojciec, wspiera go niepowtarzalna matka każdy syn i córka są niepowtarzalni. Potrzebujemy wspólnie i każdy z osobna składać nasze codzienne sprawy na domowym ołtarzu modlitwy. Statystyka podaje, że jedynie 5% naszych domów pielęgnuje wspólną modlitwę. Pamiętajmy, że Bóg ma plan dla każdego z naszych dzieci, my jesteśmy tylko jego częścią.

Tolerujemy i doceniamy odrębność innych według Przypowieści 22:6 „...wychowuj odpowiednio do drogi, którą ma iść" — jest więc tu miejsce na zachowanie idywidualności.

Niech częścią naszego życia będzie radość choćby w biedzie, tak jak w scence:

- Źle spałem bo coś w domu piszczy — mówi mąż do żony.
- To bieda piszczy — odpowiada żona.
- Ale też coś tupie... — to dobre chrześcijańskie zwyczaje wychodzą z naszego domu.

Podsumujmy:
- wspólny trzon wierzeń, modlitw pozwala utrzymać rodzinę na niewzruszonej skale Jezusie Chrystusie
- zasady i chrześcijańskie wartości wspólnie pielęgnowane dają głębszy sens bycia częścią bliskich w rodzinie
- szukajmy płaszczyzny porozumienia w atmosferze otwartości, czystości moralnej, prawdomówności
- okazujmy sobie nawzajem szacunek
- zadbajmy o wsparcie każdego członka rodziny w ramach naturalnej pomocy
- wspólne dawanie odporu stresom i trudnościom konsoliduje rodzinę
- znanie, ciepło, radość — to klimat potrzebny wszystkim
- aktywne uczestniczenie w życiu innej społeczności czy rodziny poszerza postrzeganie własnego świata o innych
- jasno określone role wyznaczają wszystkim zakres odpowiedzialności. Tekst zawarty w V Mojż 6:1-9 jest powszechnie znany, lecz nieczęsto przestrzegany. W wierszu 25 tegoż rozdziału czytamy: „...I będzie nam poczytane za sprawiedliwość, gdy dołożymy starań, aby spełnić wobec Pana, Boga naszego, te wszystkie przykazania jak nam nakazał". W zamian Pan składa cenną obietnicę w V Mojż. 7:12-13 „...Pan, Bóg twój, dochowa ci przymierza i obietnicy łaski... będzie cię miłował, błogosławił i rozmnoży cię".

Dokładajmy więc wszelkich starań.

Autor: Alicja Lewczuk   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

&#x...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin