Ku prawdziwej pełni
Współżyjemy już od trzech miesięcy i żona ciągle nie ma orgazmu - mówią w poradni rodzinnej młodzi małżonkowie. Fakt braku orgazmu u żony uznają za poważny problem, na tyle poważny, że przyszli z nim do parafialnej poradni rodzinnej.
Tak... Odlegli jesteśmy od dawnych poglądów, które żonie nie pozwalały na odczuwanie zadowolenia z aktu małżeńskiego. Współżycie seksualne to był po prostu obowiązek, przyzwoita kobieta nie miała prawa przeżywać żadnej związanej z nim przyjemności. Dzisiaj myśli się oczywiście zupełnie inaczej, popadając za to jakby w przeciwną skrajność - nie poprzestaje się na przyznaniu kobiecie prawa do zadowolenia seksualnego, dodatkowo jeszcze chce się określać, w jaki sposób kobieta ma to zadowolenie odczuwać.
Mają kobiety pecha - chciałoby się powiedzieć. Ani bowiem dawne ani obecne potoczne poglądy na temat współżycia seksualnego nie wychodzą naprzeciw prawdziwym potrzebom kobiet, nie wnikają w specyfikę kobiecego przeżywania seksualności.
Nim tę kwestię rozwinę bardziej szczegółowo, chciałbym najpierw jasno postawić jedną sprawę: tak naprawdę jakiekolwiek, nawet najpowszechniejsze, poglądy i opinie nie powinny mieć tutaj nic do powiedzenia. Współżycie seksualne jest sprawą intymną, odbywającą się wyłącznie między małżonkami i Bogiem (tak, tak!), powinno więc być poddane tylko i wyłącznie zasadom religijno-moralnym (one zaś nie mówią szczegółowo co, kto, kiedy i w jaki sposób ma robić). Mąż i żona nie powinni się więc odnosić do żadnych zwyczajów, obyczajów, czy stereotypów zachowań, nie powinni porównywać się z innymi, nie powinni też - jeśli ich pożycie odbywa się w zgodzie z naturą i etyką - zastanawiać się, czy poza tym odbywa się tak jak powinno.
Jednak w praktyce wiele małżeństw odnosi się właśnie do pewnych wyobrażeń i stereotypów. I - jak widać choćby z przytoczonego na wstępie przykładu - wpadają w zupełnie niepotrzebne frustracje i kompleksy. Źródłem bardzo wielu takich kompleksów jest właśnie kwestia zadowolenia seksualnego kobiety, panujące bowiem w tej sferze poglądy, jak powiedziałem, bardzo często ignorują specyfikę kobiecej seksualności.
Ale po kolei. Oczywiście dobrze, że zwraca się uwagę na to, by pożycie seksualne było źródłem radości dla żony (dawne poglądy nie pozwalające na przeżywanie zadowolenia nie miały nic wspólnego z nauką chrześcijańską). Dobrze, że szczegółowo mówi się o warunkach, jakie muszą być spełnione, by kobieta dobrze przeżyła akt małżeński (m.in. o całokształcie jej relacji z mężem, atmosferze miłości i serdeczności, poczuciu bezpieczeństwa, otoczeniu samego aktu czułością i pieszczotami). Całkowite pomieszanie panuje jednak w mówieniu o tym, w jaki sposób żona powinna zadowolenie w sferze seksualnej odczuwać.
Zadowolenie seksualne mężczyzny jest proste. Od strony fizycznej źródłem zadowolenia jest orgazm - uczucie towarzyszące wytryskowi nasienia. Orgazm zasadniczo zawsze towarzyszy przeżywaniu aktu seksualnego przez mężczyznę, bez orgazmu współżycie nie będzie dla niego źródłem zadowolenia.
Gdy zaczęto mówić o prawie kobiety do zadowolenia ze współżycia seksualnego, utożsamiono je z prawem do orgazmu. Po prostu przeniesiono na kobiety model przeżywania aktu małżeńskiego przez mężczyzn! (Niektórzy współcześni seksuologowie mówią, iż stało się tak dlatego, że na początku nauką tą zajmowali się wyłącznie mężczyźni). Wyrządzono przez to dużą krzywdę wielu kobietom, wprowadzając je w zupełnie niepotrzebne kompleksy i frustracje.
Kobieta jest bowiem istotą o wiele bardziej skomplikowaną niż mężczyzna (o czym doskonale wiedzą wszyscy mężowie). Bardziej skomplikowane jest też przeżywanie przez nią zadowolenia seksualnego.
Kobiecie dane jest wielkie bogactwo dróg uzyskania satysfakcji seksualnej, dróg zupełnie nieznanych przeżywaniu mężczyzny. Tym właśnie między innymi wyraża się odmienność seksualizmu kobiecego.
Orgazm jest tylko jedną z tych wielu dróg. Nie każda kobieta musi akurat w ten sposób osiągać zadowolenie ze spotkania małżeńskiego. Jej przeżywanie nie staje się przez to przeżywaniem gorszego gatunku. Również dla tych kobiet, które przeżywają orgazm, zazwyczaj jest to tylko jedna z dróg. Kobieta może na przykład ocenić swoje współżycie: "było to dla mnie wyciszenie, uspokojenie" i to przeżycie będzie dla niej równoznaczne z innym razem, kiedy przeżyła orgazm. W związku z tym dana kobieta nie zawsze będzie przeżywała orgazm, nie zawsze też będzie chciała go przeżyć (nawet jeśli osiągnięcie orgazmu nie sprawia jej żadnego kłopotu). Może się też tak zdarzyć, że mimo przeżycia orgazmu samo współżycie zostanie przez nią ocenione jako nie przynoszące zadowolenia.
Małżonkowie w swoim pożyciu nie powinni więc koncentrować się na poszukiwaniu orgazmu. Nie powinni też martwić się jego brakiem. Powinni natomiast tak kształtować swoje współżycie, by każda żona mogła znaleźć swoje drogi osiągania przyjemności seksualnej. Wielka i niezastąpiona jest w tym rola męża, od którego zależy stworzenie warunków, by żona czuła się otoczona miłością, czułością i bezpieczna, który winien wychodzić naprzeciw jej potrzebom.
Nic oczywiście nie stanie się automatycznie, nic nie dokona się od razu. Małżonkowie przez całe życie uczą się współżycia seksualnego, tak jak przez całe życie uczą się życia razem. Sam zaś akt małżeński nie jest tylko obdarzaniem się doznaniami, jest przede wszystkim spotkaniem kochających się osób, które w ten sposób wyrażają swoją miłość. Przeżywanie go w tym duchu jest najlepszą drogą do tego, by stawał się on dla obojga źródłem radości i by znajdowali w nim coraz większą głębię przeżyć.
Krzysztof Jankowiak
jkalejta