ęłęóRozdział pierwszy Severus zamknął za sobą drzwi i ostrożnie przemierzył swe kwatery wchodząc do małego pokoju, służącego za salon. Zostawił światło wyłączone i poddał się instynktowi. Żył samotnie przez większość swego dorosłego życia, dorastał przyzwyczajony do samotnej ciszy i duszącej pustki, które teraz wydawały się być częścią domu. Jednakże, po krótkim przejściu przez dom zauważył zmianę w małej przestrzeni, w której żył. Słowo, które natychmiast pojawiło się w jego głowie brzmiało „zakłócone”. Chociaż nic nie było inne fizycznie, czuł, że coś było nie tak. Ktoś był w jego domu. Wyciągnął różdżkę i zaczął skradać się przez salon, spłycając oddech tak bardzo, jak tylko było to możliwe. W miarę zbliżania się słyszał różne odgłosy – kaszel, szelest ubrania, westchnienie – ale nic, co pozwoliłoby zidentyfikować intruza. Kiedy tylko wkroczył do pokoju, ktoś zapalił lampę. Zmrużył oczy i cofnął się o kilka kroków, wahając się, oślepiony przez światło. Zatrzymał się wystarczająco długo, żeby zauważyć, że to Potter był w jego domu i to był jedyny powód, dla którego nie rzucił bez skrupułów klątwy na pokój. - Potter, do cholery! Co ty sobie wyobrażasz, przychodząc tu? Nie masz prawa! Harry nie wydawał się być speszony. - Przepraszam, profesorze. Zastanawiałem się, czy możemy porozmawiać. - Co? Nie, nie możemy! Wynoś się! Harry westchnął. - Okej. Do zobaczenia jutro profesorze. – Podniósł się ciężko z sofy i opuścił pokój, uśmiechając się kiedy minął Severusa. Mężczyzna stał w miejscu jeszcze długo po tym, jak usłyszał kliknięcie zamykanych drzwi. Nadal był w szoku. Kiedy tylko powrócił do siebie, wywnioskował, że to była część wyzwania i że Potter wyciągnął krótszą słomkę. Wypalił papierosa i wypił filiżankę czarnej kawy zanim odebrał Gryffindorowi pięćdziesiąt punktów i zasnął głęboko na sofie. _______________________ Pięć tygodni później - Dobry wieczór, profesorze. - Wynoś się z mojego domu – Severus powiedział to prawie automatycznie; wszelka władza w jego głosie została zastąpiona przez zmęczoną niechęć. Opadł na kanapę, zamykając oczy i głęboko oddychając. Próbował się odprężyć, by nie dopuścić do kolejnego załamania nerwowego. - Chciałby pan trochę kawy? – Potter zaczął krzątać się po przyległej kuchni i wyjął z górnej półki dwa dobrane kolorystycznie kubki. - Nie, dziękuję. – Po krótkiej pauzie otworzył oczy i obrócił się, w pełnym oburzenia zaskoczeniu piorunując Pottera wzrokiem. - Co masz na myśli mówiąc „czy chciałby pan trochę kawy”? To moja[/i[] kawa! To [i]mój dom! Czy mógłbyś teraz wyjść, proszę? Harry przeszedł przez kuchnię z dwoma kubkami w ręku; jeden z nich wręczył Severusowi, który ze wstrętem zauważył, że Harry wie, jak bardzo lubi kawę. Potter usiadł ciężko obok Severusa i położył nogi na stole. Snape uderzył go po kolanach różdżką i Harry opuścił nogi na dół. - Czego się pan boi, profesorze? Tego, że mógłby mnie pan polubić, gdyby dał mi pan szansę? Snape parsknął szyderczo. - Nigdy cię nie polubię, Potter. Harry uśmiechnął się delikatnie. - Nie, nie przypuszczam, by pan to zrobił. _________________________________________ Dwa miesiące później Severus uciekł od żywotności siódmego roku, wymykając się z pożegnalnego przyjęcia na cześć uczniów. Stał na dworze na zimnym powietrzu, opierając się o mur i paląc papierosa. Na zewnątrz była zataczająca się para, dziewczyna chichotała piskliwie. Zauważyli Severusa, stojącego posępnie w cieniu, spojrzeli na jego zmarszczone brwi i czmychnęli z powrotem do Wielkiej Sali. - Cześć, profesorze. Snape westchnął i uszczypnął się w czubek nosa. - Potter. –Odchylił głowę do tyłu i oparł o mur. - Nie podoba się panu przyjęcie? - Prędzej pociąłbym się na małe kawałeczki, by psu Hagrida było mnie łatwiej zjeść, niż wróciłbym do tamtego piekła. Harry zaśmiał się cicho i oparł się o ścianę, stojąc naprzeciwko Severusa ze skrzyżowanymi ramionami. Snape próbował go ignorować, ale coraz częściej czuł się niekomfortowo pod badawczym spojrzeniem siedemnastolatka. Z pewnego rodzaju przerażeniem zdał sobie sprawę, że będzie mu brakować Pottera w nadchodzącym roku. - Czy mogę ci w czymś pomóc? Harry bez ostrzeżenia wspiął się na palce i przyłożył swoje wargi do ust Severusa. Snape poczuł, jak z jego żołądka tworzy się supeł, ale nie potrafił określić tego uczucia. Strach? To miałoby sens, wziąwszy pod uwagę, że znajdował się w dość kompromitującej pozycji ze swoim uczniem siódmego roku. Usiłując przyćmić wszystkie inne, nie-do-końca-nieprzyjemne-uczucie, którego doświadczał, minęło, a on sam odepchnął Harry’ego i odsunął się, by nie być wciąż uwięzionym między nim, a ścianą. - Co ty sobie wyobrażałeś, robiąc to? Jak śmiesz być tak bezczelny! To było niestosowne i po prostu nie do zaakceptowania! Proponuję ci wrócić na przyjęcie i zapomnieć o tym wszystkim! Harry zerknął na niego zza okularów i uśmiechnął się kokieteryjnie, przygryzając dolną wargę. - Dobrze. Dobranoc, profesorze.
ęęłęóRozdział drugi Snape owinął pelerynę ciaśniej wokół swego smukłego ciała. Opuścił głowę przez wiatr, wiejący na niego i szedł w dół Ulicy Pokątnej. Zacisnął mocno zęby, by powstrzymać je od szczękania, co podświadomie odbierał jako oznakę słabości. Słońce już prawie zniknęło, tylko kilka złotych promieni skrzyło się w udeptanym śniegu. Kiedy Severus przechodził obok Dziurawego Kotła, usłyszał znajomy głos. - Cześć, profesorze. Severus odwrócił się, by ujrzeć Harry’ego, opierającego się o futrynę. Na ustach chłopaka widniał przyjazny uśmiech, jak gdyby byli starymi przyjaciółmi. Powodem tego było zapewne to, że nie widzieli się, odkąd Potter opuścił Hogwart – nie licząc sporadycznych spotkań Zakonu trzy lata temu. - Potter. Harry zaśmiał się, odsłaniając białe, nieco krzywe zęby. Wyglądał starzej, niż Severus zapamiętał podczas ich niemiłego pożegnania na przyjęciu. Zarówno fizycznie – nie był już tak chudy, choć nadal był niższy od Snape’a, pojawiło się kilka zmarszczek wokół jego jasnych oczu, a na podbródku widniał kilkudniowy zarost – jak i w sposobie, w jakim postrzegali go inni. Porzucił już pozę aroganckiego nastolatka – wydawał się być raczej pewnym siebie dorosłym, który dorastał, wychowując się na własnych błędach, i który doskonale zdaje sobie sprawę ze swojej niezależności. - W ogóle się nie zmieniłeś, prawda? - Potraktuję to jako komplement. - Severus zorientował się, że ma ochotę się uśmiechnąć i zastanowił się – dlaczego. Czy byłoby możliwym, by kiedyś polubił Pottera? Nie, odpowiedział zaraz szorstko sam sobie. Nagle mężczyzna zdał sobie sprawę, ...
olcia1233