Roberts Nora - Przerwana gra.rtf

(396 KB) Pobierz
NORA ROBERTS

NORA ROBERTS

PRZERWANA GRA

SŁOWNICZEK

AS - piłka serwisowa, która nie została odebrana przez przeciwnika.

PRZEWAGA - punkt uzyskany po wyniku 40:40. Dwie przewagi pod rząd oznaczają wygraną.

LINIA KOŃCOWA - równoległa do siatki linia ozna­czająca koniec kortu.

POLE SERWISOWE - jedno z czterech pól w bezpo­średnim sąsiedztwie siatki. Po obu stronach są dwa: lewe i prawe. Piłka serwisowa musi odbić się na jednym z pól serwisowych przeciwnika, po przekątnej.

RÓWNOWAGA - wynik osiągany po przewadze, gdy przeciwnik zdobędzie punkt.

PODWÓJNY BŁĄD SERWISOWY - ma miejsce, gdy piłka dwa razy pod rząd nie trafi w pole serwisowe. Kon­sekwencją takiego błędu jest utrata punktu na korzyść przeciwnika.

BŁĄD - serwis, w którym piłka nie przeszła przez siat­kę lub odbiła się poza polem serwisowym.

GEM - cztery punkty. Pojedyncza rozgrywka punkto­wana jest od zera do czterdziestu, ewentualnie dalej, do podwójnej przewagi.

MIXT - gra w mieszanym składzie. NET - ma miejsce, gdy piłka otarła się o siatkę, ale przeszła dalej.

LOB - piłka, która przeleciała nad głową zawodnika, gdy ten był blisko siatki.

RETURN - odbiór serwisu.

WYMIANA - płynna gra.

SERWIS/SERW - wprowadza piłkę do gry: zawodnik podrzuca piłkę i uderzają tak, by trafiła w pole serwisowe przeciwnika. Jeśli nie trafi - jest aut.

SET - jednostka punktacji składająca się z sześciu ge­mów zwycięskich.

MECZ - składa się z trzech zwycięskich setów w przy­padku mężczyzn, a z dwóch w przypadku kobiet.

SMECZ - inaczej „ścina”. Szybka, trudna do odebrania piłka.

WOLEJ - podanie, które przyjmuje się prosto na rakie­tę. Piłka nie odbija się od podłoża po minięciu siatki.

ROZDZIAŁ 1

Starbuck, przewaga.

Zawsze to samo, pomyślała Asher. Na ułamek sekundy ogromną halę wypełnił charakterystyczny szmer. W po­wietrzu unosił się zapach potu i prażonych orzeszków. Silne światło reflektorów przyjemnie rozgrzewało, a stło­czone w rzędach siedzeń ciała narzucały swoiste poczucie wspólnoty. Niezadowolone dziecko rozpłakało się, lecz szybko zostało uciszone.

Asher Wolfe siedziała w jednym ze środkowych rzę­dów, na wysokości połowy kortu, i patrzyła, jak gra Taj Starbuck. Cygańska dusza, mistrz rakiety, maniak plaż i słońca. Jej były kochanek. Zmienił się, choć nie potrafiła jeszcze określić natury tej zmiany. Minęły trzy lata od chwili, gdy widziała go po raz ostatni. Nie postarzał się od tamtej pory, nie przytył ani nie stracił werwy.

Przez te lata Asher unikała jak ognia transmisji z meczów tenisowych. Nie miała ochoty oglądać znajomych twarzy, a już zwłaszcza Taja Jeśli przez przypadek natrafiła na jego zdjęcie w gazecie, natychmiast ją odkładała. Starbuck należał do przeszłości, bo tak sobie kiedyś postanowiła. Asher Wolfe była z gatunku ludzi konsekwentnych. Decyzję, by przyjechać do USA na Halowe Mistrzo­stwa Tenisa Asher poddała głębokiej analizie. Logika zwy­ciężyła. Wracała na korty, wiedząc, że w czasie turnieju spotkanie z Tajem będzie nieuniknione, i oto patrzyła na niego, sama pozwalając do woli oglądać się mediom, zna­jomym i fanom.

Starbuck stanął na linii końcowej i złożył się do serwu. Zauważyła, że nie zmienił postawy ani sposobu koncentracji. Podrzucił piłkę i wyginając ciało, posłał potężny serwis*[1] lewą ręką. Asher usłyszała krótki, świszczący wydech z głębi płuc. który nadał uderzeniu moc. Taj słynął z tego atomowego serwisu, który stał się wręcz synonimem jego nazwiska. Mi­mo woli wstrzymała oddech. Rakieta przeciętnego gracza nawet nie musnęłaby takiej piłki, lecz return Francuza Grimaliera był równie szybki jak serwis Starbucka. Odpowie­dział siłą na siłę i rozgrywka rozpoczęła się na dobre.

Trybuny grzmiały, gdy piłka z wyrazistym, donośnym odgłosem odbijała się od rakiet i kortu. Raz po raz z tłumu wyrywały się okrzyki podziwu i dopingu dla obu graczy. Taj nie stracił nic z dawnej popularności. Kibice kochali go lub nienawidzili, ale nikt nie ośmielał się go lekcewa­żyć. Asher również nie mogła pozostać wobec niego obo­jętna, choć nie była pewna, czy ma się zaliczać do kategorii jego fanów, czy wrogów. Znała każdy mięsień tego sprę­żystego ciała, gest, każdy grymas twarzy. Uczucia, jakie wywoływał w niej ten człowiek, stanowiły osobliwą mie­szaninę podziwu, szacunku i czysto fizycznego pożądania, które jątrzyło starą ranę. Znów zdołał ją zauroczyć. Taj Starbuck nie pozwalał się nie zauważyć, przy czym nie­wiele go obchodziło, czy jest lubiany, czy nie.

Przeciwnicy uwijali się po korcie, mając wzrok zogni­skowany na mknącej, białej kuli. Bekhend, forhend, wolej. Krople potu perliły się na czołach. Wymagała tego zarów­no gra, jak i publiczność. Wielbiciele tenisa zjawili się tutaj, aby usłyszeć okrzyki, westchnienia i głośne odde­chy, poczuć zapach zmęczenia i potu. Asher, choć obiecała sobie, że zachowa chłodny dystans, dała się ponieść gorą­cej atmosferze i obserwowała Taja z podziwem, którego nigdy nie zdołała się wyzbyć.

Grał z nonszalancką skutecznością. Te pojęcia, choć sprzeczne, doskonale oddawały rzeczywistość. Siła, zręcz­ność, znakomita forma - to były zawsze jego najmocniej­sze atuty. Taj miał smukłą i gibką sylwetkę, która, ilekroć napiął mięśnie, zamieniała się w sprężynę. Wysoki wzrost dawał mu dodatkową przewagę. Odbierał niektóre piłki, prawie nie ruszając się z miejsca. Porównywany bywał do fechtmistrza, choć Asher kojarzył się raczej z awanturni­kiem spod znaku płaszcza i szpady. Zamachy, wykroki, returny - wszystko to wykonywał płynnie i brawurowo, z demonicznym błyskiem w szarych oczach. Taj miał twarz poszukiwacza przygód - szczupłą, inteligentną i arogancką, o mocnych kościach policzkowych i łagodnie zarysowanych ustach. Włosy, jak zawsze zbyt długie, spły­wały czarną, bezładną falą na plecy, kontrastując z białą opaską na czole.

Miał znaczną przewagę, a mimo to grał, jakby jego życie zależało od jednego punktu. Nic się nie zmieniło, pomyślała Asher i serce mocniej zabiło jej w piersi. Odezwała się w niej profesjonalistka. Rozgrywka pochłonęła ją tak, jakby to ona sama trzymała rakietę, jakby po jej czole spływał gorący pot. Dłonie miała mokre, a ciało napięte. Tenis zawsze angażował swoich widzów, a Star­buck, jak nikt, potrafił wprawić ich w trans. To również Asher zapamiętała z dawnych czasów.

Taj posłał szybką piłkę po skosie. Odbiła się i umknęła w bok, nim Francuz zdążył ją zatrzymać. Prędkość uderze­nia i celność były tak fenomenalne, że Asher osłupiała z zachwytu.

- Aut - ogłosił sędzia liniowy beznamiętnym głosem.

Publiczność wydała zawiedziony pomruk. Asher za­marła, wpatrzona w Taja, oczekując zwykłego w takich przypadkach wybuchu złości. Po chwili ogłoszono równo­wagę i widzowie ponownie dali wyraz niezadowoleniu. Taj, nie spuszczając wzroku z sędziego, przetarł mokre czoło. Twarz miał nieprzeniknioną i tylko płonące oczy zdradzały, co naprawdę myśli o jego decyzji. Widownia ucichła. Asher przygryzła wargi - tymczasem Starbuck bez słowa wrócił na miejsce.

Oto pierwsza zmiana, zauważyła zaskoczona. Samo­kontrola. Asher wolno wypuściła powietrze z płuc, sto­pniowo opadło z niej napięcie. Dawny Taj miotałby prze­kleństwa, ciskał rakietą o ziemię, podburzał trybuny lub mieszał je z błotem. Teraz szedł niespiesznie przez kort, milczący i skupiony, choć widać było, że miota nim furia Jednak potrafił utrzymać emocje na wodzy. To było na­prawdę coś nowego.

Francuski zawodnik zajął pozycję i po chwili puścił asa tak silnego, że trybuny zawyły z radości. Taj spokojnie poczekał na ogłoszenie wyniku. Odzyskał przewagę. Asher, znając Starbucka i innych graczy tej klasy wiedzia­ła, że myśli już tylko o następnym posunięciu. As stał się dla niego tylko odległym wspomnieniem, do którego z przyjemnością powróci, gdy nadarzy się okazja. Teraz liczy się dalsza gra.

Francuz odebrał serw błyskawicznym forhendem. Ude­rzenie było pełne werwy i pasji. Typowo męskie zagranie, oceniła Asher. Rywale byli jak piraci na morzu, odpalający w swoim kierunku coraz bardziej zabójcze pociski. Od­głos piłki uderzającej w sam środek rakiety, pisk gumo­wych podeszew na drewnianym podłożu, stęknięcia prze­ciwników, walczących ze sobą zaciekle - wszystko zagłu­szył zgiełk, narastający na trybunach. Nikt już nie siedział, wszyscy śledzili rozgrywkę na stojąco, zaciskając pięści i wstrzymując oddechy. Asher również podniosła się z miejsca, nie zdając sobie sprawy z tego, co robi. Oby­dwaj gracze bronili swojej pozycji.

Francuz z najwyższym trudem odebrał loba, który za­wiódł go na skraj kortu. Piłka wylądowała daleko na pra­wym polu. Taj odesłał ją wytężonym, niskim bekhendem, który zakończył dwuipółgodzinny mecz wynikiem trzy do jednego.

Starbuck został mistrzem Tenisa Halowego w Stanach Zjednoczonych i bożyszczem tłumów.

Asher dała upust szalonej radości, gdy Taj podszedł do siatki, aby wedle zwyczaju uścisnąć dłoń przeciwnika. Mecz zaabsorbował ją w większym stopniu, niż się spo­dziewała, uznała to jednak za zawodową słabość. Zastana­wiała się teraz, jak Taj zareaguje na jej widok. Czy go zraniła? Złamała mu serce? Uraziła jego męską dumę? Najpewniej to ostatnie, uznała. O złamanym sercu można by dyskutować. Spodziewała się, że będzie zły, kiedy ją zobaczy. Za to ona pozostanie opanowana Asher umiała zachować pozory spokoju niemal tak dobrze, jak posłać loba nie do odebrania Obu rzeczy nauczyła się w dzieciństwie. Szybko ostudzi jego złość. Przygotowywała się do tego spot­kania równie pieczołowicie jak do powrotu na kort. Zamie­rzała poradzić sobie i z jednym, i z drugim. Kiedy Taj upora się z prasą i odświeży się pod prysznicem, odszuka go, aby mu pogratulować. Uznała, że będzie lepiej, jeśli to ona zrobi pierwszy krok. Uspokojona i pewna siebie, obserwowała Starbucka i Grimaliera rozmawiających przy siatce.

Taj powoli obrócił głowę i spojrzał na trybunę, dokład­nie w kierunku Asher. Bez pudła wyłowił ją z tłumu. Natę­żenie jego spojrzenia zbiło ją z tropu, tak że mimo woli wstrzymała oddech. Taj ani myślał odwrócić od niej świ­drujących oczu. Po chwili tak długiej, że zaschło jej w gardle, uśmiechnął się szeroko. To już było jawne wy­zwanie. Asher podjęła rękawicę, bardziej pod wpływem emocji niż rozsądnej kalkulacji. W hali nazwisko Starbuck rozbrzmiewało jak grzmot, odbijało się echem od ścian i cichło pod sklepieniem. Minęło dziesięć sekund, potem piętnaście, a on nie poruszył się ani nie mrugnął. Jak na sportowca miał niesłychaną wprost zdolność do utrzymy­wania ciała w bezruchu. Przeszywał ją wzrokiem na wy­lot, aż straciła poczucie dzielącej ich odległości. Uśmie­chał się. Gdy dłonie Asher zaczęły wilgotnieć, Taj odwró­cił się niespodziewanie i wykonał pełny obrót z rakietą nad głową, niczym rycerz z lancą. Tłum zawył z zachwytu. Wiedział! Asher żachnęła się, kipiąc ze złości. Od sa­mego początku wiedział, że tu jestem. Wściekłość, która ją rozsadzała, nie była normalną reakcją osoby wystrychnię­tej na dudka, lecz irracjonalną furią W ciągu kilku sekund, bez użycia słów, Taj Starbuck dał jej do zrozumienia, że gra jeszcze się nie skończyła i że zamierza ją wygrać.

Nie tym razem, prychnęła. Ja również się zmieniłam. Myśli wirowały jak w kalejdoskopie, przywołując coraz to nowe wspomnienia i uczucia, a ona tkwiła w miejscu, gapiąc się na pustoszejący kort. Podekscytowani ludzie, pochłonięci komentowaniem rozgrywki, tłoczyli się wokół niej.

Asher była wysoka i szczupła. Jasne włosy o popiela­tym odcieniu nosiła obcięte krótko i modnie. Ubierała się kobieco i zarazem sportowo. W ciągu trzech lat zawodo­wej bezczynności nic się w tej kwestii nie zmieniło. Twarz Asher bardziej pasowała do atrakcyjnych okładek maga­zynów mody, niż do znojnej harówki na korcie. Sądząc po pięknie wysklepionych kościach policzkowych i klasycz­nym owalu twarzy, można by ją wziąć za arystokratyczną amatorkę. Prosty, zgrabny nosek harmonizował z ładnie wykrojonymi ustami, które rzadko podkreślała szminką. Makijaż na korcie Asher uznawała za stratę czasu, bo i tak cały tusz spływał razem z potem. Oczy miała duże, okrąg­łe i niebieskie, o głębokim, fiołkowym odcieniu. Jedynym gestem kobiecej próżności, na jaki sobie pozwalała, było przyciemnianie długich, lecz zbyt jasnych rzęs.

Asher nigdy nie przyszło do głowy, by pójść w ślady koleżanek po fachu i dodawać sobie uroku wstążkami czy biżuterią. Poza kortem jej styl był równie prosty i stonowany.

Gdy miała osiemnaście lat, pewien reporter nazwał ją Buźką i tak już zostało. Mając dwadzieścia trzy lata, zre­zygnowała z gry, lecz piękna i powściągliwa twarz utalen­towanej zawodniczki nie została zapomniana Powściągli­wość i opanowanie były największymi sojusznikami Asher. Na korcie myśli i zamiary tenisistki pozostawały nieodgadniona Podobnie działo się w życiu osobistym.

Asher zajmowała się tenisem tak długo, że granica mię­dzy kobietą a sportowcem w jej życiu dawno już się zatar­ła. Surowa, nienaruszalna zasada, ustanowiona przez ojca, by w każdej sytuacji bronić dostępu do swoich prawdzi­wych uczuć, stopniowo wrosła w jej światopogląd. Asher pozwoliła ją naruszyć tylko raz i tylko jednej osobie, i wię­cej nie zamierzała powtarzać tego błędu.

Stała teraz samotnie na trybunie, spokojna i wyniosła, a na jej twarzy nie było nic, co sugerowałoby złość, wzbu­rzenie czy ból - uczucia, z którymi niespodziewanie przy­szło jej walczyć. Była tak pogrążona w myślach, że dopie­ro za drugim razem zareagowała na swoje imię. Odwróciła się i zobaczyła radosną grupę fanów, zbliżającą się ku niej. Rozpoznali ją. Choć spodziewała się tego, poczuła radosne podniecenie, gdy wielbiciele zaczęli na wyścigi podsuwać jej programy i bilety do podpisania.

Asher odpowiadała ze swobodą i poczuciem humoru na pytania, zwłaszcza dotyczące jej związku z Tajem. Szeroki uśmiech i dowcipne riposty zachwycały wielbicieli. Nie miała jednak złudzeń, że równie łatwo pójdzie jej z dzien­nikarzami. Mogła mieć tylko nadzieję, że dopadną ją do­piero jutro.

Podpisała już wszystkie zdjęcia i bilety i miała zamiar skierować się do wyjścia, kiedy zauważyła z dala grupkę starych znajomych - dawnego rywala, byłego partnera do debla i inne dobrze jej znane twarze. Wzrok Asher napo­tkał spojrzenie Chucka Prince'a. Najlepszy przyjaciel Taja był sympatycznym tenisistą o żelaznym nadgarstku i kro­ku opanowanym do perfekcji. Zanim dopadł ją następny fan, zdążyła dostrzec zaskoczenie w przyjaznych oczach Chucka.

Wieść się niesie, pomyślała niemal ponuro, uśmie­chając się odruchowo do nastoletniej wielbicielki. Asher Wolfe wraca na kort! Niedługo padną pytania, czy wróci również do Taja Starbucka.

- Asher! - Chuck zbliżał się do niej tym samym sprę­żystym krokiem, z którego słynął na korcie. Zamknął ją w niedźwiedzim uścisku i wycisnął jej głośnego buziaka na policzku. - Cześć, kocico, świetnie wyglądasz!

Wysunęła się z jego objęć, roześmiana i trochę zasko­czona.

- Ty też, staruszku - odwzajemniła komplement. Nie musiała kłamać. Chuck był pod każdym względem średni. Wzrost, budowa ciała, karnacja - wszystko było u niego przeciętne, ani atrakcyjne, ani brzydkie. A mimo to miał w sobie coś intrygującego, jakiś wewnętrzny żar, który dodawał mu pikanterii. Chuck nie wahał się wyko­rzystywać tego daru - oczywiście, w dobrej wierze, co stale podkreślał, dokonując coraz to nowych podbojów.

- Nie zdradziłaś nikomu, że tu będziesz - powiedział Chuck z lekką pretensją, eskortując Asher przez tłum, prą­cy do wyjścia. - Nie wiedziałem, że jesteś, dopóty... - urwał, lecz odgadła, iż ma na myśli jej kilkusekundową wymianę spojrzeń z Tajem - .. .dopóki mecz się nie skończył. - Lekko ścisnął Asher za ramię. - Czemu się do nikogo nie odezwałaś?

- Bo do ostatniej chwili nie byłam pewna, czy przyja­dę. - Asher pozwoliła, aby zaprowadził ją w spokojne miejsce na końcu korytarza. - Potem pomyślałam, że wmieszam się w tłum - ciągnęła. - Nie chciałam zakłócać meczu swoim nagłym powrotem.

- To dopiero był mecz! - Chuck uśmiechnął się szero­ko na wspomnienie finałowej walki. - Nie wiem, czy Taj kiedykolwiek zagrał lepiej. Trzy asy w ostatnim secie!

- Zawsze miał śmiercionośne uderzenie - mruknęła Asher.

- Widziałaś się z nim?

Gdyby podobne pytanie zadał ktoś inny, w odpowiedzi otrzymałby tylko chłodne, nieprzyjazne spojrzenie. Jed­nak Chuck zasługiwał na coś więcej.

- Jeszcze nie. - Gorzki grymas wykrzywił ładną twarz Asher. - Czekałam na koniec meczu. - Splotła palce, co było u niej objawem niepokoju. - Nie sądziłam, że zauwa­ży mnie wcześniej.

I tak nie zdołałam go zdekoncentrować, uśmiechnęła się w duchu. Kiedy Taj miał rakietę w ręku, nic nie mogło odwrócić jego uwagi od kortu.

- Szalał, kiedy odeszłaś.

Słowa Chucka przywróciły ją do rzeczywistości. Ner­wowo rozplotła palce.

- Jestem pewna, że szybko mu przeszło. - Odpowiedź zabrzmiała zbyt szorstko i Asher, aby zatrzeć jej ton, ode­zwała się dużo łagodniej. - Powiedz lepiej, co się z tobą działo przez ten czas? Widziałam reklamę, w której za­chwalasz nowe buty do tenisa. - Jak wypadłem? - zapytał z ożywieniem.

- Szczerze? - uśmiechnęła się przewrotnie. - O mało ich nie kupiłam.

Chuck parsknął śmiechem.

- Pozowałem na macho.

Napięcie, jakie czuła podczas meczu, opadło całkowi­cie. Teraz było jej nawet wesoło.

- Z taką twarzyczką? - Uszczypnęła go pieszczotliwie w policzek. - Od razu widać, że nie skrzywdziłbyś nawet muchy.

- Ciii... - Chuck rozejrzał się znacząco. - Nie tak głośno. Wystawiasz na szwank moją reputację. Tęsknili­śmy za tobą, Asher. - Czule poklepał jej szczupłe, silne ramię.

Radość rozjaśniła jej oczy.

- A mnie brakowało was i tenisa. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo, dopóki nie obejrzałam dzisiejszego meczu. To już trzy lata - szepnęła.

- Ale wróciłaś do nas.

Spojrzała na Chucka, z trudem odrywając się od wspo­mnień.

- Wróciłam - przytaknęła. - Za parę tygodni znów po­jawię się na korcie.

- Na Foro Italico.

Asher uśmiechnęła się. Uśmiech zdradzał determinację i wiarę w siebie.

- Tym razem zamierzam wygrać - powiedziała.

- Trudno, żeby było inaczej.

Głos, który dobiegł zza pleców Asher, sprawił, że wszyst­kie mięśnie jej ciała napięły się jak przed atakiem. Stojący naprzeciw niej Chuck nie dostrzegł jednak w oczach przy­jaciółki niczego, poza błyskiem nieodgadnionej emocji. Kiedy odwróciła się do Taja, stwierdził z zachwytem, że wiernie zachował w pamięci wspomnienie jej urody. I tak jak dawniej, znakomicie panowała nad sobą.

- Zawsze mi to powtarzałeś przed turniejami - powie­działa spokojnie. Paradoksalnie, niespodziewana wymiana spojrzeń na trybunie ułatwiała jej teraz rozmowę. Pozostał tylko niepokój, boleśnie ściskający żołądek. - Wspaniale grałeś, Taj. Zwłaszcza po pierwszym secie.

Odległość, która dzieliła ich w tej chwili, wydawała się śmiesznie mała. Przez moment taksowali się wzrokiem, lecz żadne nie odnalazło w drugim większych zmian. Asher uświadomiła sobie nagle, że dwadzieścia lat znaczy­łoby równie mało. Serce w jej piersi nadal biłoby w swoim rytmie, krew nadal płynęłaby w żyłach. Dla niego, zawsze dla niego...

Czym prędzej odpędziła zdradzieckie myśli. Jeśli ma zachować spokój pod naporem jego spojrzenia, nie może sobie pozwolić na sentymenty.

Dziennikarze czyhający na okazję, aby zarzucić Starbucka pytaniami, po chwili spostrzegli także Asher. Oboje zo­stali otoczeni kordonem mikrofonów, kamer i fleszy. Taj, zniecierpliwiony tym naporem, chwycił ją za ramię i bez słowa pociągnął w stronę najbliższych drzwi. Pomieszczenie okazało się damską szatnią co bynajmniej nie zbiło Taja z tropu. Zatrzasnął...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin