Muchamore Robert - CHERUB 7.Wpadka.txt

(478 KB) Pobierz
WPADKA 


Robert Muchamore 


Tłumaczenie Bartłomiej Ulatowski 

EGMONT 


Tytuł oryginalny serii: Cherub 
Tytuł oryginału: The Fall 

Copyright © 2006 Robert Muchamore First published in 
Great Britain 2006 by Hodder Children's Books 

www.cherubcampus.com 

© for the Polish edition by Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2009 

Redakcja: Agnieszka Trzeszkowska 
Korekta: Anna Sidorek 
Projekt typograficzny i łamanie: Mariusz Brusiewicz 

Wydanie pierwsze, Warszawa 2009 Wydawnictwo Egmont 
Polska Sp. z o.o. ul. Dzielna 60, 01-029 Warszawa 
tel.0 22 838 41 00 

www.egmont.pl/ksiazki 

ISBN 978-83-237-3577-9 

Druk: Zakład Graficzny COLONEL, Kraków 


CZYM JEST CHERUB? 

CHERUB to komórka brytyjskiego wywiadu zatrudniająca 
agentów w wieku od dziesięciu do siedemnastu lat. Wszyscy cherubini 
są 
sierotami zabranymi z domów dziecka i wyszkolonymi 
na profesjonalnych szpiegów. Mieszkają 
w tajnym kampusie 
ukrytym na angielskiej prowincji. 

DLACZEGO DZIECI? 

Bo nikt nie podejrzewa ich o udział w tajnych operacjach wywiadu, 
co oznacza, Se uchodzi im na sucho znacznie więcej niS 
dorosłym. 

KIM SĄ 
BOHATEROWIE? 

W kampusie CHERUBA mieszka około trzystu dzieci. Głównym 
bohaterem naszej opowieści jest czternastoletni JAMES 
ADAMS, ceniony agent mający na koncie kilka udanych misji. 
KERRY CHANG, mistrzyni karate z Hongkongu, jest dziewczyną 
Jamesa. Do kręgu jego najbliSszych znajomych naleSą 
takSe 
BRUCE NORRIS, SHAKEEL DAJANI oraz KYLE 
BLUEMAN. Siostra Jamesa LAURA ADAMS ma zaledwie jedenaście 
lat, ale juS 
cieszy się 
reputacją 
jednej z najlepszych 
agentek CHERUBA. Jej najbliSszymi przyjaciółmi są 
BETHANY PARKER oraz GREG RATHBONE, znany jako Rat. 


PERSONEL CHERUBA 

Utrzymujący rozległe tereny, specjalistyczne instalacje treningowe 
oraz siedzibę 
łączącą 
funkcje szkoły, internatu i centrum 
dowodzenia CHERUB zatrudnia więcej dorosłych pracowników 
niS 
młodocianych agentów. Są 
wśród nich kucharze, ogrodnicy, 
nauczyciele, trenerzy, pielęgniarki, psychiatrzy i koordynatorzy 
misji. CHERUBEM dowodzi niedawno mianowana prezes Zara 
Asker. 

KOD KOSZULKOWY 

Rangę 
cherubina moSna rozpoznać 
po kolorze koszulki, jaką 
nosi w kampusie. Pomarańczowe są 
dla gości. Czerwone noszą 
dzieci, które mieszkają 
i uczą 
się 
w kampusie, ale są 
jeszcze zbyt 
małe, by zostać 
agentami (minimalny wiek to dziesięć 
lat). Niebieskie 
są 
dla nieszczęśników przechodzących torturę 
studniowego 
szkolenia podstawowego. Szara koszulka oznacza agenta 
uprawnionego do udziału w operacjach. Granatowa -taką 
nosi 
James -jest nagrodą 
za wyjątkową 
skuteczność 
podczas jednej 
akcji. Kto konsekwentnie osiąga wyniki powySej oczekiwań, 
kończy karierę 
w CHERUBIE, nosząc koszulkę 
czarną, przyznawaną 
za wybitne osiągnięcia podczas licznych operacji. Agenci, 
którzy zakończyli słuSbę, otrzymują 
koszulki białe, noszone takSe 
przez część 
kadry. 


SIERPIEŃ 
2006 


Ford focus znieruchomiał na opustoszałym nadmorskim bulwarze 
w chwili, gdy potęSna fala rozbiła się 
o mur falochronu. Opadający 
rozbryzg przemienił się 
w rwący potok, który zawirował 
na deskach drewnianej promenady. Na kamienistej plaSy poniSej 
walczyły o przetrwanie na wpół zatopione plaSowe chatki. 

MęSczyzna za kierownicą 
miał pięćdziesiąt lat, brzuch jak 
beczka piwa i nabiegłą 
krwią 
twarz nadającą 
mu wygląd człowieka, 
który zasnął w solarium. Nazywał się 
George Savage. 

-Choroba, ale sztorm -zagaił George, podnosząc głos, by jego 
towarzyszka mogła go usłyszeć 
poprzez bębnienie deszczu o 
dach samochodu. -Nie pamiętam takiego od wieków. 

Młoda kobieta na miejscu pasaSera nosiła taki sam mundur jak 
jej towarzysz: czarne spodnie do białej koszuli z epoletami i napisem: 
„Królewski Urząd Ceł i Akcyz”. Wydobywszy ze schowka 
masywną 
latarkę, sięgnęła między fotelami do tyłu po nieprzemakalny 
płaszcz. 

-Idziesz? -zapytała, choć 
dobrze wiedziała, jaką 
usłyszy odpowiedź. 


-Chyba nie ma sensu, Sebyśmy oboje mokli, prawda, Wet? George 
uśmiechnął się, mruSąc oczy. 

Iweta Clark nienawidziła swojego partnera. George był stary, 
leniwy, śmierdział jak wieczór w spelunie i znajdował osobliwą 



uciechę 
w odmawianiu posługiwania się 
jej prawdziwym imieniem. 
Zwracał się 
do niej per Wet, Wetko, Wetuniu, Iwciu, nazywał 
kochaniem, a niekiedy nawet słoneczkiem, ale jeSeli słowo 
Iweta kiedykolwiek przeszło przez usta George'a Savage'a, to jej 
przy tym nie było. Z rozkoszą 
zmiaSdSyłaby mu jądra kolanem, 
gdyby nie szkoda, jaką 
wyrządziłaby tym swojej zaledwie trzymiesięcznej 
karierze w słuSbach celnych. 

Kiedy wysiadła w huczącą 
ciemność, wichura omal nie wyrwała 
jej płaszcza z rąk. Zanim zapięła suwak, jej koszula zdąSyła 
nasiąknąć 
deszczem, a przez głowę 
przemknęła straszna wizja 
George'a łypiącego lubieSnie na jej czarny stanik, który na pewno 
będzie prześwitywał, kiedy wróci do samochodu. 

Iweta podeszła do falochronu, uSalając się 
w duchu nad sobą. 
Wstąpiła do słuSb zaraz po studiach, licząc na ekscytującą 
karierę 
pogromczyni oszustów, szmuglerów i handlarzy narkotyków. 
Broszura rekrutacyjna nie wspominała o dziesięciogodzinnych 
patrolach na wybrzeSu w towarzystwie obleśnej świni. 

Właśnie pomyślała, Se gorzej juS 
być 
nie moSe, kiedy uderzyła 
kolejna fala. Większa od poprzedniczek, przełamała się 
nad murkiem 
falochronu, by potoczyć 
się 
spienionym wałem po promenadzie. 
Iweta zawróciła na pięcie, rzucając się 
do ucieczki, ale 
lodowaty strumień 
dogonił ją 
i porwał ze sobą. Poślizgnęła się 
na 
mokrych deskach i upadła na kolana, boleśnie ocierając sobie 
dłonie, które odruchowo wyciągnęła przed siebie. Powracająca 
woda piętrzyła się 
jej pod brodą 
i przelewała nad ramionami. 

Kiedy z tchem zapartym od zimna dźwignęła się 
na nogi, rozległ 
się 
triumfalny ryk klaksonu. Była pierwsza w nocy, ale dzięki 
oświetlającym promenadę 
sznurom Sarówek Iweta miała doskonały 
widok na kolegę 
zwijającego się 
ze śmiechu w ciepłym i 
suchym wnętrzu samochodu, za chlapiącymi wodą 
wycieraczkami. 


Chciała podbiec do wozu i powiedzieć 
George'owi, co o nim 
myśli, ale wiedziała, Se awantura tylko wzbogaci opowieść, jaką 
z pewnością 
uraczy kolegów w biurze, kiedy tylko nadarzy mu 
się 
okazja. 

Bliska płaczu i z oczami piekącymi od soli Iweta zawróciła 
chwiejnie do falochronu, wyjmując z kieszeni duSą 
latarkę. 
Oczekując kolejnej fali, wczepiła się 
dłonią 
w barierkę 
nad mu-
rem i skierowała snop światła w stronę 
morza. 

Ku swemu niezmiernemu zdumieniu zobaczyła dokładnie to, 
czego szukała. 

* 

Wąski pas wody pomiędzy Wielką 
Brytanią 
a Francją 
jest najruchliwszym 
szlakiem morskim na świecie. W kaSdej chwili po 
kanale La Manche pływa ponad tysiąc jednostek, od ogromnych 
stutysięczników po jednoosobowe Saglówki. Przy tak duSym ruchu 
wypadki zdarzają 
się 
często, a kiedy jedna z większych łodzi 
zderzy się 
z jedną 
z małych, mniejsza zawsze wychodzi na tym 
gorzej. 

Trzy godziny przed pojawieniem się 
George'a i Iwety na nadmorskiej 
promenadzie pod Brighton szybki katamaran o wyporności 
piętnastu tysięcy ton, wiozący dwustu trzydziestu pasaSerów, 
powiadomił przez radio straS 
przybrzeSną 
o swojej kolizji z 
nieduSym jachtem motorowym. Jacht wydawał się 
powaSnie 
uszkodzony. Na pomoc posłano łódź 
oraz francuski śmigłowiec 
słuSb ratownictwa morskiego. Pomimo Se jacht miał znaczny 
przechył i nabierał wody, jego dowódca odmówił przyjęcia pomocy 
i podjął próbę 
ucieczki z miejsca wypadku. Było oczywiste, 
Se ma coś 
do ukrycia. 

Śmigłowiec przez półtorej godziny towarzyszył okaleczonej 
łodzi szukającej schronienia na wodach międzynarodowych, po 
czym musiał wrócić 
do bazy po paliwo. W normalnych okolicznościach 
patrol straSy przybrzeSnej juS 
dawno przechwyciłby jacht, 


w razie potrzeby zatrzymując go siłą, ale sztorm wywołał lawinę 
wezwań 
pomocy od innych jednostek i zasoby wszelkich słuSb 
morskich były wyczerpane do cna. 

Z braku lepszych rozwiązań 
poproszono straS 
przybrzeSną 
o 
śledzenie jachtu za pomocą 
radaru, ale obserwowanie tak małej 
łódki na burzliwym morzu jest w zasadzie niemoSliwe, dlatego 
straS 
nadała przez radio wezwanie, prosząc inne jednostki o zgłaszanie 
zauwaSenia uszkodzonej białej łodzi motorowej. 

TuS 
po północy kapitan kontenerowca nawiązał kontakt ze 
straSą, by zawiadomić, Se jego statek właśnie minął jednostkę 
pasującą 
do opisu. Niebezpiecznie bliski zatonięcia jacht podejmował 
rozpaczliwe wysiłki dotarcia do angielskiego wybrzeSa. 

PoniewaS 
nie było komu przechwycić 
łodzi na morzu, wzdłuS 
dziesięciomilowego odcinka wybrzeSa rozstawiono patrole policji, 
słuSb celnych i straSy przybrzeSnej z nakazem wypatrywania 
uszkodzonego jachtu. 

* 

George Savage patrzył na pochyloną 
nad oknem samochodu 
koleSankę 
z wyrazem rozSalenia na twarzy. 

-Choroba, jesteś 
pewna? 

„Cały George” -pomyślała Iweta. Był wyraźnie zirytowany, Se 
zepsuto mu spokojny wieczór. 

-Na końcu mola jest przywiązana łódź. Pasuje do opisu i wygląda, 
jakby się 
miała przewrócić. 

-MoSe po prostu ktoś 
tam cumuje -odparł George, w zamyśleniu 
trąc palcem szczeciniasty zarost. 

-Ma włączone światła, George. Moim zdaniem to nasza łódka. 
Zresztą 
tylko ktoś 
bardzo zdesperowany mógł zacumować 
poza portem w taką 
pogodę. 

-Lepiej tu zaczekajmy. Wezwę 
wsparcie. 

To wyprowadziło Iwetę 
z równowagi. 

10 


-Z tego, co wiemy, dopiero co przypłynęli. Przestępcy wciąS 
mogą 
tam być! 

-Przemytnicy zwykle mają 
broń, cukiereczku. Nie wiemy, z 
czym mamy do czynieni...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin