A. Ścibor-Rylski - Czlowiek z marmuru.pdf

(335 KB) Pobierz
114292845 UNPDF
A LEKSANDER ŚCIBOR - R YLSKI
CZŁOWIEK Z MARMURU
114292845.001.png
Materiały czarno – białe
Przed czołówką filmu: szybki montaż migawek, ukazujących historię kariery i upadku
murarza Mateusza Birkuta. Skwarny dzień; Birkut z pomocnikiem stawia mur z cegieł.
Przedstawiciele dyrekcji biją brawo. Birkut ma zaimprowizowane podium – zmęczony , ale
szczęśliwy – przemawia do niewidocznej załogi. W chwilę później schodzi z budowy po
chwiejnej kładce. Ktoś wręcza mu kwiaty, ktoś inny przypina order. Birkut pozuje
rzeźbiarzowi, potem bije brawo na jakiejś trybunie. Wystawa plastyki – Birkut składa
wiązankę kwiatów u stóp własnego posągu. Znów na trybunie – teraz sam wychyla się po
wręczane mu kwiaty. Na tej samej trybunie prezydent Bierut; uśmiecha się do niewidocznych
tłumów. Fragment pochodu pierwszomajowego. Prezydent Bierut oklaskuje przechodzących.
Zwarta grupa sportowców, uczestniczących w pochodzie, niesie na ramionach olbrzymi
portret Stalina. Ściana wysokiego budynku, ozdobiona wielkimi portretami przodowników
pracy; robotnicy spuszczają na linach podobiznę Birkuta, aby zrobić miejsce dla portretu
innego przodownika.
Gmach telewizji – wnętrze dzień
Długi, przeszklony korytarz. Redaktor telewizji, mężczyzna w grubych okularach i
Agnieszka, dziewczyna w wieku około 25 lat, wysoka blondynka w dżinsach i niebieskiej
kurteczce, z przerzuconym przez ramię workiem, idą szybko na kamerę.
Prowadzą gwałtowną rozmowę, przeradzającą się chwilami w kłótnię.
REDAKTOR: To jest film, który pani chce zrobić. My jednak musimy zadać takie
pytanie: czy to jest potrzebne mnie, jako redaktorowi, następnie instytucji, czyli telewizji, a
wreszcie samym telewidzom? A poza tym, wie pani, tam się piętrzą cholerne pułapki,
przeszkody, sprawy ciemne, nigdy nie wyjaśnione do końca! No i sam fakt, że to akurat lata
pięćdziesiąte!... Tego jeszcze nie było na ekranie, to są sprawy nietknięte w naszych
programach!
AGNIESZKA: Czy pan mnie uważa za kretynkę? Mam nakręcić byle co, tylko
dlatego, że dyplom i trzeba szybko? I że pan chce mieć święty spokój? Ja to muszę zrobić i
zrobię, rozumie pan?
REDAKTOR: Proszę pani, może to i byłby temat, ale dla kogoś starszego, z
większym doświadczeniem… no i niekoniecznie w tej chwili. Ale młoda osoba, taka jak
pani?... Dam pani inny film.
AGNIESZKA: Niech pan robi ze swoimi staruszkami, co pan chce! Ale nie ze mną!
To jest mój temat! I nikt mi go nie odbierze! A poza tym ja już zaczęłam zdjęcia.
REDAKTOR: To ma być argument? Proszę pani! A mówiąc po prostu: wolałbym,
żeby pani zrobiła co innego. I ja nawet wiem co. Na przykład: niech się pani weźmie za stal!
Gdyby pani ładnie to naświetliła – to zagadnienie, ten temat?... To by nas interesowało, tu
moglibyśmy pani pomóc. Proszę zrozumieć: my pani dajemy prawdziwą szansę!
AGNIESZKA: Ale tu chodzi o młodość mojego ojca, pańskiego, w ogóle o młodość
naszych ojców!
REDAKTOR: Niech pani pomyśli.
AGNIESZKA: Proszę pana, ja mam w tej chwili takie kontakty, takie materiały,
przeprowadziłam tyle rozmów… To może dać niespodziewane efekty, rozumie pan? Ja
uważam, że to jest temat, no, temat… To będzie pasjonować wszystkich – młodzież starych,
pana, mnie…
REDAKTOR: Pani Agnieszko, pani lekceważy fakty. Dla mnie faktem jest jedna huta,
druga huta, ludzie w tych hutach…Cyfry! Sześć i pół miliona ton stali dziś, osiem jutro, a
pojutrze?
AGNIESZKA: A dlaczego pan mi nie zorganizował tych materiałów, o które
prosiłam?
REDAKTOR: A nie, nie, moja kochana… Bo pani się plącze w aferę, z której pani
potem niw wyjdzie. To pogrzebie panią, mnie, film; wylejemy dziecko z kąpielą! To są
materiały zastrzeżone; kiedyś nie poszły, dziś nie pójdą, nigdy nie pójdą! Ich nikt nie puści –
niech pani nie lekceważy tego momentu! I niech pani mnie zrozumie, po prostu.
Zatrzymują się przed drzwiami redakcji. Redaktor kładzie dłoń na klamce.
AGNIESZKA ( po krótkim namyśle ): Ile pan ma lat?
REDAKTOR: Dwadzieścia osiem. A pani ma dwadzieścia jeden dni do końca zdjęć.
AGNIESZKA: Służę panu.
Odbiega korytarzem, ciągnąc za sobą po ziemi swój worek.
Przed gmachem telewizji.
Agnieszka wybiega z gmachu TV, ciągnąc za sobą worek. Zatrzymuje się, macha ręką.
Podjeżdża mikrobus telewizyjny, tzw. „Robur”. Młody człowiek otwiera drzwi, wciąga
Agnieszkę do środka, potem wyskakuje po jej worek, wsiada. „Robur” rusza.
Ulice Warszawy.
Telewizyjny „Robur” mknie ulicami Warszawy. W środku zamyślona Agnieszka,
operator obrazu – starszy pan w okularach i czapce nisko nasuniętej na oczy, technik dźwięku
– młody człowiek o bystrych oczach i nieco agresywnej twarzy, oraz młody kierowca.
Przed Muzeum Narodowym.
Mikrobus „Robur” zajeżdża pod bramę Muzeum. Niewielka ekipa Agnieszki wysypuje
się z wozu, wyciąga sprzęt. Brama jest zamknięta, przez żelazne sztachety widać dziedzinie.
Agnieszka przez chwilę waha się, następnie zdecydowanym ruchem odsuwa skrzydło bramy.
Cała czwórka rusza ku drzwiom wejściowym szarego gmachu, widniejącego w głębi.
Muzeum
Hall muzeum. W głębi schody z marmuru. Pracownica muzeum prowadzi ku nim
Agnieszkę i jej towarzyszy.
PRACOWNICA MUZEUM: Proszę bardzo.
AGNIESZKA: My jesteśmy z telewizji, pani wie. Dzwoniono do pani.
PRACOWNICA MUZEUM: Tak, dyrektor uprzedził mnie; prosił żebym wam
pomogła. Tylko że dzisiaj jest poniedziałek – zamknięte dla publiczności, więc trochę mało
światła. O czym to ma być film właściwie, proszę pani? Dyrektor interesuje się tym bardzo.
Czy pani ma jakiś scenariusz?
AGNIESZKA: Tak.
PRACOWNICA MUZEUM ( niepewnie ): Aha…
AGNIESZKA: Mam.
PRACOWNICA MUZEUM: Proszę bardzo. Tędy.
Mijają kilka sal, wypełnione dziełami sztuki. Agnieszka przechodzi obok nich
obojętnie. Prowadzeni przez pracownicę schodzą do piwnicy. Jest tu jeszcze mniej światła niż
na górze.
AGNIESZKA ( do technika ): Niech pan się nią zajmie, dobrze?
TECHNIK: Dobra, pani Agnieszko.
AGNIESZKA ( do pracownicy ): A tam co jest?
PRACOWNICA MUZEUM: Tam nie ma nic ciekawego. Takie nasze stare zbiory.
AGNIESZKA: Sprzed wojny?
PRACOWNICA MUZEUM: Nie, sprzed dwudziestu kilku lat. My jesteśmy jedyną
instytucją, która zakupuje dzieła sztuki. No, bo kto? Świetlice, domy kultury?... Kropla w
morzu…
AGNIESZKA: Czy one były kiedyś eksponowane?
PRACOWNICA MUZEUM: Słucham? Oczywiście tak; nie widziała pani?
AGNIESZKA: Nie chodziłam wtedy na wystawy; urodziłam się w 52 roku.
Widzi drzwi, obite siatką i rusza ku nim. Zaniepokojona pracownica muzeum
podbiega za nią.
AGNIESZKA: Ja się tylko troszeczkę rozejrzę, dobrze?
PRACOWNICA MUZEUM: Ale o co pani właściwie chodzi… nie wiem.
Od tyłu szybko podchodzi technik dźwięku i bierze pracownicę pod rękę.
TECHNIK: Ja zaraz pani wytłumaczę, wie pani. ( Zgrabnie odprowadza ją od drzwi,
przed którymi stoi Agnieszka )
PRACOWNICA MUZEUM: No, czego wy szukacie… chciałabym wiedzieć.
TECHNIK: Robimy film, rozumie pani.
PRACOWNICA MUZEUM: No tak, ale…
Oboje oddalają się na bezpieczną odległość, przy czym technik przez cały czas coś jej
cicho wyjaśnia, nie przestając gestykulować. Agnieszka próbuje otworzyć drzwi – okazuje się,
że nie są zamknięte. Niecierpliwym głosem przywołuje starego operatora i kierowcę, który
równocześnie pełni obowiązki oświetlacza. Wszyscy troje ruszają wąskim przejściem,
zamknięty z obu stron przegrodami z siatki. W półmroku – za siatką – widać tłumy rzeźb,
upchanych byle jak, często jedna na drugiej. Jest wśród nich dużo posągów i popiersi Stalina.
Agnieszka kieruje się planem, wyrysowanym na kartce. Wreszcie odnajduje boks, którego
szukała. Ogląda się przez ramię: w głębi korytarza technik tłumaczy coś zawzięcie
pracownicy muzeum. Agnieszka wyciąga z włosów szpilkę i bez trudu otwiera nią
nieskomplikowaną kłódkę. Kierowca przybliża przenośną lampę do siatki. Agnieszka wsuwa
się do boksu, przyklęka obok wielkiej figury z marmuru, przewróconej na ziemię i sprawdza
numer ewidencyjny, przyczepiony do ramienia posągu. Uśmiecha się z tryumfem.
AGNIESZKA ( do operatora ): Jak tu będzie ze światłem?
OPERATOR: Jakoś oświetlę. To trzeba postawić, a kamerę damy na statyw.
AGNIESZKA: Na jaki statyw! Kamera!
Skonsternowany operator podaje jej kamerę. Agnieszka zaczyna kręcić z ręki,
najpierw w rozkroku, potem coraz niżej, aż wreszcie przysiada na piersiach przewróconego
posągu. Widzimy teraz jego nienaturalne powiększoną, martwą twarz, spoglądającą gdzieś
daleko pustymi oczyma. Jest to twarz, którą jeszcze wiele razy zobaczymy w tym filmie –
twarz murarza Birkuta.
OPERATOR ( z nutką podziwu ): No, moja córeczko… Ho, ho, ho…
Zgłoś jeśli naruszono regulamin